01 maja 2024

Udostępnij znajomym:

Protesty przeciwko wojnie w Gazie rozprzestrzeniły się na kampusy uniwersyteckie w całym kraju, przywołując obrazy protestów studenckich sprzed kilkudziesięciu lat, które spotkały się z podobną reakcją. Są jednak pewne różnice.

Zwolennicy Izraela zaatakowali w środę propalestyński obóz protestacyjny na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles, podczas gdy burmistrz Nowego Jorku powiedział, że rozbity przez policję propalestyński protest na Uniwersytecie Columbia był prowadzony przez osoby z zewnątrz.

Nagrania z UCLA pokazują ludzi walących kijami i kamieniami w drewniane deski, używane jako prowizoryczna barykada w celu ochrony propalestyńskich demonstrantów, zanim na kampus została wysłana policja.

Po drugiej stronie kraju nowojorska policja aresztowała propalestyńskich demonstrantów, którzy zabarykadowali się w budynku Uniwersytetu Columbia. Burmistrz Nowego Jorku powiedział, że aresztowano około 300 osób i oskarżył o protesty zewnętrznych agitatorów.

Obecne wydarzenia nie osiągnęły jeszcze skali protestów studenckich z końca lat 60. XX wieku przeciwko wojnie w Wietnamie, czy lat 80. przeciwko apartheidowi w Republice Południowej Afryki. Jednak na terenach należących do uczelni mogą być „największym jak dotąd ruchem studenckim” w XXI wieku – to opinia wyrażona w rozmowie z Vox przez Roberta Cohena, profesora nauk społecznych i historii na NYU, który studiował aktywizm studencki. Wprawdzie w ostatnich latach miały miejsce masowe protesty przeciwko wojnie w Iraku w ramach ruchu Occupy Wall Street, czy po zabiciu George'a Floyda przez policjantów, ale odbywały się one głównie poza kampusami uczelni.

Podobnie jak przed laty, tak i dziś studenci biorący w nich udział są krytykowani, czasami wręcz demonizowani przez polityków i sporą część społeczeństwa. Na Uniwersytecie Columbia protestujący zostali usunięci, a część aresztowana przez policję po przejęciu tego samego budynku, w którym w 1968 r. zamieszkiwali protestujący przeciw wojnie. Władze Columbii stwierdziły, że ci, którzy wzięli udział w protestach, mogą zostać wydaleni.

Można się więc zastanawiać, czy to podejście do protestujących i wolności słowa zmieniło się w kraju, czy też protesty te są jednak inne od wydarzeń sprzed kilkudziesięciu lat?

Choć zdecydowana większość biorących udział w akcjach na terenie kampusów to pokojowi demonstranci, to zostali oni przyćmieni przez agresywnych aktywistów - wielu z nich nie jest nawet związana z uniwersytetem, na którym odbywają się demonstracje. To właśnie te osoby rozwieszają zabronione flagi Hamasu i głoszą najbardziej drastyczne hasła.

Niektóre z żądań, w tym pozbycie się udziałów w firmach wspierających wojnę i Izrael, odzwierciedlają żądania wysuwane przez dawnych protestujących, nawołujących do wycofania się z kontaktów z apartheidem w RPA.

Jak zauważają sami wykładowcy z Columbii, nie wszystkie elementy protestów, których w przeszłości z różnych powodów było tam wiele, mają charakter pokojowy. Kiedy szkoła zaczyna zastanawiać się nad ochroną żydowskich studentów, kiedy izraelscy działacze zaczynają być atakowani na ulicach miasta w biały dzień, gdy wreszcie niektórzy uczestnicy prezentują plakaty i ubrania przedstawiające członków Hamasu jako bohaterów, kiedy w obronie jednej społeczności ktoś zaczyna domagać się unicestwienia innej, zaczynamy się zastanawiać nad granicami wolności słowa.

Jeden z wykładowców określił obecne protesty w ten sposób: Zaczęło się od inteligentnego sprzeciwu wobec śmierci cywilów w Gazie, ale w wyniku bezkompromisowej wściekłości i dzięki zmianom w światowej moralności i dostępie do technologii, zamieniło się to w poważne nadużycie przysługujących praw.

Z drugiej strony, opisana wściekłość jest w dużej mierze wynikiem działań policji: dzisiejsze protesty zostały stłumione szybciej niż w przeszłości – w najbardziej chyba skrajnym przypadku na Uniwersytecie Teksasu w Austin administratorzy szybko wysłali policję z końmi i sprzętem do zamieszek przeciw niewykazującym żadnych oznak przemocy protestującym; zarzuty zostały później wycofane przeciwko wszystkim 57 aresztowanym osobom. A to sygnalizuje pogorszenie zaangażowania szkół w ochronę wolności słowa, które pojawiło się w latach sześćdziesiątych.

„Myślę, że fakt, iż stało się to tak szybko, jest bezprecedensowy. A wezwanie do tłumienia wypowiedzi jest znacznie bardziej publiczne” – powiedział Cohen.

Co dzisiejsze protesty mają, a czego nie mają wspólnego z antywojennymi protestami z lat 60.

Studenci z Columbii zasłynęli z okupowania budynków uniwersyteckich w 1968 r. w proteście przeciwko segregacji i wojnie w Wietnamie, zanim policja usunęła ich siłą. Wszystko to wydarzyło się na tle szerszych protestów antywojennych i antyrasistowskich w całych Stanach Zjednoczonych, zarówno na kampusach, jak i poza nimi, które pomogły ożywić ruch studencki. W latach 60. kampusy uniwersyteckie przetoczyły się protesty studenckie, w których uczestniczyły tysiące studentów i setki uniwersytetów. Protesty te pozostają największymi w historii; obecny ruch, choć coraz większy, na razie nie jest porównywalny.

Taktyka stosowana przez protestujących w latach sześćdziesiątych również była zupełnie inna. Chociaż wielu zaczęło pokojowo i takimi pozostało, w najbardziej skrajnych przypadkach studenci barykadowali się, walczyli z policją, palili budynki ROTC i napadali na komisje poborowe, aby ukraść lub zniszczyć akta. Ich kulminacją była masakra na Kent State University w 1970 r., kiedy członkowie Gwardii Narodowej Ohio strzelali do tłumu nieuzbrojonych protestujących studentów, zabijając czterech i raniąc dziewięciu.

W ostatnich dniach studenci z Columbii także zabarykadowali się w budynku, który według uniwersytetu został zdewastowany, co sugeruje, że ich taktyka się nasila. Władze uniwersytetu i Nowego Jorku twierdziły, że okupacją budynku kierowali zewnętrzni agitatorzy, a nie sami studenci. Jednak ogólnie rzecz biorąc, ostatnie protesty nadal nie osiągnęły takiego zasięgu jak te z lat 60-tych.

Niektórzy studenci głośno sprzeciwiali się protestom w latach sześćdziesiątych. Warto zauważyć, że były prokurator generalny Donalda Trumpa, Bill Barr, należał do grupy studentów z Columbii, znanej jako Koalicja Większości, która zebrała się, aby bronić budynków uniwersytetu przed protestującymi i była wściekła, że nie mogą uczestniczyć w zajęciach.

Dzisiejsze protesty przypominają jednak częściowo te z lat 60. XX w., ponieważ nasiliły się, gdy administratorzy wysłali policję, aby je rozproszyła. Ci, którzy nie brali udziału w bardziej radykalnych elementach protestów, czuli się urażeni, gdy określano ich jako konfrontacyjnych i destrukcyjnych.

„Jeśli traktujesz wszystkich jak radykalnych bojowników, którzy chcą popełnić brutalne zbrodnie, zazwyczaj otrzymujesz to w zamian” – stwierdził na łamach Vox David Farber, profesor historii na Uniwersytecie w Kansas, który studiował amerykański aktywizm. „To zradykalizowało protestujących w latach 60. i sprawiło, że byli jeszcze bardziej wściekli. Nie sprawiło, że przerwali protest”.

Politycy i protesty

Politycy również starali się wykorzystać reakcję na protesty z lat 60., podobnie jak niektórzy robią to obecnie. Podczas wyścigu na gubernatora Kalifornii w 1966 r. Ronald Reagan oskarżył urzędującego gubernatora i rektora Uniwersytetu Kalifornijskiego o to, że nie byli wystarczająco surowi wobec protestujących w Berkeley, mimo że przeprowadzili masowe aresztowania studentów.

„Reagan został wybrany na gubernatora, obiecując posprzątać bałagan w Berkeley” – powiedział prof. Cohen.

W zeszłym tygodniu przewodniczący Izby Reprezentantów, republikanin Mike Johnson, przyjął podobną taktykę i odwiedził kampus Columbii, aby zażądać od rektorki uniwersytetu rezygnacji ze stanowiska za to, że nie była ona wystarczająco surowa wobec protestujących, pomimo że właśnie wezwała policję, by usunęła ludzi z budynku. To w pewien sposób element walki partii republikańskiej z elitarnymi uniwersytetami w USA, które oskarża o promowanie idei „woke”.

Dlaczego uniwersytety są wylęgarnią aktywizmu politycznego

Jest coś w kampusie uniwersyteckim, co inspiruje aktywizm polityczny. Nawet w dobie mediów społecznościowych bezpośrednia bliskość siebie młodych ludzi – z których wielu po raz pierwszy krytycznie myśli o świecie i nie jest rozpraszana przez presję dorosłego życia – wydaje się sprzyjać inkubacji ruchów społecznych.

„Uniwersytet jest ośrodkiem nauczania i uczenia się, w którym na zajęciach lub poza nimi uczy się kwestionować różne rzeczy” – zwraca uwagę prof. Cohen.

Nie tylko w USA. Kampusy uniwersyteckie na całym świecie są ośrodkami aktywności politycznej, a młodzi ludzie stoją na czele ruchów społecznych.

Jednak bardziej konserwatywne elementy amerykańskiego społeczeństwa nigdy tak naprawdę nie chciały, aby uczniowie odgrywali tę rolę. W głównych ruchach społecznych w historii Ameryki panowało ciągłe poczucie, że młodzi ludzie okazują brak szacunku starszym i wartościom ich edukacji, a współczesne sondaże wykazały powszechną dezaprobatę dla ruchów przeciw dyskryminacji rasowej, wolności jednostek i słowa, czy antywojennym.

Nawet po masakrze w Kent State University sondaże wykazały, że amerykańskie społeczeństwo bardziej sympatyzowało z żołnierzami Gwardii Narodowej, którzy strzelali i zabijali protestujących niż z samymi protestującymi, zauważył Angus Johnston, adiunkt na City University w NY, którego cytuje Vox.

Niektórzy ostrzegają, że jeśli jednak administratorzy uniwersytetów będą nadal podążać ścieżką brutalnego tłumienia wystąpień, mogą te działania obrócić się przeciwko nim, tak jak wcześniej.

„Jedynie przyspieszą gniew i wściekłość coraz większej liczby uczniów, nawet tych, którzy nie są bezpośrednio zaangażowani” – uważa Farber. „Tak się stało w latach 60.”.

na podst. vox, nbc, fox
rj

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

Crystal Care of Illinois

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor