----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

12 września 2023

Udostępnij znajomym:

We wrześniu 1939 roku Polska uporczywie broniła się przed niemiecką agresją. 17 dnia wojny ze wschodu spadł jednak zaskakujący cios – wkroczenie Armii Czerwonej, współdziałającej z hitlerowcami. Choć prawdopodobnie Wojsko Polskie zostałoby pokonane przez samych Niemców, atak Sowietów był dowodem całkowitej klęski i dojmującej tragedii.

Wszystko to wydarzyło się na mocy tzw. paktu Ribbentrop-Mołotow, zawartego w Moskwie 23 sierpnia 1939 roku i nazwanego od nazwisk ministrów spraw zagranicznych III Rzeszy i Związku Radzieckiego: Joachima Ribbentropa i Wiaczesława Mołotowa (choć historycy zwracają uwagę, że powinno mówić się raczej o pakcie Hitler-Stalin). Pozornie był to tylko pakt o nieagresji między dwoma państwami – choć nie sąsiadowały one ze sobą, więc nie miałyby o co toczyć wojny. Samo to wydarzenie było jednak szokiem dla międzynarodowej opinii publicznej. Nazizm i komunizm, mimo totalitarnych podobieństw, były ideologiami wzajemnie wrogimi – hitleryzm w Niemczech wyrósł na nienawiści do bolszewików, którzy utożsamiać mieli wszystko co najgorsze: żydowskość, rewolucję i zepsucie. Stąd po dojściu Hitlera do władzy wcześniejsze intensywne kontakty niemiecko-radzieckie (między innymi w pracach zbrojeniowych, oficjalnie zakazanych przez traktat wersalski) zostały wstrzymane, a obydwa reżimy obrzucały się obelgami, rywalizując zastępczo m.in. w czasie wojny domowej w Hiszpanii.

W obliczu zbliżającej się wojny zaprzysięgli wrogowie zbliżyli się jednak do siebie. Co prawda jeszcze rok przed wybuchem konfliktu, w czasie kryzysu sudeckiego, Sowieci deklarowali chęć pomocy Czechosłowacji, a do lata 1939 roku toczyli rozmowy z Francuzami i Brytyjczykami o sojuszu antyhitlerowskim. Ostatecznie jednak Stalin zobaczył, że nie ma sensu dogadywać się z Zachodem, bo ten nie da mu niczego korzystnego. Inaczej zaś Hitler, który gotów był wytyczyć na nowo strefę wpływów w Europie Środkowo-Wschodniej i pozwolić ZSRR pożywić się przy okazji własnych zdobyczy. Radziecki dyktator liczył przy tym prawdopodobnie na to, że wojna Niemiec z Wielką Brytanią i Francją okaże się nową Wielką Wojną w stylu tej z lat 1914-1918: długą, krwawą i nierozstrzygniętą. Liczył więc, że w odpowiednim momencie będzie mógł się do niej włączyć i wygrać tym sposobem Europę. Hitler, nierzadko zaślepiony ideologią, pokazał w tym przypadku swoją pragmatyczną twarz: odrzucił urazy i polaryzację, by osiągnąć sukces polityczny. Podpisanie paktu o nieagresji, zawierającego tajny protokół w sprawie podziału strefy wpływów i współpracy w wojnie z Polską, uwiecznione zostało serią dokumentacyjnych zdjęć. Widać na nich m.in. zadowolonego Stalina, świadomego, że zrobił dobry interes.

W sytuacji Polski ten nieogłoszony oficjalnie sojusz dwóch mocarstw był śmiertelnym zagrożeniem – spełniał się najgorszy scenariusz, w którym wojnę toczyć będzie trzeba nie z jedną, a z dwoma sąsiednimi potęgami. Józef Piłsudski, kreujący polską politykę bezpieczeństwa od 1926 roku, przestrzegał przed takim obrotem spraw, nakazując utrzymywanie „polityki równych odległości” do obydwu zagrażających sąsiadów. Problem polegał na tym, że wydarzenia toczyły się takim nurtem, że nawet najwybitniejsza polska dyplomacja nie mogła zapobiec wojnie – a nakazywana jednocześnie przez Marszałka asertywność i budowanie samodzielnej pozycji na arenie międzynarodowej dodatkowo konfliktowało z potencjalnymi sprzymierzeńcami.

Pamiętać przy tym należy, że Wojsko Polskie w okresie międzywojennym przygotowywało się do wojny ze Związkiem Radzieckim – można nawet powiedzieć, że przede wszystkim do tej wojny. Wspomnienie roku 1920 i bolszewików pod Warszawą przestrzegało przed tym, że to właśnie na Wschodzie leży główne zagrożenie dla niepodległości Polski. Dlatego też to przede wszystkim wojnę na Kresach Wschodnich ćwiczono w wojskowych sztabach, to na granicy z Sowietami budowano umocnienia, to też ze względu na wschodnie bezdroża utrzymywano w armii silny komponent kawaleryjski. Potencjalnym sojusznikiem Rzeczpospolitej miała być Rumunia, która też była zagrożona przez wschodniego sąsiada – na jego rzecz zresztą, drogą nacisków dyplomatycznych, straciła w 1940 r. Besarabię.

W świadomości Polaków agresja radziecka z 17 września 1939 roku – oficjalnie ogłoszona jako „ochrona” ludności ukraińskiej i białoruskiej w obliczu upadku państwowości polskiej – była ciosem w plecy, który zadecydował o tym, że broniące się przed Niemcami Wojsko Polskie poniosło klęskę. Historycy, zwłaszcza ci mniej zaangażowani w budowę „narodowej dumy”, zwracają uwagę, że kampania polska była dla Wehrmachtu wygrana po pierwszej dekadzie września – plan strategiczny marsz. Rydza-Śmigłego posypał się w pierwszych dniach wojny, a szybkość działania niemieckiej armii zaskoczyła wszystkich. Wiadomo było też, że alianci zachodni nie będą mogli realnie pomóc Polsce, gdyż sami dopiero przygotowywali się do walki.

To jednak nie zmniejsza wagi wydarzeń z 17 września. ZSRR zaatakował nagle, łamiąc szereg umów międzynarodowych. Zdezorganizowało to ostatecznie polską obronę, a zajętym terenom przyniosło chaos, terror i koniec przedwojennego świata. Dodatkowo w narodowej świadomości agresja była szokiem, ostatecznym dowodem katastrofy i klęski, którą poniosła Rzeczpospolita. Zapowiadała ona kolejnych pięć i pół roku cierpienia Polaków, choć fakt, że Polska ostatecznie nie zniknęła po tym kataklizmie z mapy, uznać trzeba za narodowe zwycięstwo, choć okupione wieloma cierpieniami.

Tomasz Leszkowicz

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor