----- Reklama -----

WolfCDL. Zostań kierowcą ciężarówki

09 lipca 1997

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

W Polsce istnieje zawod tlumacza przysieglego. Jest to z grubsza rzecz biorac ktos, kto zdal odpowiedni egzamin, zlozyl przysiege ze bedzie uprawial uczciwie zawod tlumacza nie oszukujac, nie falszujac i w ogole nie wykorzystujac swojej znajomosci jezykow obcych do zadnych innych niecnych celow. Tlumacze przysiegli otrzymuja formalne uprawnienia i tylko oni moga tlumaczyc oficjalne dokumenty oraz wystepowac w sadach. Nie od wszystkich tlumaczacych wymagane sa uprawnienia. Na przyklad tlumacze literatury lub korespondencji nie potrzebowali i nie potrzebuja zadnych formalnych uprawnien aby to robic. Wystarcza tu ich umiejetnosci, wiedza i talent. Przypuszczam, ze Tadeusz Boy Zelenski, ktory tak pieknie tlumaczyl arcydziela lite-ratury francuskiej nie musial zdawac egzaminu, czy ubiegac sie o formalne pozwolenie aby to robic.

W Stanach Zjednoczonych natomiast zadnych uprawnien nie wymaga sie. Bierze sie to chyba stad, ze gdyby ktos smial wprowadzac jakies ograniczenia do tego kto moze, a kto nie moze czegos robic (nie mowiac oczywiscie o czynach przestepczych), godziloby to w wolnosc osobista. To tak jak ograniczenia predkosci jazdy samochodem. Do dzis w USA jest to sprawa kontrowersyjna i wielu Amerykanow uwaza, ze ograniczanie predkosci jazdy samochodem jest nieprawnym zamachem na ich konstytucyjna wolnosc. Biurokratom w Kongresie udalo sie przeglosowac odpowiednie ustawy tylko dlatego, ze byl w tym czasie krach z ropa naftowa, ktora trzeba bylo oszczedzac ograniczajac szybkosc, a ponadto motywowali to narazaniem na niebezpieczenstwo innych uzytkownikow drogi przez kierowcow jadacych szybko.

Ale wrocmy do tlumaczy. Kazdy moze w tym kraju tlumaczyc zarowno dla siebie jak i w celach zarobkowych. Nie wymagana jest zadna licencja, pozwolenie, ani stwierdzenie umiejetnosci, takie jak na przyklad licencja na uprawianie zawodu fryzjerki lub elektryka. Istnieja pewne wymogi, nie wynikajace z prawa lecz z przepisow poszczegolnych instytucji, powodowane troska o to zeby dokumenty byly jako tako poprawnie tlumaczone. I tak na przyklad Immigration and Naturalization Service, czy Urzad Miejski wymaga aby tlumaczenia mialy podane nazwisko tlumacza oraz podpisana przez niego klauzule o przepisanej tresci. Niektore instytycje, broniac sie przed niekompetencja i nieuczciwoscia tlumaczy, honoruja tylko tlumaczenia wykonane przez firmy posiadajace licencje na prowadzenie biznesu, ktore dbajac o swoja reputacje pilnuja jakosci swojej pracy.

W USA funkcjonuje szereg stowarzyszen tlumaczy. Nie maja one jednak zadnych powiazan z agencjami rzadowymi i nie posiadaja zadnych uprawnien formalnych do weryfikowania tlumaczy czy tlumaczen. Czlonkiem takiego stowarzyszenia moze zostac kazdy. Nie ma zadnych ograniczen ze wzgledu na wiek, wyksztalcenie czy znajomosc jezykow. Nawet tak naprawde to nie trzeba znac jezyka angielskiego. Amercan Translators Association (ATA), do ktorej mam przyjemnosc nalezec, dopiero dla tak zwanych "akredytowanych" czlonkow przeprowadza pisemne egzaminy.

A wiec kazdy moze w tym kraju tlumaczyc. Jezeli uwazamy, ze dostatecznie znamy jezyki, albo ze wystarczy zaopatrzyc sie w dobry slownik, nic nie stoi na przeszkodzie aby przystapic do dzialalnosci tlumacza. W wyniku tego, namnozylo sie w Chicago tlumaczy co niemiara. W kazdym "biurze podrozy", pisze te nazwe w cudzyslowie bo raczej te instytucje powinny sie nazywac "biurami zalatwiaczy", a wiec w kazdym takim biurze zalatwiaczy siedza panienki i jegomoscie i oferuja swoje uslugi jako tlumacze "profesjonalni, komputerowi, przysiegli i Bog wie jacy jeszcze". Nie twierdze, ze wszyscy nie maja pojecia o angielskim i o tlumaczeniach, ale zdarzaja sie sytuacje wrecz komediowe, lub co gorzej zle przetlumaczone dokumenty moga doprowadzic do niezalatwienia sprawy. Tlumaczylem kiedys interview w Immigrationon, gdzie urzednik odmowil przyznania "zielonej karty" wygranej w "loterii wizowej", poniewaz swiadectwo maturalne bylo przetlumaczone jako "certificate of maturity" co doslownie znaczy "swiadectwo dojrzalosci", ale aby dostac "zielona karte" mozna nie byc dojrzalym, trzeba miec natomiast ukonczona szkole srednia. Musialem wyglosic urzednikowi doslowny wyklad na temat systemu i terminologii szkolnictwa w Polsce i pokazac mu swoja wizytowke tlumacza aby uwierzyl, ze swiadectwo bylo niepoprawnie przetlumaczone. Zastanawiam sie, dlaczego ci poczatkujacy tlumacze nie korzystaja z "przodkow", to znaczy z tlumaczen wykonanych przez kogos. Ulatwiloby im to prace i poprawilo jej jakosc. Tlumaczenia sa specyficzna dzialalnoscia, ktorej poprawnosci nie moga ocenic ani ci, ktorym sie tlumaczy (gdyby rozumieli jezyk angielski, to nie szukaliby tlumacza), ani ci, ktorzy dla ktorych sie tlumaczy dokumenty (gdyby rozumieli jezyk polski, to nie wymagaliby tlumaczenia).

Klauzula (w tlumaczeniu na jezyk polski), ktora opatruje sie oficjalne tlumaczenie, spelniajaca lacznie wymogi roznych instytucji, powinna brzmiec mniej wiecej tak:

Stan Illinois Hrabstwo Cook

Ja, podpisany ponizej, Leszek M. Mickiewicz

oswiadczam niniejszym, ze znam biegle jezyk polski i angielski oraz ze jestem kompetentny aby potwierdzic, ze niniejsze tlumaczenie jest prawdziwe, poprawne

i kompletne i ze dokonane zostalo z oryginalnego

dokumentu, w formie jakiej mi go przekazano. Oswiadczam ponadto, ze zalaczone fotokopie wykonalem wlasnorecznie, z oryginalu nie zawierajacego zadnych poprawek ani przerobek.

podpis tlumacza

Chicago, dnia 25 maja 1997 roku.

Ponadto, poswiadczenie przez Notary Public podpisu i oswiadczenia tlumacza wyglada nastepujaco (w tlumaczeniu na jezyk polski):

Stan Illinois Hrabstwo Cook

Ja, Irena T. Mickiewicz, Notary Public Hrabstwa Cook, Stanu Illinois, potwierdzam niniejszym, ze powyzsze oswiadczenie zostalo zaprzysiezone przede mna

i podpisane w dniu 25 maja 1997 roku w Chicago,

przez osobiscie mi znanego

Leszka M. Mickiewicza.

podpis i pieczec oficjalna Notary Public

Potrzebne sa dwa podpisy. Jeden przyjmujacy odpowiedzialnosc za jakosc tlumaczenia, a drugi Notary Public, ktory potwierdza, ze osoba podpisujaca dokument nie jest postacia fikcyjna i ze podpisala ona pod przysiega oswiadczenie zawarte w klauzuli. Zwroce tu uwage, ze podpisywanie tlumaczen przez tlumacza, pod pieczatka Notary Public jest czystym nonsensem i dowodem na to, ze osoba podpisujaca nie wie co czyni. Takie samo mniej wiecej znaczenie dla tlumaczenia ma wykonanie go przez notariusza ze Stanu Illinois, jak przez przewodniczacego kolka milosnikow piwa z Grojca pod Warszawa.

W klauzuli stwierdzamy nasza bieglosc w obu jezykach. Mamy tu pierwsza mozliwosc "naciagania". Bieglosc mozna interpretowac w rozmaity sposob. Znamy takich, ktorych znajomosc angielskiego niewiele wykracza poza: "haj, halaju, tweny i gud baj", a twierdza, lub co gorsze sa swiecie przekonani, ze doskonale opanowali jezyk, szczegolnie gdy sa w towarzystwie takich, ktorzy nie rozumieja nawet i tych paru slow.

Co znaczy wyrazenie, ze sie jest "kompetentnym do stwierdzenia czegos"? Prawdopodobnie ktos, niechybnie prawnik, wymyslil to okreslenie dla jakichs celow i od tego czasu wszyscy go wymagaja. Bo czy na przyklad ktos po ukonczeniu w Indii pieciu klas szkoly prowadzonej przez muzulmanskiego "muezina", a nauczeniu sie angielskiego w "szopie" albo na sprzataniu od jugoslowianskiego "superwajzora", jest kompetentny do przetlumaczenia swiadectwa lekarskiego o operacji guza w mozgu lub sentencji wyroku rozwodowego? Prawdopodobnie nie. Niemniej jednak wszyscy uwazamy sie za kompetentnych na ogol we wszystkich dziedzinach. W kazdym razie kompetentny oznacza nie tylko, ze znamy oba jezyki, ale rowniez, ze wiemy o czym mowi dokument. Na przyklad, co to jest termodynamika techniczna, albo co sie okresla w Ameryce przez slowo " graduation".

W kazdym razie bedac mniej lub bardziej kompetentni, musimy potwierdzic, ze tlumaczenie jest prawdziwe, to znaczy nie zawiera falszerstw, jak na przyklad zmieniona nazwe wyuczonego zawodu z poloznej na pielegniarke; dalej, ze jest poprawne, czyli ze prawidlowo przetlumaczylismy na przyklad takie wyrazenia jak swiadectwo dojrzalosci, dyplom ukonczenia studiow, przygotowanie do zycia w rodzinie, indeks itp.; i wreszcie, ze jest kompletne, to znaczy nie opuscilismy swiadomie zadnych czesci dokumentu, chyba ze opisalismy co i dlaczego zostalo pominiete.

Zawarte w klauzuli stwierdzenie, ze sam wykonalem zalaczone fotokopie z nie poprawianego oryginalnego dokumentu jest moim skromnym (nie opatentowanym) wynalazkiem. Przez przyszycie w sposob nierozerwalny kopii dokumentu, potwierdzonej pod wzgledem autentycznosci, uzyskuje to, ze w wielu wypadkach mozna uniknac oddawania oryginalu do urzedu (gdzie przewaznie ginie on bezpowrotnie), a co wazniejsze wzbudzam zaufanie do tlumacza, ktory nie wstydzi sie pokazac z czego tlumaczyl i co moze byc zawsze zweryfikowane pod wzgledem poprawnosci.

Karalne jest w mysl prawa swiadome tlumaczenie podrobionych lub sfalszowanych dokumentow. Wynika to nie z wymagan zawodu tlumacza, lecz z ogolnego prawa, ktore przewiduje kary za swiadomy udzial w przestepstwie. Do obowiazkow tlumacza nalezy sprawdzenie czy oryginal nie jest podrobiony. Szczegolnie nalezy uwazac na fotokopie dokumentow. Mam w swoich zbiorach ten sam dyplom pielegniarki o roznych nazwiskach i datach urodzenia. Zeby bylo ciekawiej, pomimo ze z daty wynika iz dziewczyna miala dziewietnascie lat jak ukonczyla szkole pielegniarska, to przyklejona fotografia na dyplomie pokazuje powazna czterdziestoletnia pania. Ja zawsze wyraznie stwierdzam, o ile tlumaczylem z fotokopii, zabezpieczajac sie w ten sposob od zarzutu falszerstwa, w razie gdy ta fotokopia byla tak swietnie spreparowana, ze nie zauwazylem przerobek.

Nie ma zadnych wymagan formalnych co do formy tlumaczen. Moga byc napisane na maszynie, na drukarce komputerowej lub odreczne, byle byly czytelne. Mam pewne tlumaczenie z 1918 roku, tak pieknie wykaligrafowane wyblaklym juz co nieco atramentem, ktore budzi zachwyt jak prawdziwe dzielo sztuki.

Pojecie "tlumacza przysieglego" nic nie znaczy w Ameryce. Uzywam go osobiscie w celach reklamowych bo wydaje mi sie ze ten troche tajemniczy tytul przywieziony z Polski przyciaga potencjalnych klientow. Mozna podciagnac pod to pojecie prace w sadzie, kiedy sedzia chce poslyszec naszej przysiegi, ze bedziemy mowili prawde, tylko prawde i cala prawde, ale to jest wazne tylko na dana rozprawe sadowa, chyba ze sie jest tlumaczem pracujacym na stale w sadzie.

Pojecie "profesjonalny" w odniesieniu do tlumacza tez nic nie znaczy. Jest to chwytliwe slowo, ktore bardzo dobrze brzmi w ogloszeniach i nic wiecej. Nie ma tu podzialu na tlumaczy "profesjonalnych" i "nie-profesjonalnych".

Zdarzaja sie tez "tlumacze komputerowi". To juz jest "cyrk zupelny". Prawdopodobnie nazwe te przyjmuja ci, ktorzy pisza przy pomocy komputera zamiast maszyny do pisania. Zafascynowani pierwszym zetknieciem z ta elektroniczna maszyna chca sie tym popisac i stad ta nazwa. Komputer tym sie rozni od maszyny do pisania, ze jest prostszy i latwiejszy w uzyciu, szybszy, pozwala na latwe poprawianie tekstu, ma wbudowany automatyczny poprawiacz bledow ortograficznych ( spell check), "zapamietuje" co sie napisze, a wiec mozna skorzystac z tego ponownie, oraz ma prawie nieograniczone mozliwosci "obrobki" tekstu czyli " editing". Nie ma nic nadzwyczajnego w tym urzadzeniu i naprawde latwo jest nauczyc sie nim poslugiwac. Nazwa "tlumaczenie komputerowe" bylaby bardziej na miejscu dla "programow tlumaczacych", ktorych juz kilka ukazalo sie na rynku. Pisze sie po prostu tekst w jednym jezyku, a ma wychodzic przetlumaczony w drugim. Musze sie jednak przyznac, ze moja proba z takim programem wypadla zenujaco. To co wychodzilo po przetlumaczeniu nadawalo sie, moim zdaniem, najbardziej do "Szpilek" (dla tych co nie wiedza: "Szpilki" to tytul magazynu satyrycznego wydawanego w Polsce).

Za co sie placi tlumaczom? Moim zdaniem, wiecej za pracowitosc niz za umiejetnosci. Bo jesli sie zna dobrze jezyki, proces "tlumaczenia" zajmuje nieporownywalnie mniej czasu niz przepisanie tekstu, wylapanie bledow (ciagle te bledy sie zdarzaja !!!), napisanie i podpisanie klauzuli, wykonanie kopii, zszycie wszystkiego w jedna calosc i oprawienie. Wydaje mi sie tez wazna rzecza forma w jakiej sie sporzadza tlumaczenie. Porzadnie napisane, oprawione w okladki z nazwa firmy i nazwiskiem tlumacza, z zalaczona fotokopia oryginalu budzi zainteresowanie i wyglada "profesjonalnie". W sumie my ludzie, a miedzy nami takze urzednicy, jestesmy troche dziecinni i wolimy wziac cos estetycznego do reki niz niechlujnie wykonany dokument.

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor