----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

09 grudnia 2000

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download

Opisywac zdarzenie sprzed miesiaca nie jest przedsiewzieciem interesujacym ani dla historyka - bo za wczesnie, ani dla sprawozdawcy - bo za pozno.

Nie jestem ani jednym, ani drugim.

Oczywiscie rzecz dotyczy ostatnich wyborow prezydenckich. W chwili gdy to pisze, nazwisko przyszlego prezydenta wciaz nie jest znane i ma to jakby mniejsze znaczenie, o czym bedzie dalej.

W naszej polonijnej prasie pisano sporo, w radio takze zachecano i dyskutowano, na ogol retuszujac obraz jedynego slusznego kandydata. Tymczasem sprawa nie byla taka prosta.

Po pierwsze, obaj glowni kandydaci byli, w mojej opinii, marni

W calym mijajacym stuleciu do urzedu tego nie kandydowali tak bezbarwni ludzie, osoby, w ktorych na prozno doszukiwac sie jakiejs osobowosci. Trudno uwierzyc, ze w tak rozwinietym, bogatym i duzym kraju jakim sa Stany Zjednoczone , nie mozna bylo znalezc dwoch sprawnych, inteligentnych politykow z wizja i wlasnym programem. Obie partie popelnily te same bledy duzo wczesniej; prawybory i konwencje zalegalizowaly je tylko. No i wynik jest taki jaki jest. Odczytywac go mozna rownie dobrze jako odrzucenie, a nie aprobate kandydatow. Konsekwencja tego jest nieobecny wczesniej gleboki podzial spoleczenstwa, a scislej elektoratu, o trudnych do przewidzenia skutkach w przyszlosci.

Druga sprawa to elektorat

Wybory potwierdzily z cala jasnoscia znana od dawna prawde, taka mianowicie, ze ludzie ida glosowac wtedy, gdy sa przekonani iz ich glos sie liczy. Zdawac by sie moglo, ze kazdy glos ma taka sama wage; niezupelnie. Rekordowy wzrost frekwencji zanotowaly stany, w ktorych przedwyborcze badania opinii wykazywaly brak zdecydowanego faworyta, czyli too close to call.

Mimo wszystko, tylko polowa (50.7%) uprawnionych do glosowania zadala sobie trud pojscia do punktow wyborczych, choc wiadomo bylo wczesniej, ze koncowy wynik jest trudny do przewidzenia.

Czy obie partie i ich polityczni przywodcy zrobili dostatecznie duzo, aby zachecic tych nieczynnych spolecznie wspolobywateli, wskazac im motywacje do udzialu w wyborach, zasugerowac ze to nie tylko prawo ale i obowiazek? Natretne wolanie ,, glosujcie na mnie bo jestem najlepszy" nie motywuje, czesto wrecz zniecheca. Wiekszosc tych, ktorzy nie glosowali, sa po prostu znudzeni polityka i politycznym procesem prowadzenia kampanii wyborczej. Nie maja oni poczucia spolecznego obowiazku, ktory motywowalby ich do poswiecenia odrobiny wlasnego czasu, raz na cztery lata. Tak to wyglada z badan prowadzonych przez Harvard University w ramach projektu Vanishing Voter.

Sprawa trzecia, to kampania wyborcza

Zadna z partii i zaden z jej glownych kandydatow nie wykorzystali kampanii wyborczej do poszerzenia wiedzy elektoratu w waznych zasadach programowych. Kampania sluzyla do zjednania tych, ktorzy i tak zdecydowani byli glosowac.Wykorzystano ja takze do tego, aby przyciagnac do swego obozu niezdecydowanych. Rynek wyborczy, to jest my - elektorat, jest do tego stopnia spenetrowany, ze stratedzy obu partii wiedza kim sa owi niezdecydowani. Stanowia oni grupe ludzi mniej wyksztalconych, dlatego nie ma sensu wdawac sie w jakies skomplikowane analizy programowe. Jesli nawet przygotowano by do tego pretendentow, to i tak bylby to wysilek stracony. Wiedza to stratedzy uzbrojeni w dane. W zwiazku z powyzszym, tacy na przyklad zaniepokojeni zmotoryzowani uslyszeli zapewnienie wiceprezydenta Gora, ze on juz wymysli jakies technologiczne cudo, a gubernator Bush zarzadzi takie zwiekszenie wydobycia ropy naftowej i produkcji benzyny, ze wszyscy beda mieli jej pod dostatkiem. Dodajmy do tego zupelnie nierealistyczne ksiezycowe obietnice dotyczace Social Security i Medicare i mamy obraz dwoch facetow skoncentrowanych na lekturze wynikow badan, manewrujacych pod dyktando strategicznych sztabow, ktorym na mysl nie przyszlo, ze moga przyjsc chude lata, ze w przeszlosci byli prezydenci, ktorzy mieli odwage i nade wszystko rozum, aby prosic o poswiecenia, odwolujac sie do amerykanskiego idealizmu. Nie zadano sobie trudu, aby z tego elektoratu wydobyc to co najlepsze. Dominanta byl rzekomy wspolny interes: ich i nasz. Odwolywano sie do spoleczenstwa juz podzielonego wedlug partykularnych interesow partyjnych.

I tak dochodzimy do sprawy czwartej, czyli

procesu wylaniania kandydatow

Nie ma szans na jego zmiane bez zmiany prawnego systemu finansowania kampanii wyborczej. Miliony, miliony dolarow wydawane na kampanie nie pochodza od nas wyborcow. Nasze 10, 100 czy 1000 dolarow to nic w porownaniu z sumami jakie wplacaja wielkie korporacje. To pieniadze wielkich biznesow i lobbystow wybieraja (kupuja) kandydata. W tym upatruje zagrozenie dla demokracji, proces ten bowiem musi prowadzic do politycznej korupcji. Tylko calkowite finansowanie kampanii wyborczej z pieniedzy publicznych da szanse pojawienia sie ciekawym kandydatom z partii i spoza nich, ludziom z organizacji spolecznych i srodowisk akademickich. Wowczas dyskusje i debaty stana sie interesujace, zdolne zaangazowac znudzone partyjna retoryka spoleczenstwo.

Przedstawmy teraz

co swiadomy wyborca mogl znalezc interesujacego w programach wyborczych kandydatow

Zacznijmy od Partii Demokratycznej i wiceprezydenta Al Gora. Bez wzgledu na to czy obecne wskazniki ekonomiczne sa zasluga demokratow, faktem jest, ze kraj zyje w bezprzykladnym dobrobycie, a swiat wkracza w ere bezprzykladnej globalnej integracji. W tym samym czasie roznica pomiedzy bogatymi i biednymi mieszkancami tego kraju jest taka sama jak byla poprzednio. Dlugosc zycia pewnych grup czarnej spolecznosci jest tak niska jak w najubozszych krajach swiata. Roznica dzielaca bogate i biedne kraje swiata jest szokujaco wielka i wciaz rosnie. Poltora miliarda ludzi zyje ponizej granicy ubostwa, okreslanego przez agencje ONZ jako $1.00 na osobe dziennie. Nie wolno nam faktow tych ignorowac i nie poczuwac sie do odpowiedzialnosci.

W samych Stanach Zjednoczonych jeden na osmiu mieszkancow zyje w nedzy. Statystyka dotyczaca dzieci wyglada jeszcze gorzej, jedno z pieciorga - w tym 40% dzieci mniejszosci, zyje w biedzie.

Demokraci nie maja recepty na rozwiazanie tych problemow, sa one niezwykle trudne i nie ma tu prostych odpowiedzi. Wydaje sie jednak bardziej prawdopodobne, ze partia ta, biorac pod uwage jej przeszlosc, dostrzeze te problemy i bedzie pracowala nad ich rozwiazaniem. Byla i jest bardziej niz republikanie, partia klasy pracujacej, etnicznych mniejszosci, imigrantow; bardziej wrazliwa na niesprawiedliwosc i otwarta na otaczajacy swiat, wykazujaca wieksza odpowiedzialnosc za pomoc krajom najbiedniejszym.

Trudno jednak doszukac sie jasno sprecyzowanych sygnalow w programie Gore-Lieberman, ktore pozwolilyby wierzyc, ze ci dwaj kandydaci rzeczywiscie reprezentuja partie wierna tym wartosciom.

Nie zapominac nalezy, ze jest to partia bardziej przyjazna emigrantom. Wiceprezydent Gore oswiadczyl, ze bedzie pracowal nad zmiana procedury dotyczacej miedzy innymi laczenia rodzin. Rownoczesnie zapowiedzial, ze konieczne jest udoskonalenie prawa wymierzonego przeciw emigracji nielegalnej po to aby ,, kontynuowac tradycje przyjmowania emigracji legalnej".

No i wreszcie kilka ostatnich punktow, ktore mogly przekonac wyborcow by oddac glos na Gora: ochrona srodowiska, subsydia na kulture i edukacyjna informacje w postaci radia i telewizji publicznej, pomoc programom badan naukowych prowadzonych pod auspicjami niezaleznych agencji takich jak chociazby National Science Foundation i dazenie do ratyfikacji ukladu zakazujacego prob z bronia nuklearna. Stany Zjednoczone bedac najwieksza potega gospodarcza swiata sa tez najwiekszym producentem zanieczyszczen. I znowu faktu tego ignorowac nie wolno, dotyczy on nie tylko nas, ale i swiata. Organizacje spoleczne i niezalezne takie jak EPA, ktore nie tylko zagladaja koncernom w ich filtry, ale ustalaja tez normy dopuszczalnych zanieczyszczen, maja wsrod demokratow i Al Gora zdecydowanych sprzymierzencow.

Kolej na republikanow i gubernatora Georga W. Busha. Omawiajac obydwa programy nie potrafie zachowac obiektywizmu. Moj sposob myslenia i wartosciowania oparty jest na religii oraz nauce spolecznej Kosciola. W zwiazku z tym znajdujac wiele pozytywow u demokratow, trudno byloby mi sklonic sie w ich strone. Przeszkoda numer jeden jest aborcja.

Gubernator Bush wielokrotnie, choc raz bardziej zdecydowanie, raz mniej, podkreslal, ze jest jej przeciwny. Szczegolnie te zdania, ktore wypowiedzial 20 wrzesnia br.w wywiadzie dla Catholic News Service "…zdaje sobie sprawe, ze do czasu dopoki nie nastapi powazna zmiana kulturowa zawsze bedzie sporo ludzi nie zgadzajacych sie z moim stanowiskiem (przeciw aborcji). Lecz to nie powstrzyma mnie w dazeniu do celu, ktory sobie ustanowilem aby urodzone i nienarodzone (dziecko) bylo przyjmowane z miloscia i chronione przez prawo" przekonaly mnie do tego skadinad nieciekawego polityka.

Decyzja Sadu Najwyzszego z 1973r. legalizujaca aborcje (sprawa Roe przeciwko Wade) prawdopodobnie nie zostanie zmieniona, ale byc moze kierunek nadany przez nastepne decyzje Doe kontra Bolton i Stenberg kontra Carhart zostanie powstrzymany gdy prezydentem zostanie George W. Bush.

I tu dochodzimy do sprawy moim zdaniem najwazniejszej w Wyborach 2000, czyli nominacji sedziow do Sadu Najwyzszego.

Oczywiste jest, ze nowo wybrany prezydent zglosi trzech lub nawet czterech sedziow Sadu Najwyzszego. Efekty dzialan tego sadu dotkna nie tylko nas, ale i pokolenia po nas. ,,Zabojcza" logika rozstrzygniec z 1973r. i koncepcja wolnosci pojmowanej jako radykalnie osobista autonomia moga i beda oddzialywac na inne aspekty naszego spolecznego zycia.

Mozna byc pewnym, ze sad uzupelniony sedziami mianowanymi przez Gora bedzie kontynuowal 53. letnie wysilki zmierzajace do ustanowienia sekularyzmu jako oficjalnie obowiazujacego w USA credo.

System federacyjny wyraznie rozdziela interesy poszczegolnych stanow i interesy Waszyngtonu. W ostatnim cwiercwieczu zarysowuje sie widoczna erozja federalizmu poprzez powolne usuwanie lub ignorowanie wartosci, ktore w ow system byly wpisane. Proces ten rozpoczal sie w 1973r. za wspomniana juz sprawa Roe przeciwko Wade, kiedy to Sad Najwyzszy uchylil stanowe prawa zabraniajace aborcji na zadanie.

Odnosi sie wrazenie jurysdykcyjnej uzurpacji naszej demokracji przez Sad Najwyzszy. Najnowszym dowodem na to jest uchylenie stanowego prawa Nebraski - wspomniana poprzednio sprawa znana jako Stenberg przeciwko Carhart dotyczaca partial - birth abortion - zatwierdzonego przez stanowa legislature stosunkiem 99:1.

Podobne tendencje wykazala administracja prez. Clintona starajac sie narzucic pewien stopien centralizacji nad stanowymi systemami szkol publicznych. Starano sie ,,zachecic" stany do akceptacji opracowanych przez Waszyngton sprawdzianow znanych jako program of national testing for national standards. Plan ten nie przerodzil sie w sukces, ale wyraznie pokazal tendencje zmierzajace do oslabienia federalizmu.

Gubernator Bush obiecal, ze mianowani przez niego sedziowie zajmowac sie beda interpretacja prawa, a nie jego ustanawianiem. Trzy slowa rozpoczynajace preambule do konstytucji We the people nie nakazuja juz reprezentantom przez nas wybieranym i ich nominatom pamietac o sluzebnej roli. Jezeli takie zapedy nie zostana powstrzymane, nasza demokracja ulegac bedzie erozji.

Nastepne cztery lata stworza sposobnosc do ustanowienia pewnych prawnych granic wokol pokusy jaka stwarza rozwoj biotechnologii. Mysle tu o produkcji ludzkich organow czyli organizmow czyli ludzkich istot czyli ludzi. W obecnym stanie moralnego i naukowego nieladu, w ktorym przodujacy dziennik amerykanski dostepny w swoich mutacjach na pozostalych kontynentach, pozwala beztrosko nazwac ludzki embrion mikroskopijna masa komorek, przeoczajac biologiczny fakt, ze taka masa byli jego dziennikarze w pewnym stadium ich zycia, jest trudne do wyobrazenia ustanowienie regulujacych granic we wlasciwym czasie, a jeszcze lepiej zawczasu. Daremny to wysilek jesli Sad Najwyzszy nadal bedzie obstawac w niezgodzie z katolicka spoleczna doktryna i klasyczna polityczna teoria Zachodu za wolnoscia jaka osobista autonomia, sprowadzajac czlowieczenstwo do czegos co panstwo przypisac moze wedlug wlasnego uznania i dla wlasnej przyjemnosci.

Jest tez malo prawdopodobne aby zdominowany przez liberalnych sedziow Sad Najwyzszy zezwolil rodzicom decydowac w jakich szkolach maja pobierac nauke ich dzieci. Chodzi tu o tzw. vouchers lub inna forme wykorzystania publicznych srodkow przeznaczonych na edukacje. Zreszta opinia publiczna nie jest tu zgodna, czego dowodem byly wyniki referendum przeprowadzonego w dniu wyborow w dwoch stanach: Kalifornii i Michigan. Wyborcy obu tych stanow odrzucili ten pomysl, opowiadajac sie za pozostawieniem niedoskonalego obecnego systemu.

Gubernator Bush zdolny byl wykazac sie pewnymi osiagnieciami w ,,swoim" Texasie. I choc to mikro-skala, programy resocjalizacyjne, w ktore zaangazowane sa organizacje spoleczne i religijne oraz wyniki w zreformowanym szkolnictwie dobrze wroza. Znajomosc swiata i wielkiej polityki zademonstrowal raczej ograniczona, ale doswiadczony Dick Cheney i wielce prawdopodobne, ze Colin Powell jako Sekretarz Stanu,pomoga mu z pewnoscia stworzyc sprawnie dzialajacy gabinet.

Ralph Nader kandydat zielonych - Green Party, jako jedyny opowiedzial sie za zniesieniem kary smierci i radykalna zmiana finansowania kampanii wyborczej (zrozumiale w jego sytuacji, choc to nie hipokryzja). W moim przekonaniu, to dwa duze plusy. Dochodza do nich troska o srodowisko i zakaz prowadzenia testow genetycznych. W sprawie aborcji jest za jej nieograniczonym dostepem. Jego radykalny program, zblizony w zalozeniach do niemieckiej Partii Zielonych, zawiera wiele ciekawych elementow. Jest on jednak tak bardzo socjalistyczny i tak bardzo wymierzony w wielkie korporacje, ze mogli nan glosowac idealisci i ludzie sfrustrowani dominacja i retoryka dwoch glownych partii.

Jak glosowali amerykanscy katolicy?

Interesujace jest spojrzenie na statystyke pokazujaca glosy katolickiego elektoratu. Interesujace dlatego, ze wyraznie pokazuje ona jak w ostatnich latach zmienily sie sympatie katolikow. Teraz glosy katolikow rozdzielily sie prawie rowno na obu kandydatow. Oczywiste jest, ze oslabilo to stan posiadania Gore"a jako ze katolicy tradycyjnie glosowali na demokratow. Apele Ojca Swietego i odezwy biskupow amerykanskich w obronie zycia przyniosly rezultaty.

Al Gore nie ukrywal swojego bezkompromisowego stanowiska w sprawie aborcji. Malo tego, podczas jednego ze spotkan z pokazna wcale grupa zwolennikow pro-choice obiecywal, ze jego kandydaci do Sadu Najwyzszego pochodzic musza z tego samego obozu. Z drugiej strony George W. Bush staral sie nie umieszczac spraw aborcji w swoim programie.

Od 1972 roku katolicy zawsze glosowali na zwycieskiego kandydata. W tym roku 50% glosowalo na Gore"a, 47% na Busha, 2% na Nadera i 1% na kandydata Partii Reform, Pat Buchanana.

Kiedy uwzglednimy glosy tylko bialych katolikow, 52% otrzymal George W. Bush, 45% Al Gore a pozostali otrzymuja tak samo 2 i 1 procent.

Dla porownania protestanci wybrali gubernatora Busha stosunkiem 55-43.

Jeszcze bardziej interesujaco wygladaja dane, ktorymi dysponuje Voter News Service. Wynika z nich jasno taka oto prawidlowosc: im bardziej praktykujacymi byli glosujacy (dotyczy to wszystkich wyznan), tym wieksze poparcie uzyskiwal gubernator Bush. Praktykujacy czesciej niz raz w tygodniu glosowali na Busha w stosunku 63-30, uczestniczacy w praktykach religijnych raz w tygodniu 57-40 na korzysc Busha, ale juz ta czesc elektoratu, ktora odwiedza swiatynie raz w miesiacu opowiedziala sie za Gore"m w stosunku 51-46. Popularnosc wiceprezydenta wzrasta u tych, ktorzy praktykuja kilka razy w roku 54-42, a u tych, ktorzy nigdy nie praktykuja, choc deklaruja sie jako wyznawcy ktorejs religii, wynosi 61-32.

W kluczowym stanie jakim okazala sie Floryda, katolicy stanowia 26% elektoratu; 52% tej czesci opowiedzialo sie za gubernatorem Bushem, a 44% za wiceprezydentem Gore"m.

Rozwazania o wyborach 2000 pozwole zamknac uwagami o nas

Od dawna juz glos nasz nie brzmial tak jednakowo Kiedys w przeszlosci glosy Polonii byly glosem emigracji. Glosowalismy tak jak imigranci wloscy czy irlandzcy - na demokratow. Odnosi sie wrazenie, ze dokonane przez dziesieciolecia zmiany spowodowaly, ze nie jestesmy juz grupa na dorobku walczaca o uznanie i reprezentacje, jezeli jestesmy grupa w ogole. Z radiowych dyskusji wygladaloby, ze mamy jedno i drugie. Pozycje w spoleczenstwie mamy juz tak silna, jako jednostki oczywiscie, ze koncentrujemy sie na tym aby ja utrwalic, tez indywidualnie. Dopomoga nam w tym republikanie, na ktorych kandydata zgodnie glosowano. Nie lubimy placic podatkow nawet niskich, bo i tak sa marnowane, jesli z funduszy tych korzystaja inni. W definicji radiowych dyskutantow ci inni to nieroby o ciemnym kolorze skory i cala grupa, ktora gdzie indziej nazywa sie Latynosami, a u nas - bez slowa skarcenia przez prowadzacych programy autorskie - Meksykami. Skad ta pogarda, skad ta niczym nieusprawiedliwiona i nieuzasadniona wyzszosc? Nikt nie zwalcza panujacego falszu i mitu, ze to nie te akurat grupy sa odbiorcami pomocy socjalnej, ale w 70% sa nimi biali Amerykanie. Radze pojechac i pobyc w poludniowej czesci Pensylwanii i Ohio, w Zachodniej Wirginii i Kentucky, w Mississippi i Poludniowej Dakocie by zobaczyc niewyobrazalna nedze i brak perspektyw, by zobaczyc spustoszenia jakie pozostawil po sobie wielki przemysl.

Argument a ja przyjechalem z walizka i sie dorobilem jest argumentem, w ktorym nacisk nalezaloby polozyc na walizke wlasnie. Ludzie tam mieszkajacy nie maja walizki, ale maja rodziny: rodzicow i dzieci, mieszkaja w domach, ktorych nikt nie kupi nawet za $2000, bo nikt takich pieniedzy nie ma. Oprocz tego drodzy dyskutanci autorskich programow radiowych, roznica jest jeszcze taka, ze przyjechali panstwo z kraju, gdzie w szkolach uczono pisac, czytac i rachowac, gdzie uczono geografii i fizyki, gdzie wzrastano w normalnym srodowisku, gdzie istniala wiez spoleczna wspolnoty. To jest kapital, ktorego tamci ludzie nie maja. Ameryka to nie tylko Chicago. Kraju tego nie poznamy jezdzac wzdluz i wszerz autostradami.

Warto abysmy uwzglednili to wypowiadajac generalizujace opinie o nierobach i tych, ktorzy chca im pomoc.

System amerykanski podtrzymuje prawo do indywidualnosci jako przeciwienstwo prawa grup. Dlatego rozumiem niewyartykulowane obawy radiowych dyskutantow, ktorzy widza niebezpieczenstwo w dryfowaniu Parti Demokratycznej w kierunku europejskich socjal-demokracji ze wszystkimi jej niedoskonalosciami. Dla tego kraju model ten bylby blednym wyborem. To tu wlasnie konstytucyjnie zagwarantowana roznosc jako przeciwienstwo hasel Wielkiej Rewolucji Francuskiej rownosc i braterstwo wziela swoj poczatek. Watpliwosci rodza sie, kiedy odwiedza sie miejsca zamieszkale przez ludzi mniej szczesliwych nie z wlasnego wyboru.

Dlatego Wybory 2000 winny byc naszymi wyborami, za jakimi wartosciami kazdy z nas sie opowiada. Nieuniknione sa wybory konfliktowe, w ktorych sedno tkwi nie w wyborze pomiedzy dobrem a zlem, bo to byloby proste, ale pomiedzy mniejszym i wiekszym zlem. Wiekszosc ma racje tylko wtedy gdy jest madrzejsza. A tak nie zawsze jest, o czym przekonaly nas ostatnie wybory w Polsce.

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor