"A jeśli artystą być mi pozwala ten, co się nie myli daremnie,
Z materii najdroższej obrazy układam, bo z Ciebie, i ze mnie" (Agnieszka Osiecka)
Drogi Czytelniku! Poznałeś w poprzednich artykułach opinię współczesnych o Paganinim. Znasz relacje recenzentów, mniej lub bardziej wiarygodne analizy biografów. Czekasz wreszcie na odpowiedź na pytanie kończące ostatni artykuł: jaką cenę zapłacił Paganini za swą sławę? Zastanawiałam się długo, czy napisać okrutną prawdę. Zdecydowałam, że tak. Zaoszczędzę Ci drastycznych szczegółów: z respektu dla Ciebie i dla Artysty, ale opowiem Ci najważniejsze wątki tej niezwykłej, a tak przecież prawdziwej historii.
Tajemnica Paganiniego…
…jest fenomenem Sztuki samej w sobie. Sztuka nie istnieje poza Twórcą. Jest nieodłącznym, elementarnym, najistotniejszym warunkiem spełnienia artysty. Urzeczywistnia się czerpiąc życie z jego ciała, serca, umysłu. Determinuje Jego sen i odpoczynek, pragnienia, marzenia i miłości. Bierze w posiadanie każdą formę, każdy przejaw jego istnienia. Nie daje naznaczonemu talentem wyboru, ani możliwości ucieczki, ani łaski ocalenia. Skazuje go na osamotnienie, deformując wewnętrznie i zewnętrznie, uniemożliwiając kontakt z najbliższymi, udaremniając sny o szczęściu doczesnym. Pozwala mu gasnąć w samotności, by z ostatniego tchnienia zaczerpnąć jeszcze pożywki dla legendy…
Dar to więc, czy przekleństwo?
Popularny i znany we Włoszech, w rzeczywistości nie zasłynął Paganini koncertami we własnym kraju, gdzie tyleż dobrego, co złego dopatrywano się w jego muzyce (zgodnie z prawdą o prorokach). Dopiero Wiedeń stał się miejscem prawdziwego tryumfu, poddał się niezwykłej sile gry dziwacznego Włocha, oddał mu hołd i uwielbienie. Miał wtedy 46 lat. Jego wiedeńskie koncerty stały się sensacją. Dał ich dwadzieścia, ustanawiając swoisty rekord. Wykorzystując szczęśliwą passę wyruszył w podróż koncertową: Karlsbad, Praga, wiele miast w Niemczech, a potem na wschód, do Rosji!. Podróż do Rosji zainaugurowały koncerty w Warszawie. Wtedy właśnie usłyszał go 19-letni Fryderyk Chopin! Do Rosji jednak nie pojechał, wrócił do Francji. Przez kolejne trzy lata koncertował w Anglii, Irlandii i we Francji. Krótki wyjazd zmienił się w sześcioletnią podróż artystyczną, pełną sukcesów i trudów. Powrót do Włoch był tryumfalny. Witano go entuzjastycznie, gorąco. Wystąpił z szeregiem koncertów, z których ogromne dochody przeznaczył na cele dobroczynne. Wielką sumę 20 tys. franków przekazał kompozytorowi francuskiemu, Hektorowi Berliozowi uwalniając go na kilka lat od nękających go trosk materialnych. Spragniony odpoczynku zamieszkał w pobliżu Parmy. Wyjeżdżał jeszcze kilkakrotnie na koncerty do Belgii, Liverpoolu, Nicei. Po kilku słabszych występach, kolejne zaproszenia odłożył na później…
Zasłynął w wieku 46 lat, dziewięć lat później dał ostatni koncert: ironia losu?
Kiedy Nicolo Paganini osiągnął rozgłos i prawdziwie wielkie sukcesy (Wiedeń 1828r.), był już bardzo chory. Owo "tryumfalne" sześcioletnie tournee koncertowe w blasku sławy i sukcesów, najeżone trudami podróży, przeplatane coraz dotkliwszymi atakami choroby, w krótkim czasie zamieniło życie w piekło właśnie wtedy, gdy opromieniła je upragniona sława.
Cena
Właściwie opłacił drogo tę sławę już od pierwszych dni życia. (patrz - Monitor 2 i 3, 2001) Czy bezwzględny ojciec o sadystycznych zapędach był narzędziem w rękach losu? Analiza dokumentów: sprawozdań, relacji, listów i opisów lekarskich rzuca nowe światło na życie Paganiniego. Cechy przypisywane diabelskim sztuczkom są efektem ciężkiej, nadludzkiej pracy. Jako dziecko bezwzględnie zmuszany do wielogodzinnych ćwiczeń, nie znienawidził instrumentu, który był przyczyną jego prześladowań. Aby osiągnąć sobie tylko dostępny stopień wirtuozerii, przez całe życie ćwiczył po 8, a czasem nawet 10-12 godzin dziennie. Liszt pisał: "O Boże, ile cierpienia, nieszczęścia i męki w tych czterech strunach".
Wiotki, dziecięcy kręgosłup uległ zniekształceniu, jedno ramię obniżyło się, przez co wydawało się dłuższe. Stale forsowane, naciągane boczne więzadła stawów palców wynaturzyły się, rozciągnęły i rozluźniły, pozwalając na nienaturalne wygięcia palców i ich niezwykłą rozciągliwość. Biorąc pod uwagę niezwykły wygląd artysty, jego nienaturalne wychudzenie, bladość, gibkość kończyn, dzisiejsi specjaliści podejrzewają chorobę tkanki łącznej zwaną zespołem Marfana, lub inne schorzenie, określane jako zespół Ehlersa-Danlosa. Jednak jego poważne kłopoty ze zdrowiem nie miały wiele wspólnego z budową ciała. Rozpoczęły się od zwykłego kaszlu, zanim jeszcze zdobył sławę. Niewinny kaszel rozpoczął tragiczną serię pomyłek i błędów w leczeniu, które zrujnowały i tak z natury wątły organizm, przysparzając mu wiele cierpienia i bólu, powodując również ów straszny - "sataniczny" wygląd. Bez opisywania gehenny, jaką przechodził przez ostatnie dwadzieścia lat życia, wystarczy zaznaczyć, że był powoli, stale zatruwany związkami rtęci, podawanymi jako lekarstwo, a gdy straszliwe bóle stawały się nie do zniesienia, kojono je opium… Przez dwadzieścia lat słyszał od kolejnych lekarzy, że nie pozostało mu więcej, niż kilka miesięcy życia i rzeczywiście robili wszystko, aby ich diagnozy się spełniły. Kiedy opiekę nad nim przejął jego późniejszy przyjaciel, dr Francesco Benotti, był już cieniem samego siebie, choć przecież jeszcze, niewiadomo jakim nadludzkim wysiłkiem znajdował siły, aby stanąć na scenie i grać, i zadziwiać świat…
Z relacji świadka
Oto relacja świadka, sędziego Matthausa de Ghetaldi, który opisuje spotkanie z Paganinim w Wenecji, w 1924 roku, a więc cztery lata przed największym tryumfem artysty:
"21 września 1824. Wczoraj w domu Messera Naldi poznałem Signora Nicola Paganiniego z Genui. Robił wrażenie chorego. Jest średniego wzrostu, ale trzyma się bardzo brzydko. Jest również bardzo chudy, blady i o ciemnej cerze. Śmieje się dużo i lubi się śmiać. Ma za dużą w stosunku do ciala głowę, haczykowaty nos i czarne, dłµgie, nigdy nie uczesane włosy. Jego lewe ramię jest wyższe od prawego, prawdopodobnie jest to skutek gry na skrzypcach. Gdy chodzi, wymachuje rękoma. Spędziłem bardzo wesołe popołudnie w jego towarzystwie. Początkowo sądziłem, że jest to milczek, ponurak i człowiek niesamowity - tak mi go bowiem opisano. Ale okazało się, że jest bardzo ożywiony i mówi nieomal bez przerwy. Gdy się śmieje, klepie się swymi wąskimi rękoma po ramionach. Jest rzeczywiście bardzo brzydki…"
Ten sam autor, nieco później:
"2 października, 1824. Po koncercie długo rozmawiałem z Paganinim; był bardzo zmęczony, prawdopodobnie dlatego, że gra całym cialem, a jest bardzo słaby. Podczas gry stale wystukiwał takt lewą nogą, co było bardzo denerwujące. Potem to zginał się w pół, to znów prostował. Dwukrotnie wymachiwał smyczkiem w powietrzu i robił okropne miny. Wydaje mi się, że jest szarlatanem, mimo, że doskonale gra. Ludziom jego gra podoba się niesłychanie. Wieczorem doktor Martecchini, który właśnie przyjechał z Triestu, oglądał jego lewą rękę. Zadziwiające, do czego jest on zdolny: może palce przeginać w bok, a także odgina kciuk do tyłu, tak, że ten dotyka małego palca. Jego dłoń jest tak ruchoma, jak gdyby pozbawiono ją mięśni i kości. (…) Pokazał nam kilka zdumiewających sztuczek ze skrzypcami. Potrafi, na przykład, grać melodię dwoma palcami, akompaniując sobie pizzicato trzema pozostałymi. Czasami wydawało się, że grają trzy osoby jednocześnie. Jego pasaże w dwudźwiękach były wprost olśniewające - nigdy nie słyszałem, aby ktoś tak szybko przebiegał po strunach. Potem naśladował osła, papugę i śpiew drozda - wszystko z łudzącym podobieństwem. (…) Później dr Martecchini próbował grać na skrzypcach Paganiniego i - ku swemu zdumieniu stwierdził, że instrument jest kompletnie rozstrojony. Na to Paganini zaczął się pokładać ze śmiechu i powiedział, że gra wyłącznie na rozstrojonych skrzypcach."
Gdy słuchacze wpadali w ekstazę słuchając jego gry, gdy jego cudowne koncerty wprawiały w osłupienie Europę (Wiedeń 1928), był już straszliwie schorowany. W tym właśnie roku 1928 przechodził zapalenie szpiku kostnego, przy czym usunięto mu wszystkie zęby dolnej szczęki. Cierpiał na straszliwe bóle brzucha. Uparty, uciążliwy kaszel nie pozwalał na sen i odpoczynek. Efektem wielu zapaleń i infekcji były zaburzenia ruchu ("…od czasu do czasu dziwacznie wymachiwał smyczkiem, lub wyginał się dziwacznie…") i wzroku (ciemne, niebieskie okulary miały chronić oczy przed ostrym światłem sceny). Zaoszczędzę Ci, drogi Czytelniku dalszego wyliczania tortur i opisu agonii, która trwała kilkanaście conajmniej lat. Trzy lata przed śmiercią Paganini dał ostatnie koncerty. Potem zniknął z życia publicznego. Krótko przed śmiercią pisał: "Pozostaje mi tylko jedna nadzieja. Mianowicie, że po mojej śmierci zła sława wygaśnie i ci, co tak okrutnie krytykowali mnie za sukcesy, pozwolą moim prochom spoczywac w spokoju." Zmarł w Nicei, w 1840 roku.
"Tu spoczywa Nicolo Paganini,
który wydobywał ze swych skrzypiec
boskie dźwięki."
Napis na nagrobku trąci ironią, nie był to bowiem koniec Jego ziemskiej udręki: Kościół nie zgodził się na pochowanie go w poświeconej ziemi, ogłosił go ateistą, a ciało rozpoczęło szereg pośmiertnych wędrówek, które nie miały precedensu w historii. Zwłoki zostały zabalsamowane, ubrane we frak, w którym Paganini koncertował, a następnie umieszczone w trumnie ze szklanym okienkiem na wysokości twarzy. Handlarz używanych rzeczy ofiarował księciu de Cessole, który był opiekunem syna Paganiniego, Achilla, sumę 30 000 franków za prawo pokazywania ciała w Anglii. Trumna została umieszczona w Villa Franca, używanej jako magazyn ryb. W ciągu dnia przesuwały się przed nią tłumy ciekawskich. Miejscowi rybacy opowiadali, że w nocy dookoła trumny gromadziły się postacie, a w środku nocy słychać było dźwięki muzyki. Wtedy pospiesznie pogrzebano ciało w pobliżu wytłaczalni oliwy.
W ciągu 86 lat ciało było jeszcze trzykrotnie ekshumowane (m. in. czeski skrzypek Frantisek Ondricek chciał je koniecznie zobaczyć i namówił Achilla do otwarcia grobu). Dopiero w 1926 roku przeniesiono je na miejsce ostatecznego spoczynku w Camposanto, w Genui.
Paganini - geniusz,
największy skrzypek wszechczasów?
Skrzypce - ten najpiękniejszy i najtrudniejszy z instrumentów - zawładnęły niejednym talentem, określiły wiele wspaniałych karier. Warto wspomnieć najsłynniejszych skrzypków współczenych Paganiniemu: Niemcy - Luigi Spohr, Rodolfo Kreutzer, Polak - Karol Lipiński, Włosi - Paravicini di Torino, Pietro Rovelli, Giovanni Mori, Francuzi - Pierre Rode di Bordeaux, Jaques Mazas. Gwiazda Paganiniego przyćmiła ich tryumfy, usunęła w cień, ale nie to jest niezwykłe, podobne przypadki zdarzają się dość często. Fascynujące jest naprawdę to, że dzisiejsi znawcy przedmiotu nadal podkreślają jego absolutny prymat, pomimo, że czasy późniejsze zrodziły wielu wielkich skrzypków.
Warto wspomnieć chociaż tych najbardziej znanych: Wieniawski, Ysaye, Kreisler, Thibaud, Sarasate, Kubelik, Huberman, Elman, Szigeti, Heifetz, Francescati, Milstein, Oistrach, Menuhin, Szeryng, Stern, Kogan, Perlman, Zuckerman i wielu innych. Dlaczego na początku XXI wieku nadal podkreśla się, że prymat wszechczasów należy do Paganiniego? Przecież nie ma żadnego zapisu jego gry, a i standarty estetyki muzycznej zmieniły się niepomiernie! Jak brzmiałaby jego gra dla uszu współczesnego melomana? Brano pod uwagę wszystkie te okoliczności, mimo to, Paganini pozostaje jednym z nielicznych aksjomatów w muzyce, nikt nawet nie próbuje go podważać.
"Trzeba tego doświadczyć,
opisać niepodobna"
Aby ten z założenia popularyzatorski artykuł nie zamienił się w zawiłą rozprawę, zaufajmy autorytetom. Możemy ufać Chopinowi, Schumannowi, Lisztowi, Schubertowi. (patrz Monitor 2, 3). Oto jeszcze kilka wypowiedzi znanych muzyków:
Mayerbeer: "Wyobraźcie sobie najbardziej niesamowite efekty gry skrzypcowej: najcudowniejsze dźwięki, najsubtelniejsze barwy, najbardziej przejmujące tony, jakie zdoła wytworzyć wasza wyobraźnia. Paganini przewyższy wszelkie wasze oczekiwania." Liszt: "To jeden z tych cudów, które mogą zaistnieć tylko jeden raz i znikają jak najszybciej, równie niespodziewanie, jak zaistniały. Taki cud królestwo sztuki widzialo tylko ten jeden, jedyny raz…"
Verdi: "Trzeba tego doświadczyć, opisać niepodobna…"
"Zmienił bieg historii sztuki"
Ale to dopiero niewielka część zasług jego talentu. Do tego należy dodać skutki, jakie spowodowało pojawienie się Paganiniego w muzyce: współczesnej mu i poźniejszej, aż do naszych czasów. Bez niego skrzypce nie byłyby tym samym, czym są obecnie: rozwinął do granic możliwości technikę skrzypcową, tworząc styl wirtuozowski nie tylko na użytek tego instrumentu. Ulegli mu Liszt, Chopin, Brahms i inni. Bez przesady można powiedzieć, że wskazał romantykom nieograniczone możliwości ekspresji muzycznej, sposób podporządkowania instrumentu osobowości wykonawcy, w stopniu wcześniej niewyobrażalnym. Odtąd wirtuozowstwo stało się nieodłącznym elementem stylu romantycznego, zwiększając niepomiernie arsenał środków technicznych i muzycznych kompozytorów i wykonawców. W ciągu zaledwie kilku lat kariery koncertowej zmienił sposób rozumienia, komponowania i wykonywania muzyki.
Kompozycje
W swych kompozycjach zawarł nowe efekty gry na skrzypcach: najrozmaitsze sposoby prowadzenia smyczka, pizzicata (dźwięki wydobywane przez szarpnięcie struny) palcami lewej ręki, pojedyncze i podwójne flażolety, grę na jednej strunie, grę z przestrojonymi strunami, grę akordową o niespotykanych dotąd strukturach itd. Wiele z tych elementów zapożyczył z techniki gitarowej (był świetnym gitarzystą), wiele podpowiedziała mu jego nieograniczona wyobraźnia i potrzeba osobistej, intymnej wypowiedzi, dla której stworzył właściwy, nie znany dotąd język muzyczny o nie znanej wcześniej sile oddziaływania. Napisał 12 koncertów skrzypcowych, 22 kwartety na skrzypce, altowkę, wiolonczelę i gitarę, kilkanaście sonat na skrzypce i gitarę, wiele sonat i wariacji na skrzypce i orkiestrę, tercety, duety, wiele drobnych utworów na skrzypce z fortepianem. Tylko niewielka część kompozycji Paganiniego doczekała się publikacji. Dziś do najczęściej wykonywanych utworów należą koncerty skrzypcowe D-dur i h-moll, 24 kaprysy na skrzypce solo, Fantazja "Taniec czarownic", "Moto Perpetuo", Wariacje "Il Carnevale di Venezia", Wariacje na tematy z oper Rossiniego: "Cenerentola", "Mojżesz" "I Palpiti" i inne. Wydane i grane są również utwory na gitarę solo, w repertuarze gitarowym utrzymuje się ich około trzydziestu.
Epilog
Bardzo trafnie i pięknie zarazem ujął zjawisko "Paganini" wielki skrzypek i jeden z największych pedagogów XIX wieku, Josef Joachim, w publikacji poświęconej technice gry skrzypcowej. Jest to opinia wybitnego znawcy, wydana z perspektywy czasu, w którym dzieło Paganiniego zostało już opisane i na chłodno przeanalizowane pod każdym względem.
"Nicolo Paganini, najwybitniejszy wśród wszystkich wirtuozów skrzypiec, nie był wychowankiem żadnej szkoły skrzypcowej, żadnego wybitnego pedagoga, nie stworzył też żadnej własnej szkoły na użytek potomnych. Należąc do tych wyjątkowych jednostek, których spontaniczny rozwój następuje poza wszelką tradycją, osiągnął w sobie tylko możliwy sposób szczyty, na których pozostał sam. Był jedną z tych niebiańskich istot, które z nienacka pojawiają się, olśniewają, oślepiają blaskiem i doskonałością, doprowadzają do ekstazy świat cały, aby zniknąć, odejść równie niespodziewanie, pozostawiając w niemym osłupieniu świadków, zanim ktokolwiek zdoła zdać sobie sprawę z tego, co się wydarzyło. Nie zniknął jednak na prawdę, pozostawił ślad nie do zatarcia. Zmienił bieg historii sztuki, ukazał bowiem stopień ideału, którego istnienia nikt nawet nie przeczuwał, którego być może nie dopracowałyby się w normalnych warunkach całe generacje przez następne stulecia…".
Barbara Bilszta