----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

09 grudnia 2001

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download

Był poetą, czarodziejem, "fenomenem nie z tego świata". Jego baśnie stały się metaforami ludzkiego losu. A ich bohaterowie funkcjonują w świadomości zbiorowej tak samo, jak postaci z Mitologii greckiej czy dramatów Szekspira. Tomasz Mann nazwał "Ołowianego żołnierzyka" symbolem swego życia. O geniuszu autora "Dziewczynki z zapałkami" i jego wpływie na własną twórczość pisali Oscar Wilde, Strindberg i W. H. Auden. Andersen nigdy jednak nie zdobył uznania, na jakie niewątpliwie zasługuje - pisze autorka jego nowej biografii, amerykańska pisarka Jackie Wullschlager - takiego chociażby, jak Balzac czy Victor Hugo, którzy tworzyli w tym samym czasie i byli jego znajomymi.

Książka "Hans Christian Andersen. The life of a storyteller" przedstawia fascynujący i wielowymiarowy portret duńskiego pisarza. Powstała na podstawie skrupulatnych studiów listów, autobiografii i dostępnych publikacji. Autorka spędziła w Danii kilka lat podążając śladami swego bohatera; czytała w oryginale teksty źródłowe i dokonała sporo poprawek do wcześniejszych, anglojęzycznych wydań jego utworów. Dużym walorem biografii są oryginalne i świetnie wkomponowane w całość interpretacje twórczości Andersena. A także piękny i żywy język, jakim została napisana.

Hans Christian Andersen przez całe życie pisał autobiografię, którą wielokrotnie zmieniał i poprawiał, dopasowując fakty do legendy, jaką chciał po sobie pozostawić. Pierwszy tom wspomnień wydał w 1832 roku, kiedy miał 27 lat, a potem publikował kolejne tomy co dziesięć lat, aż do roku 1869. Najlepszymi jednak autoportretami pisarza są bohaterowie jego małych arcydzieł - pisze we wprowadzeniu do swej książki Wullschlager. To on jest beznadziejnie zakochaną Małą Syrenką, lojalnym Słowikiem, niezłomnym Ołowianym żołnierzykiem, depresyjną Choinką i rozpaczliwie smutną Dziewczynką z zapałkami. "Wszystkie postaci są wzięte z życia. Dobrze poznałem każdą z nich" - wspominał ich twórca w liście z 1834 roku. Jego własne życie było jak baśniowa fabuła. Z biednego, wyśmiewanego, brzydkiego kaczątka, stał się jednym najwspanialszych łabędzi świata.

Kiedy pod koniec życia, świętował swoje 70. urodziny, był już od dawna znanym i cenionym pisarzem. Tego dnia zajechała pod jego dom królewska karoca, został zaproszony do pałacu i odznaczony Orderem Danii. Gośćmi pisarza byli książęta, hrabiowie, creme de la creme duńskiej i niemieckiej arystokracji. A podczas przyjęcia wydanego przez jego przyjaciół podano 12-daniowy obiad, w którym wszystkie potrawy i alkohole zostały nazwane tytułami baśni. W teatrze tego wieczoru wystawiane były dwie sztuki Andesena. A wśród licznych prezentów znalazło się wydanie jednego z jego utworów, przetłumaczone na 15 języków.

Zupełnie innaczej wyglądały początki życia Hansa Christiana. Urodził się w 1805 roku w małym mieście Odense na duńskiej wyspie Fionii. W autobiografii przedstawiał niejednokrotnie swoje dzieciństwo w romantycznym sztafażu, powołując się na szlacheckie pochodzenie swoich przodków, zubożałych w wyniku licznych mezaliansów. W rzeczywistości pochodził z biednej rodziny robotniczej: ojciec zarabiał na życie łataniem butów, a matka była praczką i analfabetką. Kiedy miał 11 lat stary Andersen powrócił z wojny napoleońskiej ranny i nigdy już nie odzyskał sił. Hans odziedziczył po nim zamiłowanie do czytania książek i marzycielską, pełną fantazji naturę. Z matką nigdy nie łączyły go głębsze więzi. Zwłaszcza, kiedy wyszła po raz drugi za mąż i wpadła w jeszcze większą biedę i alkoholizm. Oparciem była dla niego babcia ze strony ojca, która upamiętnił potem na kartach "Dziewczynki z zapałkami".

Powodem kompleksów Andersena był także wygląd zewnętrzny. Nic dziwnego, że najbardziej autobiograficzna jego baśń nosi tytuł "Brzydkie kaczątko". Był wysoki, chudy, niezdarny i posiadał nienaturalnie długi nos. Koledzy się z niego wyśmiewali i bili kamieniami. Zaszywał się więc w domu, gdzie czytał książki i bawił się teatrzykiem kukiełkowym, a także lalkami, dla których sam szył ubranka. Od najmłodzych lat miał żywą wyobraźnię i zdolności aktorskie. Już jako jedenastoletni chłopiec pisał krótkie utwory dramatyczne i improwizowane piosenki, które wykonywał dla każdego, kto tylko chciał go słuchać. Został nawet nazwany "małym słowikiem z Fionii". Zamożni mieszkańcy Odense zapraszali go do swoich domów, podziwiali jego popisy i wynagradzali słodyczami, upominkami, pieniędzmi. Juz wtedy dobrze czuł się w roli "artysty" . Uwielbiał oklaski, pochwały, wszelkie przejawy zainteresowania. Potrafił też umiejętnie zabiegać o pomoc znanych i wpływowych ludzi. Marzył bowiem o innym, lepszym życiu, o sławie, podróżach, splendorze wielkiego miasta. Podobnie jednak jak inne dzieci z robotniczych rodzin, zamiast do szkoły został wysłany do pracy - najpierw w fabryce włókienniczej, a potem w zakładach tytoniowych.

Kiedy miał 13 lat, do Odense przyjechała trupa z Teatru Królewskiego w Kopenhadze. Udało mu się wówczas wybłagać od dyrektora malutką rolę. Po raz pierwszy mógł "założyć na siebie czerwony, jedwabny kostium i wyjść na scenę". Wydawało mu się, że oczy całej publiczności są skierowane tylko na niego. Już wtedy postanowił wyjechać do stolicy i rozpocząć karierę w teatrze. Rok potem matka dała mu błogosławieństwo i wyruszył w swój wymarzony świat.

Wprawdzie w teatrze nikt na niego nie czekał, nie zrażając się jednak, z dziecięcą naiwnością, fantazją i determinacją zabiegał o zainteresowanie.Wkrótce udało mu się pozyskać możnych protektorów. Zaopiekował się nim jeden z najbardziej wpływowych ludzi w Kopenhadze - Jonas Collin, który zadbał o jego edukację. Ale lata spędzone w szkole podstawowej w prowincjonalnym Slagelse a potem w Elsinorze należały do najbardziej koszmarnych w życiu Andersena. Uciekał wiec jak niegdyś w świat fantazji i dużo pisał. W wieku 21 lat stworzył wiersz o umierającym dziecku, w którym przedstawił siebie w roli głównego bohatera. Dziś utwór ten wydałby się zapewne zbyt sentymentalny, ale w 1826 roku brzmiał oryginalnie i aktualnie ze względu na wysoki stopień śmiertelności niemowląt. Przetłumaczony szybko na język niemiecki, a potem francuski, został entuzjastycznie przyjęty przez krytykę i czytelników. Dzięki niemu nazwisko Andersena stało się znane również we Francji.

W Kopenhadze lekcji muzyki udzielał mu włoski dyrygent i bywał na próbach inscenizacji operowych w Teatrze Królewskim. Mieszkał wprawdzie w pokoju z oknami bez szyb i chodził po ulicach miasta w dziurawych butach, zmarznięty i głodny, wierzył jednak w swój talent i umiał przekonywać o nim innych.. I chociaż bywał egzaltowany i natrętny, ludzie dostrzegali w nim coś z małego geniusza . Zapraszali go do swoich domów, słuchali jego opowieści, podziwiali umiejętności aktorskie i sztukę wycinanek, w której nie miał sobie równych. Był wówczas tak bardzo szczęśliwy. Nawet póżniej - jak pisze autorka biografii - kiedy był już znanym pisarzem - jego pragnienie pochwał i akceptacji było patologiczne. Pożądał uznania jak dawki mocnego narkotyku. Było mu potrzebne, żeby żyć i tworzyć. Poza obsesyjnym dążeniem do sławy, kryła się w tym też "rozpacz człowieka poszukującego swojej tożsamości. Wędrował od jednego dworu do drugiego, przemierzał wiele krajów Europy - w poszukiwaniu miłości i pełnej akceptacji".

Jako dramaturg zadebiutował sztuką "Miłość na wieży Mikołaja". Pod wpływem podróży do Włoch napisał powieść pt. "Improwizator", o karierze ubogiego chłopca, który został wielkim włoskim śpiewakiem. Był autorem wielu innych powieści, librett do oper narodowych, wierszy i dramatów. Żaden z tych utworów nie przyniósł mu jednak takiej sławy, jak baśnie. Zaczął je pisać w Nowy Rok 1835 roku. W marcu pierwszy tom - raptem 61 stron - był już gotowy. A w maju tego samego roku ukazał się w druku pod tytułem "Baśnie opowiedziane dzieciom". Znalazały się w nim takie utwory, jak "Księżniczka na ziarnku grochu" i "Kwiaty małej Idy". Przed Bożym Narodzeniem opublikował drugi tom, który zawierał m.in. "Calineczkę". Niektóre z nich został oparte na motywach legend i podań, które w dzieciństwie opowiadała mu babcia i inne kobiety, ale - co było jego innowacją - tworzył też swoje własne opowieści, które miały podobny klimat i uniwersalne przesłanie. Dziś pełne fantazji, oddziałujące na wyobraźnię opowieści stanowią podstawę literatury dziecięcej - od "Alicji w krainie czarów po Harry"ego Pottera". Ale kiedy Andersen pisał swoje pierwsze baśnie, książki dla dzieci były zwykle śmiertelnie poważne i moralizatorskie. Miały wychowywać, nie zachwycać malych czytelnikow.

Chociaz wcześniej baśnie pisali juz inni autorzy - zwłaszcza Charles Perrault we Francji i bracia Grimm w Niemczech - Anderseż był pierwszym pisarzem, który nadał im formę literacką i stworzył własne opowieści, które oddziaływały na wyobraźnię i emocję, podobnie jak te dawne, utrwalone w tradycji ludowej. Napisane zwyczajnym, kolokwialnym językiem, urzekają prostotą fabuły i stylu, a jednocześnie głebią refleksji. Są pełne ciepła i sentymentalnego humoru, chociaż nie zawsze kończą się szczęśliwie.

Pisał je przez całe życie. Jak za dotknięciem magicznej pałeczki Prospera wyczarowywał swoje cudowne opowieści. Stworzył ponad 150 baśni; najlepsze z nich dotarły do czytelników na całym świecie.

Powiadano, że miał niezwyklą łatwość pisania. Ale nie zawsze tak było. Niektore basnie pisał bardzo szybko. "Królową śniegu" ukończył w ciągu kilku dni. Wspominał, że historia ta "weszła tańcząc na kartki książki". "Dziewczynka z zapałkami" powstała podczas jednego dnia. Ale praca nad "Brzydkim kaczątkiem" zajęła mu cały rok.

Dopiero pod koniec życia opuściło go natchnienie. W 1874 roku zanotował: "Żadna baśń już do mnie nie przychodzi. Kiedy spacerowałem w ogrodzie pośród róży - o, cóż za historie róże i ślimaki miały mi do powiedzienia! W lesie przypomina mi się, że Stary Dąb opowiedział mi już dawno temu swój ostatni sen. Tak więc nie mam już żadnych nowych inspiracji, i to jest bardzo smutne".

Jednym z lejtmotywów baśni Andersena jest nieszczęśliwa miłość. Podobnie jak bohaterowie jego opowieści, przez całe życie kochał ludzi - zarówno kobiety, jak mężczyzn - którzy byli dlań niedostępni: arystokratów, bogate, piękne panny. Zawsze mierzył bardzo wysoko. Jego pierwszą wielką miłością była Riborg Voight, córka bogatego kupca. Kiedy wyszła potajemnie za mąż za innego mężczyznę, skarżył się, że porzuciła go dla pieniędzy. Ludzie o których uczucia tak bardzo zabiegał, darzyli go przyjaźnią, troszczyli się o niego, gościli u siebie w domu, traktowali niemalże jak członka rodziny, ale zawsze z pewnym dystansem. Wszelkie próby prawdziwego zbliżenia, umiejętnie ucinali, jak Edward Collin, który w jednym z listów dał mu chłodno do zrozumienia, że za daleko posunął się zwracając się do niego w bardziej poufałej formie.

Andersen był uwielbianym przez dzieci i dorosłych gawędziarzem, uroczym towarzyszem, lojalnym przyjacielem. Ale był także wielkim snobem, egocentrykiem hipochondrykiem, który wiecznie użalał się nad własnym losem. Pragnął być zawsze w centrum zainteresowania. Kiedyś podczas przyjęcia,w którym brał udział, służący podali pierwsze obiad nowo przybyłej Angielce, wstał więc zachmurzony od stołu i poszedł się wyżlic do kuchni. Nie interesował się też losem swoich biednych krewnych. Nawet wtedy, kiedy był już bogaty i mógł im pomóc. " W swoich utworach zawsze stawał po stronie biednych i pokrzywdzonych, ukazywał ich przewagę nad ustabilizowanym, dostatnim światem W życiu był apolityczny i antydemokratyczny. Traktował wszystkich ludzi przyjaźnie i z godnością, ale kochał bogatych i utytułowanych, i nigdy nie kwestionował systemu społecznego" - komentuje autorka.

Przez całe życie był rozdarty między ekstazą i udręką, euforią i depresją. Często czuł się osamotniony i niespokojny. Swoje nie spełnione ambicje i tęsknoty najpełniej chyba wyraził w "Choince", która jest uznawana za najbardziej autobiograficzną (w sensie psychologicznym) baśń Andersena. Może być odczytywana także jako alegoria nigdy nie zapokojonego pragnienia. Mała choinka jest wciąż niezadowolona ze swojego losu. Najpierw w lesie, gdzie rosną maliny i poziomki i śpiewają ptaki. Potem, kiedy spełniają się jej marzenia i zostaje ścięta, przystrojona ornamentami i ustawiona w salonie, gdzie wesoło dokazują dzieci. A także wtedy, gdy po świętach trafia do schowku na strychu i zabawia opowieściami ciekawskie myszy. Wciąż pragnie czegoś lepszego. piękniejszego... W końcu zostaje porąbana na kwałki i spalona na popiół.

Andersen uwielbiał podróże. Były mu tak samo potrzebne, jak wizyty w arystokratycznych rezydencjach i "kolekcjonowanie"książąt i księżniczek, hrabiów i hrabianek. Jeździł do Włoch, Niemiec, Francji, Londynu, a nawet do Grecji i Turcji. Był wrażliwym i otwartym na świeże doznania podróżnikiem. W listach i autobiografii skrupulatnie notował swoje wrażenia i refleksje. Kochał wojaże, chociaż cierpiał też na wiele związanych z nimi fobii. W swoim podręcznym bagażu zawsze miał linę ... na wypadek pożaru.. Podejrzewał, że każdy pasażer w dorożce czy pociągu chce go zamordować. Obawiał się, że nie zdąży na pociąg, dlatego przyjeżdżał na stację godzinę wcześniej. Lamentował, że za coś przepłacił lub nie zostawił dość wysokiego napiwku. "Moją specjalnością jest wynajdowanie sobie powodów do zmartwienia" - pisał w jednym z listów z podróży.

Nawet, kiedy był już człowiekiem bogatym i miał znaczne oszczędności, wciąż martwił się o pieniądze. Do końca życia mieszkał skromnie i korzystał chętnie z gościny w bogatych domach. Wciąż widział w sobie romantycznego artystę, cygana bez groszy przy duszy. Uważał, ze gdyby posiadał taki sam dom, jak jego protektorzy, stałby sie jednym z nich. Ale taka postawa wynikała też z braku zainteresowania rzeczami materialnymi. "Snobizm Andersena wyrażał się w jego potrzebie uznania jako artysty - komentuje Wullschlager, ale nigdy nie był chciwy na pieniądze i nie zależało mu na mieszczańskiej stabilizacji".

Andersen zdawał sobie doskonalesprawę ze swojego nieprzystosowania, innosci, ekscentryzmu. W liście do Charlesa Dickensa pisał , że wyglada, jakby spadł z nieba..."Jestem fenomenem nie z tego świata - trochę dzieckiem, trochę głupcem, a trochę filozofem".

Do końca pozostał przede wszystkim dzieckiem. Z dziecięcą naiwnością i przenikliwym spojrzeniem patrzył na ludzkie wady, pretensjonalność i udawanie. Podobnie jak mały chłopiec na końcu "Nowych szat cesarza" mówiszczerze, że król jest nagi. Zawsze przekraczał też granice miedzy rzeczywistością a fikcją. Często nie wiedział, który z tych światów jest bardziej prawdziwy.

"Dziewczynka z zapałkami" - powstała z inspiracji rysunkami duńskiego artysty Johana Thomasa Lundbye"a. Pisał ją w momencie rozczarowania i znudzenia artystokratycznym przepychem. Jest to jego najsmutniejsza baśń. Powrócił w niej do swojego biednego dzieciństwa. Wykorzystał wspomnienia matki, która jako mała dziewczynka, podobnie jak bohaterka opowieści, musiała żebrać na ulicach i stała częstokroć na ulicy zmarznięta i głodna, ponieważ bała się wrócić do domu z pustymi rękami. "Ta sentymentalna, lapidarna i tragiczna opowieść była odpowiedzią Andersena na establishment w którym nie czuł się całkiem dobrze. Zapałki są metaforą twórczej imaginacji, iluminacją innego świata, o którym możni tego świata nie mogą nawet marzyć".

Kiedy w lecie 1875 roku umierał na raka wątroby, prosił swoją opiekunkę, żeby po śmierci przecięła mu żyły. Przez całe lata panicznie bał się, że może zostać pogrzebany żywcem. Często zostawiał na stoliku przy łóżku notatkę: "Jestem tylko w letargu".

Nie wiadomo, czy prośba Andersena została spełniona. Dla czytelników na całym świecie pozostał jednak żywy - i to w sposób o jakim zawsze marzył -. w swoich cudownych baśniach.

Danuta Peszyńska

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor