----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

09 grudnia 2002

Udostępnij znajomym:

Arcydzieła klasyki operowej opanował idealnie.

Jego wielki dzień ciągle przed nim.

Ze skromnością i żalem przyznać trzeba, że na "amerykańskim gruncie" polscy śpiewacy operowi nie są zbyt popularni, co wcale nie świadczy o całkowitym braku ich obecności w Stanach. Historia kilku minionych dziesięcioleci wprawdzie ujawniła kilka nazwisk wybitnych wokalnie osobistości, lecz nasz rodzimy potencjał jest znacznie większy. Dobre pozycje uzyskujemy z trudem, albo nie zajmujemy ich wcale. Jeśli w ostatnich dekadach, głównie w nowojorskiej Metropolitan Opera mieliśmy kilka żeńskich głosów (Żylis-Gara, Kubiak, Toczyska. Podleś, Lisowska), to poza Ochmanem z mężczyznami było krucho. Z rumieńcem na twarzy można spojrzeć na obsady New York City Opera, w których polskich nazwisk jest mniej jak na przysłowiowe lekarstwo. Nowy, XXI wiek przyniósł z sobą jakby odmianę kolei rzeczy. Od sezonu 1998-99 z Met. związał się wielce utalentowany baryton, Mariusz Kwiecień. Poza Met. w USA, do tej pory jeszcze wystąpił w teatrach operowych takich miast jak Dallas, Detroit i Chicago. A bas, także młodego pokolenia Wojciech Bukalski śpiewa w Miami na Florydzie.

Od dawna nie mieliśmy też w Stanach jednocześnie aż dwóch głosów basowych. Tę kłopotliwą sytuację nieco poprawił Daniel Marcin Borowski, od sezonu 2001-02 związany z New York City Opera. Zapytałem artystę, jak otrzymał angaż do tej szacownej Opery.

"W tym samym czasie nałożyły się dwie sprzyjające okoliczności i dzięki nim podjęłem decyzję lotu za Atlantyk. Pierwsza dotyczyła sesji nagraniowej opery "Jerusalem", w której uczestniczyłem jako solista. Główną partię tenorową śpiewał Marcello Giordani. Fascynował mnie jego śpiew. Szczęśliwie się złożyło, że na tej sesji był obecny profesor Szumann, pracujący z Giordanim. Moim marzeniem stały się konsultacje wokalne u właśnie tego profesora oraz przygotowywanie nowego repertuaru w Nowym Jorku pod jego kierunkiem. Drugą sprzyjającą okolicznością był sukces premierowego spektaklu opery "Macbeth" w Berliner Staatsoper Unter den Linden". Wówczas byłem etatowym solistą tego teatru i podczas omawianego spektaklu wykonywałem partię Banquo. Moja interpretacja podobała się obecnym na premierze przedstawicielom New York City Opera. Wobec tego powiedziano mi, że takiego Banka chcą mieć u siebie, i że powinienem przyjechać na przesłuchanie. Zaraz przyjechałem, nawet tamtego Sylwestra spędziłem w Nowym Jorku. Zostałem przyjęty, debiutowałem i nadal jestem."

Daniel Borowski niebawem pojawi się na afiszu w Metropolitan Opera. Propozycje występów na prestiżowej scenie Met. już otrzymywał, lecz proponowane terminy miał zajęte wcześniej podpisanymi kontraktami w Kaliforni. Rzadki to przypadek, aby w Met. przyjęcie roli zostało odmówione przez debiutanta. O jego dotychczasowych angażach w innych, amerykańskich miastach niewiele można powiedzieć. Poza tym, że w 2001 roku na festivalu w Spoletto śpiewał partię Dalanda w operze "Holender tułacz" Wagnera, że w styczniu 2003 roku partię Orowista z opery "Norma" Belliniego będzie śpiewał w Minneapolis. Później partię Sparafucille w "Rigoletto" przygotowuje dla Bostonu, dla Houston Ferrando w "Trubadurze", dla San Diego - Sarastro w "Czarodziejskim flecie" a do San Francisco poleci śpiewać rolę Banco w operze " Macbeth", trwają rozmowy z Detroit i w następnych latach jest szansa na angaż w... Chicago.

Równie często jak na scenie występuje na estradach koncertowych w repertuarze oratoryjno - kantatowym. Dla przykładu ostatnio sukcesem zakończył śpiewanie "Requiem" Verdiego w Waszyngtonie. Na półkach sklepowych można spotkać nagrane na CD nie tylko całe opery z udziałem Daniela Borowskiego np. "Jerusalem", ale i również inne gatunki muzyki poważnej np. "IX Symfonię" Beethovena.

Daniel Borowski pochodzi z rodziny prawników. Urodził się w Łodzi (1971). W rodzinnym mieście uczęszczał do Liceum Ogólnokształcącego z poszerzonym zakresem języka angielskiego. W latach licealnych, śpiewał w amatorskim chórze i... chodził do Opery. Wagnera wprost uwielbiał i całymi godzinami mógł słuchać np. nagrań z uwerturą do opery Tannhauser. Lecz przyszedł okres egzaminów maturalnych, a co się z tym wiąże czas, na podjęcie decyzji odnoszącej się do wyboru przyszłego zawodu. Zdaniem rodziców, Daniel powinien studiować nauki prawnicze. Więc synek posłusznie złożył wymagane dokumenty na uczelnię, zresztą egzaminy zdał z pozytywnym wynikiem ale...

Ale, na jednym z chóralnych koncertów pięknym głosem Daniela zachwyciła się pani profesor Halina Romanowska, będąca jednocześnie pedagogiem w Akademii Muzycznej i primadonną Teatru Wielkiego w Łodzi. Powiedziała więc Danielowi, że ma wielki i piękny głos, że nawet studenci na trzecim roku jeszcze tyle talentu nie mają, i zachęcała do kształcenia materiału głosowego. Rada trafiła na podatny grunt. Perspektywa zostania śpiewakiem operowym młodego Borowskiego bardzo nęciła. Pani profesor bezpłatnie zaczęła Daniela przygotowywać do egzaminów wstępnych na Akademię Muzyczną. Widać z poprawną emisją głosu kandydata na studenta nie było problemu, bowiem Daniel egzaminy zdał.

Jednak młodzieniec stanął przed dylematem, na którym z wybranych kierunków podjąć edukację. Problem właściwie sam się rozwiązał, gdyż Akademia Muzyczna wcześniej niż Uniwersytet zakończyła rekrutację i na Wydział Wokalno - Aktorski Daniela przyjęła. Tym samym nie czekając na ostateczne wyniki wstępnych egzaminów, ze studiowania nauk prawniczych młody Borowski zrezygnował.

Na pierwszym roku studiów wokalnych kształcił głos pod opieką wielce utalentowanej sopranistki, prof. Romanowskiej. Od drugiego, przeszedł pod edukacyjne kierownictwo operowego basa, st. wykładowcy, Włodzimierza Zalewskiego. Rozpoczął też pierwsze występy sceniczne na deskach Teatru Wielkiego w Łodzi. Były nimi epizodyczne role w operetce "Wesoła wdówka" i operze "Król Ubu". Po tych debiutach został zaangażowany do Teatru Wielkiego w Warszawie. Wówczas dyrektorem Opery Narodowej był Sławomir Pietras. Wobec tego od trzeciego roku studiów, wraz z profesorem Zalewskim przeniósł się do Akademii Muzycznej w Warszawie, której został absolwentem. Warszawskie lata studiów obfitowały także w wydarzenia odbiegające od solfeżu, lekcji emisji głosu w klasie i sesji semestralnych. Mam tu na uwadze udział w konkursach wokalnych, do których uczelnia swoich studentów również przygotowywała. W przypadku Daniela Borowskiego, umiejętności jakie prezentował, przez jurorów zawsze były wysoko oceniane. Na Międzyuczelnianym Konkursie Wokalnym w Kudowie Zdrój (1994), otrzymał I nagrodę.

Chciałbym zatrzymać się na moment, na II edycji Międzynarodowego Konkursu Wokalnego im. Stanisława Moniuszki w Warszawie. Odbywał się w kwietniu 1995 roku.

Na nim - wówczas młodego studenta - usłyszałem po raz pierwszy. Wywarł na mnie (podobnie zresztą jak na jurorach) niezwykłe, pozytywne wrażenie. Przede wszystkim ujmował kulturą wokalną dotyczącą interpretacji utworów różnych stylów i powstałych w różniących się od siebie epokach. Ten przystojny chłopiec, w śpiewane pieśni potrafił włożyć wiele subtelnego ciepła, nasycić je wyrazem artystycznym, którego nawet przez minione 7 lat nie potrafiłem zapomnieć. A to, w moim przekonaniu było jednym, lecz nie jedynym symptomem zapowiadającym artystyczną świetność tego studenta. Stało się jak przewidywałem.

Daniel Borowski jeszcze podczas studiów debiutował na scenie Teatru Wielkiego w Warszawie. Konkretnie 22 marca 1995 roku po raz pierwszy stanął na narodowej scenie i wziął udział w nowej produkcji opery "Werther" Masseneta. Zaśpiewał epizodyczną partię Johanna. W lutym następnego roku - także w Warszawie - wespół z włoskim zespołem weneckiego Teatro la Fenice trzykrotnie śpiewał maleńką rolę Posła flanfryjskiego w operze "Don Carlos" Verdiego. Wprawdzie byłem na tych przedstawieniach obecny, lecz trudno o sukcesie Daniela Borowskiego cokolwiek powiedzieć, bowiem jest to rola nader epizodyczna. Jednak na pewno sukcesem był sam fakt zaangażowania polskiego studenta do tak renomowanego zespołu. (W tej chwili, już po wielu latach, toczą się rozmowy o pozyskanie Borowskiego na kontrakt do weneckiego La Fenice, który po raz kolejny odradza się z popiołów. Sprawa dotyczy utworu "Christ on the Mount of Olives").

Marzec następnego, 1996 roku przyniósł powrót od warszawskiego Teatru Wielkiego. Na narodowej scenie zaśpiewał partię Don Basilio w operze "Cyrulik sewilski" Rossiniego. Była to dla niego pierwsza z większych i bardziej odpowiedzialnych partii. Później w tej samej roli występował na scenie Grand Theatre de Geneve (od 2000 03 19) i Berliner Staatsoper Unter den Linden (od 2000 11 02). Nie byłem świadkiem owych wydarzeń, a wspominam o nich tylko dlatego, że ta partia jest przedmiotem niżej omawianego przedstawienia w New York City Opera. Artysta nie odpowiedział dokładnie, w której z wymienionych inscenizacji czuł się najlepiej "berlińska była zrobiona w nowoczesnym stylu i dobrze się w niej pracowało, a nowojorska stawia duże zadania aktorskie, przynoszące przyjemność" - wyznał.

Teraz chciałbym wrócić do omówienia debiutu na scenie poznańskiego Teatru Wielkiego. Chodzi mianowicie o jeszcze większą i niesamowicie odpowiedzialną partię Ferranda w operze "Trubadur" Verdiego. Otóż, wówczas jeszcze młodziutki, zaledwie 23 letni chłopak, zmierzył się z rolą mężczyzny w sile wieku. Powyższy egzamin naprawdę zdał celująco. Imponował pięknym, głęboko osadzonym basem. Subtelnie i z największą inteligencją kształtował sceniczny wizerunek dowódcy wojsk. Nie pozostawiał wątpliwości co do sposobu przedstawiania postaci scenicznej, twardej i zdecydowanej. Czynił to w większości zmianą odcieni zabarwienia głosu. Mniej aktorskim gestem, który stosował nad wyraz wstrzemięźliwie. Podobnie w Poznaniu zagrał partię Faraona w operze "Aida". Po zobaczeniu kilku innych postaci scenicznych interpretowanych przez Borowskiego dochodzę do przekonania, że ten artysta od samego początku swej scenicznej drogi, odgrywane role w maksymalnym stopniu napełnia intelektem. Zmusza widza do czynnego odbioru zachowań danej postaci, bardziej przez to co dana postać myśli, niż co robi. Taki rodzaj gry aktorskiej uprawiają tylko najwięksi artyści. Wobec tego, w interpretacjach Borowskiego nic nie pozostaje obojętne. Każda postać ma za zadanie pokazanie widzowi, że w podobnych życiowo sytuacjach przeciętny człowiek postąpiłby tak samo. Zatem teatr preferowany przez Daniela Borowskiego jest zwierciadłem rzeczywistości, a to już samo przez się wskazuje na magię artysty, na dobry kontakt między sceną, a widownią, czyli artystą i widzami.

Po ukończeniu studiów Borowski wyjechał z rodzinnego kraju. Najpierw, przez jeden rok pobierał nauki w londyńskiej Covent Garden. Tam najwięksi brytyjscy artyści przekazywali to, co młodemu artyście do zaistnienia na scenie jest potrzebne. Nie ponieśli klęski, bowiem Daniel Marcin Borowski jest przykładem najlepszych efektów ich pracy. W ramach powyższych, podyplomowych studiów, przygotował koncertowe wykonanie partii Massimiliano w operze "Zbójcy" Verdiego. Można też przyjąć, że debiut na festiwalu operowym w Glyndebourne ma z tym wydarzeniem pośredni związek. Jest faktem, że w stolicy hrabstwa Sussex, od 4 lipca 1998 roku występował jako Pietro w operze "Simon Boccanegra" Verdiego. A w historii tego festiwalu nie było zbyt dużo polskich nazwisk.

Ogólnie rzecz ujmując w 1998 roku włączył do repertuaru sporo partii lub debiutów na europejskich scenach. Dla przykładu można wymienić: "Don Giovanni" - Commendatore (Schwetzingen Festival, Strasbourg National Opera), "Cyganeria" - Colline (Frankfurt/M.), "Boulevard Solitude" (Frankfurt/M.). Od jesieni 1998 na trzy sezony podpisał kontrakt z Berliner Staatsoper Unter den Linden. Na berlińskiej scenie debiutował partią Sarastra w operze "Czarodziejski flet". W niektórych europejskich teatrach soliści angażowani są na etaty, co ma tę dobrą stronę, że daje stabilność finansową. Szczególnie młodzi i początkujący artyści w niemieckich, czy polskich teatrach w ramach tego typu zatrudnienia mają możliwość szybkiego zwiększenia własnych pozycji repertuarowych, co nie oznacza, że dla siebie najwłaściwszych.

Daniel Borowski w Berlinie faktycznie bardzo dużo pracował. Śpiewał w operach Verdiego: "Aida", "Falstaff", "Macbeth", Mozarta: "Czarodziejski flet", "Don Giovanni", Beethovena "Fidelio", Lortzinga "Car i cieśla", Pucciniego "Madama Butterfly", Webera "Wolny strzelec", Belliniego "Norma" i Rossiniego "Cyrulik sewilski". Niestety ten kontrakt był tak skonstruowany, że całkowicie wykluczał angaże w innych teatrach. Dopiero po jego zakończeniu Borowski mógł ponownie rozwinąć skrzydła. O dwóch pozycjach pragnę wspomnieć. Latem 2001 roku na scenach Gandawy i Antwerpii De Vlaamse Opera wystawiała "Cyganerię" Pucciniego z polskim basem w roli Collina. Borowski zaproponował publiczności bardzo zręczną interpretację młodego, natchnionego filozofa. Cała inscenizacja do najlepszych nie należała, a mimo to Collin wraz z resztą kolegów wykazał się młodzieńczym wigorem i dobrym prowadzeniem głosu. W arii z IV obrazu "Vecia zimmara" ujawnił niezmierzone pokłady ciepła. Głos brzmiał tak, jak strumień czystej wody w górskim potoku. Wzorowa technika wokalna pozwoliła mu na wyraz czułości i delikatności tonu w pianissimach, na głębię wyrazu w średnim i wysokim rejestrze. Od 28 marca do 18 kwietnia 2003 roku tę partię będzie również wykonywał przed publicznością New York City Opera. Przypuszczalnie i Metropolitan Opera kiedyś też się Borowskiego jako Collina doczeka.

W styczniu obecnie kończącego się, 2002 roku Daniel Borowski odwiedził także Warszawę. W polskiej stolicy, wznawiano wówczas słynną produkcję opery "Turandot" Pucciniego. Tego wieczora, nasz wybitny bas śpiewając partię Timura, (podobnie jak na innych scenach Collina) graną postać - tym razem starca - obdarzył niesamowitym ciepłem i bijącą w oczy rozwagą. Zaczynam sądzić, że Daniel Marcin Borowski im mniej ma do gry aktorskiej, tym więcej gra głosem. Jego interpretacja i kształtowanie oblicza postaci scenicznej polega na rysunku natury psychologicznej, takimi środkami barwą głosu nadaje im ludzkie cechy. Jego kolorystyką i mnóstwem odcieni potrafi do głębi wzruszyć publiczność.

Borowski na scenie New York City Opera debiutował w minionym sezonie. Od 6 października 2001 r. śpiewał w niej partię Banquo w operze "Macbeth" Verdiego. Jeszcze w ubiegłym sezonie, lecz już w 2002 roku, od 10 marca w tym samym teatrze śpiewał swą popisowa rolę Commendatore w operze "Don Giovanni". Także tą partią, 14 września rozpoczął trzy cykle występów bieżącego sezonu. Również najbliższy sezon 2002-03 rozpocznie w NYCO nową produkcją opery "Lucia di Lammermoor". Każda z wyżej wymienionych postaci ma odmienne cechy. Różnią się od siebie.

Don Basilio, wymaga nie byle jakiego kunsztu komicznego. W początkowej dla omawianej postaci arii "La calumnia" Borowski każdą zaśpiewaną nutą przewybornie charakteryzował zmieniającą się sytuację sceniczną. Skupiony, skoncentrowany, pięknie brzmiący bas, na w miarę prostym i jednocześnie czytelnym ujęciem w akcji scen komicznych dźwiękiem trafnie budował nastrój. Choć akcja nie toczy się we współczesnych realiach, ale też i zbytnio od nich nie odbiega. I było to świetne ujęcie interpretacyjne. Sam proces tworzenia postaci przebiegał łagodnie. Bartolo stopniowo ulegał namowom snutym przez Don Basilio. To dobre aktorsko posunięcie, bardziej zbliżyło komedię sytuacyjną. Nic nie nudzi bardziej publiczności, jak rozśmieszanie jej na siłę.

Słynna aria o plotce, wyżej wspomniana "La calumnia e un venticello" została przez Borowskiego wykonana z pełną, żywiołowa ekspresją, i wielce odbiegała od poziomów średnich. Każdy dźwięk odznaczał się intensywnością wyrazu, był tak misternie utkany jak przedniej jakości koronka. Ponadto był wzmacniany emocjonalnie. Mógł być kierowany tylko do Bartola, ale przez solistę został psychologicznie rozszerzony. Wobec tego siła wyrazu artystycznego została przeniesiona na widownię. Równowaga komizmu sytuacyjnego połączona z bogactwem materiału głosowego urealniała graną postać. I na tym elemencie należałoby się na chwilę zatrzymać. Daniel Borowski znany z oszczędnych środków aktorskich w omawianej realizacji znacznie rozszerzył zakres swoich możliwości. Każdy gest i ruch sceniczny z wrażliwością najwyższej klasy tancerza perfekcyjnie dopasowywał do akordów muzycznych. Takie zespolenie wyrafinowanego aktorstwa z wielkim głosem mogło imponować. Artysta posiada rzeczywiście wielki głos, który na oceanie mógłby z powodzeniem służyć do ogłuszania wielorybów. A przy tym cóż za ujmujący blask takich dźwięków jak wysokie "e" i "d" po mistrzowsku zaprezentowanych w tej arii.

Na całe szczęście wybitny Polak ogromny głos umiejętnie opanował i zachwycał publiczność nie tylko potęgą brzmienia w fortissimo, ale i soczystym, pięknie brzmiącym pianissimo. Można oczywiście podyskutować z reżyserem (Albert Sherman) czy postać Don Basilio powinna tylko od czasu do czasu coś "zamącić" i potem bojąc się własnego cienia, chować się przed otoczeniem. Czy zbyt często sugerowana bigoteria Don Basilio cokolwiek wnosi do dowcipu sytuacyjnego? Lub wymachiwanie parasolką ?

Raczej nie, jedyną korzyścią z tego pozostaje pokazanie mistrzowskiego warsztatu aktorskiego Daniela Borowskiego. Kompozycja scen zbiorowych Shermana w kształtowaniu jednoznacznych charakterów bohaterów przedstawienia miała spore defekty. Ponieważ w powyższym szkicu interesuje nas głównie Borowski, to stwierdzić należy, że w ansamblach często balansował między wytrawnym, komicznym aktorstwem, a założoną przez reżysera groteską. Borowski z zadania wyszedł zwycięsko, nie będąc śmiesznym - śmieszył. A przecież tak często Basilio bywa przedstawiany w groteskowy sposób i śmiem twierdzić, że o to chodziło reżyserowi.

Warstwę muzyczną przedstawienia opracował i spektakle 31 października oraz 3 listopada 2002 roku prowadził David Agler, młody i zdolny dyrygent. Dobrze czuje włoska muzykę, dramaturgię poszczególnych scen podkreśla zróżnicowaną dynamiką wewnętrzną i wspaniale współpracuje ze śpiewakami. W efekcie takie podejście do muzyki czyni ja przejrzystą w odbiorze. Kostiumy w hiszpańskim stylu przygotowane zostały przez Desmond Heeley, a przyjemną dla oczu dekorację sceny wykonał Ken Tabachnick. Ponadto z mniejszym lub większym powodzeniem w omawianych spektaklach udział wzięli:

Fiorello - Marcus DeLoach

Doktor Bartolo - Peter Strummer

Count Almaviva - Bruce Sledge

Rosina - Georgia Jarman

Figaro - Leigh Melrose

Berta - Kathryn Cowdrick

Wyżej przedstawiony szkic do artystycznego portretu Daniela Borowskiego jest tylko fragmentem jego osiągnięć. W Stanach Zjednoczonych na kilka najbliższych lat został dobrze zakontraktowany. "Podbijanie" Ameryki w tytule niniejszego felietonu ma więc swoje uzasadnienie. A przecież Borowski jest bardzo młodym śpiewakiem z wysoką klasą. Pełnię rozwoju osiągnie dopiero za kilka lat. Oby nie zaniedbywał europejskiej publiczności, która go ceni, lubi i na niego czeka.

Wilfried Górny

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor