----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

09 czerwca 2003

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download

* * *

W listopadzie 2002 roku w czasie rozmowy z szefem Soaring Society of America instruktor szybowcowy i były prezes naszego klubu - Jerzy Zięba, zaproponował, że Amerykańsko-Polski Aeroklub zorganizuje na lotnisku Alber­tus we Freeport zawody szybowcowe 7 Okręgu USA. Region ten obejmuje stany: Minnesota, Południowa i Północna Dakota, Wisconsin, Iowa, Missouri i Illinois. Propozycja została przyjęta, o czym członkowie naszego klubu zostali poinformowani na zebraniu Chicago Glider Council.

I tak nasz klub został organizatorem zawodów. Potraktowaliśmy to jako duże wyróżnienie i zarazem nie lada wyzwanie. Niezwłocznie rozpoczęliśmy przygotowania organizacyjno-technicz­ne. Pracy było bardzo dużo. Poczynając od wyszukania i zarezerwowania miejsc noclegowych dla zawodników, opraco­wa­nia dzień po dniu przebiegu zawodów, zapewnienia ich obsługi i zabezpieczenia niezbędnej ilości samolotów do wyholo­wania szybowców oraz ludzi do ustawiania szybowców, podpinania ich do holówek oraz wypuszczania.

Tu dla wszystkich niewtajemni­czonych kilka dygresji.

Szybowiec jest bez silnika i lata wykorzystując wstę­pujące prądy termiczne. Dlaczego i gdzie powstają prądy termiczne?

Powierzchnia terenu jest zróżnicowana. W jednym miejscu występuje np. beton, w innnym trawa czy piasek, a jeszcze w innym - zboże lub drzewa albo woda. Miejsca te w różnym stopniu nagrzewają się od słońca, w różnym też stopniu akumulują ciepło i przekazują go otaczającemu powietrzu. W miejscach takich jak beton lub piasek powietrze nagrzewa się szybciej i powstaje coś w rodzaju pęcherza, który w miarę nagrzewania się podłoża "rośnie", aż urywa się w postaci dużego "bąbla" i unosi się do góry, przy okazji wydłużając się w pionie. Przyjmuje kształt komina i tak też nazywa się w szybowniczym żargonie. Zaś w miejscu, z którego się oderwał, nagrzewa się następna warstwa powiet­rza i po pewnym czasie odrywa się kolejny bąbel. Przypomina to pykanie z gigantycznej fajki, tym bardziej, że po pewnym czasie bąbel dochodzi do granicy kondensacji pary wodnej zawartej w powietrzu bąbla i powstaje piękny cumulus czyli chmurka. Gdybyśmy w piękny, słoneczny dzień obserwowali dłuższy czas miejsce, w którym zobaczyliśmy pierwszy cumulus, to pojawi się przed naszymi oczami w tym samym miejscu następny i następny… , aż do ustania termiki, która zaczyna się zwykle o 12:00 i kończy około 7:30 wie­czorem. Średnica wspomnianego komina zależy od warunków termicznych i pogodowych oraz od podłoża i wynosi od kilkunastu do kilkudziesięciu, a czasem kilkuset metrów. Przeciętnie jest to 40-100 m. Szybkość wznoszenia powietrza w kominie wynosi ok. 0.5 m/sek do 15m/sek i szybownicy nazywają to "noszeniem". Czasem "noszenia" są dużo większe, ale to już jest niebezpieczne dla szybowca i pilota. Szybowiec potrafi wykorzystać noszenia do wysokości ok. 700 stóp, ale praktycznie, aby noszenie znaleźć, musi być wyho­lowany na ok. 2000 przez samolot z silnikiem. A i to nie zawsze za pierwszym razem znajdzie noszenia, czyli jak mówią szybownicy "się zabierze".

Dlatego na zawodach

dopuszczalne są trzy starty.

Szybowiec za samolotem podpina się nylonową liną, którą może za pomocą odpowiedniego urządzenia wy­czepić zarówno pilot szybowca (normalnie), jak również pilot samolotu w sytuacji awaryjnej. Przy starcie samolot podtrzymywany jest za skrzydło przez wy­puszczającego, ponieważ posiada przeważnie tylko jed­no koło lub koła w jednym rzędzie wzdłuż kadłuba. Wszystko to powoduje, że do sprawnego startu wielu szy­bowców - na zawodach było ich 18 - potrzeba około 5 pomocników. Tak, że z góry trzeba było zapewnić za­równo samoloty do holowania, jak i ludzi do obsługi na ziemi.

Organizacja amerykańskich, i to okręgowych zawodów, przez klub polonijny miała miejsce chyba po raz pierwszy w historii i dlatego przywiązywaliśmy bardzo dużą wagę do drobiazgowego przygotowania. Nie można było sobie pozwolić na improwizację. Musieliśmy przewidzieć wiele sytuacji, w tym również zabezpieczenie urzą­dzeń sanitarnych, możliwości użycia prysznica itp. Urządzeń tych na lotnisku nie było, trzeba było więc je zbudować lub wypożyczyć i zmontować.

Ponadto postanowiliśmy pokazać, że klub jest polonijny. W jaki sposób? Oprócz polskich plakietek i symboli, oczywiście przez "swojskie jadło". Polska grochówka z Jolly Inn odgrzana na kuchni polowej - też tam wypożyczonej - i polskie pierogi wszystkim amerykańs­kim pilotom i sędziom z Amery­kańskiego Związku Szybow­ników bardzo smakowały. Chwalili je także licznie zgromadzeni sympatycy lotniczych sportów.

Pogoda nam sprzyjała, więc i publiczność dopisała, zwłaszcza podczas długiego weekendu (Memorial Day), kiedy to trwał lotniczy piknik. Atrakcji nie brakowało. Szcególnym powodzeniem cieszyły się przeloty samolotami i szybowcami, z których skorzystało kilkadziesiąt osób.

Zawody miały przebieg niezmiernie dynamiczny i rozgrywane były w dwóch kategoriach:

I - ‑15 M (rozpiętość skrzydeł szybowca)

II - ‑Sport - w której mieszczą się szybowce o róż­nych osiągach, a punktacja jest obliczana za pomocą współczynników.

W sumie odbyły się cztery konkurencje, bo od niedzieli do soboty było 4 "dni lotne". W klasie 15 M zwyciężył zawodnik naszego klubu - Leon Soren (3737 punktów) na szybowcu ASW-24. Jerzy Zięba (3608 punktów) na Dianie uplasował się na czwartej pozycji, a Marek Borycki (3232) latający na Promyku na piątej. W klasie Sport pierszeństwo przypadło Amerykaninowi Ronaldowi Ridenour. Najlepszy z Polaków - Ma­rianWajda zajął czwarte miejsce, a Grzegorz Średniawa - szóste.

Zawody chyba wypadły dobrze, skoro zwrócono się do nas o przygotowanie Mistrzostw Chicagoland we wrześniu tego roku oraz o ponowne zorganizowanie Zawodów 7 Okręgu Szybowcowego w roku przyszłym.

tekst: Stanisław Matras

zdjęcia: Mariusz Sławecki

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor