----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

09 grudnia 2003

Udostępnij znajomym:

i zróżnicowane doświadczenia w pracy duszpasterskiej

w Stanach Zjednoczonych. Jakie były początki tej działalności ?

Ksiądz Jerzy Maj: Przyjechałem w 1991 roku do naszego sanktuarium Matki Boskiej Częstochowskiej

w Pensylwanii. Pierwsze miesiące pobytu w USA to nauka języka angielskiego oraz wchodzenie w pracę duszpasterską, którą wyznaczali mi przełożeni. Po pięciu latach wspólnota wybrała mnie superiorem. Byłem przeorem przez ponad trzy lata, aż do ostatniego dnia zeszłego stulecia. Po 1 stycznia 2000 roku zostałem przeniesiony do polsko-amerykańskiej parafii św. Kazimierza w Yonkers, w północnej części Nowego Jorku.

- Sanktuarium Matki Boskiej Częstochowskiej jest dobrze znane także w Chicago. Czym dla Księdza był pobyt w tym, świętym dla wielu polskich imigrantów miejscu?

Amerykańska Częstochowa nazywana jest dziś sercem Polonii. Taka była idea założyciela - ojca Michała Zembrzuskiego, pierwszego paulina w Stanach Zjednoczonych - żeby stworzyć tam centrum religijno-kulturalne. Wzniesione przez niego - dzięki darom Polonii - sanktuarium z ogromną, strzelającą w niebo świątynią, zadziwiło współczesnych. Na uroczystość poświęcenia 13 października 1966 roku przybył prezydent Lyndon Johnson z rodziną. A potem zaczęli zjeżdżać się pielgrzymi. Setki tysięcy, nawet ponad milion rocznie. W kościele znajduje się wiele bezcennych pamiątek, m.in. płaskorzeźba z wmurowanym sercem Ignacego Jana Paderewskiego, urny z ziemią z cmentarza Orląt Lwowskich i z Katynia, tablica powstania warszawskiego z Matką Boską trzymającą na rękach umierającego harcerza. Magnesem przyciągającym rodaków jest przepiękna kopia ikony jasnogórskiej.

A także cmentarz zasłużonych z długimi szeregami żołnierskich białych mogił. Jest to największa nekropolia poza granicami Polski. Spoczywają tu prochy ponad 2500 tysięcy żołnierzy, oficerów i wybitnych Polaków z całych Stanów Zjednoczonych.

Uczestniczyłem w pogrzebach wielu żołnierzy, których ciała były przewożone z Kalifornii, Kanady, Arizony, a także z Chicago. Były to niezmiernie wzruszające chwile. Zawsze miałem łzy w oczach. Poprzez dramatyczne losy tych ludzi poznawałem najnowszą historię Polski. To była lekcja patriotyzmu, której nigdy nie zapomnę.

Genialne dzieło o. Zembrzuskiego jest do dziś kontynuowane. Sanktuarium wciąż się rozwija i pojawiają się nowe obiekty oraz nowe formy działalności. Obecnie wspólnota liczy około 20 paulinów.

Wybudowano dom pielgrzyma, dom rekolekcyjny, a także nową jadłodajnię. W miejscu dawnej kafeterii, pod główną nawą kościoła - zgodnie z pierwotnym planem

- została ufundowana replika kaplicy Matki Boskiej Częstochowskiej, gdzie panuje sprzyjająca atmosfera do kontemplacji.

- Jakie były powody, że właśnie w okolicy Doylestown w Pensylwanii utworzono sanktuarium Matki Boskiej Częstochowskiej?

O to trzeba by się zapytać o. Michała, który pod wpływem dziwnego natchnienia zjawił się na tym terenie.

- Zapewne w pobliżu była duża polska osada ...

Otóż nie. Tam rozciągało się zupełne pustkowie, nawet nie było drogi dojazdowej. Ale o. Michał zauroczył się zalesionymi wzgórzami Beacon Hill, które przypominały mu może jasnogórski krajobraz i wraz z grupą Polaków kupił tam kilkanaście akrów ziemi. Najpierw przeobrazili starą stodołę na kapliczkę - która do dziś jest zachowana - i wokół niej zaczęło się tworzyć sanktuarium.

Warto zwrócić uwagę, że wszystkie główne ośrodki paulinów powstawały poza dużymi skupiskami ludzi. Pierwotnie zakon miał charakter typowo pustelniczo-kontemplacyjny. Ale jakoś nigdy nie pozwalano nam długo pozostać w pustelni. Wszędzie tam, gdzie powstawały paulińskie ośrodki, ściągali pątnicy i wkrótce zakładano miasta. Tak było z Jasną Górą. Podobnie na Węgrzech, gdzie były nasze słynne, wielkie klasztory. To samo powtórzyło się w Amerykańskiej Częstochowie. Powierzchnia sanktuarium liczy obecnie ponad 200 akrów i wokół nie ma już wolnej działki. Osiedlają się tu przybysze z Filadelfii, Nowego Jorku i innych miast. Co ciekawe - w pobliżu samego sanktuarium mieszka stosunkowo niewielu Polaków.

- Dlaczego Amerykanie upodobali sobie to miejsce? Czy ze względów religijnych, czy też ekonomicznych?

Jest to na pewno bardzo atrakcyjna miejscowość. Spokojna, bezpieczna, ślicznie położona pośród wzgórz i świerkowych lasów. Dodatkowy atut to korzystne połączenie komunikacyjne z Nowym Jorkiem i Filadelfią. Oczywiście biznes tam znakomicie się rozwija. Właściciele stacji benzynowych, hoteli i restauracji mają pełne ręce roboty. Doylestown jako miasto bardzo dobrze i dynamicznie się rozwija...

- Na czym skupiała się działalność Księdza w Amerykańskiej Częstochowie?

Wkrótce po przyjeździe zostałem mianowany kapelanem zuchów i har-cerzy. Przez osiem lat sprawowałem opiekę duchową nad hufcami Podhale

i Warmia, które prężnie działają we wschodniej części USA. I właśnie w Amerykańskiej Czestochowie odbywają się największe akcje tych hufców: obozy, zjazdy, kolonie letnie i inne duże imprezy. Spotkania z młodymi ludźmi, rozmowy, śpiewy przy ognisku, różnorodne wspólne przedsięwzięcia to na pewno jedne z najpiękniejszych chwil w moim życiu. Dużo się wtedy sam nauczyłem...

Do sanktuarium codziennie ściągają setki pielgrzymów. Pracy więc nigdy nie brakuje. Nasza charakterystyczna cicha działalność duszpasterska skupia się w konfesjonale - podobnie jak na Jasnej Górze w Częstochowie, gdzie ludzie przyjeżdżają z daleka, żeby się wyspowiadać. W okresach świątecznych i w czasie wakacji przeciętnie 8-10 księży spowiada po siedem godzin dziennie.

Popularną formą jest również duszpasterstwo poprzez książkę. Nie mamy własnego wydawnictwa, ale przy sanktuarium istnieje bardzo dobrze rozwinięta księgarnia. Posiadamy bogate zbiory - nie tylko książek religijnych, ale również historycznych i klasyki literatury polskiej.

Sanktuarium to przede wszystkim ośrodek kultu maryjnego. Szczególnie więc uroczyście są celebrowane wszystkie święta Matki Boskiej.

- A jak obchodzone są święta Bożego Narodzenia?

Jest przede wszystkim polska pasterka, na którą zjeżdżają się rodacy nawet z oddalonych stanów. W czasie swego pobytu poznałem trzy rodziny, które co roku przyjeżdżały vanami z Chicago. Bez względu na pogodę, nieraz w siarczysty mróz, czy śnieżycę, zawsze się zjawiali i zaraz, jeszcze tej samej nocy, wracali. Wielu Polaków zamieszkałych w Nowym Jorku i Filadelfii tradycyjnie po kolacji wigilijnej w domu wyrusza na pasterkę do Amerykańskiej Częstochowy. Podobna tradycja, mocno zakorzeniona wśród rodaków - to uczestnictwo w procesji rezurekcyjnej.

Kto raz przyjedzie do sanktuarium, zazwyczaj potem tam powraca. Często odwiedzają nas ludzie, którzy szukają wyciszenia, skupienia i atmosfery do kontemplacji. Jest to także atrakcyjna forma wypoczynku dla całych rodzin. Miejsce to stało się bardzo popularne wśród innych narodowości - swoje dni mają tam m.in. Filipińczycy i Meksykanie. Przyjeżdżają nie tylko katolicy, ale również protestanci i przedstawiciele innych wyznań. Sanktuarium odwiedziło wiele ważnych osobistości, m.in. prezydent Ronald Reagan. Spełniła się więc wizja o. Michała, który pragnął, żeby ten ośrodek był otwarty dla wszystkich i promieniował katolicyzmem, a także polskością na całą Amerykę.

- Szkoda było chyba Księdzu stamtąd wyjeżdżać...

Tak, bo to miejsce szczególne. Cisza, olbrzymia przestrzeń, piękno przyrody. Osobiste przeżycie Boga w kontemplacji. Potem, wyrwany z tej głuszy, trafiłem do dużego miasta. To był szalony przeskok.

I zupełnie inne doświaczenia. W parafii Św. Kazimierza w Yonkers, w Nowym Jorku byłem proboszczem przez półtora roku. Ten przepiękny, potężny kościół Polacy wybudowali na początku XX wieku, w czasach wielkiego kryzysu ekonomicznego. Była to jedna z największych parafii w kraju. Liczba wiernych dochodziła nawet do 30 tysięcy.

- A jak parafia teraz się rozwija? Czy zachowany został polski charakter?

Sytuacja jest trudna, przede wszystkim dlatego, że zmieniło się otoczenie. Dziś w dzielnicy mieszkają już inne grupy etniczne. Parafia liczy blisko tysiąc rodzin - z czego połowę stanowią Polacy, w większości niedawno przybyli z Polski oraz sporo Amerykanów polskiego pochodzenia. Jest to typowa wielonarodowa parafia. Dużo się tam nauczyłem. To mnie na pewno przygotowało do nowych zadań...

- ...które na Księdza czekały w Chicago. Jak to się stało, że w końcu paulini zwitali do naszego miasta?.

Zarząd zakonu od pewnego czasu starał się o utworzenie misji w Chicago. W zeszłym roku pojawiła się taka możliwość i kardynał Francis George powierzył mi probostwo w parafii św. Rozalii, pierwszej placówce ojców paulinów w Chicago. Mamy podpisaną umowę między zakonem a archidiecezją chicagowską na sześć lat. Pracujemy tu jako zakonnicy i jednocześnie księża diecezjalni. 15 listopada zeszłego roku biskup Tadeusz Jakubowski oficjalnie mianował mnie tu gospodarzem.

- Co Ksiądz zastał w swojej nowej parafii?

Przede wszystkim była to głównie parafia anglojęzyczna. Formalnie należy do niej dosyć duża grupa Polaków, którzy licznie zamieszkują tę dzielnicę, ale wcześniej nie było możliwości zorganizowania Mszy św. po polsku.

A poza tym Kardynał George bardzo sprzyja rozwojowi Kościoła etnicznego, dlatego też miejsce to przekazał polskim księżom, żeby kontynuowali posługę dla parafian anglojęzycznych, a jednocześnie mogli przygarnąć Polaków, którzy tu blisko mieszkają. I odzew był natychmiastowy. Sam nawet nie spodziewałem się, że tak szybko uda nam się wystartować. Już na początku marca rozpoczęliśmy regularną liturgię po polsku.

Od samego początku, właśnie ta Msza święta cieszy się największą frekwencją. Były już także polskie śluby i wiele chrzcin. Mam satysfakcję, bo tak dużo udało się już zrobić.

I co najważniejsze - czujemy się tu bardzo potrzebni.

- Wiele osób do dziś wspomina zorganizowaną tu w zeszłym roku polską pasterkę.

To był taki spontaniczny zryw. Nie mieliśmy jeszcze możliwości, żeby wszystko odpowiedno przygotować. Sądziłem, że spotkamy się w kameralnym gronie. A przyszły takie tłumy, że nie starczyło miejsca w kościele. Ponad 200 osób stało na dworze. W tym roku także będzie pasterka, o godzinie 9 wieczorem. A w dzień Bożego Narodzenia regularna Msza św. o godz. 1:30 po południu, podobnie w Nowy Rok.

Niedawno doszedł nowy element, który pogłębia atmosferę religijności

i jednoczy parafian. Ojciec generał w dowód wdzięczności dla Polonii za pomoc dla Jasnej Góry podarował nam przepiękną kopię obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. W uroczystości poświęcenia obrazu 7 października, w święto Królowej Różańca Świętego, wzięło udział setki parafian i gości.

Inne ważne wydarzenie to procesja Bożego Ciała, z którą wyszliśmy na zewnątrz kościoła. W przyszłości planujemy, że uroczystość odbędzie się w dwóch językach przy ołtarzach przygotowanych także przez Amerykanów. W ten sposób chcemy scalać grupy etniczne. To jest jedna parafia i jedna rodzina.

- Czy Ksiądz zdążył się już rozpakować?

Tak naprawdę to jeszcze nie. Od razu wpadłem w wir obowiązków. Dzięki temu nie było także czasu na rozczulanie na sobą. Na szczęście nie jestem sam. Bardzo pomaga mi ojciec Bazylii, wikariusz, który przyjechał tu z Jasnej Góry w zeszłym roku. Jest zaangażowany w wiele przedsięwzięć, również w działalność na rzecz ubogich.

Zaczynałem w Chicago pracę

w zupełnie nowym środowisku. Nie znałem nikogo. Teraz czuję się tu jak w rodzinie.

rozmawiała Danuta Peszyńska

zdjęcia: archiwum ks. Jerzego Maja

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor