----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

09 lutego 2004

Udostępnij znajomym:

Danuta Peszyńska: Piętnastego lutego w Wooden Gallery odbędzie się premiera twojego nowego spektaklu muzycznego. Czy trudno było ci się zdecydować, żeby znów wystąpić solo na scenie?

Agata Paleczny: Od dawna o tym projekcie myślałam. A dojrzewałam do tej decyzji tak długo przede wszystkim dlatego, że będzie to trochę inny recital niż moje poprzednie. Do tej pory zajmowałam się piosenką aktorską, zwłaszcza kabaretową. A w tym nowym programie znajdą się również utwory z pogranicza jazzu i piosenki poetyckiej. O słuszności tego artystycznego wyboru przekonam się dopiero podczas premiery. Natomiast już samo to, że odważyłam się sięgnąć po nieco inny repertuar i śpiewać w odmienny niż dotychczas sposób, było dla mnie dużym wyzwaniem. Na tym zresztą polega nasze życie, nasza praca. Musimy stawać sobie nowe poprzeczki, szukać nowych rozwiązań. W ten sposób się rozwijamy.

Co zainspirowało cię muzyką jazzową? Czy to fascynacja z dawnych lat ? Czy też nowe poszukiwania?

Myślę, że raczej nowe poszukiwania (co zgadza się z wypowiedzianą przed chwilą "tezą"). W moim przypadku to było tak, że pewnego dnia usłyszałam inaczej swój głos. Zaczęłam czuć inną jego barwę, głębie, inne brzmienie. Dla aktora, podobnie jak dla wokalisty, głos jest instrumentem. Poznajemy i uczymy się go przez ćwiczenia, mając w świadomości potrzebę doskonalenia. To jest cudowna zabawa, a zarazem bardzo ciężka praca. Wracając do Twego pytania Owszem, niektóre z piosenek po które sięgnęłam, są piosenkami z kategorii jazzowych. Ja jednak jestem aktorką, a nie wokalistką jazzową, więc w moim wykonaniu nie będą one tak samo brzmieć. Długo jeszcze musiałabym się uczyć... Niemniej jednak Krzysio Pabian (basista) nadaje im ten charakter w sposób doprawdy mistrzowski.

Kto jeszcze będzie ci towarzyszył?

Swoje poprzednie recitale robiłam tylko z pianistą. Tym razem postanowiłam poszerzyć zespół muzyków. Program nosi tytuł "Szeptem" i poza piosenką o tym tytule będą jeszcze inne, niemalże wyszeptane przy akompaniamencie samych gitar (Mikołaj Korzistka, Paweł Kopczyński). Nie zabraknie też piosenek z mojego "bocianowego" repertuaru, granych z Januszem Pliwko (fortepian). I będą też takie z pełniejszym brzmieniem, gdzie poza muzykami, których już wymieniłam, zagra na perkusji Jacek Berlin. Charakter i klimat nieco zróżnicowany, ale temat niezmienny. Będzie bowiem o MIŁOŚCI. O niej przecież napisano najwięcej tekstów, o niej najpiękniej się śpiewa. Bez względu na to, ile mamy lat i na jakiej szerokości geograficznej mieszkamy, wszyscy pragniemy kochać i być kochani. Dlaczego więc w zimowy wieczór nie poczuć odrobiny ciepła, chociażby z piosenek...

A jakie to będą piosenki?

W programie są utwory m.in. Agnieszki Osieckiej, Wojtka Młynarskiego, Jeremiego Przybory, Bolesława Leśmiana z muzyką Wasowskiego, Satanowskiego

i Korcza. Jak wspomniałam już wcześniej - sentymentalne, smutne, zabawne, wesołe. Takie, jaka bywa miłość.

Czy sama pisałaś scenariusz?

Tak. Sama również reżyseruję.

Od premiery twojego ostatniego recitalu

"O kobiecie słów kilka" minęły cztery lata. Był to chyba bardzo ważny okres w twoim życiu.

Upłynęło sporo czasu i rzeczywiście dużo się w moim życiu zmieniło. Najważniejsze - we wrześniu 2001 roku urodziłam córkę. Sonia ma teraz prawie dwa i pół roku i uczyniła nas (mnie i mojego męża Piotra) najszczęśliwszymi ludźmi na świecie.

Mówimy wciąż o miłości...

Niewątpliwie. Jest to wprawdzie inna miłość, niż ta, o której będę śpiewać, ale faktem jest, że przewróciła nam świat do góry nogami. W cudowny zresztą sposób. Ona nas inspiruje. Dziecko to taka dobra energia. Wścieka nas na przykład świat dookoła, a tu przyjdzie taka kruszynka i powie "kocham cię mamusiu". Wtedy wszystko idzie "w kosz", staje się nieważne, małostkowe, śmieszne.

Ostatnio macierzyństwo jest modne. Wielkie gwiazdy filmowe i inne sławne kobiety zalecają rodzenie i wychowywanie dzieci...

Na pewno nie uległam trendom hollywoodzkim. Ale ta moda wynika z głębszych przyczyn. Szczególnie po tragedii 11 września wiele ludzi zaczęło bardziej doceniać podstawowe wartości, jak dom i rodzina.

A co macierzyństwo zmieniło w twoim życiu?

Nie zmieniło wiele w sensie emocjonalnym czy intelektualnym. Ja zawsze wiedziałam, co w życiu ważne. Nie miałam watpliwości, że kiedy zostanę matką, wiele istotnych wcześniej spraw zejdzie na dalszy plan. I stąd te ostatnie dwa lata takie bardzo wyciszone. Zrezygnowałam z życia publicznego. To była świadoma decyzja. Chciałam być z moim dzieckiem, żeby cieszyć się z nim każdą chwilą, bo są one tak niezwykłe. Każda minuta jest kolejnym, cudnym doświadczeniem, umacniającym mnie pod każdym względem. Także twórczym - bo poniekąd to właśnie mała pchnęła mnie do tego, żebym zatroszczyła się o siebie.

???

Ona już wie, że ją bardzo kocham i ma schronienie w moich ramionach. Chciałabym, żeby zobaczyła, że ja też mogę robić coś innego. Bardzo ważne dla dziecka jest to w jakim wychowuje się domu. Czy jest w nim miłość, co robią rodzice. To kształtuje jego przyszłe życie. Niedawno uczestniczyłam w niezwykłym wydarzeniu w Muzeum Polskim. Była to promocja książki Doroty Kaczorowskiej, dotyczącej przeżyć dzieci, które zostały dotknięte tragedią Katynia. Jeden z bohaterów publikacji, obecny na wieczorze w muzeum pan Wesley Adamczyk, miał siedem lat, kiedy został pozbawiony domu i rodziców. Potem przez wiele lat przeżywał prawdziwą gehennę. I właśnie wspomnienia cudownego, pełnego miłości i bezpieczeństwa dzieciństwa dawały mu siłę, by żyć - mówił na spotkaniu. Myślę, że jest w tym wielka prawda. Dlatego tak bardzo chcę uczestniczyć w życiu Soni, niemalże w każdej jego minucie. Bo teraz to my, rodzice, mamy na nią największy wpływ i ona postrzega świat takim, jakim my jej go przekażemy. Wartości i uczucia, które są w nas, będą w niej.

Tak naprawdę nigdy nie zniknęłaś ze sceny polonijnej. Byłaś tu stale obecna dzięki występom w kabarecie "Bocian".

Z kabaretem byłam związana od samego początku. Współtworzyłam "Bociana" wraz Ewą Milde, Bogdanem Łańką - pomysłodawcą całego wydarzenia -

i Stanisławem Wojciechem Malcem. Choć po czterech latach nasze drogi nieco się rozeszły, mam niezwykły sentyment do tej pracy. Pamiętam spektakle, które wystawialiśmy dla kilku osób i takie, które musieliśmy odwoływać z powodu braku publiczności. Ale także takie, jak w nieistniejącym już Eugene Fireside, kiedy po raz pierwszy przyszło 120 osób i nie mieliśmy ich gdzie posadzić. I radość niezwykłą. Bocian na stale wpisał się w historię życia kulturalnego Polonii chicagowskiej, a ja czuję się jego częścią.

Twój nowy recital odbędzie się w Wooden Gallery. To także znaczący powrót. Tam kiedyś zaczynałaś chicagowską karierę.

Dużo mam sentymentu do tego miejsca, gdyż 12 lat temu stawiałam tam pierwsze kroki na scenie w Chicago. I dlatego, że ta galeria ma tak niezwykłą atmosferę. Tworzą ją rzeźby i obrazy Jerzego Kenara. Trudno o wspanialszą "scenografię". Kiedy grałam tam pierwsze przedstawienie - "Pannę Julię" z Anetą Ziają, Maciejem Górajem i Piotrem Uzarowiczem w reżyserii nieżyjącego już Zbyszka Zasadnego - to marzyłam, żeby kiedyś tam powrócić z samodzielnym programem. Jestem Jurkowi i Dorocie Kenarom bardzo wdzięczna, że zgodzili się mnie przyjąć i okazali mi przez to dużo serca. To miejsce jest niezwykłe, bo takim tworzy je ich gościnność, ich osobowość, oni sami.

Czy powrócisz także do Voice of Nature?

Hm... Chciałabym powiedzieć "tak", choć zapewne już nie w to samo miejsce. Ale oczywiście ciepło wspominam nasz sklep - galerię przy ulicy Belmont. To była taka enklawa spokoju, radości i szczęścia.

rozmawiała Danuta Peszyńska

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor