----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

29 lutego 2004

Udostępnij znajomym:

Dolce vita…

Chicago jest miastem monumentalnym i równie ogromna jest w nim ilość restauracji.

Planując posiłek poza domem trzeba wysilić szare komórki, żeby ostatecznie zadecydować dokąd pójść. I tak, jak zaw­sze ciekawa byłam nowych miejsc oraz kuchni innych narodowości, tak w tym miesiącu postanowiłam spenetrować lo­kale polskiej prowieniencji. Muszę przyznać, że do całego przedsięwzięcia początkowo podchodziłam z dystansem i niewielkimi oczekiwaniami. Postano­wi­łam odwiedzić kilka polskich restauracji, o których słyszałam w tzw. środowisku, że są najlepsze i godnie reprezentują pierwiastek polski Wietrznego Miasta. Co więcej, pokusiłam się o swoisty su­biektywny ranking tychże miejsc, w któ­rym kierowałam się wyłącznie osobistym poczuciem estetyki, zwracając uwagę na smak i różnorodność serwo­wanych potraw, relację kelner - gość, czyli obsłu­gę oraz atmosferę lokalu,jego wystrój, muzykę. O, jakże pozytywnie zostałam zaskoczona, kiedy to spodziewając się podłych spelunek z pierogami i piwem, znalazłam wysokiej klasy restauracje na światowym poziomie. Zdecydowałam się przedstawić, a tym samym zarekomendo­wać trzy z nich, co nie znaczy że nie ma więcej równie dobrych polskich lokali, po prostu te trzy miejsca najbardziej przypadły mi do gustu, były najmilszym zaskoczenie i na pewno warto je odwiedzić.

Pierwszą restauracją, do której się wybrałam, była Lutnia przy 5532 W. Belmont. Dzień wcześniej uprzedziłam managera o swojej wizycie, wiadomo w dobrym tonie jest zapowiedzieć się nie tylko w prywatnym domu ale również w restauracji, co zresztą jest udogodnieniem dla kelnerów i przede wszystkim dla nas, klientów, z prostej to przyczyny- nie musimy czekać na stolik jeśli zrobimy rezerwację, tak więc oczekiwana zjawiłam się w Lutni, w towarzystwie przyjaciela, w porze lunchu. Kelner obsługujący nasz stolik był niesamowicie uprzejmy i kompetentny. Ubrany w białą koszulę i krawat wpasowywał się w elegancką sale, o wystroju, w mojej opinii, inspirowanym latami międzywojennymi, aczkolwiek kelner poinformował nas o stylizacji wnętrza z zamiarem uzyskania klimatu krakowskich knajpek. Mniejsza jednak o "design", najważniejsze że jest czysto, stoły są nakryte białymi obrusami, na każdym znajduje się świeży kwiat i świece. Dużo świec. Muzyka podczas naszego lunchu to przyjemny smooth jazz, a w weekend można posłuchać mu­zyki klasycznej na żywo, Chopina gra­nego na harfie. Atmosfera idealna na romantyczny wieczór we dwoje, jak i na przyjęcie urodzinowe czy nawet kameralne wesele. Zresztą do Lutni przychodzi nie byle kto i jeśli chcemy się otrzeć o tzw. z amerykańska "celebrities", to jest to miejsce w którym można spotkać wiele osobistości przede wszystkim świata estrady i polityki. Podobno przy okazji każdego tournee po Stanach Ta­deusz Drozda spędza tam conajmniej trzy dni z rzędu, bez przerwy, hm, krzepki chłop! Nie lada gratka dla fanów Ich Troje - Michał Wiśniewski też tam był. Nawet sam prezydent miasta Chicago ceni sobie kuchnię Lutni i zaszczyca ją swoją osobą. Skoro już jesteśmy przy kuchni to muszę przyznać, że potrawy, które spróbowaliśmy były przepyszne, ich składniki świeże a porcje prze­ogromne. Do specjalności zakładu należą kaczka Flamable z sosem pomarań­czowym, strogonoff i stek Diana, wszystko przygotowywane na naszych oczach, na specjalnym przenośnym stole-pale­nisku, i serwowane do wyboru z kopytkami, ryżem lub ziemniakami. Menu nie jest typowo polskim jadłospisem, można by rzec że są to dania europejskie, oczywiście nie brakuje w nim pierogów, pyz, placków ziemniaczanych czy bigosu, a na deser wyśmienite tiramisu, sernik, tort czekoladowy, lody czy uznany przez Chicago Magazine za najlepszy deser roku 1999 - Banana Flamble. Cały posiłek łatwo przyjdzie nam uzupełnić idealnie dobranym winem, gdyż po pierwsze Lutnia posiada ogromny wybór win, a po drugie kelner w swoim znawstwie i uprzejmości zawsze służy radą a wręcz pozwala sobie sugerować odpo­wiedni trunek. Pora płacenia nie powinna wpłynąć na nasze trawienie. Ceny są przystępne, nie jest tanio ale nie wykosztujemy się za bardzo, jest w sam raz, tak, jak na porządna restaurację aspirującą do klubu "fine-dinning" przystało. Ponadto od wtorku do soboty lunch w cenie promocyjnej $5 i to dopiero nazywa się okazja, gdyż jak już wspomnialam, potrawy przygotowywane przez uzna­nego i doświadczonego szefa kuchni są smakowite i serwowane ogromnymi porcjami, dostępne również na wynos.

Wrażenie niezapomniane, na pewno wrócę do Lutni, tymczasem pora odwie­dzić kolejne polskie punkty na mapie wielokulturowego Chicago.

Hortex usytuowany jest w punkcie nijakim, przy ruchliwej ulicy ( 7419 W. Irving Park), jednakże w otoczeniu polonijnym, przy tej samej bowiem ulicy znajduje się polskie markety, księgarnie, biura i siedziba "Monitora". Jest to restauracja podobna do Lutni, to znaczy celująca w tą samą wielonarodową klientelę. I chociaż jest równie wykwintna, wyczuwa się w niej niejako klimat studencki. Być może takie wrażenie wywarła na mnie książka w damskiej toalecie, traktująca o psychoanalizie i zauważalnym był fakt że była ona czytana całkiem niedawno, a być może ry­cerz pilnujący wejścia?, hmm, chyba tylko, dlatego że postać ta wydała mnie się iście enigmatyczna i zupełnie nie na miejscu, jakby faktycznie maszyną czasu przeniesiona z przeszłości i przypadkowo postawiona u wejścia Hortex Euro Restaurant. Wnętrze ma piwniczny charakter, rzędy stolików nakryte ciemnymi obrusami i ciekawą, bodajże rę­cznie malowaną zastawą. Muzyka przyjemna, neutralna, nie przesz­kadzająca w konsumpcji i rozmowie, a od czasu do czasu nawet akompaniament zespołu mu­zycznego, grającego standardy od jazzu, poprzez bossa novę, do muzyki popularnej. Kelnerzy też wyglądający sztu­backo, to jest młodzi lecz obeznani ze sztuką serwowania dań i win, a poza tym piękne dziewczyny i przystojni chłopcy robią wrażenie kwiatu polskiej mlo­dzieży. Przejdźmy jednak do wątku zasadniczego, czyli horteksowskiej kuchni. Przede wszystkim trzeba tu powie­dzieć, że restauracja Hortex jest bardzo często wymieniana w branżowych czasopismach kulinarnych Chicago, a w roku 2002 została nagrodzona Dinning Awards za placek po węgiersku z wołowiną przyprawianą różnego rodzaju paprykami i grzybami, i umieszczona na liście dwudziestu najlepszych lokali w Chicago według miesięcznika konsumenckiego Chicago i Gourment. Placka nie próbowałam, widziałam zdjęcie, wygląda apetycznie. Obok obo­wiąz­kowych w polskiej restauracji pierogów, bigosu, placków ziemniaczanych, racuchów znajdujemy szeroki wachlarz dań z ryb oraz dziczyznę pod postacią pieczonego królika, bażanta i przepiórki. Szczerze doceniam wyodrębnienie w menu dań wegetariańskich bedących wariacją na temat kalafior, brokuły, szparagi. Osobiście polecam gołąbki wegetariańskie i kotlety z kalafiora. Spory wybór win, nie tak atrakcyjny jak w Lutni, jednakże trzeba przyznać, że Hortex szybko nadrabia straty, gdyż odwiedzając to miejsce rok temu nie moglibyśmy delektować się ich obecnie oferowanymi chilijskimi winami, bo po prostu restauracja nie miała jeszce licencji na alkohol. Teraz już ma i chwała jej za to. Dotrwawszy do deseru składającego się z gruszki na ciepło z lodami waniliowymi, jedna porcja dla dwóch osób w zupełności wystarczy, ruszamy na dalszy objazd, tym razem do miejsca zgoła odmiennego.

Zakopiańska tradycja, kultura, pot­rawy. Tak reklamuje siebie, na swojej stronie internetowej www.szalasrestaurant.com, retauracja Szałas. I zaiste poczuć sięw niej można jak na Krupów­kach, lecz również trochę jak w parku rozrywki lub cyrku. Aby dostać się do środka ogromnej góralskiej chaty przy Archer Ave. ( 5214 S. Archer Ave) należy zadzwonić do drzwi, pociągając za gruby sznur, wtedy to wrota zostaną otwarte i podążąjąc za hostessą bedziemy mogli zasiąść za drewnianym, stołem, ławą lub barem, mając do wyboru trzy przest­rzenne sale. Szałas wydaje mi się trochę przesycony cepeliowskimi atrybutami góralszczyzny: wiszący pod sufitem wóz, łby jeleni na ścianach, młyn z szumiącym potokiem, kominek, góralskie stroje, jednak z pewnością ten przepych spełnia swój obowiązek atrakcji turystycznej i oczywiście restauracji. Jest to miejsce, do którego z pewnością zaproszę swoich amerykańskich przyjaciół aby pokazać im polski folklor.

Wszyscy górale w Szałasie są prze­sympatyczni, emanujący dobrodusznością i tradycyjną polską gościnnością, sprawiający, że klienci czują się jak w domu albo conajmniej u cioci na imieninach. Dodatkową atrakcją są częste występy zespołów ludowych oraz copiąt­kowy kabaretu "Bocian". Tak jak gigantyczny jest sam Szałas, tak samo gigantyczna jest jego oferta kulinarna. Liczące dziesięć stron menu, obok typowych europejskich potraw jak sałatki z kurczaka, fety, owoców morza, przeróżnych mięs, ryb i pierogów, oferuje dania typowo góralskie. Kwaśnica to specjalność zakładu i śmiem przypuszczać, że jest to jedyne miejsce w Chicago gdzie można spróbować tego polskiego przysmaku z kiszonej kapusty. Inne ciekawe pozycje z menu to kiszka z zasmażaną kapustą, "moskol z bryndzą", "grule smażone z kwaśnym mlykim", wieprzo­wy kotlet bacowski faszerowany ow­czym serem, "golonko po bawarsku", "przysmak gaździny" rolada wołowa z kluskami i kapustą czerwoną, "placek po zbójnicku"z wołowym gulaszem i serem, filet cielęcy z rzybami w śmietanie, pstrąg po galicyjsku, a poza tym spory wybór typowo polskich surówek z kapusty, buraczków, marchwi. Wszystko w przystępnych cenach, ale nie mogę powiedzieć, że jest tanio.

Szałas to na pewno nie miejsce na kameralne spotkania. To zdecydowanie miejsce na grupowe wypady, narzucające charakter biesiady. Po prostu wybierając się tam i wiedząc czego oczekujemy można dobrze zjeść i świetnie się bawić w góralskim klimacie.

Cieszy fakt, że polska kuchnia i tradycja jest tak różnorodnie i godnie reprezentowana w mieście, które nie bez kozery nazywane jest drugą stolicą Polaków. Nie pozostało nic innego jak korzystać z tych atrakcji jak najczęściej. A te trzy miejsca wybrane i zaprezentowane przeze mnie na pewno warto odwiedzić, tym bardziej że kolejne święta tuż tuż, a to zawsze dobra okazja do zabawy.

Izabela Głuszak

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor