"Jeśli w polskiej literaturze, kinie lub teatrze
pojawia się bohater zadowolony z siebie i otaczającego go świata,
najpewniej mamy do czynienia z fantastyką"
Zdanie umieszczone jako motto pochodzi z artykułu Marty Sawickiej, która przytacza w nim fragmenty wywiadu Marcela Reicha-Ranickiego udzielonego Wprost. Tekst dotyczy sytuacji polskiej literatury współczesnej widzianej oczami najbardziej opiniotwórczego krytyka niemieckiego. Reich-Ranicki brutalnie i bez cienia litości stwierdza, iż "ma ona niewiele do zaoferowania. [...] Realizm w polskim wydaniu to przemoc, niemoc, bieda i używki. Polskich autorów najbardziej interesuje beznadziejna i zdegenerowana rzeczywistość". [Wprost]
Trudno powiedzieć, czy to niewiele czy też niezwykle dużo, jak na materiał do literackiego przetworzenia. Sensu literatury należałoby przecież upatrywać raczej w przesłaniu, jakie niesie dzieło literackie, a nie tylko samym jego temacie. Przedmiotem opisu może być przecież "cokolwiek", ale jeśli jest to zrobione inspirująco, dzieło literackie rozpoczyna swoje drugie życie w świadomości odbiorcy, a o to chyba przecież głównie chodzi pisarzom.
Czy książka Olszewskiego jest taką czytelniczą "inspiracją"? Różne opinie można znaleźć szukając odpowiedzi na to pytanie. Oto niektóre z nich:
" Do Amsterdamu składa się z ośmiu opowiadań i epilogu, które luźno łączy kilku przewijających się przez nie bohaterów. Olszewski przedstawia losy grupki dwudziestokilkulatków pochodzących z tego samego, prowincjonalnego Krótkiego Miasta (odpowiadającego realiom Ełku, rodzinnego miasta autora); to ich nadzieje, frustracje i zmagania z rzeczywistością III RP interesują pisarza. Czyżby kolejny zbiór realistycznych obrazków, kolejna książka o rzeczywistości pisana z punktu widzenia pokolenia urodzonego w latach 70-tych? (Olszewski urodził się w roku 1977)."[R. Ostaszewski]
"Bohaterowie Do Amsterdamu to często ludzie uwikłani w narkotyki, alkohol przestępstwa i zmaganie z biedą. Jeśli powieść jest, jak chciał Stendhal, zwierciadlem, które obnosi sie po goscincu, to książka Olszewskiego przypomina zwierciadło rozbite - ten sam obraz odbija się na różne sposoby w interpretacjach kolejnych bohaterów. Żaden wycinek nie jest ważniejszy, żaden nie pretenduje do tego, by stać się osią książki. To właściwie zbiór opowiadań, które razem tworzą portret pewnej społeczności złożony z fragmentów, urwanych relacji, wrażeń bohaterów mówiących własnymi językami." [M. Kucia]
Stendhalowkie "lustro" musiało się Olszewskiemu potłuc na wyjątkowo nierówne kawałki, ponieważ naprawdę niezwykle trudno znaleźć wśród nich odbicia rzeczywistości, których jakość literacka byłaby zbliżona. Otwiera tę składankę brawurowe opowiadanie "Sprawa rodzinna", które nie tylko umiejscawia czas, akcję, postaci i przestrzeń całego zbioru, ale przede wszystkim "zadziwia" sprawnością narracyjną, budowaniem napięcia i sylwetki psychologicznej głównego bohatera. Znakomita w swym "umotywowanym" absurdzie scena wykradania i przewożenia zwłok babci jest warsztatowo bez zarzutu.
Gorzej z następnymi opowiadaniami, które rozłażą się gdzieś i jakoś w dość niezręcznie oddanych "klimatach" narkotykowych i alkoholowych. "Pieśń na wejście" może i budzi pewna dozę współczucia dla poczynań młodego człowieka, który "żadnej pracy się nie boi", a mimo to nic mu się nie udaje, ale co z tego?
"Koncert na trzy głosy" byłby znakomitą narracyjną "robotą" gdyby nie okropna i pretensjonalna aż do bólu maniera językowa, rażąca sztucznością: "Wyleczę się, zacznę w końcu smarować te rany maścią cynkową, zacznę różne soki owocowe wrzucać na masę, i luz, będzie dobrze. Trochę mniej prądu, trochę więcej zdrowia. I siłownia. Siłownia to zajebista sprawa. Bez testosteronu, może czasem, bo bez testosteronu trudno. Taki Eryk. Taki szczypior kiedyś, chudy jak igła, a teraz? Nie podejdziesz nawet, szacunek ma, taka kurwa szafa" [Do...s.88] i tak dalej, zupełnie jak w "Weselu", gdy inteligent stara się "bratać" z chłopem.
Zdecydowanie bardziej "ujmujące" są krótkie opowiadania pomieszczone w omawianym zbiorze. Nastrojowe "Przed świtem" i "Końcówka" oraz znakomita dramaturgicznie "Czekolada" i prawdziwe do bólu, intymne wynurzenia niejakiej Miłki z Brukseli w "Liście z tamtego Świata" dyskretnie, ale bez sentymentów punktują istotny wyznacznik kształtujący bohaterów prozy Olszewskiego - nieuświadomione poczucie bezsensu.
W zasadzie najmniej przejrzyste kompozycyjnie i najbardziej rozmamłane narracyjnie jest tytułowe opowiadanie "Do Amsterdamu", w którym jest "wszystko", ale niewiele z tego wynika. Nie robi ono większego wrażenia, mimo że chyba miało taki cel. Nawet "Epilog" wyjaśniający "makabryczny wypadek" Szopy czy narkotykowo alkoholowe dokonania bohaterów nie robią z nich postaci "czujących ból istnienia": "Wszyscy mówią, że spid jest dobry. Można gadać i chodzić po mieście całą noc, nawet dłużej, bez zmęczenia, genialne głębokie myśli przetaczają się stadami przez głowy, otwierają się największe mruki, ujawniając całe pokłady niewyrażonych uczuć i koncepcji. Co najważniejsze - amfka otrzeźwia po libacjach, jest jak orzeźwiający syntetyczny prysznic po alkoholowej jeździe". Więc alkohol, potem spid na otrzeźwienie, a potem alkohol. Jazdy, paranoje, fobie, ucieczki przez miasto przed nieistniejącymi wrogami, schylanie się po każde leżące na chodniku sreberko, w nadziei, że ktoś nierozsądny zgubił proszek - wszystko to zacznie się później, na przełomie zimy i wiosny. Póki co, jest dobrze." [Do...s.138]
Postaci opowiadań Olszewskiego są rozmiękczone, nieostre i nie bardzo wiadomo czego chcą. Generalnie nie znoszą miejsca [miasteczka], w którym się urodzili i mieszkają lub mieszkali, ale wielu z nich nieustannie tam wraca, jeśli nie myślami do dosłownie. Myślą i mówią po polsku, ale prawie wszyscy chcą wyjechać do "Amsterdamu". Popalają narkotyki, ale ich "uzależnienie" nijak się ma chociażby do przeżyć narkomanów opisanych w "Heroinie" Tomasza Piątka, autora młodszego tylko trzy lata od Olszewskiego:
" - Nawet jakbyś ciągle miał żonę, dziecko i kota czy tam psa, też byś myślał, że jest ci chujowo. Bo nie chodzi o to, żeby było miło. Chodzi o to, żeby nie było chujowo. Chujowo nie jest tylko wtedy, jak nikt cię nie rucha. To ty innych ruchasz.[...] Bo heroina jest za dobra, żeby jarali tylko gówniarze. Coraz więcej dorosłych, poważnych ludzi będzie jarać. Coraz więcej. Wszyscy. I będą musieli z tym jakoś żyć.[Heroina s.63i76]
Olszewski opisuje świat ludzi "nijakich", który może dlatego właśnie jawi się jako wyraziście prawdziwy, bo jest odbiciem rzeczywiście, czy też faktycznie dominującej przeciętności. Mieszkają oni "tu i teraz" ale mało ich to "tu i teraz obchodzi". Coś robią, ale jakby nic nie robili. Mają jakieś plany i marzenia, ale niewiele robią, by je urzeczywistnić. Żyją jakkolwiek i gdziekolwiek, nie są z tego zadowoleni, ale też nie są na tyle nieszczęśliwi czy zdesperowani, by motywowało ich to do czegokolwiek. Biorą narkotyki i piją, ale obce im są dewastujące uzależnienia i fascynujące samo zniszczeniem "sztuczne raje". "Słońce chowa się znowu za chmurami. Wrona przelatuje nad głowami z głośnym szumem skrzydeł. Psy ujadają na kolonii. Próbuje trzymać się świata. Potrzebuje ludzi. Za chwile przetnie tory, pójdzie wąską ścieżką pomiędzy ogródkami, Grubas może już wrócił z pracy. Wieczorem zaleją pałę. Będzie dobrze. Będzie dobrze." [Do...s.162]
Jest jak jest i inaczej nie będzie - to dewiza bohaterów książki Olszewskiego, którzy może i chcieliby do wymarzonego "Amsterdamu", ale nie bardzo wiedzą po co.
Zbigniew Kruczalak
www.domksiazki.com
wszystkie cytaty zamieszczone w tekście pochodzą z:
- ‑Michał Olszewski: Do Amsterdamu. wyd. Znak, 2003.
- ‑Tomasz Piątek: Heroina. wyd. Czarne, 2004.
- ‑Rozbite zwierciadło, Monika Kucia. w: Rzeczpospolita, 10/24/2003
- ‑Nużąca droga do..., Robert Ostaszewski. w: TIN Tygodnik Internetowy, 27/01/2004
- ‑Cały ten gnój, Marta Sawicka. w: Wprost, 02/27/2004. s.96-97.