----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

31 marca 2004

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download

Księdza Tischnera uśmiech nad Podhalem

Odkad wyszla drukiem "Historia filozofii po góralsku" ks. prof. Józefa Tischnera, nikt juz nie osmieli sie watpic, ze: Na pocatku wsedy byli górole, a dopiero pote porobili sie Turcy i Zydzi. Górole byli tyz piyrsymi "filozofami". "Filozof" to jest pedziane po grecku. Znacy telo co "medrol". A to jest pedziane po grecku dla niepoznaki. Niby po co mo fto wiedziec, jak bylo na pocatku? Ale Grecy to nie byli Grecy, ino górole, co udawali greka. Bo na pocatku nie bylo Greków, ino wsedy byli górole. To utozsamienie kaplana i filozofa z zywiolem góralszczyzny nie jest bezzasadne, bo ja kochal, bo byl w niej zanurzony od rabka sutanny po piórko kapelusza. I na miejsce wiecznego spoczynku nie obral sobie zadnej z alei zasluzonych, tylko lopusznianski grób - dzis z granitowa plyta w nadnaturalny sposób rozpeknieta, by wylonic profil ukochanych gór; z krzyzem projektu Mariana Gromady, o ramionach zakonczonych azurem przywodzacym na mysl skrzydla aniola.

Oto byl ktos, kto - jak kiedys celnie spostrzegl Adam Michnik, "potrafil wszystko": Od homilii do fenomenologii i hermeneutyki, od demaskacji marksizmu po spór z tomizmem, od opisu epoki systemów totalitarnych po portret chochola sarmackiej melancholii, od studiów nad Husserlem po obraz polskich schorowanej wyobrazni. Wszelako miara prawdziwosci kazdego z jego sadów - religijnych, moralnych, filozoficznych i politycznych - jest zdolnosc przetlumaczenia tego sadu na jezyk góralski. Filozofia zostala poddana próbie ostatecznej - próbie zdrowego rozsadku. Ta próba nadzwyczajnie powiodla sie ks. Józefowi Tischnerowi.

Powiodla sie mu - co juz widac wyraznie - rzecz o wiele wieksza: zyskal u górali taka wzajemnosc, która nie tylko przekracza grób, ale z Podhala promieniuje w rózne strony swiata. Dokad posród górali byl - mogli za nim chodzic "ku wierchom", uczyc sie, "jak zyc", odkrywac, co to "swieta glupota" (nie uznajaca innej swietosci niz wlasna), co to "laska boska idaca przez wies" (ladna dziewczyna), a co "sleboda" (wiecej niz wolnosc). Mogli go sluchac, mogli razem "spasowac", spiewac, prowadzic dyskurs w tym jedynym jezyku ostatecznej madrosci i klekac do rachunku sumienia - nie tylko z "Siedmiu grzechów glównych". A odkad go braklo... jest tak, jakby byl, moze nawet wiecej go wszedzie.

Tischnerowski fenomen trwa - i to w niejednej postaci. Oto ludzie z kregu kaplana i filozofa, jego przyjaciele, zaraz zaczeli sie skupiac w Stowarzyszeniu "Drogami Tischnera". Stowarzyszenie jest co prawda formalnie zarejestrowane, ale nie ma siedziby, nie ma zadnego pracownika, nawet na cwierc etatu, jednak robi rzeczy wspaniale, sciaga ludzi wielkiego ducha i umyslu, urzadza wzruszajace, niezapomniane imprezy (jak promocja "Slowa o slebodzie", czyli zbioru wydanych przez "Znak" kazan z podturbaczowych mszy), jak doroczne imieninowe "posiady" w sw. Józefa. Okazuje sie, ze do Wandy Czubernatowej - rabianskiej poetki, "jegomosc" pisze listy z nieba, ze gromadzi swoich "medroli", ze muzykujacym, spiewajacym, skladajacym wiersze kaze chodzic za promieniem dobra, ze czyjes rece rozdaja jego ksiazki. Stowarzyszenie nie ma ani kata na redakcje, a wkrótce wyda juz piaty numer kwartalnika.

Niestrudzonym spiritus movens wszystkich tych poczynan, "chrzestnym ojcem" 18 juz szkól, które przyjely imie ks. Józefa Tischnera, jest brat ksiedza profesora, Kazimierz (jednoczesnie prezes Sto­warzyszenia), ale wspomaga go cale grono tych, którym Tischnerowska mysl jest drogowskazem na róznych naszego zycia sciezkach, perciach i manowcach.

Po raz pierwszy tego roku odbyly sie w Ludzmierzu "Rekolekcje z Tischnerem" - prawdziwe dni zamyslenia i poruszenia serc z ksiedzem redaktorem Adamen Bonieckim (naczelnym "Tygodnika Pow­szechnego") jako moderatorem, w asyscie Wojciecha Bonowicza (redaktora "Znaku", autora biografii ks. Tischnera). Rozmowy glebokie i o wszystkim, osnute wokól ksiazki "Jak zyc", przerywane spiewem, ciagnely sie dlugo, dlugo w noc. Stacjonarnie uczestniczylo w tych rekolekcjach ok. 80 osób (glównie z rodziny Tischnerowskich szkól), lecz osób dojezdzajacych z calego Podhala i dochodzacych z samego Ludzmierza bylo jeszcze wiecej. Jak za zycia kaplan i filozof spraszal do ukochanej Lopusznej "caly swiat", tak teraz jego wspomnienie i jego mysl sciaga na Podhale ludzi róznych zakatków Polski - od Rogoznika, przez Kraków, Tarnów, Bochnie, Wadowice, Siedlce, Wole, Zory, az po Poznan. Jest ponadto w rodzinie i jedna weekendowa polska szkola z ukrainskiego Uzgorodu. W tym, ze dziwnym zrzadzeniem Opatrznosci inni górale, bo z Huculszczyzny, i grupa omal nie wynarodowionych Polonusów, poczuli duchowa wiez z Tischnerowska mysla i pokonali wszystkie bariery, by tylko miec za patrona kogos takiego "prosto z nieba", zeby móc choc przez pare dni pobyc na Podhalu - tez objawia sie ów fenomen.

Teraz lopusznianskie Kolo Nr 61 Zwiazku Pod­ha­lan w Chicago, równiez im. Ks. Tischnera, zawsze ofiarne i chetne do pomocy - chce cos uczynic dla biedu­ja­cej uzgorodzkiej szkoly. Ze w Lopusznej, to wiedzie­lismy, ale naplynely wiesci, ze juz i w Kanadzie istnieje góralska muzyka im. Ks. Tischnera. Tak sie buduja wiezi mimo dzielacej przestrzeni.

Trzy razy jesienia ruszal w Gorce Rajd Szlakiem Ksiedza Profesora, czyli mlodziez z rodziny szkól, by obejsc miejsca mszy pod golym niebem, przystanków, odpoczynków i rozmów, konczac w lopusznianskiej ba­cówce. Szlo tak ku wierchom Tischnerowskimi sciez­ka­mi co roku ze dwustu rajdowców, a chetnych jest coraz wiecej.

Z koncem czerwca, na czwarta rocznice smierci, zostanie w Lopusznej otwarta Tischnerowska Izba. Do­budowana do Gminnego Osrodka Kultury, dwu­kon­dygnacyjna, pomiesci ona pamiatki i odtworzy klimat domu, a przez okno, tak samo jak z niego, bedzie mozna wzrokiem objac Tatry. Nad projektem i aranzacja "zy­wego miejsca" pracuje bratanek ksiedza - Lukasz Tischner.

Równolegle do upamietniania, wglebiania sie w mysli - krag swiatlych Podhalan zadaje sobie pytanie, co to znaczy po Tischnerowsku czynic w róznych sfe­rach naszej rzeczywistosci.

- Pamietam zalozycielskie zebranie Akademickiego Oddzialu Zwiazku Podhalan przy placu Wolnica w Krakowie - mówi Jan Antol Z Banskiej ("Gorgiasz" na kartach "Historii filozofii po góralsku"). Rok byl wtedy 1970. Ksiadz wysluchal uwaznie naszych pomyslów i koncepcji, potem zabral glos i powiedzial, ze tak nap­rawde interesuje go kultura, ale nie materialna, lecz kultura wnetrza czlowieka, to, kim jest góral i kim powinien byc. Na to pytanie staral sie potem odpowiedziec jako filozof, duszpasterz, uczestnik spotkan - i publicznych, i tych w cztery oczy. Duzo nam zadal do myslenia i zos­tawil do zrobienia. To jest zadanie stojace przed Stowa­rzyszeniem, przed Zwiazkiem Podhalan, przed ludzmi, którzy sie trudza w szkolnictwie, z biznesie, przy wladzy, w róznych sferach zycia. Tylko powinnismy formulowac odpowiedz zbiorowa, a nie, bron Boze, w podzieleniu - na dwa powiaty na grupy interesów, na frakcje i kliki.

Tekst i zdjecia Anna Szopinska

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor