----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

30 kwietnia 2004

Udostępnij znajomym:

Kilka tygodni temu w Jezuickim Osrodku Milenijnym odbyl sie przedpremierowy

pokaz filmu "Sandcastles".

Ten poetycki, podejmujacy trudne pytania filozoficzne film jest debiutem fabularnym mlodego chica­gowskiego rezysera Filipa Rymszy.

Danuta Peszynska: Realizacja pierwszego filmu pelnometrazowego to dla kazdego rezysera duze wyzwanie. Czy dlugo przygotowywales sie do tego debiutu?

Filip Rymsza:Scenariusz napisalem 5 lat temu, kiedy studiowalem jeszcze na University of Chicago. Oryginalnie tekst zatytulowany byl "Sunday Morning Sublime" (zbitka z polaczenia tytulów dwóch wierszy Wallace Stevensa) i wyrazal moje ówczesne fascynacje poezja, sztuka, filozofia. Pomysl ten dlugo we mnie dojrzewal - w tym czasie napisalem dwa nowe scena­riusze - w koncu u schylku zeszlego roku udalo mi sie go ostatecznie skrystalizowac. Na poczatku mys­lalem o krótkim metrazu, jednoczesnie nie chcialem niczego w tej historii skracac czy przyspieszac. W rezultacie powstal film "Sandcastles", a w przygotowaniu jest juz druga czesc zatytulowana "Dustclouds". Sama realizacja trwala krótko, okolo 12 dni zdjeciowych.

Czy sam zajmowales sie równiez produkcja?

Nie. Mialem zawodowego producenta. Znalazlem go przez internet. John Yaworsky oglaszal sie, ze szuka ciekawych, oryginalnych scenariuszy. Napisalem do niego o swoim pomysle, zaznaczajac, ze bedzie to film niekomercyjny, pokazywany tylko na festiwalach. Otrzymalem od razu odpowiedz, która zainicjowala dluga korespondecje. W lecie spotkalismy sie w Starbucks i przegadalismy kilka godzin. Okazalo sie, ze fascynujemy sie tymi samymi rezyserami, filmami, dzielami sztuki. Mamy takze podobne zdanie na temat srodowiska filmowego w Chicago. Sytuacja wyglada mniej wiecej tak: Wiekszosc tutejszych filmowców robi filmy takie jak w Hollywood za wielokrotnie mniejsze pieniadze, no i oczywiscie wychodzi z tego straszna ma­kabra. Mnie takie produkcje nie interesuja. Wiedzialem, ze ten pierwszy film musze zrealizowac skromnymi srodkami, ale to wynikalo z koncepcji samego scena­riusza.

Udalo ci sie skompletowac swietna obsade. Glówne role graja zawodowi aktorzy, niektórzy znani. Debiutantowi zapewne nielatwo bylo ich pozyskac.

Na studiach robilem filmy krótkometrazowe z amatorami i wiem, jak bardzo jest to trudne. Dlatego ten film chcialem zrealizowac z zawodowymi aktorami, którym nie trzeba by wszystkiego od poczatku tlumaczyc. Przez znajoma udalo mi sie skontaktowac z dobra agencja castingowa. Wyslalem scenariusz, dlugo byla cisza... Po wakacjach zadzwonila do mnie wlascicielka i oznajmila, ze scenariusz przeczytala nie tylko ona, ale równiez maz i znajomi. Powiedziala, ze historia ich bardzo zaintrygowala, choc wiele z niej nie zrozumieli. W rezultacie za darmo mi zrobili casting. Trwalo to tydzien. Sposród okolo 100 kandydatów, wybralem wlasnie tych aktorów, choc nie do wszystkich bylem od poczatku przekonany. Dosc szybko zdecydowalem sie na odtwórce glównej roli. Kiedy na zdjeciach próbnych Wesley Walker tak bardzo intensywnie popatrzyl w kamere, nie mialem watpliwosci, ze to jest ten "swir", który musi zagrac role Getza.

Nie od razu natomiast bylem zdecydowany na Johna Lordana, choc to bardzo dobry i znany aktor - gral m.in. w filmach Roberta Altmana. Do roli Virgil bardziej mi odpowiadal aktor teatralny Larry Newman Jr., który wstepnie przyjal moja propozycje. Ze wzgledu jednak na zobowiazania w Polsce, gdzie filmowalem serial, musialem realizacje filmu przesunac o trzy tygodnie. W tym czasie Larry rozpoczal juz sezon w teatrze i byl dla nas niedostepny.

Co odczuwales, kiedy po raz pierwszy zobaczyles swój film?

Najwazniejsze - nie musialem sie wstydzic. Bo obawialem sie, ze jak juz dojdzie do premiery, to trzeba bedzie sie tlumaczyc... No tak, ale zrobilismy to za grosze, mielismy tylko kilka dni na zdjecia.... Ogladajac wraz z widownia po raz pierwszy ten film, nie czulem takiej potrzeby. Wiem, ze ten ogromny wysilek nie poszedl na marne. Przekazalem to, co mialem do powiedzenia. I zrobilem to z ta ekipa, z tymi aktorami i z tym budzetem najlepiej jak potrafilem. Nastepny film bedzie lepszy. Tak do tego podchodze - inaczej cala przygoda stracilaby sens. Interesuje mnie na ile swiat, który stworzylem, jest dla widza przekonujacy. Po projekcji ludzie podchodzili do mnie, dzielili sie swymi wraze­niami i refleksjami. Niektórzy mówili, ze odczuwali ulge, kiedy bohater wychodzil z piwnicy na plaze... To znaczy, ze udalo mi sie wykreowac cos prawdziwego.

Ale dla czesci widzów to chyba czysta abstrakcja.

Mysle, ze film jest jeszcze zbyt malo abstrakcyjny. Staralem sie w nim przekazac swiat wewnetrzny boha­tera. Pokazuje czlowieka, który pracuje siedem dni w tygodniu i ma jeden dzien wolny. Kiedy wypadamy z rutyny, to nieraz nie wiemy, co ze soba poczac. Getz tak wlasnie snuje sie po katach i jest zmuszony do myslenia nad swoim zyciem. Film rozgrywa sie na trzech planach: rzeczywistosci, snu i stanu przejsciowego pomiedzy marzeniem sennym i jawa. Duza wage przywia­zywalem do wizualizacji wlasnie tych stanów posrednich. Niekiedy staralem sie widzowi ulatwic przeskok w inna rzeczywistosc. Stad tez na przyklad taki dlugi kadr z kuchenka mikrofalowa. Pokazujac gotujaca sie herbate w czasie rzeczywistym, chcialem w pew­nym sensie widza zahipnotyzowac, zeby potem wraz z bohaterem przezyl jego sen.

Duzy nacisk kladziesz na obraz, który nie tylko tworzy klimat, ale rów­niez jest nosnikiem znaczen. Wazna role w twoim filmie odgrywa takze muzyka.

No cóz, film jest sztuka wizualna. I wiecej ma wspólnego z malarstwem niz z literatura. Dla mnie kazdy kadr to odddzielny obraz. Dwa obrazy zestawione razem tworza juz nowa historie. Tak to odbieramy. Poprzez symbole, liczby, powtarzajace sie obrazy chcialbym od­dzialac na podswiadomosc widza.

Muzyka porusza emocje, tworzy klimat. Ale przy realizacji filmu jest to sprawa drugorzedna. Poza jedna scena, która krecilem z mysla o konkretnej piosence, najpierw powstaly zdjecia, a dopiero potem - juz po montazu - mu­zyka.

Gdzie uczyles sie sztuki flmowej? Wiem, ze ukonczyles ekonomie na Uniwersytecie Chicago.

Wczesniej jeszcze studiowalem filozofie. A ekonomie wybralem dlatego ze zawsze interesowalem sie matematyka. Od poczatku jednak wiedzialem, ze nie bede wybitnym ekonomista, bo ta dzie­dzina nie jest moja pasja. Tak naprawde zawsze blizsze byly mi nauki humanistyczne, a filmem fascynowalem sie od dziecka. Dlatego tez równolegle studiowalem na University of Chicago Cinema Studies. Juz na pierwszym roku studiów zaczalem realizowac krótkie filmy. Pisalem takze recenzje filmowe m.in. dla Chicago Weekly News, dzieki czemu moglem uczestniczyc w róznych prestizowych pokazach filmowych . Potem dostalem sie na staz do agencji public relation, co jeszcze bardziej ulatwilo mi kontakt z kinem. Bez­posrednio z Biura Burmistrza otrzymywalem informacje o nowych filmach kreconych w Chicago. W ten sposób za­czalem pracowac przy produkcjach hollywoodzkich i niezaleznych. W dzien uczylem sie teorii, a wieczorami mialem praktyke na planie filmowym, i tak powoli zglebialem arkana tej sztuki.

Byles przez pewien czas w Polsce, pracowales jako asystent Krzysztofa Zanussiego. Co daly ci te doswiadczenia?

W Polsce pracowalem przy kilku róznych projektach. Bedac na stazu u Zanussiego, trzymalem sie blisko Ed­warda Kosinskiego. Mnie bardziej interesuje ustawienie kadru, niz szlifowanie dialogów i praca z aktorami.

Rozpoczales juz przygotowania do realizacji drugiej czesci filmu. Czy bedzie równie tajemnicza i wieloznaczna jak czesc pierwsza?

"Dustclouds" utrzymane beda w podobnym klimacie. Ale pojawia sie takze istotne zmiany, bo do piwnicy juz nie ma powrotu. Po slubie Getz i Karina udaja sie do jej mieszkania. Tak jak w czesci pierwszej wszystkie wydarzenia do siebie sie schodza, tak w drugiej - beda sie rozchodzily, Getz dokladnie dowie sie, dlaczego znalazl sie przy autostradzie..... Zamki z piasku buduje sie, a chmury pylu sie rozsypuja. Struktura jest podobna jak w budowie wszechswiata. Te same prawa musza obowiazywac i nas, bo jestesmy z tych samych elementów skonstruowani.

Czym dla ciebie jest film?

Film - to polaczenie wszystkich moich zainteresowan: literatury, filozofii, sztuki, muzyki. Jest to medium, które do mnie najbardziej przemawia.

Jakie kino jest ci najblizsze?

Moimi mistrzami sa Tarkowski, Ber­g­man i Antonioni. Podziwiam tez innych rezyserów, jak Bressona czy Dreyera.

A wspólczesni twórcy?

Obecnie w kinie dzieja sie bardzo ciekawe rzeczy, ale w wiekszosci poza Stanami Zjednoczonymi - w Chinach, Tajlandii, Tajwanie czy Japonii. W Ameryce chyba tylko jeden David Lynch caly czas poszukuje. Kazdy kolejny jego film jest coraz dziwniejszy.

Jakie jest srodowisko filmowe w Chicago?

Ciekawe, ze mamy tu tak wielu krytyków filmowych swiatowej klasy, a tak malo twórców kina. Wiekszosc moich znajomych, z którymi niegdys wspólpracowalem, juz dawno wyjechala do Los Angeles. Ale tam takze najczesciej nie kreca filmów. Po pewnym czasie zniechecaja sie i konczy sie na tym, ze zaczynaja prace w jakims innym zawodzie. A szkoda - bo w Chicago sa znakomite warunki filmowe - architektura, klimat i - co najwazniejsze - miasto to bardzo kocha kino. Jest tu wiele miejsc, gdzie pokazuje sie naprawde dobre filmy.

Mówisz, ze chcesz tworzyc kino artystyczne, przeznaczone dla elitar­nej publicznosci. Czy to nie sa jednak tylko mlodziencze manifestacje?

Wiem, jak beda wygladaly moje nastepne cztery filmy. I na pewno nie beda latwiejsze od tego, który wlasnie pokazalem. Moja mama powtarza, ze jes­tem zbyt pewny siebie. Ale ja naprawde wierze w sens tego, co robie.

Nie dbasz o slawe, o pieniadze...

Jesli juz na poczatku mysli sie o profitach, to na pewno do niczego wielkiego sie nie dojdzie. Jeden z moich kolegów, producent filmowy, powie­dzial, ze jak bede wierny swej pasji, to w koncu sie przebije. Jest w tym chyba duzo prawdy. Przeciez Lynch takze zaczynal od filmu kultowego, zupelnie przedziw­nego, a teraz jest slawnym, nawet popularnym rezyserem. Oczy­wiscie chcial­bym podrózowac po swie­cie, ale chyba najbardziej z filmami po festiwalach. Chcialbym miec dobry samochód, wlasne mieszkanie... Wierze, ze tego wszystkiego takze doczekam.

rozmawiala Danuta Peszynska

zdjecia: Archiwum F. Rymszy

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor