"Teraz się wprawiam, by niczego nie brać na serio.
Człowiek może popełniać mnóstwo małych błędów.
To bez znaczenia.
Jeśli jednak te błędy są wielkie i ciążą na jego życiu,
musi nauczyć się nie brać siebie na serio.
Tylko w ten sposób uniknie cierpienia.
Zbyt długie cierpienie jest śmiertelnie groźne.
[...]
Jeśli komuś brak wiary, każde miejsce jest dla niego piekłem."
[s.6 i 219]
Brudna Trylogia o Hawanie szokuje i zachwyca, bo wszystko w tej niesamowitej opowieści jest skrajne. Skrajny jest tytuł, bohaterowie, sytuacje, nastrój i przesłanie. Pedro Juan Gutiérrez opisuje Hawanę w trzech odsłonach, z których każda składa się z wielu scen-epizodów. Dostajemy w rezultacie iście epicki obraz miasta i jego mieszkańców. Zbieżność imion autora i głównego bohatera wzmacnia wrażenie autentyczności opisu i nieomalże pamiętnikarskiej wierności faktom, które często walą z nóg swoją mocą.
Pedro Juan, dawniej dziennikarz, pracownik radia i telewizji, człowiek nieprzeciętnie inteligentny i wrażliwy wraz z "osiągnięciami dyktatury w realizacji jedynie słusznej drogi" został zredukowany w swoich aspiracjach, planach i marzeniach do dumy z posiadania wielkiego kutasa, do którego ma wielu sentymentu oraz równie wspaniałych, potężnych jaj, które wprawdzie dawniej produkowały więcej spermy, ale i teraz są ciągle wydajne: " Lubię się masturbować, wąchając sobie pachy. Podnieca mnie zapach potu. Bezpieczny i aromatyczny seks. Zwłaszcza wtedy, gdy wieczorem czuję się napalony, a Luisa jest gdzieś w mieście, szukając kilka peso. Choć teraz to już nie to samo. Gdy ktoś ma czterdzieści pięć lat, to mu słabnie libido. Nie mam już tyle spermy. Raz na dzień jeden rachityczny wytrysk. No cóż, zaczyna się takie męskie klimakterium: mniejsza potencja, mniej zainteresowania, jaja pracują już coraz wolniej. Ale i tak wokół mnie jest ciągle pełno kobiet. Myślę, że mam też więcej życia duchowego. Ha, ha! Ja i życie duchowe! Nie, to wcale nie znaczy, że jakoby teraz jestem bliżej Boga. Ładnie brzmi takie zdanie: "Och, czuję się tak blisko Boga!" Nie. Ja tak nie mówię. Bóg czasem daje mi jakieś znaki. A ja wciąż próbuję. I tyle." [s.139]
Pedro Juan rzeczywiście stale próbuje zrozumieć siebie i to wszystko, w czym przyszło mu żyć, a ma co analizować. Hawana pogrążona jest w skrajnym upadku. W mieście praktycznie nic nie działa. Nie ma nawet wody, nie mówiąc już o towarach w sklepach czy możliwości dostania pracy. Fantastycznie rozwinął się czarny rynek wszystkiego: narkotyków, towarów spożywczych, alkoholu, ciuchów, antyków, mieszkań, pracy, a przede wszystkim prostytucji. To właśnie handlowanie ciałem stało się najbardziej skutecznym i najtańszym sposobem zarabiania na życie, a w zasadzie przeżycie. Normy społeczne znacznie poszerzyły swój zakres znaczeniowy i stały się zdecydowanie bardziej "elastyczne" w akceptowaniu zachowań, które jeszcze parę lat wcześniej byłyby nie do pomyślenia.
" No dobrze, chciałem tylko powiedzieć, że teraz zrozumiałem już coś równie starego jak ludzkość, ale człowiek wciąż na nowo musi się tego uczyć: etyką biedaka jest kochać tego, kto ma pieniądze i od czasu do czasu może mu rzucić jakiś ochłap. Etyką niewolnika jest kochać i uwielbiać swego pana. W sumie to jest bardzo proste. Biedak - albo niewolnik, to wszystko jedno - nie może sobie za bardzo komplikować moralności ani być zbyt wymagającym, jeśli chodzi o godność. Chyba, że chce umrzeć z głodu. "Jeśli da mi trochę, to znaczy, że jest dobry i go kocham". To wszystko. Kobiety na ogół rozumieją to od dziecka i godzą się z tym. My, mężczyźni, wolimy utrudniać sobie życie, buntować się, mieć swoje zasady i tak dalej. W końcu też to rozumiemy, tylko trochę później.
No więc ten dobrze rozwinięty instynkt samozachowawczy jest jedną z twarzy ubóstwa. Ale ubóstwo ma też inne twarze. Może najbardziej widoczna jest małoduszność lub raczej zawężenie ducha. Stajesz się żałosnym, chciwym i wyrachowanym typem. Twoją jedyną troską jest przeżyć. Po diabła ci szlachetność, solidarność, uprzejmość, pacyfizm. [s.161]
Pedro Juan jest niezwykle silną osobowością. Nie podaje się nawet w sytuacjach skrajnych. Nie walczy w zasadzie o "godne" życie, bo godność, tak zresztą jak inne kategorie etyczne, jest pojęciem na tyle "rozciągliwym" w Hawanie, że dawno zagubiły się gdzieś w niebycie jej granice. Bohater "Brudnej trylogii" chce po prostu przeżyć nie szkodząc i nie przeszkadzając innym, a to jest wielki wyczyn i ogromne wyzwanie - przeżyć nie robiąc krzywdy drugiemu.
"Nie wzięło mnie to. Nie dałem się. Muszę nauczyć się sposobu na przetrwanie. Na przeżycie. Muszę nauczyć się przyjmować ciosy i natychmiast wstawać po każdym. Inaczej mnie wyliczą i przegram. Wyniosą mnie z ringu." [s. 86]
Pedro Juan nie ma żadnych złudzeń: "Od czterech lat w całym kraju panował głód i ogólny obłęd, ale najbardziej dotknęło to Hawanę. Jeden z moich przyjaciół ciągle mi powtarzał: "Wiesz, Pedro Juan, żeby żyć w tym kraju, trzeba być wariatem, alkoholikiem albo w ogóle się nie budzić". Czasem ktoś rozsądny podchodził do takiego kamikadze i coś mu tam tłumaczył, ale ten zawsze miał jedną odpowiedź: "Ja chcę po prostu wyrwać się z tego gówna. Tam dopiero jest życie". Ci ludzie naprawdę byli zdesperowani. Chyba też odważni. Albo głupi, nie wiem. Podejrzewam, że odwaga i głupota często idą w parze". [s.35]
Jakkolwiek bohater powieści nie ma cienia złudzeń, co do wartości systemu i ideologii, która uczyniła jego życie niemożliwym, to przecież w "Brudnej Trylogii o Hawanie" nie ma polityki, nie ma politykowania, nie ma żadnych bezpośrednich komentarzy do tyczących starego faceta z brodą i cygarem w ustach. Rzeczywistość polityczna Kuby nie ma w tej książce żadnego bezpośredniego wymiaru, a jeśli gdzieś pojawia się jakaś sugestia dotycząca osiągnięć "jedynie sprawiedliwego ustroju" to raczej w kontekście "absurdalności" ludzkiego losu:
"-Dajcie mi skończyć. Ten obywatel od dwóch miesięcy pracuje w prosektorium i podejrzewamy, ze już wcześniej wynosił wątroby zmarłych i sprzedawał je na czarnym rynku jako wątroby wieprzowe. Potrzebujemy świadków..." [s.349]
Poznajemy dramatyczne skutki wprowadzania "jedynie słusznej drogi do szczęścia i dobrobytu" w życie bez jakichkolwiek historycznych odniesień czy politycznego kontekstu:
"W radiu facet czytał dziennik. Słyszałem tylko: "to nasze zwycięstwo", "rezultat", "entuzjazm narodu", "radośnie i z nadzieją". Nie wiem, o czym gość mówił. Powtarzał tylko te słowa". [s.279]
To jedna z istotniejszych, jeśli nie najważniejsza cecha prozy Gutiérreza, która sprawia, że losy bohaterów opowiadane bezpośrednio przez Pedro Juana w kontekstach różnych jego życiowych doświadczeń i wydarzeń porażają autentyczną brutalnością, naturalistyczną dosłownością i pierwotną seksualnością, a jednocześnie są kompletnie pozbawione najmniejszego nawet zadęcia, pretensji, politycznych i społecznych tyrad czy jakichkolwiek oczekiwań wobec kogoś czy czegoś.
Obraz Hawany, a w zasadzie hiper- realistyczny portret tego miasta udało się Pedro Juanowi stworzyć tylko w oparciu o losy konkretnych osób, które mieszkają w tym mieście:
"Czekałem. Tutaj wszyscy czekają. Dzień po dniu. Nikt nie wie, na co czeka. Dni mijają. I mózg powoli tępieje. To dobrze. Dobrze jest mieć otępiały mózg, bo wtedy się nie myśli. Ja czasem myślę za dużo i niepotrzebnie wpadam w desperację. Kiedyś studiowałem, byłem zdyscyplinowany, miałem plany na jutro i na przyszły rok. Chciałem zbawiać świat. Później wszystko szlag trafił i wylądowałem w tej norze. Tutaj jedni mają świerzb, inni wszy albo mendy. Nie ma pieniędzy, jedzenia ani pracy. Z każdym dniem jest nas coraz więcej. Pojęcia nie mam, skąd się bierze tylu obdartusów. Ludzie żyją tu jak karaluchy. Po dziesięciu, dwunastu w jednym pokoiku.
Dlatego lepiej jest nie myśleć za dużo i tylko się bawić. Rum, kobiety, maryśka. Od czasu do czasu jakaś rumba. Cała reszta to gówno. Nie warto w nim grzebać, bo śmierdzi.
No więc tak właśnie sobie żyłem. Chudy jak szkielet, wygłodzony....[s.251]
Powieść Gutiérreza, jak na trylogię przystało skomponowana została z trzech części wyraźnie od siebie oddzielonych i opatrzonych różnymi tytułami, które są jednocześnie przynależne poszczególnym opowiadaniom. Każda z części jest też dokładnie datowana, a całość zamyka się w okresie od 5 czerwca 1994 do października 1997. Część pierwsza:
"Zakotwiczony na ziemi niczyjej"- kończy się wyznaniem: "Obym ja tak mógł dożyć osiemdziesięciu trzech lat i wciąż zachować jakieś złudzenia. Nawet takie głupie: że znajdę sobie jeszcze narzeczoną, ożenię się i uwierzę w miłość. Że ten cały głód i nędza kiedyś wreszcie się skończą."[Brudna...s.71] jakkolwiek wcześniej ten sam bohater mówi również: "My, ludzie, powinniśmy się pozbyć złudzeń, wykarczować je, stanąć twardo na ziemi i krzyknąć: "Kurwa! Teraz tak! Teraz jestem dobrze zakotwiczony na ziemi i niech sobie przyjdzie huragan!" Tylko w ten sposób można dotrwać do końca, uniknąć większych awarii i nie dać się zatopić. Co najwyżej mieć tylko trochę brudnej wody w zęzie." [s.67]
"Nic do roboty"- drugą część tryptyku otwierają cytaty z Shri Ramakrishny i Italo Calvino. Swój tytuł bierze od krótkiego, acz mocnego tekstu, w którym bohater definiuje istotę swojej egzystencji: "Byłem wyluzowany i spokojny. Seksu miałem dużo, za to żadnych trosk. No dobrze, zawsze są jakieś troski, ale teraz nauczyłem się je od siebie oddalać. Nabierałem do nich pewnego dystansu, odsuwając je w przyszłość. To dobry sposób, żeby się trochę mniej wyraźne i żeby je można było ignorować. Miałem w domu kobietę. Przytyłem parę kilo. I żyłem. Żyłem, nie mając nic do roboty. To się chyba nazywa wegetacją. Człowiek prześlizguje się przez życie i na nic już nie czeka. To takie proste". [s.135]
W ostatnią, trzecią cześć "Mój smak" wprowadzają nas cytaty z Grahama Green"a i Hemingway"a. Fragment z "O naszym człowieku w Hawanie" jest szczególnie znaczący:
"[...] I wtedy nagle przyszło mi do głowy, że to nieprawdopodobne miasto, w którym każdy grzech jest dozwolony i wszystko można sprzedać albo kupić, byłoby idealną scenerią dla mojej komedii." [s.233]
Podążając tym tropem i biorąc pod uwagę również jeden z najbardziej zużytych frazesów z cytowanego na tej samej stronie fragmentu ze "Starego człowieka i morza" "Brudna trylogia o Hawanie" jawi się zdecydowanie bardziej jako"komedia ludzka" niż "boska komedia".
Pedro Juan dosyć obrazowo opisuje nam w tej części swój "smak", a raczej "zapach" życia, który może nie tyle jest wyrafinowany, co naturalny: "Pod cienką lycrą wszystko było widać: sterczące sutki, pępek i łagodne zakrzywienie brzucha aż do dwóch pionowych warg między nogami. Niemal czułem zapach potu spod jej pach: ten intymny i erotyczny aromat, który właściwy jest tylko Murzynkom i Mulatkom.[...] Od razu zaczął grubieć mi kutas. Sam z siebie. Wystarczyła ta woń i już się podnieciłem. [ s.287]
Można by mieć przez moment wrażenie, że mamy w tej książce do czynienia z bardziej wyrafinowaną formą powieści pornograficznej. Gutiérrez nie skąpi nam przecież sążnistych opisów erotycznych wyczynów i doznań bohaterów, w których nie tylko sperma tryska potężnymi strumieniami, ale i ilość orgazmów bohaterek "Trylogii" jest imponująca. Myliłby się jednak okrutnie ten, kto "Brudną trylogię o Hawanie" chciałby zaliczyć do "pornosów". Niezwykle liczne sceny, w których erotyzm pokazany jest jako doświadczenie skrajne, pierwotne, prawie zwierzęce znakomicie wpisują się w całość przedstawionego w powieści świata granicznych zachowań i bezwzględnych praw opartych na przewadze silniejszego, młodszego i zdrowszego. Erotyzm powieści Pedro Juana nie funkcjonuje sama dla siebie, tak jak to ma miejsce w tekście pornograficznym.
W "brudnej Trylogii" jest jedynie jednym z wielu szokujących elementów składających się na fenomenalnie realistyczny opis znacznie szerszej i bardziej skomplikowanej rzeczywistości rożnych obszarów ludzkiej aktywności.
"Myślę, że chyba nikt tak naprawdę nie potrzebuje pornografii. Potrzebujemy autentycznej miłości. I trochę ducha, religii, filozofii. Ale to wszystko wymaga czasu, ciszy i refleksji. Właśnie dlatego jesteśmy tacy zagubieni". [...] "A więc gdy rozsadza cię furia i wściekłość, musisz jakoś się rozładować. Są różne sposoby, wszyscy je znamy: alkohol, seks, narkotyki. No i dobrze, niektórym wystarcza jakaś dieta, czekoladki, nie wiem. U nas w dzielnicy wszyscy na ogół wybierają seks, potem może trochę alkoholu i trawkę. Są też mistycy i im się żyje najlepiej. Ale to jest inna sprawa. Zostawmy mistyków i ezoteryków. W końcu jest ich bardzo niewielu. Nie liczą się.[s.199 i 223]
Hawana w powieści Pedro Juana żyje życiem na pograniczu istnienia i nieistnienia, absurdu i groteski, paranoi i snu - stąd skrajność i intensywność opisywanych i przeżywanych doświadczeń. Sam Gutiérrez tak mówi o sobie i swojej twórczości:
"Załóżmy, że znam kobietę, która nazywa się Carmen. Nie interesuje mnie ona, kiedy jest elegancka i dobrze ubrana, wolę ją inną . Wolę taką Carmen, która potajemnie pije, jest lesbijką, opowiada w łóżku świństwa i zupełnie nie przypomina tej Carmen, którą znamy. Literatura jest zanurzeniem się w mroczne obszary każdego człowieka".
Autor, Hawańczyk z krwi i kości zanurza się w to, co jest rzeczywistością tego niesamowitego miasta, a robi to bez cienia retuszu czy jakichkolwiek upiękrzeń. Historie ludzi tworzących tę rozpadającą się, zdegenerowaną "metropolię" są porażająco prawdziwe. Tworzą obraz miasta ludzi zepchniętych na margines sensu istnienia, który rozszerza się i rozciąga odwrotnie proporcjonalnie do poziomu zdegenerowania. W końcowym rozliczeniu można go zawęzić do seksu, alkoholu, narkotyków i ewentualnego zdobywania pokarmu - i to jest główna teza i przesłanie tej książki: nie ma sytuacji, której nie dałoby się jakoś przeżyć, przetrwać, przezwyciężyć, aż do momentu, gdy rzeczywiście nie da się już tego wszystkiego, przeżyć, przetrwać i przezwyciężyć.
Zredukowanie człowieka do jego dwu pierwotnych, elementarnych funkcji biologicznych; zaspakajania głodu i seksu urasta u Gutiérreza do wymiaru prawdy ogólnej i powszechnej, która dotyczy każdego zdegenerowanego systemu politycznego.
Nie trzeba koniecznie żyć w Hawanie, by sens istnienia ograniczyć do spożywania i wydalania ewentualnie spółkowania. Dosyć przerażającym przesłaniem tej powieści jest również konstatacja, iż nie tylko brak dóbr i wolności degeneruje, ale to samo dzieje się przy ich nadmiarze.
Bohater Gutiérreza nie zdycha jednak z głodu, nie rzęzi śmiertelnie w narkotycznym czy alkoholowym ciągu, nie popełnia też samobójstwa z powodu mniejszej wydolności penisa czy jąder. Ma jedynie "już dość boksowania się z niewidzialnym przeciwnikiem, więc śmieje się z całej piersi.
-Ale fajna noc, kurwa, ale fajna! Która to może być godzina? Chyba za chwilę będzie świt. Trzeba wynieść książki. Czas zacząć walkę. To kolejna runda. Nie można spuszczać gardy. Dlatego wtedy mnie znokautowali. Bo spuściłem gardę." [Brudna...s.377]
Zbigniew Kruczalak
www.domksiazki.com
wszystkie cytaty pochodzą z:
Brudna trylogia o Hawanie, Pedro Juan Gutiérrez, Zysk i S-ka, 2004, s.379.