----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

31 maja 2004

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...
8 czerwca 1979 r. zdawało się, że "ca­łe góry przyszły do Nowego Targu" i zwołały okolicę. Świadkowie i uczestnicy tamtych zdarzeń mają jeszcze przed oczyma nieprzebrany tłum cią­gną­cy od popołudnia poprzedniego dnia w stronę Nowego Targu, procesje wy­ruszające nocą z okolicznych wsi, drzwi domów otwarte dla pielgrzymów szu­kających noclegu, wielkie poruszenie serc, eksplozję wzruszenia i radości w rozplanowanych na planie wycinka ko­ła sektorach, gdy przemykał między ni­mi odkryty papamobile; charakte­ry­sty­czną sylwetkę w bieli, ramię wy­cią­gnięte w geście błogosławieństwa i poz­drowienia, górującą nad głowami, strze­lającą w niebo konstrukcję oł­ta­rza, z daleka patrząc, wydawałoby się, lekką i ażurową.

Przetrwała też pamięć o błyskach lo­rnetek funkcjonariuszy "czuwających" w zaroślach otaczających murawę lotni­ska; o przyspieszonym nawałnicą powrocie do domów, także ślizgiem z siekanej stru­gami deszczu skarpy lotniska i wpław przez Biały Dunajec. W tym pośpiechu, w błyskawicach rozdzierających na­grza­ne powietrze - nikt prawie, z wyjątkiem tych, którzy musieli - nie został, by u­wie­cznić równie pospieszną jak opu­sz­czanie miejsca mszy likwidację (bo nie by­ł­a to regularna rozbiórka) drewnianej kon­strukcji ołtarza projektu nowota­r­skiego architekta Tadeusza Jędryski.

Ołtarz ten był jedynym, który uległ prawie zupełnemu demontażowi i jednym z najpiękniejszych obiektów, jakie przez tych 25 lat były świadkami papieskich pielgrzymek do ojczyzny. Ponieważ był ołtarzem budowanym podczas pierwszej pielgrzymki - istniała ewentualność, iż stanie się obiektem kultowym. Ówczesne władze chciały temu zapobiec. Zezwolenia na budowę ołtarza wojewoda udzielił - można przypuszczać - dopiero, gdy zobligowała go władza zwierzchnia, bo z własnej woli dopuścić do tego nie chciał.

- Termin przyjazdu papieża ustalony był na 8 czerwca, a kiedy Sącz nam zlecił pra­ce - pozostawał tylko miesiąc na zbudowanie ołtarza. Chyba nie chcieli, że­by­śmy ten ołtarz mogli ukończyć... - wspo­mi­na dziś wieloletni szef zaopatrzenia w Prze­dsiębiorstwie Budownictwa Komu­na­lnego, Kazimierz Pajerski z Nowego Tar­gu.

Wiele drewna, na wezwanie księży z ambon, przywieźli górale. Zgłaszali się do pomocy cieśle, przywożąc swoje ma­szy­ny. Zebrało się na lotnisku gotowych do pracy ok. 300 ludzi. Reglame­n­to­wa­nego drewna było dramatycznie mało, a te­r­min - naglący.

Główne podpory konstrukcji ołtarza sta­nowiło 12 belek o bokach 45 x 45 cm (w dolnej części) oraz 35 x 35 cm (w gór­nej części). Budowniczowie ołtarza zu­ży­li 200 litrów lakieru i tyleż pokostu oraz 800 kg gwoździ, a długie śruby do skręcania konstrukcji osadzonej na kotwach w ziemi wykonywano w ślusarni Prze­d­siębiorstwa. Stolarnia i ślusarnia PBK zre­sztą przez cały maj pracowały na rzecz ołtarza. - Ale i tak, siłami PBK, ro­bi­libyśmy go chyba pół roku - wspominają pracownicy.

Przez kilka dni poprzedzających przy­jazd papieża cieśle pracowali nawet no­cami, przy świetle.. Pośpiech był taki, że przez ostatni tydzień ludzie nawet nie opu­szczali terenu budowy, nocując w ba­ra­kowozie. Ołtarz i sektory udało się uko­ńczyć dzień przed pamiętną mszą. Tydzień wcześniej jednak okazało się, że bu­dowlę już trzeba oddać do spraw­dze­nia służbom specjalnym, dlatego też wy­ko­nawcy nie zdążyli założyć instalacji od­gromowej. Dni były akurat parne, po­go­da burzowa i wąski krąg ludzi ma­ją­cych świadomość tego braku, drżał, wi­dząc pioruny bijące w Biały Dunajec no­cą poprzedzającą papieską wizytę.

Gdy po zakończeniu mszy i przeje­ź­dzie między sektorami pa­pież wsiadł do helikoptera, by zatoczyć je­szcze kółko nad Bukowiną, wzlecieć nad Gorce i czo­ło Turbacza - gęstwę cie­mnych chmur pru­ły błyskawice. Kilka osób z tłumu opuszczającego lotnisko do­znało wtedy - na szczęście nie śmier­telnych - porażeń od piorunów.

W tym samym czasie koparka i dźwig (od dnia poprzedzającego wizytę cze­kające na lotnisku) podjeżdżały już do ołtarza, by czynić swoją powinność. Pracownicy zahaczyli liną o krokwie, 8-10-tonowy dźwig pociągnął i w momencie rozpadła się i połamała cała konstru­kcja. Na miejscu był dyrektor nowosą­de­c­kiego Kombinatu Budownictwa Komu­na­lnego, jako jednostki nadrzędnej, była mi­licja, tajne służby i służby kościelne. Jak wyjaśnia inż. Andrzej Stopka, ów­cze­sny dyrektor nowotarskiego PBK, kro­kwie konstrukcji ołtarza łączone były "na pierścienie" i ściskane śrubą, stanowiły więc węzeł nie do rozebrania, a przynaj­mniej nie w tak błyskawicznym tempie, nie w takich warunkach. Konieczność na­ty­ch­miastowej rozbiórki ołtarza nowosą­dec­kie szefostwo uzasadniało mu potrze­bą szybkiego uruchomienia lotniska, na którym zaraz potem miały się odbywać szkolenia. Ponieważ w latach 50-tych lotnisko było budowane dla celów milita­rnych, konstrukcję trzeba było tak zespa­lać z podłożem, by nie uszkodzić beto­nowych pasów zamaskowanych murawą.

Połamane deski, listwy, krokwie z oł­tarza zwożono do magazynu PBK w No­wym Targu przez prawie całą noc. Ha­ł­da zwiezionego drewna urosła na 8-10 metrów i podobną miała szerokość. Jed­nak najlepsze drewno sądeckie samocho­dy prosto z lotniska zabrały do nowo­są­dec­kiego Kombinatu Budow­ni­c­twa Komunalnego, do robót przy rozbiórce oł­tarza przywożąc wcześniej z ówczesnej sto­licy województwa cały autobus nie­trzeźwych junaków OHP. Do Sącza poje­cha­ło około połowy drewna z ołtarza oraz deski z ławek, dostarczone przez lu­dzi. Kościół zabrał tylko żerdzie, ponoć do budowy kolejnego obiektu sakralne­go. Nazajutrz po papieskiej wizycie na lo­t­nisku nie było już nic prócz resztek dre­wnianego złomu i podeptanej trawy. Dre­wno zwiezione do magazynu miejscowi już junacy przez dwa miesiące uwa­l­niali od gwoździ i śrubunków, segre­gu­jąc według rozmiarów. Drewna krok­wio­we­go - tzw. krawędziaków o wymiarach 8 x 10, 10 x 12 i 16 x 16 cm na lotnisku by­ło najwięcej, lecz do magazynu trafiło bardzo niewiele, gdyż ten materiał został zabrany prosto z lotniska.

Po jakimś czasie dyrektor PKB w No­wym Targu wydał polecenie wydania drewna dla milicji warszawskiej - w ilości takiej, jaka się zmieści na dwa duże sa­mo­chody. Wzięte za pokryciem 35-50 pro­cent rzeczywistej wartości "krawędziaki" może nadawały się na zbudowanie da­czy, ale na pewno nie domu miesz­ka­l­ne­go. Potem jeszcze deski i "krawędziaki" wydawane były z polecenia dyrektora do Białki lub Bukowiny Tatrzańskiej, po­do­bno dla generała, który tam budował daczę.

Jest więc prawdopodobne, że część drewna z ołtarza na nowotarskim lotnis­ku została potem użyta do budowy innej ge­neralskiej daczy w Konstancinie pod War­szawą. Nie jest jednak możliwe, by ma­teriał pobrany z magazynu dało się "przerobić" na płazy ścienne. Rozmiary wywiezionego drewna wskazują nato­miast, że ten materiał mógł być użyty do wykończenia budynku, a jego szczyt być może istotnie ozdabia listwa z brzegu podestu.

Nie był to wszakże koniec historii drewna z papieskiego ołtarza. Po około ro­ku do biura PBK na Parkowej przyje­cha­li po cywilnemu panowie z policji czy z UB. Zabrali oni - rzekomo "do śledztwa" dokumenty dotyczące rozchodu dre­wna z dwóch aut, które pojechały do Warszawy. W stanie wojennym dyrekto­r techniczny PBK wraz z szefem zao­patrzenia byli wzywani na policję w No­wym Targu i przepytywani, gdzie jeszcze mo­gło pojechać drewno ołtarza na no­wotarskim lotnisku, bo nie na tym rzecz po­lega, aby dygnitarze kradli.

Chodziły słuchy, że ołtarz z no­wo­tarskiego lotniska od razu chcieli kupić gó­rale "spod hal", aby drewniana konstrukcja dała początek kaplicy, ale gros decyzji towarzyszących papieskiej wizycie zapadało na szczeblu dyrekcji Kom­bi­natu Budownictwa Komunalnego, Ko­mitetu Wojewódzkiego i wojewody. W efe­kcie Kościół przejął z ołtarza tylko szczyt i krzyż. Szczyt był długo ekspo­no­wany w bocznej nawie nowotarskiego koś­cioła p.w. Najświętszego Serca Pana Jezusa, lecz potem zdemontowany i zło­żony w magazynie. Krzyż towarzyszył różnym masowym uroczystościom religijnym, teraz również obchodom ćwierć­wie­cza pamiętnej mszy na nowotarskim lotnisku.

Przez tych 25 lat ołtarz projekto­wa­ny i wznoszony w nieprawdopodobnym tem­pie, trwał tylko w pamięci ludzkiej i na zdjęciach. Dopiero architekt ołtarza, au­tor wybranej wówczas przez Kurię Me­tropolitalną koncepcji, Tadeusz Ję­dry­s­ko, zainicjował stworzenie makiety obie­ktu w skali 1:25, łącznie z przywie­zioną wtedy z Ludźmierza złocistą figurą Mat­ki Bożej Gaździny Podhala. Makieta bę­dzie umieszczona w nowotarskim ra­tu­szu, za szkłem.

Tekst i fotografie Anna Szopińska

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor