----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

31 lipca 2004

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

Dwa wojskowe Jeepy i przyczepa załadowana po brzegi wjeżdżają na rynek warszawskiej Starówki. Nad nami łopocze proporzec 12 Pułku Ułanów Podolskich i flaga amerykańska. Straż miejska, czyhająca zazwyczaj na zuchwałków w celu wypisania kolejnego mandatu, przepadła bez śladu.

Jeepy, wyładowane ludźmi w mundurach polowych, wolno zataczają koło dookoła rynku.

Robi się jakby ciszej, grupa niemieckich turystów hałaśliwie degustująca piwo Okocim w przyrynkowej restauracji milknie. Wypatrujemy miejsca, gdzie możemy stanąć i zrobić pamiątkowe zdjęcie. Znaleźliśmy. W ciągu paru sekund jesteśmy oblepieni tłumem ciekawskich. Trzaskają migawki, co odważniejsi szybko ustawiają się koło nas żeby znajomi zrobili im zdjęcie. Jedyna okazja. Większość patrzy nas nas z szeroko otwartymi ustami z nieukrywaną miną niedowierzenia i pełnego zdziwienia. Pada komenda, ludzie w mundurach wskakują do aut, silniki startują, wyjeżdżamy. Wolno suniemy wąskimi uliczkami. Starsza pani podchodzi do nas i bez słowa wręcza czerwoną różę, ktoś podaje mi rękę, "to były Marszałek Sejmu", szepce mi kolega do ucha. Wyjeżdżamy na Plac Zamkowy, "Panowie, o sześćdziesiąt lat za późno!" słyszymy jeszcze za nami. Policjanci odwracają się do nas plecami, jakby nie chcieli nas widzieć. Wjeżdżamy na warszawskie ulice, które o tej popołudniowej porze zapchane są jak chicagowskie centrum. O dziwo, kierowcy ustępują nam miejsca, machają do nas, widzimy co i raz kciuk w górze.

Znamy to już ze Szczecina i Torunia, tak samo będzie w Łodzi, Kazimierzu i Lublinie…

Ci, którzy stanowili załogę Jeepów, zgodzą się, że wspomnień mamy na przynajmniej następną dekadę, chyba że…no właśnie, chyba że… Ale od początku.

Jesteśmy członkami Stowarzyszenia Historycznego Armii Polskiej, rekonstruujemy historię polskiego żołnierza, żołnierza 12 Pułku Ułanów Podolskich. Tym, dla których historia jest tym, czym dla mnie fizyka i matematyka była w szkole, wyjaśniam: polscy żołnierze należący do 2. Korpusu zostali wyposażeni i uzbrojeni przez brytyjczyków, którzy wciągnęli Korpus do słynnej 8 Armii Brytyjskiej. W ramach Korpusu, polski żołnierz tworzył pułki i dywizje. 12 Pułk, oczko w głowie gen. Andersa, był najbardziej elitarnym i bitnym pułkiem. To ich krew piły czerwone maki pod Monte Cassino, to przed nimi uciekła niemiecka doborowa jednostka spadochronowa broniąca klasztoru, która chciała ocalić swoich ludzi przed kolejnym zaciekłym atakiem podolaków. Pułk utworzony jeszcze przez Napoleona walczył o polską niepodlegość od 1809 roku. Żołnierze 12 Pułku wchodzą w skład polskich wojsk w Iraku.

Historia rekonstrukcji wojskowej ma przeszło 30 lat. W południowych stanach nie ma weekendu bez pokazowej potyczki lub dużej bitwy, w której udział bierze tysiące ludzi.

Największe inscenizacje Wojny Secesyjnej ściągają 20 tysięcy "żołnierzy" północy i południa. Są grupy odtwarzjące wojnę w Wietnamie i Korei, są Niemcy z I i II wojny światowej, są Amerykanie, Rosjanie, Brytyjczycy, są Włosi Mussoliniego i oddziały japońskie z okresu wojny na Pacyfiku. Są już i Polacy. Jest 12 Pułk, są spadochroniarze gen. Sosabowskiego, i pancerniacy gen. Maczka.

Co nami kieruje? Nikt z nas nie jest historykiem, ale każdy jest miłośnikiem militariów i historii wojskowości. Tylko część z nas kolekcjonuje militaria, ale wszyscy są zafascynowani możliwością "przeniesienia" się w czasie. Taką możliwość daje właśnie rekonstrukcja historyczna. Większość rekonstrukcji odbywa się na terenach jednostek wojskowych armii USA, dla której, nota bene, nie ma lepszej reklamy niż "reenactment". Kilkuset ludzi uzbrojonych i ubranych w mundury z drugiej wojny robi niesamowite wrażenie. Największa dbałość o detale, perfekcyjna znajomość historii odtwarzanej jednostki czyni każde takie spotkanie szalenie interesującym. Ludzie w wieku od 18 do grubo ponad 60 lat, najróżniejszych profesji, różnego wykształcenia i pochodzenia stają się dobrymi kumplami, z którymi nie raz przegadaliśmy całą noc. Właśnie, całą noc bo większość takich inscenizacji trwa 2 lub 3 dni. Nikt z nas nie wyjmie z plecaka puszki "7-up" czy batonika " Snickers" bo 60 lat temu takich luksusów nie było. Śpimy w orginalnych namiotach, jemy to, co jedli żołnierze 60 lat temu, używamy kompasów, lornetek i telefonów polowych, takich, jakich używano w czasie II wojny.

Jednym słowem jest to, jak to nazywają Amerykanie, "total immersion" czyli "totalne zanurzenie". Spędzenie dwóch dni w warunkach dla większości z nas co najmniej "prymitywnych" jest w pewnym sensie sprawdzeniem siebie, przeżyciem i świetną przygodą. Jedynym atrybutem XXI wieku jest telefon komórkowy, który schowany gdzieś wstydliwie na dnie plecaka czy głęboko w kieszeni jest "mostem" z rzeczywistością.

Działamy od paru lat na terenie Chicagoland, w tym roku uzyskaliśmy statut organizacji charytatywnej, która została zarejestrowana jako WWII Polish Army Historical Association. W krótkim czasie staliśmy się jedną z najbardziej liczących się organizacji tego typu w Illinois (a jest ich kilkaset). Bierzemy udział w licznych inscenizacjach batalistycznych (od Minnesoty po Oklahomę), akademiach szkolnych, organizujemy własne bankiety, inscenizacje i pokazy. Wszystko to przy stałym kontakcie i aprobacie polskich weteranów.

Nasza działalność jest znakomitą okazją do edukacji naszych amerykańskich przyjaciół, którzy w zdumiewającej większości są przynajmniej "na bakier" z historią II wojny światowej. Pearl Harbor, lądowanie w Normandii i zrzucenie bomby na Hiroshimę to historia II wojny w pigułce jaką się serwuje w szkołach podstawowych i gimnazjach. Kto z nich słyszał o Powstaniu Warszawskim "44, Tobruku, Narviku czy Monte Cassino? Kto w ogóle wie, że Polska jako pierwsza powiedziała Hitlerowi "NIE"?

W zeszłym roku zorganizowaliśmy inscenizację walk z Powstania Warszawskiego. Tego samego dnia w Chicago miał miejsce piknik "Taste of Polonia" i jako organizatorzy baliśmy się, że nikt nie przyjedzie do nas, tym bardziej, że miało się to odbyć na terenie obozu młodzieżowego PNA w Yorkville, 70 mil od miasta. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy od rana sznur samochodów zablokował lokalną dojazdową ulicę do obozu wypełniając parking bardzo szybko. Ponad 2000 ludzi było świadkami inscenizacji, z której przybyła z Polski ekipa TV zrobiła film pokazywany w Polsce parokrotnie w czasie Świąt Bożego Narodzenia. Godzina walk ulicznych o zmroku, w czasie której pirotechnik użył około 200 ładunków wybuchowych, pomoc świateł teatralnych i huraganowy ogień karabinów maszynowych wywarła kolosalne wrażenie wyciskając łzy u większości widzów.

Po zakończeniu inscenizacji większość ludzi została, żeby nam pogratulować i podziękować. "Wspaniała lekcja historii" to był najczęściej słyszany komplement.

Amerykanie nazywają takie przedstawienia "living history" i chyba takie określenie jest najtrafniejsze. Żaden tekst z podręcznika szkolnego nie będzie tak zapamiętany przez mlodszą część publiki jak pokaz "historii na żywo".

W tym roku, 11 września w tym samym miejscu, organizujemy po raz drugi inscenizacje walk powstańczych. Zaprosiliśmy weteranów, młodzież szkolna, media, przedstawicieli władz polonijnych i lokalnych. Chcemy żeby pamięć o postaniu trwała jak najdłużej. Na zawsze.

Warszawa, lata 60. "Ta ta ta ta ta!" krzyczy piskliwym głosem chłopak na warszawskim podwórku przeskakując przez klomb z kwiatami. Za nim biegnie więcej chłopców. Mają wszyscy na imię Janek. Wszyscy mają patyki w rękach. To karabiny. Jedyna dziewczyna z nimi to oczywiście Marusia. Chowają się za śmietnik, tratując po drodze krzaki, kwiatki i depcząc i tak zaniedbany trawnik. Dziecięca ręka skrobie na i tak upstrzonym napisami śmietniku: "min niet".

"Ja wam dam cholera "ta ta ta ta ta ta", słyszymy głos dozorczyni z okna! Za chwilę patyki ladują na ziemi a dowódca odprowadzany za ucho do domu ma chwilę na odpoczynek przed następnym atakiem.

Lowell. Rok 2002. Niemieckie hełmy pobłyskują złowieszczo. Rozwijamy się w tyralierę. Na zmianę skokami, pokonujemy dystans od dzielących nas Niemców.

Na przedpolu pojawia się niemiecki wóz pancerny, szkopy chcą przejąć inicjatywę. W ciągu paru sekund celny strzał amerykańskiego żołnierza z bazooki unieruchamia pojazd. Przypadamy do dymiącego pojazdu. Dokoła leżą "martwi" Niemcy. Ranni ponoszą ręce, czołgam się do najbliższego leżącego i odpinam kaburę. Wyjmuję piękne Parabellum, będę miał pamiątkę! Martwy Niemiec otwiera oczy i próbuje protestować: "cicho bo kula w łeb ty świnio" cytuję "Czterech Pancernych i Psa". Total Immersion.

Szczecin 2004. Stoimy wyprostowani jak struny na placu apelowym 12 Batalionu Rozpoznawczego Ułanów Podolskich. W rękach lśnią karabiny. Obok stoją nasze Jeepy, które przyjechaly w kontenerze z Chicago do Polski. Obok nas żołnierze, którzy właśnie wrócili z Iraku albo jeszcze pojadą zmienić kolegów. Z drugiej stro-ny Klub Kawaleryjski na koniach. Nie ma nic piękniejszego niż mundur kawalerzysty. Przed nami oficerowie Armii Polskiej. Jest i prawdziwy generał. Wszyscy dostajemy medale "Barwa i Broń" za "wkład w propagowanie tradycji, historii i barwy oręża polskiego na obczyźnie". Wzruszenie ściska nam gardło. Szkoda, że moja dawna dozorczyni tego nie widzi…

Reszta pobytu w Polsce to też same piękne wspomnienia, złożenie kwiatów na Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie i salutująca nam Kompania Honorowa Wojska Polskiego, spotkania w Łodzi, Szczecinie, w Klubach Garnizonowych, przyjęcie w Lublinie przez Burmistrza miasta i dowódcy garnizonu Lublin i wszędzie tak wielce przyjaźni nam ludzie. Przejechaliśmy przez prawie cały kraj, malutkie wsie i miasteczka, większe miasta i stolice. Wszędzie to samo: mijające uśmiechnięte twarze, machające ręce dzieci i starców, kwiaty i uściski dłoni. Myśle, że przywieźliśmy im trochę na-dziei, uśmiechu i dumy. Romantyczny ten nasz naród.

W przyszłym roku chcielibyśmy odwiedzić Anglię i miejsca, gdzie żyli i mieszkali polscy żołnierze. Załogi polskich bombowców, piloci mysliwców, mechanicy i obsługa naziemna. Część z nich jeszcze żyje, chcemy ich znaleźć, odwiedzić i podziękować. Tym razem nad Jeepami zawiesimy wielką biało-czerwoną. Romantyczny ten nasz naród.

Jeżeli chcesz się dowiedzieć czegoś więcej o naszej organizacji, odwiedź stronę: www.12pulkulanow.com.

Autor, Andrzej Lisowski jest członkiem organizacji WWII Polish Army Historical Association, skarbnikiem i zastępcą dowódcy II szwadronu. Prywatnie, pracownik naukowy, dyrektor technologii molekularnych przy szkole medycznej Uniwersytetu Northwestern w Chicago.

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor