Na Rosehill po raz pierwszy byłam dwa lata temu. Trafiłam tam przypadkowo, zaintrygowana fantazyjną bramą wejściową, wmurowaną w budowlę stylizowaną na gotycki zamek z wieżyczkami. Dalszą ciekawość rozbudziły udostępnione mi w dyrekcji cmentarza informacje i materiały. Na początku jednak zapytano mnie nieco nieufnie, czy to będzie artykuł...
o duchach. Szybko wyjaśniłam, że interesuje mnie przede wszystkim historia, sztuka sepulkralna, atmosfera. Owszem, uwielbiam opowieści o duchach, ale na cmentarzach bardziej poruszające i frapujące wydają mi się historie żywych osób, zapisane tam w wystawnych pomnikach i prostych stelach nagrobnych. Odczytujemy w nich ludzkie tragedie, dramaty, spełnione życiorysy. Ale pozwalają nam również lepiej poznać przeszłe czasy, dzieje miast, regionów czy nawet całych narodów. Dlatego też lubię zwiedzać stare chicagowskie nekropolie. Może nie są tak melancholijnie piękne jak wiele polskich cmentarzy, ale niektóre mają także swój nieodparty urok. Pisałam już na łamach "Monitora" o Graceland, teraz zachęcam do odwiedzenia innego zabytkowego cmentarza - Rosehill przy 5800 North Ravenswood Avenue.
Nekropolie chicagowskie
Cmentarz Rosehill
Rosehill jest największym i jednym z najstarszych wśród cmentarzy Chicago. Powstał w 1859 roku, kiedy właśnie zamykano dawny cmentarz komunalny położony nad samym brzegiem jeziora Michigan. Zgodnie z nowymi wymaganiami, znajdował się daleko, bo aż 7 mil na północ od opłotków miasta. Architekci zieleni zadbali, aby zachować naturalny charakter tego miejsca - wielkiego parku z rozmaitymi gatunkami drzew, głównie dębów i klonów, pofałdowanym terenem, małymi jeziorkami, w których pływają dzikie kaczki i gęsi. Pięć lat po otwarciu Rosehill została zbudowana wspomniana już brama wejściowa. Autorem tej architektonicznej fantazji (obecnie wpisanej do rejestru zabytków) był William Boyington, twórca słynnej Water Tower.
Nieopodal murów cmentarza biegną tory kolejowe linii Chicago & North Western Railway. W czasach, kiedy nikomu jeszcze nie śniło się, że samochody będą jeździć po alejkach cmentarza, a groby bliskich odwiedzało się znacznie częściej niż dziś, Rosehill miał własny przystanek na linii C&NW oraz stację zaprojektowaną w stylu harmonizującym z bramą Boyingtona. Istniały nawet specjalne pociągi pogrzebowe, trumny transportowano także w wagonach bagażowych regularnych pociągów. Kiedy połączenie kolejowe okazało się zbyteczne, stację zlikwidowano. Jedynym śladem dawnej działalności pozostała winda, służąca niegdyś do podnoszenia trumien.
Jedno z najlepszych miejsc na cmentarzu, zaraz na wprost głównej bramy, przypadło Charlesowi J. Hullowi (1820-1902), który "siedzi" tam na krześle na wysokim postumencie. Wykonany z brązu portret (w rozmiarach większych niż żywy model), dłuta Richarda Henry Parka, oddaje z detalami podobieństwo jednego z pierwszych przedsiębiorców budowlanych i filantropów w Chicago. Niewiele osób pewnie by już o nim pamiętało, gdyby nie to, że w jego miejskiej willi, sławnym Hull House przy ulicy Halsted, Jane Addams urządziła w 1889 roku pierwszy dom opieki społecznej dla bezdomnych i ubogich imigrantów.
Wkrótce po otwarciu cmentarza rozpoczęła się wojna domowa i na Rosehill zaczęto zwozić ciała zabitych żołnierzy Unii. Pochowano tu kilkunastu generałów i setki żołnierzy, których mogiły, często bezimienne, znaczą stele z prostą inskrypcją "U.S. Soldier". Rzędy takich białych tabliczek widnieją za pomnikiem generała Thomasa E. G. Ransoma, legendarnego bohatera tej wojny, zwanego "Phantom General". W symboliczny sposób pamięć poległych (wszak tylko Jankesów) uczczona została wysokim na 30 stóp pomnikiem dedykowanym "Naszym Bohaterom". Zainstalowane na postumencie plakiety z brązu ilustrują przedstawicieli czterech formacji wojskowych: kawalerii, piechoty, artylerii i marynarki. Autorem tego patriotycznego dzieła był rzeźbiarz Leonard Volk, który stworzył również inny rozpoznawalny pomnik tego cmentarza. Figura strażaka z trąbką w jednej ręce i wężem gaśniczym przewieszonym przez ramię drugiej na szczycie doryckiej kolumny upamiętnia męstwo 15 członków Ochotniczego Pogotowia Straży Pożarnej. Pomnik został ufundowany w 1864 roku, sześć lat po zastąpieniu przez władze miejskie ochotniczych formacji zawodową strażą pożarną.
Ostatnim dziełem Volka na Rosehill był autoportret stworzony na własną mogiłę. Rzeźba przedstawia nobliwego dżentelmena z laseczką i kapeluszem przy boku, odpoczywającego podczas wycieczki w plenerze. Leonard Wells Volk urodził się w Nowym Jorku, studiował sztukę w St. Louis, Nowym Jorku i Rzymie. Był jednym z pierwszych rzeźbiarzy, którzy rozpoczęli działalność w Chicago (założył tu swoje studio w 1857 roku). Największy rozgłos przyniosły mu wykonane w 1860 roku gipsowe odlewy twarzy i dłoni prezydenta Abrahama Lincolna, które obecnie znajdują się w Smithsonian Institution.
hhh
Szumią stare klony. Wiatr zdmuchuje liście z nagrobków, odsłaniając kolejne karty dziejów Chicago. Znaczą je nazwiska dobrze znanych - i wielu już zapomnianych - polityków, biznesmenów, filantropów.
Na Rosehill pochowano kilkunastu pierwszych włodarzy Chicago. Największą kwaterą i najwyższym pomnikiem (70 stóp) na chicagowskich cmentarzach szczyci się burmistrz "Long John" Wentworth (1815-1888), który liczył 6 stóp sześć cali wzrostu i ważył 300 funtów. Ponoć wyróżniał się nie tylko godną posturą, ale również zręcznością polityczną i przedsiębiorczością - to właśnie za jego kadencji doszło do utworzenia zawodowej straży pożarnej. Był bohaterem wielu anegdot, niektóre z nich ubarwiał, gdyż miał talent gawędziarski i lubił rozgłos. Powiadano na przykład, że spacerując chodnikami miasta ustawicznie zawadzał o nisko zawieszone szyldy. Kiedyś musiał mocniej walnąć głową, bo zarządził, żeby policja natychmiast usunęła wszystkie te przeszkody... Poszkodowani właściciele biznesów podnieśli larum, no i znowu było w mieście o czym mówić. Wentworth zadbał również o to, żeby intrygować nawet po śmierci, zamawiając ten gigantyczny granitowy pomnik za ponad 30 tysięcy dolarów. Życzył sobie ponoć nawet, by nie umieszczać na nim żadnej inskrypcji. Rodzina widocznie jednak zignorowała jego wolę, bo nazwisko jest mocno wyryte i do dziś widoczne.
Rzeźbione w kamieniu pomniki w kształcie drzewa czy obumarłego pnia można spotkać na wielu chicagowskich cmentarzach. Na Rosehill także znajdziemy liczne przykłady nagrobków w tym stylu. Jeden z nich jednak jest szczególnie oryginalny. W wykonanej z jednej części piaskowca kompozycji, zwraca uwagę miniaturowy wagon pocztowy wjeżdżający w wykuty w pniu drzewa tunel. Pomnik poświęcony jest George"owi S. Bangsowi (1877), asystentowi poczmistrza, który zaprojektował pierwszy ekspresowy wagon pocztowy. U.S. Railway Mail Service wprowadził inny chicagowianin - George B. Armstrong.
hhh
Inskrypcje na wielu nagrobkach przypominają o dokonaniach chicagowskich handlowców, producentów, wielkich filantropów, o których pamięć przetrwała w nazwach produktów, znanych sklepach czy ufundowanych dzięki ich wspaniałomyślności instytucjach kulturalnych. Na wieczne czasy wprowadzili się tu między innymi: Ignaz Schwinn (1860-1948), imigrant niemiecki, który dał światu świetne rowery; Otis Ward Hinckley (1861-1924) i George Schmitt (1866-1931), duet kojarzący się z popularną wodą do picia; Robert S. Scott - trzeci muszkieter w kompanii Carson i Pirie. Jest także Julius Rosenwald (1862-1932), jeden z twórców potęgi finansowej Sears, Roebuck & Co., któremu zawdzięczamy powstanie Muzeum Nauki i Techniki.
Podobnie jak na cmentarzu Graceland, tu również najbardziej wykwintne pomniki i kapliczki rodzinne wystawiono wokół niewielkiego, malowniczego jeziorka w głębi nekropolii. Jednym z najświetniejszych przykładów grobowców w stylu egipskim na chicagowskich cmentarzach jest kaplica Dariusa Millera, dawnego dyrektora chicagowskich kolei i miłośnika sztuki egipskiej. Natomiast do architekury Panteonu nawiązuje budowla upamiętniająca miejsce spoczynku założycieli Banku Harrisa. Prosta, wysoka iglica wznosi się ponad grobami Goodricha, magnata opon samochodowych. Świat wielkiej polityki reprezentuje Charles Gates Dawes (1865-1951), chicagowski prawnik i bankier, który został wiceprezydentem USA i laureatem Pokojowej Nagrody Nobla.
Niedaleko jeziora położona jest neoromanistyczna kaplica May Chapel. Ufundowała ją w 1889 roku wdowa po Horaciuszu Mayu, prominentnym handlarzu kawą i herbatą. W oryginalnie zdobionych wnętrzach tej budowli znajduje się m.in. komora, która niegdyś służyła do przechowywania zimą zwłok.
Najbardziej okazałą strukturą na cmentarzu są katakumby, zwane Community Mausoleum. Otwarte w 1914 roku były pierwszą pomyślaną na tak wielką skalę komunalną kryptą w Chicago. Zaprojektowana przez Sidneya Lovella budowla utrzymana jest w poważnym, neoklasycystycznym stylu. Od frontu zdobią ją cztery kolumny doryckie i fryz przedstawiający mitologiczne sceny pogrzebowe. Wewnątrz znajduje się wielopoziomowy labirynt z korytarzami, których marmurowe ściany do sufitu są wypełnione kryptami. Tajemnicze piękno i elegancję tego miejsca pokreślają liczne witraże, przez które przenika "mistyczne" światło. Ponad tuzin tych barwnych kompozycji szklanych to dzieła Luisa Comforta Tiffany"ego.
Splendor katakumb od początku przyciągał znaczących i zamożnych chicagowian. Tu pochowano Miltona Florsheima, producenta i właściciela sieci sklepów z butami, których marka do dziś cieszy się uznaniem. Spotkamy także tumby właścicieli sieci popularnych sklepów i pionierów sprzedaży wysyłkowej: Richarda Warrena Searsa (1863-1914) oraz jego rywala - Aarona Montgomery"ego Warda (1843-1913). Naprzeciwko głównego wejścia, za majestatyczną kolumnadą, znajduje się kaplica Johna Shedda. Pochodzący z New Hampshire, Shedd przybył do Chicago w 1850 roku, gdzie rozpoczął błyskotliwą karierę w sklepie Marshalla Fielda, dochodząc jako następca założyciela do funkcji prezydenta kompanii w 1906 roku. Choć już za życia cieszył się powodzeniem i poważaniem, nieśmiertelną sławę zapewniło mu ufundowanie (przeznaczył na ten cel kwotę 3 mln dolarów) "największego akwarium w świecie". Filantrop zmarł w 1926 roku, na cztery lata przed otwarciem Akwarium jego imienia nad brzegiem jeziora Michigan. Fascynacja Shedda życiem podwodnym widoczna jest nawet w ornamentyce jego krypty, wypełnionej niebieskawym światłem, przenikającym o zachodzie słońca przez witraż Tiffany"ego.
hhh
Spacerując po alejkach mijamy rzędy podobnych nagrobków, masywnych, prostych kapliczek, liczne przykłady wiktoriańskiej sztuki nagrobnej, pokryte zielonkawą patyną białe anioły, tajemnicze postaci mnichów, krzyże celtyckie, kamienie w kształcie ludzkich kości... Wiele, bardzo wiele malutkich nagrobków, mówiących o dziewiętnastowiecznej pladze śmiertelności wśród niemowląt, o strasznych epidemiach, nieuleczalnych chorobach, o rozmaitych wypadkach... Jest także grób ofiary jednej z najgłośniejszych zbrodni w Chicago. W 1924 roku 14-letni Bobby Franks został zamordowany przez sąsiadów, dwóch studentów Uniwersytetu Chicago - Nathana Leopolda i Richarda Loeba, którzy zafascynowani pismami Fryderyka Nietzschego chcieli popełnić zbrodnię doskonałą. Mordercy uniknęli kary śmierci, dzięki brawurowej obronie słynnego adwokata Clarence"a Darrowa podczas tak zwanego "procesu stulecia". Grób z wiadomych względów nie jest oznaczony w żadnym przewodniku i można natknąć się na niego tylko przypadkowo.
Jeden z najpiękniejszych pomników tego cmentarzu, uznany za dzieło sztuki sepulkralnej, to wykonana w białym marmurze rzeźba kobiety leżącej z malutką córeczką przy boku. Można podziwiać wdzięk i harmonię kompozycji, finezję i delikatność modelunku, a także kunszt rzemiosła, z dokładnie oddanymi detalami nie tylko rysów twarzy, ale również np. draperii sukien. Autorem pomnika był Chauncey Ives, którego wyraźna sygnatura jest do dziś widoczna z tyłu pracy. Nie wiemy, jaki dramat, jaka ludzka historia kryje się za tym poruszającym dziełem. Wiadomo tylko, że kobieta nazywała się Frances Pearce i zmarła w 1864 roku. Oryginalnie pomnik ten, zamówiony przez pogrążonego w żalu męża i ojca - Horaciusza Stone"a, umieszczony był na dwóch grobach na starym cmentarzu miejskim. Po przeniesieniu ciał na Rosehill, rzeźbę zabezpieczono szklaną gablotą. Szkło chroni również kamienny portret młodziutkiej Lulu Fellows, która zmarła w 1883 roku w wieku 16 lat. Ekspresję tej naturalistycznej kreacji - dziewczynka wydaje się jak żywa - podkreśla przejmujące epitafium: Many Hopes Lie Buried Here. Cóż, taka jest tajemnica śmierci.
Tekst i zdjęcia Danuta Peszyńska
(W artykule wykorzystano informacje zawarte m.in.w książkach, Graveyards of Chicago, Chicago"s Public Sculpture oraz w artykule Toma McGanna Chicago"s Rosehill Cemetry: Rooted in the Past, It Looks to the Future.)