Chicagowskie ciepłe dni należą ponownie do przeszłości. Nadeszła kolejna pora roku. Ta cokolwiek melancholijna, szaro - bura, złociście - purpurowa, pomarańczowa jesień, dla wielu będąca czasem szczególnej zadumy, wspomnień, nostalgii, dla innych okazuje się początkiem maratonu niekończącego się świętowania. Jako Europejka nie znoszę jesieni. Jest przedsmakiem długich i mroźnych zimowych wieczorów, jest dżdżysta i smutna, cmentarna. Jako świeżo upieczona Amerykanka, powoli zaczynam się przyzwyczajać do świątecznego sezonu i rozumieć logikę dwumiesięcznej zabawy i ucztowania, które właśnie rozpoczęło się wraz z Halloween. Przebrani w duchy i potwory, czarownice i zjawy, mężczyźni za kobiety, kobiety za zwierzęta, bardzo często kotki, bawią się do białego rana w iście dionizejskim nastroju, nie rzadko roztrzaskując okoliczne dynie, które w tym okresie przeżywają swoje piętnaście minut sławy i zahaczyć o nie można, jeżeli tylko okiem, dosłownie wszędzie.
Wchodzimy w okres kiedy natura uprzykrza nam naszą ziemska egzystencję, lecz my śmiejemy jej się w nos, bo choć nie dane będzie nam pieścić ciało promieniami słońca, nie troszczyć się o przyodziewek i gwizdać na grypę, wynagrodzimy to sobie długimi wieczorami w towarzystwie gruszek, śliwek, kukurydzy, etc., delektowaniem się tradycyjną kuchnią i bliskością rodziny i przyjaciół. Takie hedonistyczne podejście do życia jest mi bardzo ma rękę.
Listopad. Liście już na pewno opadły. Miesiąc długi i ponury. Święto Dziękczynienia idealnie go uatrakcyjnia. No bo proszę sobie wyobrazić tradycyjny dziękczynny obiad: uroczyście nakryty stół, płonące świeczki i wykwintna zastawa używana tylko na specjalne okazje, wokół stołu kochająca się rodzina, a w samym centrum indyk, wypełniony chlebowym farszem, obok przeróżne sosy, desery z dyni, słodkich ziemniaków i marshmellows i oczywiście żurawina.
Święto Dziękczynienia jest przede wszystkim celebracją obfitych zbiorów, będących zapowiedzią spokojnej zimy. Tradycja dziękowania za płody ziemi towarzyszy ludzkości od zarania dziejów. Grecy czcili Demeter, boginię ziemi, płodności i pór roku, która wiosną radośnie witała swą córkę Persefonę powracającą z zaświatów, gdzie ta spędzała 6 miesięcy u boku swego męża, a jesienią opłakiwała jej kolejne odejście. Mieszkańcy Hellady składali swej bogini w ofierze zebrane zboże i świeże pieczywo, owoce, mięso, w nadziei, że bogini Matka zapewni im pomyślność i obfitość płodów następnego roku.
W starożytnych Chinach dożynkowy festiwal Chung Ch"ui obchodzono piętnastego dnia, ósmego miesiąca, w czasie pełni księżyca. Dzień ten był uważany za urodziny Kiężyca. Rodziny zbierały się przy zastawionym stole, aby podziękować za dary natury, ucztując przy pieczonym prosiaku, zebranych owocach i warzywach oraz "księżycowych ciasteczkach", okrągłych i żółtych jak Księżyc. Na ciasteczku znajdował się rysunek królika, gdyż Chińczycy na tarczy ziemskiego satelity widzieli królika, w przeciwieństwie do kultury zachodniej wyobrażającej sobie twarz człowieka. Wierzono, że podczas trzydniowego ucztowania z Księżyca spadną kwiaty, a tym, którzy je zobaczą, będzie się w życiu dobrze wiodło.
Również w tradycji judaistycznej, co roku, na jesieni, od ponad 3000 lat, obchodzony jest Succot - celebracja zbiorów. Succot rozpoczyna się 15 dnia hebrajskiego miesiąca Tishri, 5 dni po Yom Kippur, najpoważniejszym święcie żydowskim. Słowo succot po hebrajsku znaczy szałas, a święto jest ustanowione ku pamięci tułaczki Izraelitów, pod przywództwem Mojżesza, w poszukiwaniu Ziemi Obiecanej. Dzisiaj w ciągu trwającego osiem dni święta, Żydzi budują małe szałasy i wieszają w nich jabłka, gruszki, winogrona, kukurydzę i inne warzywa. W drugą noc Succot rodziny spożywają swój posiłek w szałasie pod wieczornym niebem.
Cała ta antyczna tradycja występuje w każdej kulturze pod różnymi postaciami. Angielskie przysłowie, w mniej więcej dosłownym tłumaczeniu, mówi, że " kiedy w Rzymie czyń jak Rzymianie". Chcąc być wierną temu powiedzeniu, które w wielu przypadkach może stać się mottem życiowym, aczkolwiek należy wystrzegać się zawartej w nim oportunistycznej nuty, postanowiłam nie tylko objadać się ciastem z dyni i żurawiną, ale również poznać genezę tego listopadowego, jakby nie było, obżarstwa mieszkańców Ameryki Północnej.
Historia będzie o Pielgrzymach, którzy przypłyneli do tego kraju na pokładzie statku Mayflower. Jako członkowie sekty purytańskiej Angielskiego Kościoła Separatystycznego doznawali oni wielu nieprzyjemności w swoim kraju, dlatego postanowili uciec do tolerancyjnej religijnie Holandii, która, niestety, była dla nich zbyt tolerancyjna obyczajowo. Uważali, że Holendrzy żyją i postępują bezbożnie, i dlatego muszą znlaeźć lepsze miejsce na ziemi.
Pielgrzymi osiedlili się w Plymouth Rock w grudniu 1620 roku. Pierwsza zima była tragiczna w skutkach, z głodu wymarła połowa przybyłych, a druga część przetrwała jedynie dzięki pomocy Indian. Na szczęście jesień roku 1621 była bardzo urodzajna. Do tego stopnia, że ocaleli Pielgrzymi zrobili obfite zapasy na zimę i uczcili tę hojność natury trzydniową ucztą. Według podań nie objadali się oni jeszcze indykiem i ciastem z dyni, jednakże dzikie ptactwo znalazło drogę do pielgrzymskich żołądków. Menu przede wszystkim składało się z ryb, jagód, chociaż prawdopodobnie nie żurawiny, suszonych owoców, dziczyzny, dyń i kolb kukurydzy.
Przybliżając się trochę do czasów nam współczesnych warto wspomnieć, że w 1777 r. po raz pierwszy 13 stanów obchodziło Święto Dziękczynienia, również dla upamiętnienia zwycięstwa nad Brytyjczykami pod Saratogą, w której to bitwie wzięło udział wielu polskich oficerów, a książę Józef Poniatowski miał wątpliwą przyjemność zginąć. Była to jednak jednorazowa celebracja, gdyż Święto Dziękczynienia stało się konstytucyjnie świętem narodowym dopiero w roku 1863. Prezydent Abraham Lincoln uchwalił ostatni czwartek listopada narodowym Dniem Dziękczynienia.
Później każdy kolejny prezydent Stanów Zjednoczonych uchwalał Świeto Dziękczynienia, kilka razy zmieniano jego datę. Do czasu kiedy Franklin D. Roosevelt, chcąc wydłużyc czas zakupów świątecznych cofnął datę święta do trzeciego czwartku w listopadzie. Wzburzona opinia publiczna zmusiła prezydenta do przywrócenia oryginalnej daty święta, a w 1941 r. Kongres usankcjonował Święto Dziękczynienia jako legalne narodowe święto przypadające na czwarty czwartek listpada.
Tyle mówi historia, a jak jest dzisiaj? Dziś dla większości mieszkańców USA dzień ten to tradycyjny obiad z rodziną badź przyjaciółmi, lecz również mecz football"u w telewizji i inicjacja szału zakupów świątecznych. Moje pierwsze Thanksgiving obchodziłam z przyjaciółmi. Choć lubię narażać moje kubki smakowe na nowe doświadczenia, do owego wieczoru byłam nastawiona sceptycznie, spodziewając się, z niewiadomego powodu, wielu tłustych mięsnych dań. Och, jakiej rozkoszy doznało moje podniebienie, kiedy w przestworzach mojego przełyku znikały jedno po drugim słodkie ziemniaki, ciasto z dyni, tłuczone ziemniaki, kukurydza, i przepyszny indyk z odrobiną żurawinowej marmolady, chcę przez to powiedzieć, że choć faktem jest, że Purytanie przybyli do Ameryki z Anglii, potrawy te zdecydowanie przewyższają standardy stereotypowej kuchni angielskiej.
Kluczem do idealnego menu na Święto Dziękczynienia jest wybranie potraw, które reprezentują ideę dziękowania za dobry rok, za pomyślne zbiory, które dzielimy z bliskimi. Jedynym ograniczeniem w przygotowaniu dziękczynnego obiadu jest własna wyobraźnia i kreatywność.
A oto przepis, który być może przyda się w tegorocznej "zabawie w Pielgrzyma": klasyczny farsz do indyka.
Składniki:
1 średnia cebula, posiekana
3 laski selera, posiekane
1 łyżka stołowa masła
4 bułki razowe, pokrojone w kostkę
pół łyżeczki suszonej pietruszki
pół łyżeczki suszonej szałwi
pół łyżeczki suszonego tymianku
szklanka (250ml) wywaru z kurczaka lub z indyka
pół szklanki orzechów różnego rodzaju
1 tarta jabłkowa pokrojona w kostkę
Sposób przygotowania:
Na maśle udusić do miękości cebulę i seler, dodać zioła, zamieszać. W dużej misce wymieszać chleb i pozostale składniki z miksturą cebulową, zalać równomiernie wywarem .
Farsz można włożyć do indyka i piec razem z nim, lub piec w żaroodpornym naczyniu przez pół godziny.
Smacznego.