----- Reklama -----

WolfCDL. Zostań kierowcą ciężarówki

31 grudnia 2004

Udostępnij znajomym:

Pięć osób, które spotykamy w niebie

"W tej powieści Mitch Albom przenosi czytelników na nowy poziom poznania.

Można tu znaleźć echo klasyki - na przykład Odysei - a to plasuje książkę Alboma w najlepszym możliwym towarzystwie."

Frank McCourt, autor "Popiołu i żaru"

Frank McCourt, znakomity autor wstrząsającej biografii irlandzkiego chłopca, pełnej autobiograficznych odniesień, poszedł w swoim sądzie o książce Alboma "na całość" i dał jej najlepszą z możliwych ocen. Czy rzeczywiście można ją zestawiać z Odyseją?

To więcej niż ryzykowna teza, której nie da się w żaden sposób obronić, gdyż jedynym argumentem na jej korzyść jest fakt, że główny bohater "wędruje" w niebie, a to trochę za mało by interpretować jego działania w kategoriach dokonań bohatera Homera.

Przede wszystkim Odyseusz wędruje dziesięć lat po ziemi, a w zasadzie po morzach i jest w swej wędrówce "igraszką bogów", a szczególnie złośliwy wobec niego jest Posejdon. W zasadzie bogowie mszczą się na nim za to, że dzięki jego pomysłowi z koniem, zdobyto Troję - ich ulubione miasto. Nie może więc być mowy w jego historii o żadnym doskonaleniu duchowym, ani szukaniu sensu swego życia na ziemi. Odyseusz jest w stanie nie tylko przechytrzyć bogów, ale nawet z nimi współzawodniczyć, a jego los podporządkowany jest ich boskim kaprysom.

Historia opowiedziana w "W pięciu osobach, które spotykamy w niebie" jest zasadniczo różna od fascynujących, aczkolwiek mało prawdopodobnych, bo baśniowych kolei losu trojańskiego wodza.

Eddie, główny bohater powieści Alboma, ma osiemdziesiąt trzy lata, i gdy ginie przywalony wagonikiem karuzeli, nie może się pochwalić żadnymi bohaterskimi czynami, ani nadzwyczajnymi dokonaniami. Całe praktycznie swoje dorosłe życie przepracował bez żadnych szczególnych sensacji w wesołym miasteczku w zasadzie wbrew sobie. Nigdy nie chciał robić tego, co robił.

Dlaczego tak się działo i dlaczego tyle lat naprawiał karuzele, diabelski młyny, kolejki górskie i wiele innych atrakcji wesołego miasteczka i tego nie znosił?

Wszystkiego dowiemy się już po śmierci Eddiego, bo jego historia opowiedziana jest od końca, prawie tak samo jak historia Odyseusza, którego wcześniejsze przygody poznajemy prawie u kresu jego wędrówki w krainie Feaków. "Dziwne może się wydać takie rozpoczynanie opowiadania od końca, jednak tak naprawdę każde zakończenie jest zarazem początkiem. Tyle, że w danej chwili o tym nie wiemy". [s.7]

Takich "kwiatków" jak cytowany fragment mamy w tekście Alboma znacznie więcej. Ich "oryginalność i odkrywczość" pozostawia dużo do życzenia W tym akurat cytacie autor chyba trochę jednak przesadza, że możemy być zdziwieni tak niezwykłym chwytem literackim jak retrospekcja, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że już Homer na przełomie VIII i IX wieku zastosował tę technikę narracyjną w Odysei.

Cała książka Mitcha Alboma na wyraźnie dwutorowy układ narracyjny, zdecydowanie inny jednak od sposobu opowiadania w Odysei, gdzie cześć swoich przygód opowiada sam Odyseusz [pieśni IX - XII], a część narrator autorski, powiedzmy że sam Homer. W "Pięciu osobach, które spotykamy w niebie" nigdy nie mamy do czynienia z bezpośrednim przytaczaniem wydarzeń przez samego bohatera, zawsze robi to za niego ktoś inny ...

Tok głównej opowieści poznajemy z perspektywy "nieba", bo dzieje się już ona po śmierci Eddiego. Znajdujemy w niej historię głównego bohatera ukierunkowaną od śmierci ku dzieciństwu: wypadek, śmierć oraz spotkania z pięcioma osobami, które miały istotne znaczenie w jego życiu. Eddie spotyka w niebie także swego toksycznego, okrutnego ojca alkoholika, ale nie jest to osobne, policzone oddzielnie spotkanie, a jedynie element innego - z Ruby - od której imienia wzięło nazwę wesołe miasteczko, gdzie pracował . Jest to o tyle intrygujące i zagadkowe, że postać ojca jest kluczowa w zrozumieniu praktycznie całej drogi życiowej Eddiego (przynajmniej w kontekście psychoanalizy freudowskiej), oraz wszystkiego tego, co go na tej drodze spotkało, włączając w to śmierć. Nigdy jednak nie dochodzi do rozmowy między nimi, ojciec milczy wobec syna nawet w niebie, co powoduje, że scena wybaczania sobie win jest raczej mało wiarygodna. Jeśli do tego dodamy swoiście mądry, jakkolwiek niesłychanie banalny komentarz Ruby do całego zdarzenia, to można odnieść wrażenie, że gdzieś umyka nam sens całego zdarzenia:

"- Edwardzie - powiedziała łagodnie [Ruby]. Po raz pierwszy zwróciła się do niego po imieniu. - Naucz się ode mnie jednej rzeczy. Duszenie gniewu w sobie zatruwa... Zżera od środka. Wydaje się nam, że nienawiść jest bronią wymierzoną w osobę, która zrobiła nam krzywdę. Ale nienawiść jest jak bumerang. Krzywdę, jaką robimy innym, zadajemy samym sobie".

Historia wędrówki głównego bohatera w niebie przeplatana jest krótkimi rozdziałami pisanymi kursywą pod zawsze identycznym tytułem: "Dziś są Eddiego urodziny". Wszystkie one są opowiedziane z perspektywy tego, co zdarzyło się Eddiemu na "ziemi" w różnych dniach jego urodzin. Dziesięć tych sprawozdań z dziesięciu dni urodzinowych w czasie których wydarzyło się tak wiele, iż dopiero będąc w niebie mógł je do końca zrozumieć, pozwala nam spojrzeć na książkę Alboma. Nie tu bowiem "popularnej" moralistyki i mdławego dydaktyzmu, jest natomiast sporo poruszających opisów codzienności człowieka skazanego na życie w bolesnej bezbarwności z bagażem traumatycznych doświadczeń:

"Ma trzydzieści siedem lat. Na stole stygnie mu śniadanie.

Widzisz gdzieś sól? - zwraca się do Noela.

Noel, z ustami pełnymi kiełbasek, wychodzi z boksu, sięga do innego stolika i bierze solniczkę.

Masz - mówi niewyraźnie. - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin."

Różne, na pierwszy rzut oka nieistotne motywy i wątki dziesięciu urodzin Eddiego, odgrywają często zasadniczą rolę w kontekście jego "niebiańskich" wędrówek z pięcioma przewodnikami. Tak dzieje się w przypadku pierwszej napotkanej po śmierci osoby, czyli Niebieskiego Człowieka będącego przez wiele lat cyrkowym kuriozum. Łączy ich nie tylko udział w wypadku samochodowym, który powoduje śmierć cyrkowca, ale przede wszystkim destruktywne doświadczenia z toksycznymi, bezwzględnymi i okrutnymi ojcami, których zachowania i decyzje zaważyły na całym życiu obu bohaterów.

Dosyć niezwykłym elementem, w kontekście całej książki, są dwa, wyraźnie oddzielone od reszty tekstu bardzo krótkie rozdziały, oznaczone konkretnymi datami, tak jak się to robi w pamiętnikach: czwartek, 11 rano, piątek, 15.15 - tak, jak by to miało jakiekolwiek znaczenie w kontekście przygotowań, zabiegów i formalnych działań związanych z pochówkiem Eddiego, a tego oba fragmenty właśnie dotyczą. Swoją lapidarnością robią znaczne wrażenie, biorąc pod uwagę, że pozostałe części powieści odmiennie operują emocjami.

Powieść, a w zasadzie przypowieść Mitcha Alboma kończy się zdaniem:

"...wszyscy jesteśmy powiązani z innymi ludźmi, a ci inni ludzie powiązani są z jeszcze innymi, i [...] świat pełen jest ludzkich historii, ale wszystkie te historie stanowią jedno".

Tego typu stwierdzeń w tekście Alboma można znaleźć znacznie więcej.

Zbyszek Kruczalak

D & Z Dom Książki Muzyki i Kawy

773-282-4222, 773-282-4333

www.domksiazki.com

Wszystkie cytaty pochodzą z:

"Pięć osób, które spotykamy w niebie"

Mitch Albom, Świat Książki, 2004, s.198.

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor