Sylwetki: Lucyna de Barbaro
Życie z pasją
Lucyna de Barbaro od czterech lat pracuje w kompanii Lucent Technology, gdzie zajmuje się integracją programów komputerowych stosowanych w telekomunikacji. Z wykształcenia jest fizykiem. Fizykę cząstek elementarnych ukończyła na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, a po przyjeździe w 1985 roku do Stanów Zjednoczonych kontynuowała studia doktoranckie na Uniwersytecie Rochester w stanie Nowy Jork. Przez szereg lat pracowała w ekipie badawczej w słynnym laboratorium Fermilab w Batavii. W pewnym momencie zrezygnowała z kariery naukowej, by - jak powiada - mieć więcej czasu "na życie" i rozwijać swoje inne pasje. W Polsce wyrastała w czasach "Solidarności" i do dziś pozostając wierna przesłaniom tego ruchu, angażuje się w sprawy o zasięgu globalnym.
Wysoka, smukła blondynka o delikatnych rysach twarzy i żywym spojrzeniu. Dziewczęcy uśmiech, piękne długie dłonie, przepaska na włosach. W głosie swoboda i wdzięk, ale równocześnie stanowczość i zdecydowanie. Mówi językiem prostym, precyzyjnym, a zarazem obrazowym. Potrafi zafascynować słuchacza nawet wtedy, kiedy wprowadza w skomplikowane zagadnienia fizyki eksperymentalnej, czy wyraża poglądy, z którymi nie zawsze się zgadzamy.
Doktorantka w Rochester
Lucyna wcześnie nauczyła się godzić pasje i obowiązki. Była jeszcze studentką w Krakowie, kiedy wyszła za mąż, urodziła pierwsze dziecko. Mąż, także fizyk, już na czwartym roku otrzymał propozycję podjęcia studiów doktoranckich w Stanach Zjednoczonych. Oferta ta spadła jak z nieba, gdyż zawsze marzył o takiej możliwości. Tak więc któregoś dnia roku 1985 wszyscy troje znaleźli się na kampusie Uniwersytetu Rochester w stanie Nowy Jork. Lucyna niedługo później urodziła drugą córkę i przez rok zajmowała się wychowaniem dzieci i domem. Z jednego stypendium trudno jednak było się utrzymać, a na pracę w zawodzie na razie nie mogła liczyć.- Nie mając lepszego wyboru - mówi z przekorą - zapisałam się na studia doktoranckie. Po zdaniu licznych egzaminów, została skierowana do Fermilabu, gdzie wraz z kilkudziesięcioosobową grupą naukowców i studentów uczestniczyła w przeprowadzanym tam eksperymencie.
Eksperymenty w Fermilabie
Fermilab to dla każdego fizyka miejsce niemalże magiczne. Jest to największe i najnowocześniejsze w Stanach Zjednoczonych laboratorium fizyki wysokich energii, gdzie przeprowadza się badania dotyczące cząstek elementarnych.
Przy pomocy akceleratora - " przyspieszacza" protonów i antyprotonów - fizycy rozbijają na części najmniejsze znane struktury natury, szukając odpowiedzi na pytania: Co jest w środku? Jakie ma własności? Dlaczego wszechświat zbudowany jest z materii, skoro na początku materia i antymateria istniały w równych ilościach? Jakie siły i mechanizmy w nim działają? Dlaczego grawitacja różni się od innych sił? - Dla mnie to było fenomenalne doświadczenie, zarówno ze względu na charakter pracy, jak i na atmosferę panującą w naszej ekipie - wspomina pani Lucyna. - Trudno uwierzyć, ale fizycy sami tam niemalże wszystkim się zajmują, nawet takimi detalami jak podłączanie tysiąca kabli, a przy tym z wielkim oddaniem szukają odpowiedzi na nurtujące ich pytania.
W świecie kwarków i fotonów
Szereg eksperymentów w Fermilabie bada teorię, która nazywa się kwantową chromodynamiką. Teoria ta opisuje oddziaływanie kwarków, najbardziej podstawowych znanych nam cząstek w naturze (każdy neutron i każdy proton mają w sobie po trzy kwarki). W Krakowie pani Lucyna studiowała teoretyczną fizykę cząstek elementarnych, a w Fermilabie zajęła się eksperymentalną częścią tego samego działu. Eksperyment, do którego się przyłączyła, badał bardzo podstawowe zderzenie pomiędzy kwartkami, w trakcie którego może powstać foton (odrobina światła). - Nasz eksperyment właśnie na tym się skupiał - wyjaśnia. - Założenie było takie, że jeśli zrozumiemy i dokładnie zbadamy właściwości tego fotonu, to będziemy mieli wgląd w oddziaływania chromodynamiki kwantowej. Ale żeby najpierw doprowadzić do tej reakcji, a potem to "światełko" zobaczyć, trzeba zbudować bardzo wyspecjalizowane przyrządy pomiarowe. W przypadku fizyki wysokich energii, są to detektory cząstek tak duże, że potrzeba hali fabrycznej, żeby je pomieścić. Centralną częścią naszej aparatury był kalorymetr elektromagnetyczny, składający się z żelaznych płaszczyzn zanurzonych w ciekłym argonie. Osiem tysięcy kanałów elektrycznych wyłapywało zjonizowane atomy - ślady po przelatujących cząstkach, które sczytane i zanalizowane, udzielały informacji o ich rodzaju, energii i pędzie. Cały proces, począwszy od zderzenia kwarków, musi być opisany przy pomocy symulacji komputerowej. Tak więc oprócz prawdziwego eksperymentu, tworzyliśmy jakby drugi równoległy w komputerach. Ten drugi eksperyment pozwala zrozumieć i potwierdza słuszność założeń. Jeśli wyniki z tego wyimaginowanego eksperymentu zgadzają się z rzeczywistością, którą widzimy, to znaczy że teoria jest słuszna. Praca fizyka jest bardzo skomplikowana, ale równocześnie niezwykle frapująca, bo pozwala jakby kreować całą rzeczywistość tych eksperymentów.
Efektem badań Lucyny de Barbaro w Fermilabie była dysertacja doktorska na temat produkcji cząstki, zwanej omega mezon. Jest to jedna z nietrwałych czątek, która rozpada się na fotony ("i te fotony widzieliśmy w naszym detektorze"). Doktorat uzyskała w 1995 roku, dość długo więc nad nim pracowała, ale - jak twierdzi - to było doświadczenie jej życia.
Badania nad neutrinami
W następnym eksperymencie w Fermilabie wzięła udział jako postdoctoral fellow zatrudniona przez Uniwersytet Northwestern. Badania te dotyczyły innego rodzaju cząstek - neutrin, których tryliony przepływają każdego dnia przez ziemię, przez nasze ciało. Pracowała nad nimi przez pięć lat, i to niemalże dosłownie. - Przychodziłam do domu na kilka godzin - mieszkaliśmy wówczas w pobliżu Fermilabu - żeby ugotować obiad czy wyjść z dziećmi na spacer, i znowu szłam do laboratorium - opowiada. - Ja wychowywałam dzieci, ale pracowali ze mną również klasyczni naukowcy, którzy niemal całkowicie rezygnowali z życia osobistego. Ludzie ci popychają granicę tego, co człowiek jest w stanie zrobić.
Technologia i natura
Pracę w Fermilabie pani Lucyna wspomina jako fascynującą przygodę. - Tym bardziej, że samo miejsce także jest niezwykłe - dodaje. W pejzażu prawie wcale nie widać technologii. Ośrodek badawczy jest wielkości miasta Batavia, kilkakrotnie większy niż sam akcelator. Akcelator ma 3.6 mili obwodu, skąd wychodzą wiązki w kierunku różnych eksperymentów. To wszystko jest ukryte pod ziemią. Na zewnątrz widać tylko pagórki porośnięte trawą, rozmaitymi roślinami. Udało się tam zachować typowy dla tego regionu krajobraz prerii. Na terenie rezerwatu można spotkać unikalne w Illinois gatunki ptaków i zwierząt, np. hodowane są tam bizony. - Często chodziłam na spacery, uczyłam się rozpoznawać głosy, kształty i barwy przyrody - kontynuuje swą opowieść. - Ten aspekt obcowania z naturą był dla mnie niezwykle ważny.
Nauka to nie wszystko
Mimo perspektyw na dalszą świetną karierę naukową, dr de Barbaro zdecydowała, że kiedy skończy się kontrakt z Uniwersytetem Northwestern, to zrezygnuje z fizyki w ogóle. Doszła do wniosku, że nie chciałaby poświęcić całego życia dla nauki. Od czterech lat pracuje w kompanii Lucent Technology, gdzie zajmuje się integracją programów komputerowych używanych w telekomunikacji. Praca jest na szczęście dość skomplikowana, więc się nie nudzi. Dzieci w tym czasie poszły na studia. A pani Lucyna ma czas, żeby zająć się innymi ważnymi dla niej sprawami. Uważa, że trzeba angażować się w życie społeczne. - Na ile mogę, staram się dawać wyraz swym przekonaniom - wyznaje. - Jestem członkiem tego społeczeństwa i zależy mi na tym, żeby żyło nam się lepiej, godniej, sprawiedliwiej. Czynnie sprzeciwiam się wojnie w Iraku oraz wszelkim aktom niesprawiedliwości, także ekonomicznej. Byłam m.in. na inspirującym proteście w Fort Benning w Georgii. Dziesięć tysięcy osób protestowało tam przeciwko szkole wojskowej, w której żołnierze z Ameryki Południowej (obecnie przede wszystkim z Kolumbii, dawniej z Salwadoru czy Gwatemali) są trenowani przez Amerykanów, potem wracają do swoich krajów i wykorzystują te nowe umiejętności do kontrolowania i tłumienia społecznych bądź ekonomicznych aspiracji własnej ludności. Nagminnie stosowane są różne formy zastraszania, tortury i wyroki na osobach, które usiłują się temu sprzeciwić, m.in. na aktywistach, dziennikarzach i duchownych. My mamy głos, tamci ludzie tego głosu nie mają. Dla mnie to jest oczywiste, że należy stawać w obronie pokrzywdzonych i represjonowanych. Należałam do organizacji Amnesty International, zanim jeszcze wyjechałam z Polski.
Pod prąd konsumpcjonizmowi
Młodość Lucyny przypadła na czasy "Solidarności", z którym to ruchem zawsze mocno sympatyzowała. I do dziś - choć jej rozumienie systemów społecznych i politycznych znacznie poszerzyło się w Ameryce - pozostała wierna tym przesłaniom. Pracując w Fermilabie cały czas była otwarta na nowe idee. Bliskie są jej zwłaszcza te, które kwestionują amerykański konsumpcjonizm i poddawanie się popularnym trendom kulturowym. - Wszyscy mamy możliwość, żeby chociaż swoim stylem wydawania pieniędzy wpływać na politykę i ekonomię kraju. Myślę, że trzeba na przykład popierać biednego farmera, który produkuje kawę, dlatego wybieram produkt ze znaczkiem "Fair Trade", gwarantujący, iż farmer dostał godziwą część zapłaty. Bojkotuję kompanię Taco Bells, która to firma płaci robotnikom rolnym 25 dolarów za zebranie tony pomidorów, wyciskając z tych ludzi ostatnią kroplę potu (akcja bojkotu popierana jest przez szereg organizacji takich jak Pax Christi USA czy Oxfam International).
W trosce o środowisko
Długo mogłaby opowiadać również o swoich wysiłkach na rzecz ochrony środowiska naturalnego. Szczególnie na sercu leży jest sprawa ocieplania klimatu. Uważa bowiem, że jest to obecnie najpoważniejszy problem ekologiczny, głównie ze względu na globalny zasięg, jak też na naszą bezradność wobec zjawisk klimatycznych raz wpędzonych w ruch. - Możemy dopominać się u naszych prawodawców odpowiednich ustaw związanych z ochroną środowiska, i trzeba się o to starać - podkreśla. - Ale możemy też podejmować indywidualne wybory służące temu celowi, np. uszczelnić dom, nie marnować energii, wybrać wydajny samochód - nie SUV (warto np. dowiedzieć się, ile dwutlenku węgla wydalamy do atmosfery spalając każdy galon benzyny). Interesuję się nowymi technologiami i wiem, że można by zrobić ogromny postęp w dziedzinie ochrony środowiska i zmniejszyć nasze uzależnienie od ropy naftowej, gdybyśmy tylko wszyscy tego naprawdę chcieli.
Donkiszoteria czy determinacja
Pani Lucyna zdaje sobie sprawę, że taka postawa może niektórym osobom wydać się naiwna. Ktoś ją niedawno zapytał: Czy to nie jest walka z wiatrakami? - W pewnym sencie na pewno tak - odpowiada z uśmiechem. - Będąc jednak fizykiem, nauczyłam się wytrwałości, samozaparcia. Mam w sobie dużo determinacji. Robię to, co mogę w obrębie własnych wyborów. Na co dzień działa w swoim środowisku; w kościele w Naperville założyła wraz z innymi parafianami lokalną grupę Pax Christi. Twierdzi, że podbudowana jest tym, co odkryła w kościele katolickim, zwłaszcza nurtem pacyfistyczno-solidarnościowym, który ma bardzo radykalne podejście do wielu spraw. Organizują wspólnie wykłady, protesty, zbieranie podpisów. - Są to może niepozorne działania, małe kroczki - konstatuje Lucyna de Barbaro - ale żeby zmienić świat niekoniecznie trzeba rewolucji.
tekst Danuta Peszyńska
zdjęcia Ayres Freitas