----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

31 grudnia 2005

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

Gdy dzwonimy z telefonu komórkowego, nasza firma telefoniczna odnotowuje kiedy i do kogo dzwoniliśmy. Ta informacja wprowadzona jest do bazy danych i może być ujawniona na ogół akurat wtedy, kiedy wolelibyśmy o tej rozmowie zapomnieć.

Z prasy dowiadujemy się, że FBI jest w stanie odnaleźć treść poczty komputerowej, nawet wówczas, gdy zarówno odbiorca jak i nadawca byli święcie przekonani, że wymazali ją ze swoich komputerów. Banałem jest przypomnienie, że szef może przeczytać naszą korespondencję z firmowego adresu komputerowego.

Za każdym razem, gdy używamy karty kredytowej, gdzieś tam zostaje zapisane nie tylko, co kupiliśmy, ale dokładnie gdzie, kiedy i za ile. Jewel i Dominick"s oferują zniżki dla klientów używających kart preferowanego klienta. Gdy połakomimy się na upust, nawet gdy płacimy gotówką, w sklepowj bazie danych pozostaje informacja, ile kupiliśmy pietruszki, ile piwa i ile prezerwatyw.

Propagowany przez władze stanu Illinois I-PASS pozwala nam wygodnie przemykać przez bramki na autostradach, ale w kartotece jest odnotowane przez którą bramkę i kiedy przejechaliśmy. Kamery patrzą na nas ze wszystkich stron. Ostatnio, coraz więcej tych kamer jest podłączonych do internetu tak, że - przykładowo - nasz szef na wakacjach w Zakopanem może na bieżąco oglądać jak firma pracuje w Chicago.

Czasami aż trudno uwierzyć, czego to ludzie nie wymyślą. Na przykład, oprogramowanie do rozpoznawania twarzy. Zdjęcia twarzy przetwarza się na szereg liczb i składuje w bazie danych. Następnie, gdy kamera rejestruje twarz, to w ciągu ułamka sekundy jest w stanie rozpoznać, czyja to jest twarz. Teoretycznie, taka kamera z teleskopowym obiektywem może z oddali obserwować twarze widzów na stadionie i porównywać z bazą danych osób poszukiwanych przez policję.

Gdziekolwiek pójdziemy, cokolwiek zrobimy - zawsze jakieś nasze osobiste informacje gdzieś tam zostaną odnotowane. W założeniu, służy to naszemu dobru. Rachunek telefoniczny z minutowym wyszczególnieniem pozwala nam nie tylko sprawdzić jego dokładność, ale też dostarcza informacji dających nam szansę efektywniejszego korzystania z telefonu. Jeśli Jewel albo Dominick"s będą wiedzieć, że my regularnie kupujemy sok grejpfrutowy, to wyślą nam zawiadomienie o tym kiedy ten sok będzie na wyprzedaży.

Niepokojący jest jednak fakt jak wiele osobistych informacji o nas znajduje się w posiadaniu różnych osób i instytucji. Teoretycznie, tylko do wewnętrznego użytku. Tym niemniej, jeśli te informacje są już gdzieś tam zgromadzone, jest to tylko kwestia czasu, sprytu i wytrwałości, aby do nich dotrzeć. Przy użyciu internetu, można to zrobić nie wychodząc z domu. Wszyscy, którzy używają już internetu na co dzień, wiedzą jak jest to wygodne i korzystne. Ci, którzy jeszcze się nie podłączyli, niech jak najszybciej to zrobią; nie ma bowiem od tego odwrotu. Z drugiej strony jednak, aby korzystać z dobrodziejstw komputeryzacji, z internetem na czele, godzimy się na upublicznienie naszej prywatności. W jakiejś gazecie będzie wspomniane nasze nazwisko, umieścimy notkę na stronie internetowej dla miłośników kotów, że mamy rudego kota, czy też nasze dziecko weźmie udział w międzyszkolnych zawodach sportowych - a już następnego dnia będzie to można znaleźć na Google. W głosach komentatorów przeważa opinia, że internet odziera nas z prywatności, i że to nie jest dobrze.

Spójrzmy na to z perspektywy czasu. Około siedemdziesiąt lat temu, mała miejscowość pod Katowicami z przeludnionej wsi zamienia się w podmiejską dzielnicę robotniczą. Większość mężczyzn pracuje już w hutach i kopalniach; kobiety prowadzą szczątkowe gospodarstwa rolne - jedna krowa, świnka, parę kur. W jednym z takich gospodarstw, drobniutka kobietka codziennie wieczorem li-czy swoje kilkanaście kur. Pewnego dnia jednej kury brakuje. Gospodyni rozgląda się po okolicy, pyta sąsiadów - bez rezultatu. Jedna kura zginęła. W pewnym momencie coś ją tknęło. Tego dnia widziała w pobliżu jej domu sąsiada mającego opinię miejscowego złodziejaszka. Gdy coś komuś we wsi zginęło, on był pierwszy na liście podejrzanych, i na ogół słusznie. Nie zastanawiając się wiele, nasza gospodyni poszła wprost do domu tego sąsiada. Gdy tylko otworzyła drzwi, odurzona została zapachem gotującego się rosołu. "Ukradłeś mi kurę" - krzyknęła od progu. "Nie, kupiłem w sklepie" - bronił się oskarżony. "Sprawdziłam w sklepie, nie kupowałeś dzisiaj kury. Nikt też nie widział abyś dziś jechał do Katowic. To jest moja kura w tym garnku" - zaszarżowała gospodyni. Blefowała na całego, ale skutecznie. Był tylko jeden sklepik we wsi i wszyscy wiedzieli, lub mogli wiedzieć, jeśli tylko chcieli, kto, co i kiedy kupił. Było też dziennie zaledwie parę kursów autobusowych do Katowic, i nie umknęło oku sąsiadów, kto kiedy pojechał i kiedy wrócił. Przyciśnięty do muru złodziejaszek przyznał się, że w garnku wylądowała kura, która zaplątała się na jego podwórze. Następnego dnia rąbał drwa na podwórzu naszej gospodyni, odrabiając tak ową nieszczęsną kurę.

Wielu z nas słyszało podobne historie. Niektórzy z nas mają osobiste doświadczenia tego rodzaju. Coraz mniej jest małych społeczności gdzie nie ma tajemnic. Większość z nas żyje w dużych miastach. Często nie rozpoznajemy twarzy naszych wieloletnich sąsiadów. Jesteśmy anonimowi w sklepie, na ulicy, czy w windzie. Nie znamy dzieci naszych sąsiadów, a i nasze dzieci wiedzą, że są anonimowymi twarzami dla osób z sąsiedztwa. Nie wiemy, kto potrzebuje wsparcia, jak i nie wiemy kto może pomóc w potrzebie. Nie wiemy, komu warto pomóc w biedzie, a kto zasługuje tylko na wsparcie z litości. Od czasu do czasu z przerażeniem dowiadujemy się, że w naszym sąsiedztwie mieszka złodziej, zboczeniec czy terrorysta.

Często nie uzmysławiamy sobie, że w przeszłości większość naszych przodków żyła w małych osadach, jak ta pod Katowicami. Wszyscy wiedzieli, kto uczciwie pracuje, a kto się obija. Komu można pożyczyć pieniądze, a komu nie należy. Komu warto pomóc w nieszczęściu, i kto wart jest najwyżej jałmużny. Kto chodzi do kościoła co tydzień, kto czasami, kto nigdy. Kto bije żonę i kto całuje sąsiadkę. Jeden drugiemu patrzał przez ramię w sklepie. Wiadomo było, kto lubi sobie wypić. Wieś wiedziała, komu do rąk kleją się cudze rzeczy, i komu pięści łatwo składają się do bitki. Gdy żonaty chłop chciał zrobić skok w bok, wiadomo było gdzie pójść, jak i wszyscy wiedzieli, kto tam chodzi.

Historia zatoczyła koło. W pewnym stopniu, dzięki technice, wracamy do tego czego w przeszłości już doświadczyli nasi przodkowie - w szczególności - że nasi sąsiedzi mogą łatwo dowiedzieć się wiele o nas, jak i my możemy łatwo dowiedzieć się wiele o nich. Cóż więc tracimy, prywatność czy anonimowość?

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor