Stoisz na lotnisku, jeszcze w Polsce, nagle okazuje się, że masz nieważny bilet i że w tym momencie twoje szanse na lądowanie w Stanach za 8 godzin maleją ze 100% do zera. Trochę inaczej: już wchodzisz przez bramkę na tej ziemi obiecanej ustawioną, a tu groźny mundurowy zabiera paszport, wyrywa wizę i zamaszyście wskazuje palcem kierunek, z którego właśnie przybyłeś. Innym razem po prostu bezmyślnie spóźniasz się na samolot. Czy komuś te opisy wydają się znajome? Czy jest wśród nas choć jedna osoba, która nie doświadczyła syndromu "snu emigranta"? Czy takie sny przytrafiają się wszystkim, legalnym i nielegalnym, z długim i krótkim stażem emigracyjnym? Ba, czy upiorne sny męczą tylko Polaków, czy też Rumunów, Ukraińców, Argentyńczyków czy Francuzów?
Albo tak:
Lotnisko Okęcie w Warszawie, albo nie, nie Okęcie, powiedzmy Ławica w Poznaniu. Nowe, czyste, prawie puste. Dzień słoneczny, ale już chłodny. Początek października. Późny ranek. Na lotnisku sklepiki z gazetami i przewodnikami świecą lakierowanymi okładkami i pustką. Kilku obcokrajowców, Szwedzi, elegancko ubrani, szykują się do odprawy paszportowej.
Siostry wchodzą z bagażami do poczekalni.
Ewa: Wszystko masz, niczego nie zapomniałaś?
Ola: Tak, raczej tak, zresztą co za różnica, czego mogłam zapomnieć.
Ewa: No proszę cię sprawdź jeszcze paszport i bilet, to najważniejsze.
Ola: Mam, tutaj widzisz, przy sobie zaraz pod bluzą. Oj nie, poczekaj, nie ma!
Ewa: Nie żartuj, proszę!
Ola: Cholera, nie mam, musiałam zgubić, albo z domu nie wzięłam.
Ewa: Tylko bez paniki, tylko bez paniki. Jezus Maria została godzina do odlotu. Co my teraz zrobimy, No chyba nie polecisz co, no powiedz, zostaniesz może, może nie leć teraz. A bilet, co z biletem? Myślisz, że ci za niego zwrócą, powinni zwrócić, muszą oddać, przecież to 600$. Może zostawiłaś w łazience, albo jak na kawie byłyśmy. Jesteś strasznie roztargniona. Dlaczego nie uważasz...
Ola: Mam, znalazłam, był tu, w bocznej kieszeni. Uspokój się. Nie histeryzuj od razu.
Ewa: Uff, no to kamień z serca mi spadł.
Ola: Nie denerwuj się tak, przecież nie pierwszy raz lecę.
Ewa: No i ja się za każdym razem denerwuję.
Po krótkim milczeniu
Ewa: To co, będziesz już chyba szła?
Ola: Tak, trzymaj się.
Ewa: Uważaja na siebie. Pa
Obraz drugi.
Odprawa. Młoda celniczka, do złudzenia przypominająca Żurawicę z ostatniej kampanii reklamowej LOT-u, wysoka, szczupła, platynowa blondynka o lekko przydługim nosie, w dobrze skrojonym granatowym mundurze.
Celniczka: Witam na lotnisku Ławica. Dokąd się dziś wybieramy?
Ola: Chicago przez Monachium, czyli teraz do Monachium na to wychodzi.
Celniczka: Proszę położyć bagaż. Oto pani paszport. Życzę miłego lotu.
Ola: Dziękuję. Do widzenia.
Obraz trzeci.
W samolocie. Kilka minut przed startem, po komunikacie "proszę zapiąć pasy" nie wszyscy pasażerowie stosują się do wydanego polecenia.
Gdzieś w przednich rzędach widać wstającą postać w pomarańczowym turbanie na głowie. Wśród podróżujących powstaje lekkie poruszenie, teatralnym szeptem wymieniane są uwagi na temat ataków terrorystycznych, wszystkie jednak o ironicznym wydźwięku. Ola siedzi obok starszego Chorwata. Oboje śmieją się do rozpuku.
Dalsza podróż przebiega bez większych ekscesów, no może poza końcowymi atrakcjami żołądkowymi spowodowanymi chorobą morską.
Samolot linii Lufthansa ląduje na lotnisku O"Hare, drugim co do wielkości porcie lotniczym w Stanach Zjednoczonych Ameryki.
Zmęczona po podróży Ola idzie długim korytarzem w kierunku kontroli celnej. Ustawia się w kolejce do rozmowy z celnikiem. Po umiarkowanie długim oczekiwaniu podchodzi do urzędnika.
Celnik jest młodym brunetem, o dziwnie znajomych rysach twarzy. Zaczyna rozmowę po angielsku.
Celnik: Jaki jest cel pani podróży do USA?
Ola: Turystyczny.
Celnik (łamaną polszczyzną): O pani z Polska! Ja jestem Polak! Ja się tu urodziłem, ale mój mama jest z Polska. No to ja życzę dobry pobyt w United States.
Ola: Dziękuję bardzo. Gratuluję świetnej znajomości języka. Do widzenia.
Dziewczyna zbiera swoje dokumenty, nawet nie próbuje przypomnieć celnikowi, że zapomniał pobrać od niej odciski palców. Zadowolona zmierza w kierunku karuzeli bagażowej. Kolejny obraz. Karuzela bagażowa.
Pasażer I: Gdzie się pani pcha. Tu jest kolejka. Każdy chce wyjść jak najszybciej, a nie że sobie taka przyjdzie, wpieprzy się przed wszystkich, bez kolejki. My tu wszyscy na bagaż czekamy.
Pasażerka II: Tak, myśli to to, że wszystko może. Paniusia się ustawi. Karuzela w kółko jeździ. Walizeczka nie zginie, może tylko jej się trochę mdło zrobi. (śmiech obojga)
Ola: Dobrze, dobrze, bez nerwów, państwa walizeczka też może się trochę pokręcić. Spokojnie, przecież najważniejsze, że szczęśliwie wylądowaliśmy, prawda?
Pasażerka II: Ano prawda, prawda.
Pasażer I (burczy pod nosem): Mądrala się znalazła.
Ola bierze bagaż, kładzie na wózek i udaje się w stronę rozsuwanych drzwi, w kierunku hali przylotów, nie pomna wcześniejszych uwag rodaków. Dziesięciogodzinna podróż już za nią. Minęła po raz kolejny bez zbędnych komplikacji. Teraz tylko gorący prysznic i dobra kolacja.
Tak rozmyślając dziewczyna przechodzi przez automatycznie otwierane drzwi i staje jak wryta. Przed nią widać małe, puste sklepiki z prasą, reklamy Telekomunikacji Polskiej, niewielką poczekalnię z nowoczesnymi ławkami. Wycieczka duńskich emerytów szykuje się do odprawy bagażowej.
Z głośników słychać powtarzający się, monotonny głos: witamy na lotnisku Ławica, wilkomen bei Ławica, łelkam tu Ławica.....