Carlos Saura w Chicago
Flamenco zawsze było moją wielką pasją.
Ale nie potrafię powiedzieć dlaczego.
Jest coś magicznego w tańcach, w muzyce,
w rytmie, coś czego do końca nie rozumiem."
Magię tańca i muzyki flamenco, którą niedawno wnieśli do Chicago hiszpańscy artyści, teraz - w inny sposób - przywołują obrazy Carlosa Saury. Zorganizowaną w związku z Festiwalem Sztuki Flamenco 2006 wystawę fotografii wybitnego reżysera i fotografa prezentuje właśnie Muzeum Sztuki Uniwersytetu Loyola LUMA.
Carlos Saura, znany ze swej admiracji dla tej sztuki, uwiecznił ją w swych słynnych dziełach filmowych. Świat flamenco utrwalał również w fotografii, którą profesjonalnie zajmował się od wczesnej młodości. Wybrane ze zbiorów reżysera czarno-białe fotografie powstały w latach 1950-2000, znaczna ich część podczas realizacji jego filmów, zwłaszcza "Krwawych godów", "Flamenco", baletowej wersji "Carmen" i dokumentu Sevillanas".
Fotografie Saury - podobnie jak filmy - pozwalają spojrzeć na sztukę, która zrodziła się pod koniec XV wieku w Andaluzji jako wyraz bólu i rozpaczy, oczami zafascynowanego nią artysty. Za pomocą prostych środków odkrywają jej dramatyczną siłę, żywiołowość, smutek, elegancję, tajemnicze piękno. Harmonię wyciągniętych do nieba rąk i dotykających mocno ziemi stóp. Wirujące w ciemności białe spódnice tancerek i pełne ekspresji twarze.
Fotografa mniej interesuje folklorystyczna czy rodzajowa strona tego zjawiska. Próbuje raczej wydobyć jego niepowtarzalne, tajemnicze piękno. Pokazuje tancerki, pieśniarzy i muzyków, przedstawicieli trzech pokoleń. Dzieci, młodziutkie cygańskie piękności z płomiennymi czarnymi oczami i tancerki o pooranych zmarszczkami twarzach. Można zobaczyć wyrzeźbiony ptasi profil Rafaela Romero, klasycznego Cygana i patrzącego wprost do kamery legendarnego Enrique Morente. Całe rody artystów - Matilde Coral z rodziną, Farruco w otoczeniu swych potomków. Saura obserwuje ich na festiwalach i podczas realizacji swoich filmów. Częściej jednak widzimy artystów w salach ćwiczeń, w garderobach, w przerwach między występami. Gdzieś grupa tancerzy oczekuje na wyjście na plan filmu "Flamenco". Samotnie siedzi zamyślona Laura del Sol, nie zwracając uwagi na fotografującego ją reżysera, który w lustrze utrwalił również swe odbicie.
Wśród wystawionych 95 fotografii są portrety wielkich artystów flamenco, wielu bliskich przyjaciół fotografa. W kilku ujęciach pojawia się rozpoznawalna twarz i sylwetka genialnego tancerza i choreografa Antonio Gadesa. Jest także pełna wdzięku i elegancji jego znakomita partnerka Cristina Hoyos. Razem widzimy ich na próbach do "Krwawych godów" w surowych wnętrzach pokoju z dużymi oknami. Uchwycone w jednej scenie ciała tancerzy tworzą bryłę rzeźbiarską o niezwykle sugestywnych kształtach. Intryguje egzotyczna uroda , czarne oczy i ciemna cera znanej z "Flamenco" Manueli Carrasco, która miała taką energię i temperament - czytamy w podpisie zdjęcia wspomnienia autora , że "kiedy tańczyła, ziemia trzęsła się pod nogami". Wyróżniający się jasnym spojrzeniem i takim samym kolorem włosów wirtuoz gitary klasycznej - rewelacyjny Paco de Lucia, jedyny "payo", który gra flamenco jak rodowity Cygan.
fff
Fotografią Saura zajmował się na długo zanim zrealizował swój pierwszy film. Przygoda ta zaczęła się jeszcze w dzieciństwie, wspominał reżyser podczas konferencji prasowej w Instytucie Cervantesa w Chicago. - "Miałem dziewięć lat, kiedy pożyczonym od ojca aparatem, w ukryciu, zrobiłem zdjęcie dziewczynki, która bardzo mi się podobała. Chciałem utrwalić jej podobiznę, aby mieć ją blisko siebie. Pisałem do niej potem listy miłosne, ale nie odpowiadała". Cóż, kobiety zawsze go fascynowały - "Choć może już nie teraz. Nie w tym wieku" - z uśmiechem wyznał 74-letni reżyser.
Niesamowicie uroczy, pełen fantazji, humoru, radości życia i dystansu do swoich osiągnięć, Saura opowiadał o wielkich miłościach - o flamenco, fotografii i filmie. Choć mówił po hiszpańsku, to nieraz zbyteczne wydawało się tłumaczenie jego słów na angielski, bo ta "pasja" emanowała z jego twarzy, gestów, melodii głosu.
Już jako kilkunastoletni chłopak wykonywał profesjonalne zdjęcia, które wystawiał w Madrycie i Cuenca. Jego zainteresowanie sztuką flamenco rozpoczęło się, w latach 50., kiedy zaczął jeździć jako fotoreporter na festiwale flamenco, zwłaszcza do Granady.- "Tam zrozumiałem, jak trudny jest to taniec i ile wymaga wysiłku, dyscypliny, poświęcenia" - wyjaśniał. - "Tam także odkryłem, że tajemnica flamenco tkwi w zespoleniu harmonii ruchów ciała z rytmem muzyki. Prawda to oczywista, ale dla mnie wtedy była olśnieniem. Później starałem się tę tajemnicę zgłębiać w swoich filmach muzycznych". Na festiwalach poznał wielu legendarnych już dziś tancerzy i muzyków. Godzinami obserwował ich podczas prób i przedstawień. - "Od początku interesowały mnie bardziej próby niż końcowy efekt. Jest coś magicznego w tej powtarzalności ruchów, w sposobie, w jaki tancerze dążą do perfekcji".
Część z tych fotografii reżyser wykonał podczas realizacji swoich filmów muzycznych, niektóre prostym aparatem cyfrowym. Potem zachował je dla siebie, nie przypuszczając, że ktoś może się nimi zainteresować. "Kiedy więc zwrócono się do mnie z propozycją, żeby te zdjęcia wydać w albumie" - kontynuował swą opowieść - "wcale nie byłem pewny, czy powinienem się zgodzić. Ale powstała z tego piękna książka. To oczywiście nie moja zasługa, tylko wydawcy. Ja w fotografii zawsze byłem amatorem. W filmie zresztą również."
Wspominając swoją pracę w czasach dyktatury Franco, Saura powiedział: "Mój brat artysta malarz wyjechał do Francji i tam się osiedlił. Mnie też namawiano, żebym poszedł w jego ślady. Ale co ja bym tam robił? Wszystkie moje tematy były w Hiszpanii" - mówił twórca "Mrożonego peppermintu", Kuzynki Angeliki", "Nakarmić kruki", Elizo, moja miłość". "Czasy były trudne, ale jak w każdym reżimie przychodziły momenty odwilży i ja starałem się je wykorzystać - robiłem wtedy swoje filmy".
W kwietniu reżyser rozpoczyna pracę nad swoim nowym obrazem "Io, Don Giovanni", którego tematem jest życie Lorenzo da Ponte, librecisty opery Mozarta.
fff
Bardziej kameralne rozmowy były kontynuowane w otoczeniu wiszących na ścianach fotografii, podczas wernisażu w LUMA. Carlos Saura podpisywał swój album, nie stroniąc od pogawędek (oczywiście po hiszpańsku) z zebranymi. My także podeszliśmy, żeby przede wszystkim podziękować mu za dzieła filmowe, których artyzm i problematyka były nam zawsze tak bliskie. Nie wiem, czy nas zrozumiał, ale kiedy padło słowo "Poland" uśmiechnął się szeroko.
tekst i zdjęcia Danuta Peszyńska