----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

09 marca 2006

Udostępnij znajomym:

Kiedy w teatrze na dużym ekranie pojawia się "transmisja" z ceremonii rozdania Oscarów, to trudno o bardziej aktualne odniesienie. Tego Oscara przyznano za film "dokumentalny" "Dzieci Moskwy", w którym przebrany za prostytutkę chłopak, opowiada nieprawdopodobne historie ze swego życia, wyciskając łzy z oczu Amerykanów. Ten chłopak to tytułowa postać "Czwartej siostry", sztuki Janusza Głowackiego, której chicagowska premiera odbyła się właśnie w Trap Door Theatre.

Napisana w 2000 roku na zamówienie Teatru Polskiego we Wrocławiu sztuka wystawiana była z powodzeniem na deskach wielu teatrów świata, odniosła sukces na off-Brodwayu i wygrała Międzynarodowy Festiwal w Dubrowniku. Akcja dzieje się w Moskwie, Hollywood i Nowym Jorku, ale równie dobrze mogłaby się rozgrywać w Warszawie i Chicago. To kapitalna, groteskowa wizja współczesnego świata. Mówi o pomieszaniu wartości, magii mediów, o wszechwładzy pieniądza, który - jak pisze autor - "stał się piątym żywiołem".

Aluzja do słynnego dramatu Antoniego Czechowa sama się nasuwa. Oczywiście ironiczne to odwołanie. Trzy siostry: Wiera, Katia i Tania mieszkają w Rosji i czują się tak - mówi jedna z nich - jak chłopak w obrazie Chagalla, który bez jednego buta i skarpetki, wisi do góry nogami. Marzą o miłości i lepszym życiu - o strojach od Versace i Armaniego, o luksusowych samochodach i telewizorach. Ich największym pragnieniem jest jednak wyjazd do Ameryki. Dlatego Tania sprzedaje swoją suknię ślubną i za te pieniądze wysyłają powtórnie Stiopę, gdyż on jedyny ma wizę, w przebraniu dziewczyny do Nowego Jorku. Kiedy ten jednak wraca po paru dniach, Tania w rozpaczy chce go zabić. Przedziwnym zbiegiem okoliczności Stiopa przywozi ze sobą walizkę pełną pieniędzy. W tym samym momencie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wracają - jeden z bukietem kwiatów, drugi ze złotą statuetką - niewierni kochankowie dwóch sióstr. Nie będzie jednak happy endu. Wracają nie dla nich - tylko dla walizki. Na jej widok nawet kaleki weteran z Afganistanu, co na harmoszce gra rzewne melodie, podnosi się i staje na własnych nogach. Ale za chwilę i tak wszyscy - oprócz Babuszki - zginą z rąk niemowlaka, którego ojciec pięknie nazwał Nadzieją. Tak naprawdę okazuje się, że jest to tylko prezentacja kolejnej reklamy - tym razem kamizelek kuloodpornych. Prawda miesza się z fikcją, tragizm z farsą, chłopiec z dziewczyną, "Zbrodnia i kara" z "Pretty Woman".

W Rosji jest strasznie i beznadziejnie, ale już nie ma nawet dokąd uciec. "W Ameryce taki sam burdel jak i u nas" - mówi Wiera. Ta sama bohaterka w innym momencie stwierdza filozoficznie: "Może kiedyś było na świecie okrutniej, ale głupiej pewnie nie". To gorzka sztuka, choć co chwilę się śmiejemy. Znany z wystawień sztuk niekonwencjonalnych i prowokacyjnych, Trap Door Theatre stworzył żywe i barwne przedstawienie, które oddziałuje głównie na emocje, ale również skłania do zadumy.

- "Śmieje się, że w tym spektaklu jest wszystko, jak w starym dobrym amerykańskim filmie - szybka akcja, gangsterzy, miłość, muzyka, liryzm, tragizm i groteska" - powiedziała po premierze Beata Pilch, współreżyser spektaklu. Rozmawiałyśmy o pracy nad realizacją przedstawienia i - przede wszystkim - o tym, czym może ona zaintrygować amerykańskich widzów.

- Akcja "Czwartej siostry" rozgrywa się w Rosji, ale problemy, które sztuka porusza, dotykają nas wszystkich - wyjaśnia Beata. - "Można odnaleźć w niej nasze własne obsesje, fobie, lęki, marzenia. Reżyserując tę sztukę w teatrze amerykańskim, starałam się wyakcentować szczególnie kwestie, które - moim zdaniem - są ważne dla tej widowni.

Kiedy siostry przebierają Stiopę za dziewczynę i wysyłają go do Ameryki, to jest to oczywiście śmieszna maskarada, ale to także niesamowicie przejmujący moment. Od sukcesu tego przedsięwzięcia zależy przyszłość sióstr. Amerykanom trudno jest zrozumieć tę desperację, bo oni mogą wszędzie łatwo wyjeżdżać. Nieraz im opowiadałam, jak to mój kuzyn, który nie mógł dostać wizy amerykańskiej, przyjechał do Kanady, a stamtąd przez granicę przewieziono go w ... trumnie. Historia jak z filmu. Myślę, że siostry przebierając tego chłopaka są w podobnej desperacji.

Amerykanie pewnych niuansów nie wyczuwają, bo te sytuacje są im obce.

- Doświadczyłam tego niejednokrotnie na próbach. Jest na przykład taka scena. Stiopa wraca z Ameryki i Tania pyta się, co tam widział. On na to mówi, że "oni tam chodzą po domu w butach i nie prasują prześcieradeł". Żaden z moich aktorów amerykańskich nie mógł zrozumieć, dlaczego to jest śmieszne. Dla nich to jest normalne, bo nikt nie ma czasu, żeby prasować prześcieradła czy chociażby zdejmować buty i zakładać kapcie. Albo scena z walizką. Wszyscy panowie wracają niby to do swoich kochanic porzuconych, ale tak naprawdę - do walizki. To oczywiście czytelna metafora. Ale sama sytuacja bardzo prawdziwa. Sama pamiętam, kiedy z mamą jeździłyśmy do Polski i zawoziłyśmy walizy pełne czekolad, ubrań, butów. Wszyscy się cieszyli, ale często nie dlatego że przyjechała ciocia czy kuzynka, tylko że przyjechała Ameryka, walizka pełna rozmaitych dobroci.

Świetny finał spektaklu - wszystko zamienia się w show reklamowy.

To nie jest tylko fikcja czy efekt teatralny. Obawiam się, że my wszyscy wkrótce będziemy chcieli nosić takie kamizelki kuloodporne. Skoro ludzie wierzą, że jak zalepią sobie drzwi i okna taśmą plastikową, to uratuje ich to przed bronią chemiczną czy biologiczną, to może uwierzą również w kamizelki. Myślę, że ta reklama może być wkrótce wykorzystana w naszej telewizji.

Danuta Peszyńska

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor