----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

09 maja 2006

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

Jako dziecko wychowane w małym mieście, w latach PRL-u, nie miałam wielu okazji aby doświadczyć zakupowego szaleństwa. Bardzo dobrze pamiętam otwarcie nowego centrum handlowego na miarę czasów. Kilka sklepów zbudowanych, choć nigdy nie ukończonych, nieopodal przepływającej rzeki Obry, nosiło dumną nazwę Kaczego Dołka. To kacze dobrodziejstwo połowy lat osiemdziesiątych było mekką prywaciarzy, inaczej zwanych też badylarzami. Właśnie w Kaczym Dołku znajdował się warzywniak, w którym po raz pierwszy zobaczyłam banany i cytrusy, była modystka z wieszakami pełnymi bluzek z poduszkami w ramionach, i był komis. Komis był dla mnie tajemnicą. Po prostu właśnie ta forma handlu nie bardzo przemawiała do 10-letniej dziewczynki, jakkolwiek widoczne za okratowaną szybą komputery commodore 64 okazały się w niedługim czasie obiektem sporego pożądania.

Poźniej w latach młodości durnej i chmurnej na zakupy to się głównie do monopolowego chodziło, jednak przecież nie tylko błyskotliwym umysłem ale i wyglądem należało się w towarzystwie wyróżniać. Rozpoczęła się trwająca do tej pory misja poszukiwania oryginalnych fatałaszków.

Tekstylia pret-a-porter można nabywać w salonach mody, sklepach, galeriach handlowych, supermarketach, można samemu szyć jeśli komuś talentu i odwagi wystarczy, można pójść do lumpeksu. Właśnie lumpeksy, szmateksy, thrift story, jak zwał tak zwał, dzięki odpowiedniej selekcji towaru ewoluowały w bardziej wysublimowaną formę handlu. Sklepy z odzieżą vintage, bądź swoiste komisy, nazywane tutaj "consignment store".

Jak wygląda proces nabywania dóbr materialnych powszechnie wiadomo. Wchodzimy do sklepu takiego czy innego, szukamy, szperamy, znajdujemy, następuje podjęcie decyzji, kolejka do kasy, zapłata przy użyciu pięniądza w walucie danego kraju i czysta satysfakcja, błogie uczucie spełnienia. Sprawy mają się cokolwiek inaczej w miejscach o których za chwilę przeczytasz, drogi czytelniku, chociaż błogie spełnienie i wynalazek Fenicjan też są ich udziałem. Jest ich kilka, przynajmniej tych o których mnie wiadomo. Są formą wyżej z nostalgią wspominanych komisów. Handel w nich polega na kupnie, sprzedaży i wymianie.

Lenny & Me

Przy 1463 N Milwaukee Ave. to butik jakich wiele w Wicker Park. Już z zewnątrz widać, że można się w nim oryginalnie przyodziać, a do tego w miarę tanio, bo z drugiej ręki. Żaden znak nie informuje, że tutaj można nie tylko kupić ale i sprzedać modne, choć już nie lubiane przez nas rzeczy. Pewnego słonecznego dnia, jakiś spory kawałek czasu temu, wertowałam sukienki równo i według koloru uwieszone na wieszakach, kiedy to metka jednej z nich zabłysła znajomą nazwą w języku ojczystym. Nie omieszkałam zapytać sprzedawcy skąd się tutaj wzięła polska sukienka. To właśnie wtedy rozpoczęła się i moja przygoda z komisem. Miły subiekt wtajemniczył mnie w zasady działania consignment store i następnym razem odwiedziłam go z naręczem własnych łaszków, których już nie chciałam nosić, a wyrzucić było mi szkoda.

Oto zasady. Ubrania muszą być w dobrym stanie, prawie jak nowe. Powinny być czyste i wyprasowane. Muszą odpowiadać danej porze roku, więc wiadomo, że jeśli consignor, czyli w tym przypadku ja przyniosę kapelusz słomkowy zimą a kożuszek latem to nikt tego nie kupi, a tym samym sklep tego nie przyjmie. Sklep przede wszystkim oczekuje ubrań markowych, a najbardziej porządane nazwy to Banana Republic, Marc Jacobs, Kenneth Cole, DKNY, Bebe, Polo, Armani, Coach, Louis Vuitton, żeby tylko wymienić kilka dla zobrazowania oczekiwań.

I teraz najważniejsze. Co ja z tego mam. Ubrania, po uprzedniej selekcji i akceptacji, przyjmowane są w komis na okres trzech miesięcy. Po tym czasie zysk ze sprzedaży dzielony jest po połowie pomiędzy sklep a dostawcę, a to co się nie sprzedało wraca do właściciela lub ląduje w sąsiadującym Brown Elephant.

Elliott Consignment

Podobne zasady panują w Elliott Consignment. Elliott działa aż w dwóch miejscach w Chicago. Jeden sklep znajduje się w Lincoln Park przy 2465 N. Lincoln Ave., a drugi w Boys Town przy 3015 N. Broadway Ave. Sklepy te nie są estetycznie wykończone i nie znajdują się w super modnej dzielnicy, tak jak Lenny & Me, ale różnią się znacznie od zwykłych lumpeksów. Wszystkie wyżej wymienione zasady obowiązują i tutaj.

Tego typu sklepy są idealną podporą dla szopoholików, którzy bez przerwy kupują i zapełniają swoje szafy ubraniami, których nie będą nosić. To również świetny sposób na wiosenne porządki, a pieniądze zarobione w ten sposób, można wydać w tym samym miejscu, cóż za wygoda.

Jeśli jednak brakuje komuś gotówki, a w garderobie zalegają ubrania z poprzednich sezonów, najlepszym wariantem będzie wyprawa do Crossroads Trading Co.

Crossroads Trading Co.

1519 N. Milawukee Ave, czyli znowu stylowa dzielnica Chicago, Wicker Park, i nie mniej popularne skrzyżowanie Clark i Diversey, a dokładniej 2711 N. Clark St. To adresy dwóch siedzib Crossroads Trading Co. Sklep ten działa na cokolwiek odmiennych warunkach. Tutaj nie zostawia się ubrań na określony czas, nie mając pewności czy te ktoś kupi, czy też nie. W tym sklepie sprzedasz swoje stare ciuchy od ręki. Muszą być one jednak bardzo wyjątkowe. Przyjmowane są rzeczy, o których wykwalifikowani i doświadczeni pracownicy sklepu wiedzą, że się sprzedadzą. I znowu nie ma co przynosić ciepłej kurtki latem, bo nie zostanie przyjęta, a znane marki i ubrania w dobrym stanie można przynieść codziennie. Ekspedientka o imieniu Susan, tak mówi o swoim sklepie: "Kupujemy, zamieniamy i sprzedajemy modne, nowe i noszone, ubrania. Kiedy widzisz u nas coś co chciałabyś mieć, możesz za to zapłacić gotówką, jak w innych sklepach, bądź możesz przynieść swoje rzeczy i zamienić się z nami. Jeśli zdecydujesz się na zamianę, damy ci 50% kredytu z tego jak wycenimy przyniesione przez ciebie ubrania. Za ten kredyt możesz kupować w naszych sklepach. Jeśli od kredytu wolisz natychmiastową gotówkę, zapłacimy ci 35% tego, za ile sprzedawać będziemy twoje rzeczy." Proste? Bardzo proste i natychmiastowe.

Jest jeszcze dodatkowy, pozytywny aspekt tego typu transakcji i zabawy w komis, a mianowicie świadomość, że pomagamy innym dobrze się ubrać, a co za tym idzie dobrze wyglądać i świetnie się czuć.

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor