----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

09 czerwca 2006

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

Poniższy dialog ilustruje popularny proceder mający ostatnio miejsce w Ameryce, czyli masową produkcję mieszańców, a następnie sprzedawanie ich za iście "bajońskie" sumy po "płukaniu mózgu" potencjalnych nabywców.

Jakiś czas temu miałem przyjemność rozmawiać z rozentuzjazmowaną nową właścicielką szczenięcia.

- "Zgodnie z Pana radą nabyłam rasowego psa od hodowcy! Wydałam $1,300 lecz było warto, taki piękny..."

- Gratuluję Pani! Jakiej rasy? - zapytałem.

- "Labradoodle" - usłyszałem odpowiedź, wypowiedzianą tonem niesłabnącego entuzjazmu. Przygryzłem wargi by nie ryknąć do telefonu śmiechem.

- "Czy to dobra cena?" - usłyszałem dalej.

- Przepłaciła Pani około $1,200 - poinformowałem spokojnie moją rozmówczynię.

- "Jak to?" - w jej głosie wyraźnie pojawiło się przerażenie.

- Czy rzeczywiście pies pochodził od hodowcy? - zapytałem, przewidując odpowiedź.

- "Tak powiedziano mi w sklepie..." - padła odpowiedź skonfundowanej pani.

Osłabienie entuzjazmu świeżo upieczonej właścicielki psiaka nie było dla mnie przyjemne i nie było moim celem. Lecz cóż miałem zrobić? Kłamać?

Spójrzmy na szczegóły: W Stanach Zjednoczonych, tak jak i w każdym innym kraju, istnieją setki ludzi, którzy usiłują zarabiać na rozmnażaniu zwierząt. Podkreślę raz jeszcze: mówimy o rozmnażaniu dla pieniędzy, a nie starannie planowanej hodowli celem ulepszenia rasy. Wyżej wspomniani "rozmnażacze" gotowi są rozmnażać wszystko co dobrze się sprzedaje, a zatem dziś mogą to być Beagle, jutro mieszańce, a za miesiąc na przykład papugi lub lisy na futra. Pies jest dla nich towarem, którego sprzedaż przynosi zysk i stosownie do tego jest traktowany. Ponieważ już od lat nie jest dla nikogo tajemnicą, że selektywna hodowla nielicznych psów nie przynosi żadnego zysku, zatem w pogoni za pieniędzmi rozmnażanie ma zawsze charakter masowy. Stąd pogardliwe angielskie określenie takich instytucji jako puppy mills (fabryki, młyny szczeniąt). Gdzie sprzedaje się tysiące psów z takich źródeł? Przeważnie w pet stores, czyli w sklepach zoologicznych. Przez kilkadziesiąt ostatnich lat celem rozmnażaczy były tak zwane "psy rasowe", ponieważ znacznie łatwiej sprzedać drogo psa, którego przedstawimy nabywcy jako rasowego. Ostatnio mamy do czynienia z czymś absolutnie nowym: modą na mieszańce.

Ponieważ słowa kundel lub mieszaniec nie nadają się do dobrego marketingu, wobec tego handlarze dokonują cudów ekwilibrystyki słownej, tak aby ich towar sprzedawał się jak najlepiej. Mówi się więc o "genetycznych ulepszeniach", "nowych rasach" lub "krzyżówkach ras" wyliczając równocześnie ich liczne "cudowne zalety". Na przykład, że nie będzie problemów z sierścią, czyli tzw. linieniem. Naturalnie, jak zawsze zapewnia się kupującego, że szczenięta, "pochodzą od dobrego hodowcy". W przypadku opisanym na wstępie artykułu kupująca była poinformowana o zakupie psa nowej rasy - Labradoodle, powstałej rzekomo ze skrzyżowania Labrador Retrievera z pudlem. Pies ponoć pochodził od wysokiej klasy hodowcy, a rasa posiadała wszystkie zalety labradorów. Równocześnie, zupełnie nie było mowy o (typowych dla labradorów) problemach z wiecznie sypiącą się sierścią, z racji domieszki krwi pudla.

Naturalnie, powyższe "zalety" nie mogą być prawdziwe. Żaden hodowca, nie tylko ten wysokiej, ale także ten niskiej klasy, nigdy nie sprzedałby swoich szczeniąt do sklepu zoologicznego, miejsca będącego symbolem wszystkiego, co najgorsze, jeśli chodzi o jakość szczeniąt.

W przypadku mieszania ras na ogół otrzymujemy potomstwo o różnych rozmiarach, sierści, kolorze, a nawet zachowaniu. Utworzenie nowej rasy, gdzie większość psów charakteryzowałaby się wspólnymi cechami zajęłoby wiele lat oraz dziesiątki, jeśli nie setki miotów. Dlatego obiecywanie nabywcom jakichś szczególnych cech u mieszańców po prostu nie może być prawdą.

Zasięg tego procederu jest obecnie przerażająco duży. Koniunkturę nakręcają gwiazdy z Hollywood: Jessica Simpson, Uma Thurman, Jake Gyllenhaal i inni, których zdjęcia z kundelkami są bezlitośnie wykorzystywane przez handlarzy do reklamy. W rezultacie ceny tych "genetycznie ulepszonych" zwierząt są bardzo wysokie:

Tak zwane "Maltipoo" (rzekome mieszańce maltańczyka i pudla) sprzedają się od $400 do $1,700.

"Puggle" $450-$1,500; "Schnoodle" $600 - $1,500; "Cockalier" $350 - $1,000; "Labradoodle" $600 - $3,500.

Jak dotąd nie słyszałem jeszcze o mieszańcach bulldoga i shit-zu, lecz to zapewne tylko kwestia czasu.

Naturalnie, nie ma absolutnie nic złego w posiadaniu psa-mieszańca. Od dawna jednak zadaję sobie pytanie: Kto, będąc przy zdrowych zmysłach, zapłaciłby aż $1,000 lub więcej za kundla, skoro można z łatwością znaleźć setki podobnych w schroniskach za symboliczną opłatą wynoszącą z reguły około $100?

Co mówią na ten temat autorytety kynologiczne? Oto wypowiedź Daisy Okas - rzecznika prasowego American Kennel Club, czyli najbardziej szanowanej organizacji kynologicznej na terenie Stanów Zjednoczonych: - "Kiedy płacimy $1,000 za psa rasowego, płacimy za dziesięciolecia, wieki, a nawet tysiąclecia selektywnej hodowli. Kupując za podobną sumę mieszańca, nabywca po prostu zostaje oszukany".

Dr. Dale Porcher - wieloletni hodowca psów oraz doświadczony weterynarz z Florydy brzmi podobnie: "Twierdzenia, że mieszańce nie posiadają alergii to absolutny nonsens! Dlaczego miałoby ich nie mieć, jeśli wątpliwej jakości rodzice je prawdopodobnie posiadali? Na ogół psy rasowe osiągnęły optimum cech pożądanych przez twórców rasy. Tak więc, mieszanie ras niczego nie ulepszy, lecz niemal na pewno wiele pogorszy."

Nie czuję się upoważniony do wypisywania mojej opinii pod głosami takich autorytetów. Mogę jedynie podkreślić, że całkowicie się z nimi zgadzam.

Wiele osób gotowych jest na wszystko byle tylko zarobić na rozmnażaniu psów. Masowy rozmnażacz psów Wallace Havens z Madison w stanie Wisconsin sprzedaje 2,500 szczeniąt rocznie. Każdemu, kto łudzi się, że możliwa jest kontrola jakości szczeniąt w obliczu takich liczb, odpowiem, że ja sam miałem w całym swym życiu zaledwie cztery mioty (od czterech do sześciu szczeniaków w każdym z nich). Po ośmiu tygodniach spędzonych na prawidłowym wychowaniu małych psiaków byłem całkowicie wykończony.

To jednak nie wszystko! Aby dalej pomnożyć swoje dochody Pan Havens osiąga poziom absurdu. Reklamuje stworzoną przez siebie na sprzedaż "nową rasę": "Miniaturowy St. Bernard". Nazwa jest niewątpliwym afrontem dla historii dostojnych psów - ratowników ludzi w śniegach górnych części Alp. Dodatkowo, dla moich uszu, brzmi tak jak przysłowiowa kwadratura koła. Jeśli miniaturowy, to nie St. Bernard, zaś jeśli istotnie jest to popularny Pies Świętego Bernarda, to nie może posiadać małych rozmiarów. Wallace Havens bardzo szybko jednak rozwiewa mój dylemat. Obok wyliczenia niezliczonej ilości zalet "nowej rasy" dodaje: "Miniaturowy St. Bernard jest mieszanką wielu ras, lecz nie posiada w sobie zupełnie krwi St. Bernarda".

George C. Urbański

jest specjalistą w dziedzinie kynologii

oraz hodowcą psów. Publikuje artykuły w magazynach kynologicznych w wielu krajach. Zajmuje się szkoleniem psów i konsultacjami.

Tel. 847 885 7946

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor