Miasto Chicago to instytucja. Chicago Park District to organizacja wchodząca w skład Miasta Chicago służąca jego mieszkańcom: niedzielne śniadania na trawie, romantyczne spacery przy blasku księżyca, sport na łonie natury, ławeczka ukryta pod konarami drzewa. To właśnie ona jest odpowiedzialna za wiosenny zawrót głowy spowodowany burzą kwiatowych aromatów. Miasto, którego mieszkańcom wiosna kojarzy się z oszałamiającym zapachem magnolii może być z siebie dumne.
Dumne miasto
Chicago jest dumne. Przede wszystkim z tego, że uznawane jest za jedno z najbardziej zielonych miast w USA.
Ludzie zawsze szukali miejsc gdzie latem można by się wybrać na piknik, wypocząć w cieniu drzew lub popływać. Od ponad stu lat miasto wychodzi na przeciw tym oczekiwaniom i stwarza możliwości ich realizacji. W latach 60-tych XIX wieku zlikwidowano cmentarz, znajdujący się na terenie obecnego Lincoln Park Zoo. Szczątki zmarłych przeniesiono a w miejscu cmentarza powstał ogromny akwen zieleni. Dodatkowo część wybrzeża osuszono i utwardzono, by tym sposobem zyskać więcej zielonego terenu. Wybitny architekt i urbanista Daniel H. Burnham na początku XX wieku udostępnił wybrzeże jeziora Michigan mieszkańcom Chicago. Dziś jest ono jednym z niewielu miast w USA, którego mieszkańcy mają dostęp do wody wzdłuż całej linii brzegowej. Większość plaż, zwłaszcza na wschodnim wybrzeżu Stanów znajduję się w prywatnych rękach.
Obecny burmistrz Chicago Richard M. Daley obrał sobie za honorowy cel upiększanie miasta. Podróżując po Starym Świecie, miał okazję poznać jak ważne są dla miasta parki, skwery, fontanny, małe oazy zieleni - dobre duchy urbanistycznej przestrzeni. Jak mały zielony akcent uprzyjemnia życie mieszkańcom, sprawia że miasto staje się przyjazne dla turystów, a co za tym idzie przyciąga biznes i pieniądze.
Około dziesięciu lat temu, na wzór rabat znajdujących się na Michigan Avenue, urządzono klomby na Ashland, Irving Park i Roosevelt. Cel tej inicjatywy? Piękne miasto i satysfakcja jego mieszkańców. Czyż nie jest przyjemnie, gdy asfaltową dżunglę zasłaniają kwiaty? Czyż nie cieszy jazda po ulicy mieniącej się wszystkimi kolorami tęczy?
Kwiaty i rośliny rosnące w tak trudnych warunkach muszą być silne, odporne na zanieczyszczenia, wiatry, słońce i błyskawiczne parowanie wody.
Na Michigan Avenue rośliny zmieniane są co sezon. Zajmują się tym firmy ogrodnicze, które wygrają ogłaszany przez miasto przetarg. O korupcji w tym artykule nie będzie mowy. O rabaty na innych ulicach dba od wielu już lat firma Christy Weber. Burmistrz składa tu ukłon idei akcji afirmatywnej promując mniejszości i kobiety, więc firmy wygrywające przetargi są wybierane według stałego parytetu.
Zielony cykl
Tulipany, hiacynty, żonkile i narcyzy to najczęściej sadzone kwiaty, głównie ze względu na miłą, intensywną kolorystykę. Jesienią sadzone są cebulki, po czym cała powierzchnia rabaty przykrywana jest dywanem z trawy. Trawę kupuje się na farmach zajmujących się jej produkcją. Takie farmy znajdują się na całym obszarze Midwest. Trawa jest wręcz "golona" w równe pasy, zwijana, przewożona do miejsca docelowego i rozkładana na klombie. Taki dywan musi być bardzo często i obficie nawadniany. Gdy wiosną słońce mocniej przygrzeje, sadzonki kwiatów zaczną wypuszczać liście przebijające się przez trawiasty dywan, a trawa zapuści korzenie, rozpoczyna się wieloetapowy proces upiększania miasta.
Kiedy pierwsze wiosenne kwiaty przekwitną a gleba zostanie oczyszczona, przychodzi kolej na niezawodne bratki. Nie wszyscy wiedzą, że bratki są jadalne. Te mrugające do nas oczkiem, małe purpurowo-żółto-niebieskie roślinki, są świetnym dodatkiem do sałatek. Mają pieprzny posmak, oczywiście tylko wtedy, gdy rosną bez chemicznych uzdatniaczy.
Po Memorial Day następuje kolejny etap. Wszystko zostaje wycięte i przekopane. Nadchodzi pora kwiatów i traw tropikalnych, dobrze znoszących wysokie temperatury. Ich czas trwa do Labor Day, po którym do głosu dochodzą jesienne astry i chryzantemy, piękne i jednocześnie silne na tyle, żeby przetrwać pierwsze przymrozki. Około Święta Dziękczynienia ziemia zostaje zaorana, nowe rośliny zasadzone, przykryte warstwą ochronną i proces zatacza koło
Chicagowskie klomby
Jak istotna jest to dla miasta problematyka niech świadczy fakt, że na same rośliny na Michigan Avenue wydaje ono około miliona dolarów rocznie.
Władze Chicago same troszczą się o miejską zieleń i pomagają mieszkańcom w jej utrzymaniu. Dowodem na to jest pas zieleni pomiędzy jezdnią, a budynkami, który należy do miasta. Właściciel domu może sadzić co mu się podoba na terenie swojego podwórka, ale już nie na trawniku przed domem, bo ten nie jest jego własnością. Jednakże istnieje lista roślin, z których można wybrać swoje ulubione, zadzwonić do odpowiedniego departamentu, skonsultować się z miejskimi ogrodnikami, a ci bezpłatnie zagospodarują nam ten kawałek ziemi. Posadzą nawet drzewa.
Inny, bardzo silny nurt pomagający miastu zielenić się, to ruch promujący zagospodarowanie dachów, przemienianie ich w ogrody. Od 2000 roku powstało i nadal powstaje wiele podniebnych zieleńców. Ogrody na prywatnych i publicznych budynkach to 250 tysięcy metrów kwadratowych roślinności. Ponieważ korzyści płynące z takiego dachu są ogromne, miasto Chicago postanowiło stworzyć prawo zachęcające, a w wielu przypadkach subsydiujące tę inicjatywę.
Jakie są korzyści z takiego dachowego zieleńca, oprócz tego że świetnie to wygląda? Przede wszystkim poprawa jakości powietrza, oszczędność energii, redukcja spływu wód opadowych i zmniejszenie miejskiego efektu cieplarnianego. Rośliny odbijają ciepło, zapewniają cień i chłodzą otaczające powietrze poprzez parowanie. Woda, w procesie parowania, pochłania ciepło, a przez to schładza powietrze. Rośliny filtrują powietrze w procesie fotosyntezy. Ogród zmniejsza upał latem, ociepla zimą dzięki dodatkowej warstwie ochronnej. Poza tym zamiana smoły na trawnik, jakby nie spojrzeć zawsze będzie ciekawą propozycją.
Miasto założyło ogrody na wielu swoich budynkach. Pierwszym i najbardziej znanym zieleńcem na publicznym budynku w USA, jest ogród na dachu jedenastopiętrowego City Hall, otoczonego ulicami LaSalle, Randolph, Clark i Washington. Zbudowany, a raczej posadzony w 2000 roku, był projektem demonstrującym korzyści płynące z zieleni na dachu. Testował jej wpływ na temperaturę i jakość powietrza. Rośnie tu dwadzieścia tysięcy roślin, ponad sto różnych gatunków krzewów, winorośli i drzew. Rośliny zostały wybrane pod kątem zdolności przetrwania w warunkach panujących na dachu: nadmiernego słońca, wiatru, jałowej gleby. Niestety nie jest on otwarty dla publiczności. Są jednak takie, które chętnie przyjmują gości. Chicago Center for Green Technology, Soldier Field, Millenium Park.
Ogród na budynku City Hall jest najwyżej położony w mieście, ale chyba najpiękniejszy znajduje się na pochyłym dachu Peggy Notebaert Nature Museum. Posadzono na nim rośliny wysokogórskie, kosodrzewinę i trawy znoszące silne wiatry. Niebieskie, szare, czerwone żółte rośliny tworzą układ kolorowy, a jednocześnie bardzo minimalistyczny.
Pamiętajcie o ogrodach
Chicago jako instytucja ma swoje prawa, przywileje ale i obowiązki. Istnieje przepis, który mówi, że jakikolwiek biznes zajmujący część chodnika, ulicy, otwartej przestrzeni należącej do miasta, musi przeznaczyć pewien ustalony procent swojej powierzchni na rośliny. Dlatego też wszystkie kawiarnie, restauracje i małe kafejki wystawiające stoliki na zewnątrz, muszą tę przestrzeń odpowiednio zagospodarować. Dzięki temu ulice stają się ładniejsze, a często nieciekawy sprzęt, dzięki ozdobnym kwiatom i krzewom, nabiera właściwej estetyki. Warto przestrzegać tej regulacji, aby nie zostać zaskoczonym niemiłą niespodzianką w postaci grzywny. Specjalny kontroler odwiedza restauracje, kafejki, kawiarniane ogródki i sprawdza jakość roślin oraz ich utrzymanie. Jeśli taki punkt nie jest wystarczająco reprezentacyjny, wlepia karę.
Stróże zieleni
Chicago Park District to przede wszystkim ludzie. Od architektów zieleni, specjalistów ogrodników zaczynając, na sprzątających parki kończąc. A jest co sprzątać. Szczególnie latem, kiedy to Grand Park, Millenium Park i inne miejskie parki są oblegane przez turystów i jego mieszkańców. Uczestnicy Taste of Chicago, Blues Fest, Jazz Fest, Summer Dance Fest i wielu innych imprez, mogliby zamienić parki w wysypiska śmieci. Teoretycznie oczywiście, bo w praktyce w tym czasie ekipy sprzątające pracują dwadzieścia cztery godziny na dobę, dziesiątki osób nie zajmują się niczym innym, tylko zbierają śmieci.
Załogi miejskich ogrodników codziennie, wczesnym rankiem, wyruszają do swoich oddziałów. Część z nich sadzi nowe rośliny, przycina krzewy. Ktoś zajmuje się systemem irygacyjnym, fontannami, oczkami wodnymi. Jeszcze inni naprawiają zepsuty sprzęt na placu zabaw.
Lilia wodna zasadzona w stawie kilka dni temu już została skradziona, ale hasło przewodnie Chicago Park District mówi "sadzimy ponownie, do skutku". Miasto musi być zawsze piękne. A co na to jego mieszkańcy? Narzekanie to najwidoczniej nie tylko domena Polaków. Ludzie narzekają wszędzie. Pracownicy Park District codziennie odbierają listy, telefony, e-maile z zażaleniami. A to że zielsko zarasta rabatkę, a to że są śmieci, a to że woda w fontannie nie włączona, że place zabaw zamknięte, huśtawki zepsute. Przychodzą nawet skargi na pracowników parku, że jeżdżą swoimi pojazdami po ścieżkach rowerowych, choć jest to jedyny sposób, żeby dostać się do niektórych zakątków parku. Ludzie narzekają, ale również reagują pozytywnie, dziękują, doceniają ciężką pracę. Pracownicy Park District postrzegają swoją pracę jako misję. Mogliby przecież za duże pieniądze pracować w ogrodach milionerów, wolą jednak gdy ich wysiłek zostaje doceniony przez wielu mieszkańców ich własnego miasta.
Iza Głuszak