----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

09 sierpnia 2006

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

Skromny salon kosmetyczny na ruchliwej ulicy w Rogers Park to miniaturka rozmaitości etnicznej tej dzielnicy. Na zewnątrz szyldy Salon City są w języku hiszpańskim i ogłaszają specjalne okazje na cortes de pelo (ścięcie włosów). Wewnątrz, właścicielka Nighat Jamal, Pakistanka, pochyla się nad fotelem z białą nitką w ustach i formuje nienaganny łuk z brwi klientki, posługując się techniką powszechnie stosowaną w Indiach i na Bliskim Wschodzie.

Na fotelu siedzi zaś Murzynka Tina Ware, klientka od dwóch lat, przekonana, że nikt nie potrafi zrobić brwi tak jak Jamal.

Mieszanka rasowa i etniczna to duma Rogers Park, dzielnicy od dawna uchodzącej za najbardziej zróżnicowaną w mieście, które prawie przez całą swą historię miało skłonności do zamykania się grup etnicznych i rasowych w gettach. Chociaż Chicago jako całość składa się w miarę równych proporcjach z ludności białej, Murzynów i Latynosów, z rosnącym procentem Azjatów, większość dzielnic ma natychmiast rozpoznawalny, w miarę jednolity charakter etniczny. Przypadki skrajne to Englewood, w 97 procentach czarny; Lincoln Park, w 79 procentach biały i dzielnica South Lawndale, znana jako Little Village, gdzie 80 procent mieszkańców to z pochodzenia Latynosi, według danych szacunkowych z roku 2005 organizacji nonprofit o nazwie Metro Chicago Information Center.

"Dzielnice mieszane to wyjątki w Chicago" - mówi Kiljoong Kim, dyrektor badań w Egan Urban Center uniwersytetu DePaul. Rogers Park to chyba największy wyjątek. Dzięki temu, że remonty i przeróbki wynajmowanych mieszkań na kondominia zmieniają charakter tradycyjnie etnicznie jednolitych dzielnic, a charakter innych przekształcają przybysze z Ameryki Łacińskiej i Azji, takich wyjątków jest nieco więcej - Uptown, Albany Park, Bridgeport, Lincoln Square i West Ridge, jak wynika z analiz MCIC.

Grupa ta posłużyła się danymi ze spisu powszechnego za rok 2000 w celu ustalenia, w których z 77 dzielnic naszego miasta proporcje ludności białej, czarnej i latynoskiej są najbliższe ich procentowemu udziałowi w całej populacji Chicago, co właśnie jest najlepszym wskaźnikiem ich różnorodności.

Różnorodność nie jest zresztą zjawiskiem trwałym, gdyż Chicago jest miastem wyjątkowo dynamicznym jeśli chodzi o miejsca zamieszkania poszczególnych grup. Najbardziej ruchliwą populacją są Latynosi, stanowiący też największy procent nowych przybyszy- o ile biali i czarni dłużej trzymają się swoich tradycyjnych dzielnic, imigranci hiszpańskojęzyczni napędzają przemiany. Przybywa ich na przykład bardzo szybko w Jefferson Park, Albany Park, Portage Park, Irving Park i Forest Glen, jak mówi Jim Lewis, dyrektor Institute for Metropolitan Affairs na Roosevelt University .

Jednym z paradoksów różnorodności jest fakt, że grupa, która wprowadziła różnorodność do danej dzielnicy w chwili, kiedy zaczęła się tam osiedlać, może zniszczyć różnorodność, kiedy całkowicie zdominuje tę dzielnicę.

W Rogers Park, przyciągającej od lat świeżych imigrantów w związku z obfitością niedrogich mieszkań do wynajęcia, różnorodność stała się jedną z największych miejscowych atrakcji.

"To miejsce, gdzie każdy czuje się mile widziany, tu się nie słyszy "Nie możesz tu mieszkać"" - mówi Cary Steinbuck, dyrektor generalny Rogers Park Community Council, grupy działającej na rzecz poprawy stanu tej dzielnicy; ocenia on, iż w tym zakątku miasta mówi się ok. 80 językami.

"Mamy tu prawdziwą integrację i ludzie stopniowo uczą się to doceniać" - mówi Steinbuck. "Wielu ludzi chce wychowywać dzielnicy w dzielnicy, gdzie nie wszyscy wyglądają jak oni sami".

Kiljoong Kim jest zdania, że lepiej byłoby dla miasta, gdyby więcej ludzi myślało podobnie; przyznaje jednak, że ogromna większość unika rzeczy nieznanych. Kim, imigrant z Korei, który dorastał w West Ridge, sam przyznaje, że pierwszy raz odwiedził południe miasta kiedy miał 24 lata i nigdy nie próbowałby tam zamieszkać.

Kim ma 35 lata i mieszka w Rogers Park, ale wyraźnie zdaje sobie sprawę, że kiedy wchodzi do baru w Lincoln Park, często jest jedynym jego nie-białym klientem. Taka jednolitość, jego zdaniem, "nie ma nic wspólnego z prawdziwym doświadczeniem wielkiego miasta".

"W jakiś sposób to dokładne przeciwieństwo tego, czy jest metropolia" - mówi Kim. "W mieście rozmaite smaki, zapachu i barwy powinny otaczać ze wszystkich stron".

Takie bogactwo rozmaitych wrażeń zmysłowych składa się na harmonijną całość w Rogers Park, gdzie narodowościowe i rasowe niesnaski są praktycznie nieznane, poza nieuniknionymi wojnami gangów, jak przyznaje Antwon Brown, 17-letni Murzyn, który mieszka w tej dzielnicy od urodzenia. "Tutaj ludzie dobrze się znają, jak jedna wielka rodzina" - mówi Brown. "Dobrze, że kolor skóry nie jest tu pierwszą rzeczą, na którą ludzie zwracają uwagę".

Kapitan policji Michael Wick z Dystryktu Rogers Park przyznaje, że "to, co tu się dzieje, nie ma podłoża rasowego czy etnicznego" a gangi - cóż, one są jednolite rasowo w każdej dzielnicy. Niektórzy przyznają, że mieszkanie wśród takiej mieszanki rasowej nie jest wolne od kłopotów.

Nikki Hammer, która jest biała i ma 25 lat, mówi, że spotkania w grupie przyjaciół różnych ras - jej chłopak jest Murzynem - przyciągają uwagę policjantów, przyzwyczajonych do myślenia o takich mieszankach jako o mieszankach wybuchowych.

"Póki byliśmy wszyscy dzieciakami, nikomu to nie przeszkadzało" - mówi Hammer, która mieszka w Rogers Park od 8. roku życia. "Ale kiedy się podrośnie, zaczynają ci się przyglądać, jakbyś była czemuś winna".

21-letni student Loyola University Kamil Krukowski, przechadzając się po miasteczku akademickim w Rogesrs Park mówi, że różnorodność tej okolicy prawie przestała go uderzać - mieszka tu od czasu, gdy skończył 5 lat. Przypomina sobie jednak o unikalnym charakterze tego miejsca, kiedy zaprasza tu swoich znajomych, którzy natychmiast zakładają, że to kiepska dzielnica - bo kolorowa. "Zawsze zaskakuje mnie ten ich "szok kulturowy" - mówi Krukowski. Wielu ludzi jest po prostu wystraszonych".

Właśnie wtedy Krukowski najbardziej ocenia mieszkanie w dzielnicy, w której różnice są tym, co ludzi ze sobą łączy, a nie dzieli. "Człowiek zyskuje trochę ogłady i pozbywa się mnóstwa stereotypów" - mówi. "Dzięki temu stać się kimś bardziej inteligentnym".

Zróżnicowane dzielnice Chicago

Organizacja Metro Chicago Information Center zidentyfikowała 10 dzielnic jako najbardziej zróżnicowanych wśród 77 oficjalnych dzielnic naszego miasta. MCIC wykorzystała dane ze spisu powszechnego z roku 2000 do ustalenia, w których dzielnicach procenty trzech grup etnicznych są stosunkowo proporcjonalne do całości miasta.

W ciągu sześciu lat wielu ludzi przeprowadziło się i proporcje demograficzne nieco się zmieniły, ale konsultant rozwoju dzielnic Andrew Clark twierdzi, że dzielnice te wciąż należą do najbardziej różnorodnych w mieście.

Proporcje różnych grup zamieszkujących miasto oparte są o dane szacunkowe z roku 2005 opublikowane przez MCIC. Dane ze spisu powszechnego stanowią najsolidniejszą podstawę, ale niezłym źródłem uaktualnień jest poczta, gromadząca dane na temat liczby ludzi wprowadzających się i wyprowadzających z rozmaitych dzielnic.

Dokładnych danych dostarczy dopiero kolejny spis w roku 2010.

Wiadomo jednak już dziś, że Chicago staje się coraz bardziej urozmaiconą mieszanką rasową i narodowościową. Populacja Latynosów i Azjatów zwiększyła się w naszym mieście po ok. 10 procent pomiędzy rokiem 2000 i 2005, podczas gdy skurczył się udział procentowy grup tradycyjnie dominujących, ludności białej i czarnej.

Populacja miasta Chicago dziś to 2 miliony 870 tysięcy; biali stanowią 29,8%; czarni - 34,8%, zaś Latynosi - 29%, natomiast cała reszta - 19,7%. Niektóre grupy zachodzą na siebie, stąd suma przekracza 100%.

Przewidywania na rok 2010 mówią o dalszym wzroście procentowego udziału Azjatów i Latynosów w populacji. Do tego czasu w naszym mieście będzie zamieszkiwać więcej Latynosów niż nie-latynoskich przedstawicieli rasy białej.

Według danych ze spisu powszechnego z roku 2000, wśród mieszkańców Chicago ok. 629,000 osób urodziło się w innym kraju, co oznacza prawie 22 procenty populacji. W roku 2004 liczba ta nieco zmalała, do 580.000, czyli ok. 21 procent ludności.

Niektóre dzielnice o znacznej koncentracji imigrantów z tego samego regionu nabierają z roku na rok silniejszego charakteru etnicznego. Takie enklawy, jak Little Village czy polonijny Portage Park są przez większość urbanistów i demografów uważane za przyszłość amerykańskich miast.

źródło: Metro Chicago Immigration Center. .Alexia Elejalde. Chicago Tribune.

Oprac. T. Popławski

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor