Na pierwszej fotografii Antoni A. Paryski ma dopiero osiemnaście lat. Właśnie przybył do Ameryki z przysłowiowymi dziesięcioma dolarami w kieszeni. Jest rok 1883. Paryski przyjechał z Warszawy, gdzie pracował w kancelarii prawniczej jako sekretarz, a w międzyczasie pisał artykuły do gazet warszawskich. Jaki był powód jego nagłego wyjazdu z zaboru rosyjskiego - dokładnie nie wiadomo. Podobno, jak wielu młodych Polaków w tym czasie, uciekał przed poborem do wojska carskiego. W swojej autobiografii napomknie później, że uciekał przed aresztowaniem, bo był aktywnym członkiem jakiejś patriotycznej konspiracji. Tylu wówczas z Polski wyjeżdżało - za chlebem, za wolnością, z ciekawości, z potrzeby. Wyjechał i on.
Młody człowiek na fotografii śmiało patrzy przed siebie. Ma na sobie miejskie ubranie z elegancką muszką i gładko przyczesane włosy. Któż by poznał, że Paryski to chłopski syn, że jego rodzice nawet nie umieli czytać ani pisać. Że Paryski to wcale nie jego prawdziwe nazwisko. Naprawdę nazywa się Antoni Alfred Panek. Jako Paryso podpisywał swoje artykuły w warszawskich gazetach, a potem postanowił zostać Paryskim na stałe. Urodził się w 1865 roku we wsi Bochen pod Łowiczem, tylko dwa lata po wybuchu największego i najkrwawszego powstania narodowego. Ukończył szkołę ludową, a potem gimnazjum w Łowiczu - jak na chłopskie dziecko olbrzymie osiągnięcie. Musiał być nadzwyczaj zdolnym, pracowitym i ambitnym chłopakiem. Zdał egzamin na kancelistę pocztowego i poszedł do pracy najpierw w Łowiczu, a potem przeniesiony został na pocztę w Warszawie. Tam zdał kolejny egzamin i rozpoczął pracę w kancelarii sędziego.
Czego osiemnastoletni kancelista i początkujący dziennikarz może dokonać w Ameryce? Gdzie go poniosą wzbierające fale emigracji? Za ostatnie grosze pojechał do Detroit, gdzie o pracę nie było jednak wcale łatwiej niż w Nowym Jorku. Zatrudnił się u farmera pod miastem i pewnie nieraz myślał, jak to jego życie zatoczyło krąg od wsi pod Łowiczem do wsi w Michigan. Uczył się angielskiego, kiedy tylko mógł i zaczął wysyłać artykuły do Gazety Polskiej i do Kuriera Polskiego, podpisując je Parysso, Łowiczanin, Opinia, i M. Bratt. Ciągnęło go do gazet. Rzucił farmę po półtora roku i wrócił do Detroit, gdzie zaczął chwytać prace jako drukarz w amerykańskich i polskich drukarniach. W Chicago pracował jako zecer, a wieczorami chodził do szkoły i uczył się angielskiego. W Winonie w Minnesocie przez kilka tygodni był redaktorem Wiarusa. Z powrotem w Chicago zatrudnił się na krótko w Evening News, ale zaoferowano mu stanowisko redaktora Krytyki w Milwaukee, więc wyjechał do Wisconsin. Tam zaangażował się w działalność związkową i zaczął organizować grupy związku zawodowego Knights of Labor, czyli Rycerzy Pracy. Został nawet mianowany oficjalnym organizatorem i podróżując od miasta do miasta, nawoływał Polaków do wstępowania w szeregi Rycerzy. Zniechęcił się jednak do tej działalności i powrócił do pracy jako redaktor w gazetach amerykańskich i polskich w różnych miastach Środkowego Zachodu.
Nowy rozdział w życiu Paryskiego rozpoczął się w Toledo, Ohio, które miało stać się dla niego domem. We wrześniu 1889 roku Antoni A. Paryski zaczął wydawać własne pismo pod tytułem Ameryka. W 1902 roku połączył je z wykupionym z Buffallo Echem jako Ameryka-Echo.
W ciągu kilku następnych lat wykupił w ten sposób około czterdziestu różnych wydawnictw. Założył własną firmę Paryski Publishing Company, zakupił obszerne budynki w Toledo i najnowsze maszyny drukarskie i zaczął zatrudniać pracowników. Ameryka-Echo wychodziła jako tygodnik i wciąż powiększał się jej nakład. W tym czasie, kiedy gazetę było łatwo założyć, ale bardzo ciężko utrzymać, liczba subskrybentów Ameryki-Echo ciągle rosła, przerastając w latach dwudziestych większość innych pism polonijnych, włącznie z tymi, które wydawały wielkie organizacje związkowe. Paryski pozostawał niezależny wśród podziałów politycznych, a Ameryka-Echo funkcjonowała poza prasowymi orientacjami i frakcjami, zwalczającymi się nawzajem. Wyraźnie antyklerykalny, (ale nie antyreligijny), Paryski nie identyfikował się też z nurtem narodowym, wybierając swoją własną drogę. Świetnie prosperujące wydawnictwo i kilka innych biznesów dawały mu niezależność finansową. Zaczęto go nawet nazywać "polskim Hearstem", porównując z amerykańskim potentatem prasowym.
Na zdjęciu z 1906 roku czterdziestoletni Paryski, jeszcze budujący zręby swojej fortuny, ubrany jest zgodnie z najnowszą modą. Ma na sobie kapelusz, tużurek i nieodłączną muszkę, kosztowny płaszcz i skórzane rękawiczki. Patrzy przez okulary w drucikowej oprawie ze zdecydowaniem. Jego era prosperity dopiero się zaczyna. Dobiera sobie utalentowanych współpracowników. Są miedzy nimi Czesław Łukaszkiewicz o ciętym i bezlitośnie antyklerykalnym piórze, księża z Kościoła Polskiego Narodowego, jest i Melania Nestorowicz, świetnie pisząca dziennikarka i pisarka przybyła z Polski. Są też sami czytelnicy Ameryki-Echa, którzy przysyłają swoje listy, informacje na temat wydarzeń w lokalnych społecznościach polonijnych, zapytania, polemiki, wiersze i artykuły. Subskrybenci tygodnika są rzeszą zwartą i bardzo lojalną. Miejscowi księża często straszą ich z ambony, że nie dadzą rozgrzeszenia czytelnikom "bezbożnego pisma". Paryski odpowiada, że z religią nie walczy, tylko z nieuczciwymi księżmi, którzy wykorzystują swoich parafian. Żadna ze stron nie ustępuje na krok.
Oprócz Ameryki-Echa i kilku innych firm, włącznie z kasą oszczędności, Paryski zarabia na swoim wydawnictwie. Publikuje tysiące książek po polsku. Są wśród nich Pismo Święte i Żywoty Świętych, ale też i Sennik egipski. Są dzieła klasyków literatury polskiej i "darmowe" małe książeczki z rodzaju literatury straganowej sprzedawanej kiedyś na polskich jarmarkach. Są rozmaite poradniki: książki kucharskie, encyklopedie zdrowia, podręczniki stolarstwa i ogrodnictwa. Elity polonijne krzywią się na te tytuły, zarzucając Paryskiemu, że dla własnego zysku dostarcza ludowi prymitywnej literatury niskiego lotu. Paryski broni się: "...Imigrant polski chce czytać, ale ... trzeba mu dać to co on czytać lubi. Tylko w ten sposób, można będzie podtrzymać w nim chęć czytania i tylko tym sposobem można go będzie przyzwyczaić do regularnego czytania. Raz zaś wzbudziwszy w nim nałóg czytania, stopniowo można mu będzie nieść coraz to lepsze dziełka, coraz bardziej wartościowe wydawnictwa, tak, że z czasem ten sam czytelnik, który lubował się w bezwartościowych, kiepsko opracowanych elaboratach o "pięknych Meluzynach" zażąda innych książek, zacznie inaczej czytać i myśleć i własną pracą, własnym zamiłowaniem zdoła się podnieść duchowo, zdobyć podstawy wiedzy dla siebie i swoich." W ciągu swego życia Paryski wydał około ośmiu milionów książek, w tym dwa tysiące różnych tytułów.
Zarzuty materializmu i wykorzystywania Polonii bolą go jednak. Ciągle podkreśla, że przecież sam jest synem prostego chłopa, który doszedł do majątku i pozycji własną pracą. Daje pieniądze na rozmaite cele charytatywne, wysyła je też do Polski. Wierzy w pozytywizm i pracę u podstaw. Wierzy, że edukacja jest podstawą lepszego bytu, czy to w Polsce, czy w Ameryce. Jego agenci sprzedający subskrypcje tygodnika i książki to nie tylko komiwojażerowie - to "agenci oświatowi", którzy, tak jak Siłaczka mają nieść kaganek oświaty wśród nieuświadomionych mas emigranckich. Ale Paryskiego wielkoduszność i idealizm też mają swoje granice. Łamie strajk swoich agentów, nie pozwala na założenie związku zawodowego w swoich zakładach i nie popiera strajku w Toledo, w którym bierze udział wielu Polaków. W końcu poświęcające się Siłaczki nigdy fortuny nie zrobiły.
Z tego, co wiemy, Paryski jako człowiek nigdy nie nabrał pańskich fochów i pozostał skromny i oszczędny. Wstawał o świcie, gotował sobie jajko na miękko, robił kawę i wychodził do pracy, gdzie przesiadywał godzinami nad korektą i listami czytelników. Pod koniec życia zaczęły go zawodzić oczy. Paryski zmarł w 1935 roku, pozostawiając swoją fortunę żonie i dzieciom. Jego syn, Tadeusz Paryski, przejął przedsiębiorstwo. Jego córka Marie, wykształcona we Francji, została redaktorem naczelnym Ameryki-Echa, a po jej śmierci funkcję tę przejął jej mąż. Tadeusz sprzedał Amerykę-Echo spółce polonijnej w 1956 roku. Tygodnik funkcjonował do 1971 roku, ale jego nakład dramatycznie się zmniejszał. W końcu podzielił los wielu innych polskojęzycznych czasopism, które zniknęły z rynku na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych.
Na kolejnych dwóch zdjęciach Paryski stoi w grupie innych mężczyzn na trawniku Białego Domu. Jest częścią delegacji polskiej u Prezydenta Coolidge"a, a potem u Prezydenta Hoovera. Łatwo rozpoznać go w tłumie. Jest niski, szczupły, siwy, nosi drucikowe okulary i w obu przypadkach stoi tuż przy prezydencie. O czym myśli? Może o tym, jaką daleką drogę przebył spod Łowicza do samego Waszyngtonu. Jest przecież żywym przykładem polonijnego awansu "od pucybuta do milionera." Jest "polskim Hearstem".
[W artykule wykorzystano m.in: Wiktor Rosinski, Antoni A. Paryski, Zycie, Prace i Czyny, 1865-1935 (Toledo, Ohio: Ameryka-Echo, 1945)]
Anna Jaroszyńska - Kirchmann
Department of History
Eastern Connecticut State University
e-mail kirchmanna@easternct.edu