----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

09 kwietnia 2007

Udostępnij znajomym:

Od kilku lat mówi się o zmierzchu książki w tradycyjnym papierowym wydaniu i spadku czytelnictwa.

Jednocześnie powstają kolejne biblioteki i księgarnie, a te od dawna istniejące też jakoś nie zamierają.

Jak te nowe trendy odbijają się na polonijnym rynku księgarskim? O wypowiedzi poprosiłam właścicieli kilku polskich księgarni w Chicago.

Mira Puacz

Księgarnia "Polonia":

- Nie wróżę książce klęski. Niemożliwe jest bowiem, żeby ludzie przestali czytać, czy przestali pisać autorzy. Nie wyobrażam sobie także czytania książki na ekranie monitora. Komputer służy doskonale do wyszukiwania informacji, ale nie do czytania książek, zwłaszcza powieści. Dobrze natomiast sprawdzają się elektroniczne słowniki, encyklopedie, wszelkie poradniki.

Książka stała się teraz towarem luksusowym, a nigdy przecież nie była towarem pierwszej potrzeby. Poza tym książkę można wypożyczyć. Kiedy widzę, jakie sterty książek ludzie wynoszą z bibliotek, to napawa mnie dużym optymizmem. Pojawiło się także wiele nowych kanałów dystrybucji. Książki są sprzedawane w księgarniach internetowych. Można je kupić - jak w Polsce - w supermarketach czy nawet w kioskach z gazetami. Tak więc może nie los książki, a księgarni stoi pod znakiem zapytania.

Pani księgarnia działa już od 1969 roku. W tym czasie zmienił się w Polsce ustrój i zmieniła się sama Polonia. Jak te przeobrażenia uwidoczniły się na działalności księgarni?

- Kiedy przyjechałam do Chicago 32 lata temu, w księgarni mieliśmy przede wszystkim zupełnie inne książki. Bardzo ważną grupę stanowiły wydawnictwa emigracyjne, które teraz prawie się nie liczą.

A wtedy sam "Instytut Literacki" z Paryża wydawał kilkanaście tytułów rocznie. Wszyscy Polacy, którzy tu przyjeżdżali, rzucali się na te publikacje, ponieważ w Kraju były one zakazane i niedostępne. Przyciągały one czytelników jak magnez. Ludzie tymi książkami żyli, dyskutowali, przychodzili do księgarni, bo czuli tu cząstkę wolnej Polski. Teraz nastały lata względnej stabilizacji, w związku z tym nie ma potrzeby sięgania po książki, które miałyby jakieś znaczenie aluzyjne. Dziś sprawy polityczne w Polsce nie wywołują już takiego masowego zainteresowania. Ludzie potrzebują odprężyć się po pracy, dlatego sięgają po lżejsze pozycje

Co teraz Polacy w Chicago czytają?

- Czytają i kupują wszystko. Aczkolwiek ogromne zapotrzebowanie jest na książki sensacyjne, niezbyt wysokich lotów romanse i na różnego rodzaju poradniki, jak sobie pomóc. Dużym powodzeniem cieszą się tytuły, takie jak "Moc twojej podświadomości" czy "Siła twojego umysłu". W 90 procentach są to tłumaczenia z literatury amerykańskiej. Pewnie w Polsce te pozycje też są popularne, bo bardzo dużo się ich wydaje.

Lata pokoju może sprawiają, że człowiek bardziej koncentruje się na sobie i sięga po lżejszą literaturę. Nasze tragedię narodowe mobilizowały ludzi do wkraczania w literaturę głębszą, bardziej problemową, w której częściej była mowa o narodzie niż o jednostce. Dzisiaj głównie czyta się "do poduszki". Klienci często proszą o "coś lekkiego". Obecnie jest wiele pisarek w Polsce, które tworzą takie powieści, jak Katarzyna Grochola, Monika Szwaja czy Izabela Sowa. Autorki te piszą o zwyczajnych, codziennych problemach współczesnego człowieka. Ciekawym zjawiskiem są również książki sensacyjne i kryminały, których przedtem nie było, bo nie mieliśmy tradycji tych gatunków w literaturze polskiej.

Uważam, że każdy człowiek, który czyta, nawet jeśli nie jest to literatura najwyższych lotów, nabiera pozytywnego nawyku. Zawsze jest szansa, że potem, kiedy dojrzeje intelektualnie, przeczyta coś ambitniejszego.

Czy spadła sprzedaż książek w księgarni?

- To nie jest jakaś wielka różnica. Od początku działalności sprzedawaliśmy książki bezpośrednio w księgarni i przez katalog. W ciągu tych lat udało nam się stworzyć listę klientów, którą zresztą wciąż rozbudowujemy. Teraz sprzedaż w księgarni uległa zmniejszeniu, zwiększyła się natomiast sprzedaż wysyłkowa. Sporo sprzedajemy do bibliotek. W ostatnim okresie pojawiło się wiele nowych działów polskiej książki czy nawet polskich bibliotek, i to nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale również w Kanadzie, Australii czy w Wielkiej Brytanii. To jest warte odnotowania zjawisko. Kultura polonijna w Anglii już zanikała, a teraz w związku z napływem imigrantów z Polski, zaczął się tam niesamowity boom. Nawet dziwię się, że Brytyjczycy kupują u nas książki, skoro Polskę mają pod nosem, ale twierdzą, że tam się z nikim nie mogą porozumieć. Doszła do tego sprzedaż przez internet.

Z pewnością mogę natomiast powiedzieć, że zmniejszyła się sprzedaż bezpośrednia w księgarni.

Jakie czynniki na to wpływają?

- Przed trzydziestoma laty byliśmy jedyną księgarnią, i to nie tylko w Chicago, ale w ogóle na terenie całych Stanów Zjednoczonych. A teraz jest kilka takich księgarni, więc naturalnie ludzie chodzą tam, gdzie jest im bliżej i wygodniej. Tym bardziej, że zmniejszyła się liczba osób, które mogą kupować polskie książki. Odchodzą nasi czytelnicy - i to jacy! - z powojennej emigracji. A nawet jeśli jeszcze żyją, to już nie mogą czytać. Dzieci polskich emigrantów często już nie czytają po polsku. A nie ma napływu nowej emigracji, i już nie będzie. Ten rozdział trzeba zamknąć. Uważam, że czytelnictwo polskiej książki w Stanach Zjednoczonych na pewno będzie się kurczyć.

Niegdyś przybywający do Chicago Polacy bardzo często kierowali pierwsze kroki do księgarni, żeby kupić słownik języka angielskiego czy podręcznik do nauki języka. Wówczas słowik był główną książką, którą sprzedawaliśmy. Teraz nie trzeba kupować słownika czy encyklopedii, bo można je znaleźć w Internecie. A jeśli ktoś kupuje, to przecież nie co miesiąc czy nawet co rok - często jest to jeden egzemplarz na całe życie.

Teraz pojawiła się masa polskich kolorowych pism, które odebrały książkom czytelników. Natomiast młodzież zamiast lektur czyta bryki. Poza tym Polacy nauczyli się walczyć o swoje prawa. Idą do biblioteki i mówią: Co? Tu nie ma polskich książek? Niegdyś byliśmy bardziej zahukani, a teraz potrafimy się postawić.

Wydaje mi się, że w tej chwili mniejsza liczba osób może sobie pozwolić na zakup książek. Książki stały się bardzo drogie, a ceny książek polskich szczególnie poszły w górę. Wiele książek, i to nawet w papierowej okładce, w Polsce kosztuje w przeliczeniu 10 dolarów, a my to przecież musimy jeszcze przywieźć. Opłaty za transport znacznie w ostatnich latach wzrosły. Ceny determinują sprzedaż. Klient kupuje trzy książki w papierowej okładce i płaci 50 dolarów. To jest jednak bardzo dużo i wielu osób nie stać na ten wydatek. Dla księgarza też sytuacja nie jest korzystna.

Ale nie ma pani zamiaru zamknąć księgarni?

- Mogę tylko powiedzieć, że cieszę się, iż nie mam czterdziestu lat, tylko trochę więcej.

???

- Cieszę się, bo mając czterdzieści lat i przed sobą 25 lat życia zawodowego w tym biznesie, byłoby mi bardzo ciężko. Chciałabym, żeby sprzedaż książek wzrastała, ale to niestety nie jest towar pierwszej potrzeby. Na pewno wszystkim księgarzom pomogłoby, gdyby było więcej polskich książek w języku angielskim, a niestety wydawnictwa tego nie robią i proponują nam wciąż te same tytuły. Ile razy można kupować książkę pt. "Poland", gdzie są te same obrazki? Może trzeba by o Polsce trochę inaczej napisać, ale tym widocznie nikt się specjalnie nie interesuje.

A literatura polska? Jak się sprzedają np. książki Ryszarda Kapuścińskiego?

- Sprzedaję sporo jego książek, ale - co znamienne - większość w tłumaczeniu na angielski; musiałam nawet zrobić drugie wielkie zamówienie. Natomiast po polsku... Nie wydaję mi się, żeby był taki rozrywany. Kapuściński to była w literaturze polskiej postać wyjątkowa. Żal wielki, że już go nie ma i żadnej książki nie napisze.

Zaraz po śmierci Jana Pawła II, sprzedaliśmy wszystkie książki Papieża , a także wszystkie, które o Nim napisano. A teraz zainteresowanie nimi osłabło. Jedynie "Świadectwo" ks. kardynała Stanisława Dziwisza od początku dobrze się sprzedaje. Może my zawsze potrzebujemy jakichś motywacji, wielkich wydarzeń, emocji...

Podsumowując mogę powiedzieć, że Polacy czytają książki. To nie jest społeczność, która nie czyta. Teraz jednak mają więcej możliwości. Mogą wypożyczać książki i prawdopodobnie wielu z nich nie stać na kupowanie. Zmniejszyło się nie czytelnictwo, tylko zmniejszyły się zakupy książek.

Zbigniew Kruczalak

Dom Książki D&Z:

- Ostatnio Biblioteka Narodowa opublikowała wyniki badań, które mówią, że od 2005 roku dwa miliony Polaków w ogóle przestało czytać, i to nawet książki kucharskie czy poradniki. Aż trudno w to uwierzyć, zwłaszcza że istnieje ogromna grupa osób, które tylko incydentalnie sięgają po książkę. My tak naprawdę pracujemy dla niezwykle wąskiej grupy.

Dlaczego ludzie przestają czytać?

- Składa się na to wiele przyczyn. Zmienia się przede wszystkim sama kultura, dlatego że - jak pisał Ortega y Gasset - przestają w niej dominować elity, które narzucały wartości czy chociażby pewien ton. Mówiły, jak to nie czytasz? To znaczy, że do nas nie należysz. Obecnie decydują ludzie, którzy chwalą się, że nie czytają i są matołami. Taki jest styl, i to nie tylko w Polsce, ale w wielu innych krajach świata. Czy ktoś widział polityka z książką w ręku czy rozmawiającego z intelektualistą o jego najnowszej publikacji? Teraz wszystko się spauperyzowało.

Ale tak wygląda sytuacja tylko z jednej strony, bo nie zapominajmy, że Ortega y Gasset to lata 30. ubiegłego wieku. Natomiast my żyjemy w okresie niesamowitego przyspieszenia kulturowego i cywilizacyjnego z powodu możliwości komunikacji. Bez względu na to, co o tym przyspieszeniu mówimy i kto w nim bierze udział, jest to niezwykle ciekawy proces historyczny. I tu z kolei badania wykazują, że jedną z nielicznych grup, w których rośnie liczba czytanych książek, są osoby uczestniczące w tzw. życiu on line, czyli na stronach internetowych. To ludzie wybitni, którzy oczywiście dużo czytają, wytwarzają nowe programy komputerowe czy nowe sposoby posługiwania się e-mailem, co sprawia, że media elektroniczne jeszcze bardziej nas pochłaniają.

Jak wasza księgarnia odpowiada na wyzwania nowej rzeczywistości?

- W jednej wersji jest to księgarnia fizyczna, gdzie książkę można dotknąć i "obwąchać", a w drugiej - księgarnia internetowa, która pozwala książkę zobaczyć w sieci wirtualnej. Bardzo dbamy o księgarnię internetową, ale nie jest to łatwy biznes. Przede wszystkim dlatego że musimy dotrzeć do osób, które posługują się językiem polskim, albo interesują się polską tematyką w języku angielskim, a to jest ograniczona grupa czytelników rozsianych po całych Stanach Zjednoczonych. Ale pracujemy nad tym, ponieważ w przyszłości będzie to na pewno dziedzina dominująca w naszej działalności. Obecnie większość dochodu pochodzi z księgarni fizycznie istniejącej, proces ten jednak za 5 czy 10 lat z pewnością się odwróci.

Ale książka drukowana nie zaniknie?

- Nie. Tak jak nie zanikły kino czy telewizja. Oczywiście zmniejsza się liczba użytkowników poszczególnych mediów, bo jest ich po prostu więcej. Książka zawsze pozostanie produktem elitarnym, ponieważ wymaga aktywnego udziału czytelnika. Jest po prostu bardziej wyrafinowanym i trudniejszym w odbiorze językiem. Nawet czytanie banalnego dreszczowca czy romansu wymaga większego wysiłku umysłowego niż oglądanie obrazków, a to z tej prostej przyczyny, że musimy wykreować rzeczywistość, która podana jest tylko w symbolach.

W czasach mojej młodości książka w Polsce była przede wszystkim produktem trudno dostępnym. Natomiast teraz narzekamy na nadmiar publikacji.

- Kiedy zaczynaliśmy działalność 15 lat temu, rynek księgarski był już rewelacyjny. Podawano liczbę około 4 tysięcy wydawnictw, które funkcjonowały wtedy w Polsce - obojętnie czy to było wydawnictwo jednej książki czy PWN lub Wydawnictwo Literackie. Książka przestała być takim wyrafinowanym i trudno dostępnym dobrem, jakim była przed rokiem 1989, kiedy kupowało się ją na giełdzie czy "spod lady". Wtedy na szczęście stała się już dobrem powszechnym. Ten proces postępuje. Mamy rewelacyjnych wydawców i świetnych redaktorów. Biorąc pod uwagę liczbę wydawanych tytułów można by przypuszczać, że zaleje nas fala bylejakości. Ale tak się nie stało. Poza tym uważam, że wszystko jest potrzebne - i te pozycje mierne, i te z najwyższej półki.

Zamawiając książki, sugerujesz się zapewne oczekiwaniami czy gustami swoich klientów. Czy starasz się te upodobania także kształtować?

- Nasi czytelnicy są wymagający, dlatego musimy mieć księgarnię zaopatrzoną we wszystko, co jest istotne na rynku księgarskim. Nie znaczy to, że nie mamy rzeczy mniej ambitnych. Mamy wszystko. Przede wszystkim dobrą literaturę. Cokolwiek by to znaczyło, np. świetne tłumaczenie, staranne wydanie, ważny autor. I to bez względu na wartość. Sprowadzamy np. wiele książek Paula Coelho, który jest bardzo kontrowersyjny. Może być uznawany za czołowego kiczownika, albo za czołowego pisarza, który buduje ludzkie wyobrażenie o świecie. Mnie akurat to nie interesuje dosłownie, ponieważ księgarnia nie może odzwierciedlać moich opinii i preferencji. Coelho zaistniał w rzeczywistości ogólnoświatowej. Funkcjonuje także w obiegu polskim. A my czytając te książki, wchodzimy w krąg ludzi światowych, którzy też znają tego autora - obojętne czy go lubią czy nie. I to jest idealny przykład na to, w jaki sposób ta księgarnia funkcjonuje. Cała tajemnica naszego sukcesu tkwi w tym, że odpowiadamy na potrzeby czytelników.

Jakie książki czytają wasi czytelnicy?

- Tytuły sugerują gazety, czasopisma, magazyny - zarówno te dobre, jak i złe. Nie istnieje jakaś grupa tematyczna bestsellerów, przeważnie zmieniają się one sezonowo. Oczywiście Pilch, bo "Narty Ojca Świętego", oczywiście Grochola, bo nowa książka, oczywiście Kapuściński, bo niestety, wiadomo, odszedł. Ale publikacje Ryszarda Kapuścińskiego zawsze dobrze się sprzedawały. Teraz powodzeniem cieszy się książka ks. Zaleskiego o inwigilacji Kościoła krakowskiego, a także "Świadectwo" ks. kardynała Dziwisza. Ciągle jednak świetnie sprzedają się "Miłość w czasach zarazy", "Pod wulkanem", poezje Szymborskiej czy Miłosza oraz - nieprawdopodobne! - "Nad Niemnem". Sporo sprzedajemy książek, które pomagają w samodoskonaleniu, szukaniu sensu życia. Na szczęście jest ich dużo i wiele z nich dobrych, jak seria Jacka Santorskiego.

Do jak licznej grupy czytelników trafiasz? Czy ta grupa się zmniejszyła w ostatnich latach?

- Liczba czytelników po dynamicznym wzroście do roku około 2004, utrzymuje się teraz wciąż na tym samym poziomie. Zauważyłem pewien zastój, i to jest niepokojące zjawisko.

Czy przyczyniły się do tego rosnące ceny książek?

- Nie. Uważam, że głównym czynnikiem, który to spowodował, są media elektroniczne.

Skoro czytelników nie przybywa, to dlaczego zdecydowałeś się otworzyć nową księgarnię?

- Decyzja ta uwarunkowana była naszymi układami emigracyjnymi. Polacy się bogacą i wyprowadzają na przedmieścia czy do lepszych dzielnic w Chicago.

A nam zależy, żeby być bliżej klienta, gdyż taka jest zasada handlu. Teraz też przenosimy się w inne miejsce przy ulicy Harlem, ponieważ doradzili nam to czytelnicy. Ta emigracyjna wersja jednego miejsca, w którym mieszkaliśmy, już dawno przestała funkcjonować. W związku z tym, że Polacy są porozrzucani po całym Chicago i po bogatych przedmieściach, coraz trudniej nam dotrzeć do nich wszystkich. Kiedy otwieraliśmy księgarnię przy ulicy Belmont, wówczas w okolicy koncentrowało się życie Polonii. Dzielnica ta - podobnie jak wszystkie inne w Chicago - zmienia się, więc my także musimy podążać za naszymi czytelnikami.

Kiedy w Polsce spotykam się z opinią o "prymitywnej" chicagowskiej Polonii, strzelam m.in. nabojem pt. D&Z. A jak ta nasza społeczność wygląda z perspektywy twojej księgarni?

- Mój pogląd jest zapewne spaczony, bo obcuję z niewielką i szczególną grupą osób. To jest grupa, która czyta książki, chodzi do filharmonii, wydaje pieniądze na sztukę. Kiedy spojrzymy jednak szerzej, gdzie teraz Polacy mieszkają, jakie mają domy, do jakich szkół posyłają dzieci i jakie te dzieci osiągają wyniki w różnych olimpiadach naukowych, to ten obraz Polonii na pewno się zmieni.

Dlaczego nie udał się w "D&Z" eksperyment z kawiarnią w księgarni?

- Ależ udał się! I przez lata to znakomicie funkcjonowało. Z powodu jednak idiotycznych miejskich przepisów, które nakładały na nas podobne obligacje jak na właścicieli restauracji, musieliśmy zrezygnować z tej działalności. Było to dla nas bardzo przykre, ponieważ wielu czytelników uwielbiało tę wersję kawowo-książkową. W dalszym ciągu jednak prowadzimy galerię sztuki, która jest fenomenem samym w sobie.

Jerzy Zając

Księgarnia katolicka "Zródło":

- Moim zdaniem największym problemem, z jakim boryka się rynek książki katolickiej, jest drastyczny wzrost cen. Dawniej istniały przede wszystkim wydawnictwa zakonne, w których panowało poczucie misji. Publikowano więc książki wartościowe i dostępne dla każdego. Wydaje mi się, że teraz do wydawnictw - zarówno świeckich, jak i katolickich - przyszli nowi ludzie. Są może dobrymi menadżerami, ale zanika poczucie misji. Dlaczego "Pismo Święte" po angielsku mogę sprzedawać po 8.95 dolara, a polskie musi kosztować od razu powyżej 25 dolarów? Biblia powinna być dostępna dla wszystkich. Uważam, że wysoki wzrost cen książek w Polsce jest zjawiskiem niepokojącym. Czy to jest rynek wydawcy czy księgarza? Moim zdaniem jest to rynek wydawcy, który narzuca warunki.

Dlaczego księgarze nie mają możliwości wpływu na politykę cen?

- Księgarze w Polsce są słabi, rozproszeni, działający na własną rękę. Nie mówię tutaj o takich gigantach jak Empik, gdyż to inna skala. Zdaje mi się, że problem tkwi w zbyt wysokim narzucie cenowym wydawnictw w porównaniu z ponoszonymi kosztami. Wydawcy biorą więcej, a księgarzom dają mniej. Doprowadziło to do załamania rynku dystrybucji książki w Polsce i upadku księgarni w mniejszych miejscowościach. Słaba i mało aktywna Polska Izba Księgarska niewiele robi, by zmienić ten stan rzeczy. Tę pustkę wypełniają różne firmy zagraniczne otwierając księgarnie wysyłkowe czy kluby książkowe.

Jak wzrost cen książek odbija się na wynikach sprzedaży. Czy ludzie kupują teraz mniej książek?

- Być może sprzedajemy teraz mniej książek, ale ich ceny są wyższe. Trudno też powiedzieć, czy zmniejszyła się liczba czytelników. Jeśli przychodzi mniej osób do mnie, to zastanawiam się, czy może w innych księgarniach jest ich akurat więcej. Z Polski dochodzą mnie sygnały, że rynek książki się kurczy.

Kiedy otworzyliśmy księgarnię 11 lat temu, chłonność rynku była z pewnością większa. Po latach głodu i suszy powstało wiele wydawnictw katolickich, które zaczęły wydawać bardzo atrakcyjne książki w porównaniu z szarzyzną poprzedniego okresu. To była prawdziwa eksplozja. Spotkało się to z żywym zainteresowaniem czytelników. Z roku na rok ten entuzjazm chyba jednak słabnie. Klient staje się bardziej wymagający i lepiej poinformowany - zarówno pod względem tytułów, jak i ceny. Wtedy wszystko, co sprowadziliśmy, szło jak ciepłe bułeczki. Teraz wachlarz możliwości zakupu książki ogromnie się poszerzył. Księgarnia jest tylko jednym z takich miejsc. Innym może być np. internet.

Jakie książki najczęściej Polacy kupują w pana księgarni?

- "Pismo Święte" jest nie do pobicia. Wciąż ogromnym powodzeniem cieszy się Biblia Tysiąclecia, ostatnio pojawiło się też kilka nowych wydań z dobrymi komentarzami

A książki papieża Jana Pawła II ?

- My akurat specjalizujemy się w wydawnictwach poświęconych Janowi Pawłowi II. Naszą ambicją jest zebrać wszystko, co Papież napisał i w miarę wszystko, co napisano o Nim. Mamy na półce pierwsze dwa tomy Dzieł Zebranych Ojca Świętego: "Encykliki" i "Adhortacje". Ukazał się już tom III zawierający "Listy". Jest to naprawdę piękne, niezwykle staranne wydanie w skórzanej oprawie. Jeśli poszukiwanej publikacji klient nie znajdzie na półce w księgarni, zawsze możemy ją sprowadzić.

Czy sprzedaje pan tylko publikacje wydawnictw katolickich? Co decyduje, że dana książką trafia na półkę w księgarni?

- Pewne tytuły świetnie się sprzedają, choć nie są akurat w polu moich zainteresowań. Uwielbiam np. Bierdiejewa, ale nikt nie kupił żadnej jego książki od pięciu lat. Staram się jednak, żeby nie sprowadzać książek, sugerując się tylko własnym gustem. Proponujemy w miarę szeroką ofertę wydawnictw katolickich. Popularniejsze publikacje utrzymują te bardziej ambitne. Uważam, że w księgarni katolickiej zawsze musi być pewien kanon, przede wszystkim klasyka chrześcijańska, jak "Wyznania św. Augustyna" czy "Dzieła św Jana od Krzyża" - i to bez względu na wyniki sprzedaży. Nieraz jednak próżno szukać tych książek w wydawnictwach. Ujmując to obrazowo, powiem tak: wydawcy amerykańscy wiedzą, co to jest chleb, a co to jest ciasteczko. A wydawcy polscy czasami proponują ciasteczko, a nie dają chleba, czyli nie publikują podstawowych pozycji religijnych, albo robią to niesystematycznie. To świadczy, że nie ma u nas zdrowej polityki wydawniczej.

Czym księgarnia katolicka może zachęcić młodzież?

- W naszej księgarni niestety rzadko widać młodych ludzi. Być może to wąskie ukierunkowanie na religię i polskojęzyczne publikacje nie przyciąga młodzieży polonijnej. Jeśli docieramy do młodych, to bardziej przez rodziców, dziadków, starsze rodzeństwo. Ale mamy dużo książek dla młodzieży.

Dzielnica, w której mieści się księgarnia, przestała już być oazą polskości. Ale katolikami są także wprowadzający się tu Latynosi. Co dla nich proponuje księgarnia?

- W związku z tym, że naszymi klientami są mieszkający w sąsiedztwie Latynosi i Amerykanie, prowadzimy również sprzedaż publikacji religijnych w języku angielskim i hiszpańskim. Jednakże wciąż około 90 procent naszej działalności jest nastawiona na odbiorcę polskiego.

Niedawno wieszczono upadek małych księgarni. Na szczęście tak się nie stało. Niemniej trudno jest dziś chyba prowadzić taką działalność.

- Myślę, że my pracujemy w "biznesie" przemiany człowieka, a przez dystrybucję książek pomagamy w tej przemianie. Ludzie przychodzą do nas nie tylko po to, żeby kupić "święte książeczki" i artykuły religijne, ale także choćby po to, żeby pooddychać inną atmosferą. Mówią, że znajdują tu oazę spokoju. Naturalnie nie może być zbyt cicho. No bo przecież to jest firma handlowa.

Praca ta przynosi dużo satysfakcji, mimo że wymaga ogromnego wysiłku. Jest coś nobliwego w zawodzie księgarza. Jeżeli ktoś chciałby otworzyć księgarnię, żeby szybko "się dorobić", to znam inne sposoby łatwiejszego i większego zarobku.

Niekiedy czuję się jak krawiec z zakładu po sąsiedzku. Ślęczy ten Grek nad maszyną do szycia całymi dniami. Kiedyś zleciłem mu jakąś pracę, a on mi za to parę dolarów policzył. To jest ta stara, dobra szkoła sprzed 50 lat. Ja też podobnie siebie postrzegam. Nowe technologie elektroniczne na pewno ułatwiają życie, jednak potrzebny nam jest także bezpośredni kontakt z żywym człowiekiem. Dlatego też chyba do łask wracają kameralne księgarnie, gdzie zawsze można pogawędzić z właścicielem czy sprzedawcą lub "zaszyć się" w kącie z ulubioną książką.

rozmawiała i opracowała

Danusza Peszyńska

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor