Zawsze marzyłem o tym, abym kiedykolwiek w życiu mógł ujrzeć owe kraje bezludne jeszcze, w których potężne siły natury, niepohamowane ręką ludzką i rozbujałe, żyją, jak chcą, tworzą, co chcą, i panują absolutnie. Spojrzeć twarzą w twarz, oczyma w oczy naturze zupełnie pierwotnej, wedrzeć się w głębie dziewiczych lasów i stepów, opisywanych przez Coopera, był to ideał szczęścia, do którego wzdychałem w ukryciu od dawna. Teraz miałem to wszystko przed oczyma. Pierwotna natura otaczała mnie zewsząd, ogarnęła całego, pochłonęła moje zmysły i umysł. Mogłem się w niej rozpuścić i zginąć jak kropla marna deszczu w oceanie.
Henryk Sienkiewicz napisał te słowa podróżując w górach Kalifornii pod koniec lat siedemdziesiątych XIX wieku. Jego wielka amerykańska przygoda zawiodła go od Nowego Jorku, poprzez Chicago, Detroit i cały środkowy zachód, aż do Oceanu Spokojnego. W Ameryce spędził w sumie dwa lata.
Początkowo podróż Sienkiewicza finansowała warszawska Gazeta polska, w której pisarz pod pseudonimem Litwos drukował swoje wczesne utwory. Z Ameryki miał do Gazety przesyłać korespondencje opisujące jego wrażenia. Ale Sienkiewicz miał również inny cel: razem z towarzyszem podróży Juliuszem Sypniewskim, otrzymał zadanie dotarcia do Kalifornii i znalezienia miejsca pod osadę dla grupy warszawskiej cyganerii artystycznej, której przewodzili hrabia Karol Chlapowski i jego żona Helena Modrzejewska. Był luty roku 1876.
Po długiej podróży koleją przez Europę, Sienkiewicz zatrzymał się na krótko w Londynie, a następnie wsiadł na statek do Nowego Jorku. Po siedmiu dniach statek przycumował w porcie. Pierwsze wrażenia Sienkiewicza nie były najlepsze. Oburzyła go grubiańskość amerykańskich urzędników portowych, a "miasto, które na pierwszy rzut oka z morza zarysowało się tak majestatycznie i wdzięcznie, widziane z bliska, nie zachwyciło mnie wcale." Dzielnica portowa była brudna, brakowało brukowanych chodników, a ludność wyglądała "jakby przed chwilą urwała się od szubienicy."
Zaraz następnego dnia, Sienkiewicz udał się na zwiedzanie miasta. Jednym z pierwszych negatywnych doświadczeń stało się amerykańskie jedzenie, które już wówczas wyraźnie nosiło ślady fast food. Pisarz nazwał kuchnię amerykańska "najniegodziwszą kuchnią na świecie," w której nie chodzi o to, "żebyś zjadł zdrowo i dobrze, ale o to, byś zjadł jak najprędzej i mógł wrócić do business; wszystko, więc obliczone [jest] na łap cap." Sienkiewiczowi Nowy Jork wyraźnie się nie podobał.
W swoich opisach był bardzo krytyczny, a jego cięte pióro nie pozostawiło na kulturze amerykańskiej suchej nitki. Według niego prasa amerykańska była na niskim poziomie literackim i spełniała głównie funkcje informacyjne, teatr narodowy nie istniał nigdzie w całej Ameryce, a jeśli chodzi o samych Amerykanów, to uderzały go "przede wszystkim ich brak ogłady, gburowatość, niektóre dzikie przyzwyczajenia rażące nadzwyczaj każdego świeżego zza Oceanu przybysza." Na przykład, wyjaśniał pisarz, "Amerykanie wstają od stołu nie dziękując sobie wzajemnie za towarzystwo; witają się prostym kiwnięciem głowy lub ręki; w rozmowie, trzymają się wzajemnie za guziki, lub klapy od surdutów, co tak dalece jest rozpowszechnionym, że ma miejsce nawet między służącymi a panami; na koniec nie zdejmują kapeluszy nawet w mieszkaniach prywatnych, a surduty zrzucają wszędzie, nawet wobec kobiet lub w miejscach, których sama powaga przyrodzona na podobne postępowanie nie zezwala." Sienkiewicza oburzało szczególnie żucie tytoniu i spluwanie oraz ciągłe obsesyjne majstrowanie scyzorykiem, które zaobserwował u wielu mężczyzn.
Może Sienkiewicz, czy świadomy tego czy nie, przechodził silny szok kulturowy, charakterystyczny dla podróżujących po raz pierwszy w całkiem nowe miejsca. Przyzwyczajony do obcowania z wyższymi sferami i kręgami artystycznymi w Europie, w Nowym Jorku stykał się głównie z przeciętnymi ludźmi. Jego nowojorskie obserwacje mają znamiona "chodnikowej socjologii" i odcinają się ostro od opinii, które wyrażał o Ameryce po pewnym czasie pobytu na kontynencie. Ale może po prostu Nowy Jork był rzeczywiście wyjątkowo odpychający w tym czasie…. Od początku jednak zachwycała Sienkiewicza amerykańska przyroda. Na przykład o wodospadzie Niagara pisał: "… Widok to, na wspomnienie, którego mdleje i zwija skrzydła wyobraźnia, a pióro wypada z ręki." O Deroit stwierdził, że było to miasto zaskakująco ogromne, schludne i piękne. Po przyjeździe do Chicago oznajmił, że miasto "robi wrażenie i przyjemne, i majestatyczne." "Na chodnikach ruch ogromny," pisał dalej. "Tłumy ludzi białych i kolorowych biegną w rozmaite strony z tym czysto amerykańskim pośpiechem oznaczającym zacietrzewienie się handlowe; środkiem ulicy ciągnie mnóstwo powozów i fiakrów, słychać dzwonki tramwajów, nawoływania woźniców; wszędzie ścisk i wrzawa, zdradzająca wielka bujność życia tego młodego miasta."
Z Chicago Sienkiewicz udał się pociągiem na zachód. W Iowa zrobiły na pisarzu wrażenie skunksy, czyli, jak z humorem wyjaśniał polskiemu czytelnikowi, "śmierdziele amerykańskie" z rodzaju kun, które pociąg przejechał, doprowadzając biednych podróżnych do mdłości. Niedaleko od Omaha, Nebraska, Sienkiewicz po raz pierwszy napotkał grupę Indian Sioux. Był rozczarowany ich wyglądem ("wyglądali obdarto, nadzwyczaj brudnie i niechlujnie"), który nie odpowiadał wizerunkowi, jaki pisarz sobie wyrobił, czytając Coopera. Pomimo tego, Sienkiewicz rozumiał ich dolę i w mocnych słowach krytykował politykę rządu amerykańskiego wobec Indian, jak również rasizm przeciętnych Amerykanów. Oprócz Indian, pociąg napotykał tabory białych osadników ciągnących na zachód w karawanach wozów pokrytych pasiastym płótnem, za którymi pędzono stadka krów i owiec. Pomiędzy Indianami a osadnikami i armią federalną właśnie wrzała wojna w Górach Czarnych (Black Hills). Zanim list opisujący ten etap podróży pojawił się w druku w Warszawie, wojsko amerykańskie dowodzone przez generała Custera poniosło największą w dziejach wojen z Indianami klęskę pod Little Bighorn.
Pociąg przeprawił się powoli przez Góry Skaliste i nareszcie dotarł do "uroczej Kalifornii," gdzie "niebo błękitne jak we Włoszech, ciemnozielone lasy, jaśniejsze doliny porosłe trawą, czerwone skały - wszystko to mieni się i gra w słonecznych blaskach jak tęcza." Może pogoda i uroda Kalifornii miały na to jakiś wpływ, a może po prostu Sienkiewicz zaczął poznawać Amerykę trochę lepiej, bo jego opinia o Stanach Zjednoczonych znacznie się poprawiła. Szczególnie gorąco wychwalał demokrację amerykańską. Choć tzw. cywilizacja wysoka w Europie nie miała, według pisarza, sobie równych, to przecież dostępna była tylko wąskim warstwom społecznym najbogatszych. W Ameryce zaś, choć nie dochodząca do europejskiego poziomu, cywilizacja "rozlewała się" nieporównanie "szerzej i powszechniej," obejmując całe społeczeństwo. Sienkiewicz ustosunkował się także do "modnego" tematu emancypacji kobiet. Choć Amerykanki podczas całego jego pobytu sprawiały na nim jak najgorsze wrażenie i nie szczędził im złośliwych słów krytyki, to zaobserwował wnikliwie, że edukacyjne, profesjonalne i obyczajowe możliwości kobiet w Stanach były, często wbrew pozorom, nadal bardzo ograniczone.
W San Francisco Sienkiewicz zaznajomił się z miejscową kolonią polską. Byli wśród nich dawni uczestnicy polskich powstań, jak na przykład generał Włodzimierz Krzyżanowski i kapitan Franciszek Wojciechowski. Sienkiewicz szczególnie zaprzyjaźnił się z literatem i dziennikarzem Julianem Horainem. "Kapitan, Korwin," czyli Rudolf Piotrowski, którego Sienkiewicz również poznał w Kalifornii, posłużył mu później jako prototyp pana Zagłoby. W lecie pisarz przeniósł się do Anaheim w południowej Kalifornii, gdzie znalazł dom i farmę dla Chlapowskich, którzy przybyli do Ameryki w jesieni, wraz z synem aktorki z pierwszego małżeństwa Rudolfem Modrzejewskim i kilkoma innymi osobami z cyganerii artystycznej. Sienkiewicz pisał dużo, ale też polował i wyjeżdżał na wycieczki w góry. Czuł się świetnie i tak donosił przyjacielowi w liście: "Krótko wam powiem, jest mi tak dobrze, ze gdybym miał zapewnione życie wieczne, nie chciałbym go spędzić gdzie indziej. (…) Tualeta moja, składająca się z flanelowej koszuli, z rypsowych portek i sombrero, kosztuje: one dollar (jeden dolar). Klimat nie wymaga tu innej. Na noc mam koc na wierzch, pod spod zaś plenty skór; sypiam przy ognisku z drzew - zgadnijcie, jakich? Laurowych! Pozbyłem się nerwów, kataru i bólu zębów. Sypiam jak król."
Na początku 1877 roku sielanka w Anaheim dobiegła końca. Artyści zaczęli sobie działać na nerwy i dochodziło do konfliktów. Na dodatek Chlapowskim kończyły się pieniądze. Pani Helena zaczęła brać lekcje angielskiego, aby powrócić na scenę i zarobić na utrzymanie rodziny. Sienkiewicz podróżował po całej Kalifornii, ale na debiut teatralny Modrzejewskiej udał się z powrotem do San Francisco.
W jesieni wybrał się na dłuższe polowanie na bawoły w stepach Wyoming, przeżywając coraz to nowe doświadczenia myśliwego i nadal zachwycając się dziką przyrodą Ameryki. W Wyoming na nieszczęście zapadł na zdrowiu i postanowił powrócić do Europy. Udał się więc z powrotem przez cały kontynent, podążając śladami artystycznych sukcesów Modrzejewskiej i odwiedzając artystkę w Bostonie, Pittsburgu i Nowym Jorku.
Na temat Polonii Sienkiewicz w swoich listach nie napisał wiele. Wydaje się, że zajmowały go głównie Ameryka i rodowici Amerykanie. Chociaż w dwóch listach z podroży dość drobiazgowo opisał i wyliczył osady polskie, w różnych stanach, to w porównaniu z jego bujnym opowiadaniem o Ameryce, refleksjom polonijnym jakoś brakuje koloru. Sienkiewicz całkiem dobrze orientował się w rozwoju parafii polskich, prasy polsko-języcznej i rywalizacji pomiędzy klerykalnym i liberalnym przywództwem Polonii. Ale jego portret psychologiczny chłopskiego emigranta z Polski przedstawiony w listach jest płaski i ogólnikowy, co dziwi u autora Latarnika i Za chlebem. Los tożsamości etnicznej Polaków w Ameryce uważał za przesądzony: "Prędzej czy później zapomną, zmienią wszystko aż do nazwisk, które dla angielskich zębów do zgryzienia za trudne, przeszkadzają w businessie."
Z Nowego Jorku Sienkiewicz odpłynął do Europy w marcu 1878 roku, kończąc swoją amerykańską przygodę. Z jego wspaniałych listów publikowanych w Gazecie polskiej Amerykę lat siedemdziesiątych XIX wieku widzianą oczami pisarza poznawały generacje czytelników literatury podróżniczej w Polsce.
[W artykule wykorzystano m.in.: Henryk Sienkiewicz, Listy z podroży do Ameryki, tom I-II (Warszawa: PWN, 1950); Julian Krzyżanowski, Kalendarz życia i twórczości Henryka Sienkiewicza (Warszawa: PWN, 1954)]
Anna Jaroszyńska - Kirchmann
Department of History
Eastern Connecticut State University
e-mail Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.