----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

09 kwietnia 2007

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

Jest to problem trudny dla każdego komu przychodzi się z nim mierzyć, a także powszechny, ponieważ jeżeli mamy dzieci, to musi nadejść kiedyś moment, kiedy nasze dzieci będą musiały odejść z domu. I nikt i nic nie jest w stanie tego powstrzymać.

Proces opuszczania domu rodzinnego przez dorastające dzieci zwykle bywa dla obu zaangażowanych stron, zarówno rodziców jak i dzieci, momentem skomplikowanym emocjonalnie i większość ludzi nie potrafi sobie z nim poradzić bez bólu i lęku. Czasem jest tak, że wręcz niemożliwe jest uniknięcie cierpienia, zdaje się, że jest ono wpisane w nasz ludzki los. Powszechnie sądzi się, że to głównie matki cierpią z powodu odchodzenia dzieci, że ojcowie znacznie lepiej radzą sobie w takich sytuacjach, przede wszystkim dlatego, że pochłania ich życie zawodowe i mniej czasu poświęcają zwykle swoim dzieciom. Prawdą jest, że problem odchodzenia dzieci z rodzinnego domu dotyczy nie tylko kobiet, chociaż głównie ich. Są też ojcowie, którzy również dolegliwie przeżywają rozstanie z ukochanym dzieckiem, tak że ten artykuł jest adresowany do rodziców boleśnie odczuwających rozstanie ze swoimi dziećmi. Dlaczego tak trudno przebrnąć przez ten moment życia? Dlaczego naturalny w końcu proces przysparza nam tylu zmartwień?

Moment opuszczenia domu przez dzieci powoduje poważną zmianę dotychczasowej sytuacji rodziny, sprawia, że musimy przystosować się do nowej sytuacji, nauczyć się żyć w nowych warunkach. Zwykle w tym okresie ujawniają się wszystkie braki dotychczasowego funkcjonowania rodziny, problemy więzi małżeńskiej oraz sprzeczne uczucia w nas samych. Z jednej strony rozumiemy, że jest to naturalny bieg życia, niby zawsze wiedzieliśmy, że dzieci kiedyś odejdą, w końcu cały czas je do tego przygotowywaliśmy, z drugiej strony jednak obawiamy się o ich przyszłość. Martwimy się jak sobie z tym wyzwaniem poradzą, jak się będą mogły obejść bez naszej opieki i wsparcia. Jak my będziemy mogli żyć bez nich.

Poważną trudnością tej sytuacji jest powszechne poczucie utraty, pustki, tak jakby nasze dziecko odchodziło na zawsze. Często nasze uczucia można porównać do tych, które odczuwamy, kiedy ktoś odchodzi ostatecznie z naszego życia, kiedy przeżywamy żałobę. Żałobie towarzyszy smutek i jest to emocja, która pojawia się wtedy, kiedy stracimy coś, co przedstawia dla nas wielką wartość, a co jest przeważnie nie do odzyskania. W smutku kumulują się uczucia lęku, złości, winy, żalu. Dlaczego jest nam tak trudno pogodzić się z odejściem naszych dzieci? Dlaczego tak cierpimy?

Matki, które przez wiele lat zajmowały się wyłącznie domem i wychowywaniem dzieci, oparły cały sens życia i poczucie własnej wartości na roli dobrej, oddanej matki, która wszystko poświęca swoim dzieciom, żyje niejako ich życiem. Odkrycie, że jest się już niepotrzebną w tej roli, powoduje poczucie utraty sensu życia, a co za tym idzie, własnej tożsamości. Osoba taka właściwie nie wie, kim jest. Jeśli nie matką, to kim? Osoby, których życie obracało się wyłącznie wokół rodziny, mają szczególne trudności w przystosowaniu się do nowej sytuacji, gdyż wraz z odejściem dzieci zniszczona zostaje centralna sfera ich aktywności życiowej, z której czerpały sens i cel swojej egzystencji. Okazuje się, że dla nich oprócz tej sfery nie istnieje nic, co byłoby równie ważne. Z powyższych rozważań wynikałoby, że kobiety, które mają inne obszary działania, np. ważną, satysfakcjonującą pracę, są uwolnione od cierpienia, związanego z nową sytuacją rodziny. Otóż niekoniecznie tak jest. Chociaż badania wykazują, że córki pracujących matek mają większą samoświadomość i lepiej przystosowują się do samodzielnego życia, to jednak matki, które nie poświęcały się wyłącznie dla bliskich i nie zrezygnowały z pracy zawodowej i innych zajęć poza domem (np. hobby) zwykle w tym czasie stawiają sobie trudne pytania: czy bycie matką i wykonywanie zawodu było utrzymane w dobrej proporcji, czy z powodu zajęć pozadomowych nie cierpiała rodzina, czy nie były zaniedbywane dzieci? Czy nie powinnam zrezygnować z pracy zawodowej, ponieważ najbardziej potrzebowały mnie dzieci, czy nie byłam zbyt wielką egoistką? Odpowiedzi na te pytania nie są zwykle dla nas korzystne. Najczęściej w takiej sytuacji pojawia się poczucie winy, że nie było się dobrą matką, że straciło się najlepsze lata, kiedy dzieci były małe i że jest to strata bezpowrotna. Takie dylematy miewają też ojcowie, ale w ich przypadku sprawa zwykle nie dotyczy pytania czy trzeba było zrezygnować z pracy, raczej czy nie trzeba było pracować mniej, więcej czasu poświęcając rodzinie.

Jak widać okres pożegnań z dziećmi jest też okresem mierzenia się z poczuciem winy, że nie było się dość dobrą matką czy ojcem, że nie dało się własnym dzieciom wszystkiego, co powinny były dostać. Szczególnie dolegliwe jest nasze poczucie winy wtedy, kiedy dziecko ma poważne problemy, np. nadużywa alkoholu czy narkotyków, jest w depresji, ma konflikt z prawem. Czujemy się wtedy odpowiedzialni za jego trudności, mamy przeświadczenie, że zawiedliśmy jako wychowawcy, odczuwamy porażkę jako rodzice, co jest często równoważne porażce całego naszego życia. Odejście dzieci z domu będzie w takiej sytuacji zdecydowanie utrudnione, czy wręcz niemożliwe, ponieważ najbardziej pragnie się zadośćuczynić własnemu dziecku wszystkie wyrządzone krzywdy i otoczyć je całkowitą opieką, naprawić popełnione błędy. Jest to bardzo trudna sytuacja w naszym życiu, kiedy to nie pozwalamy odejść z domu naszemu 25 czy 30-latkowi, trzymając go przy sobie kurczowo. Obwiniamy siebie, że z powodu naszej nieudolności wychowawczej nie potrafił w porę dojrzeć, a tym samym nie jest zdolny do samodzielnego życia. Nie chcemy dostrzec, że nasza nadopiekuńcza postawa jeszcze mu to utrudnia. Sytuacja taka wymaga bezwzględnie szukania specjalistycznej pomocy, ponieważ nasze uzależnieniowe nastawienie nie daje nadziei na poprawę, a na tym cierpimy nie tylko my, ale przede wszystkim nasze dziecko.

Jak radzić sobie w przypadku, kiedy uczucie smutku i żalu nie pozwala nam normalnie żyć? Przede wszystkim należy sobie uświadomić, że dochodzenie do równowagi jest procesem, który przebiega w czasie, przechodząc kolejne fazy. Pierwsza z nich to nieakceptacja tego, co się stało, niechęć do konfrontacji, próby ratowania się przed uczuciem straty, zagubienie, chaos emocjonalny. Druga faza to sprzeczne uczucia, które odbieramy jako dolegliwe: miłość, wdzięczność, lęk, żal, złość, wina, troska. Fazie tej często towarzyszą zaburzenia somatyczne, brak apetytu (lub nadmierny apetyt), bezsenność, cierpiącego ogarnia wtedy poczucie całkowitej, nieodwracalnej straty i beznadziei. Nasilają się objawy depresji. Następna faza to okres powolnego godzenia się ze stratą, przywoływanie obrazu osoby, która odeszła, przeżywanie jeszcze raz czasu z nią spędzonego, analizowanie wszystkich popełnionych błędów i niedociągnięć i myślenie typu "co by było, gdybym". Kolejna faza to powolne dopuszczanie do siebie myśli o nowej organizacji życia już bez utraconego bliskiego. I ostatni etap to przede wszystkim szukanie swojej nowej tożsamości (bardziej autonomicznej), ponieważ dawna (matki lub ojca) przestała funkcjonować na dotychczasowych zasadach. Świadome przejście przez wszystkie te etapy daje nam możliwości na powrót do równowagi.

Jest to też moment wielkiej szansy na wzbogacenie naszego życie o nowe elementy, które do tej pory były wypierane przez rolę matki czy ojca. To prawda, że role rodziców są doniosłe w naszym życiu i dzieci są w nim naczelną wartością, ale też ważne, żebyśmy nie zapominali, że mamy jednak swoje własne życie do przeżycia, a nasze dzieci w tym samym czasie mają własne. Pozwólmy im, aby je przeżywały najlepiej, jak potrafią. Nie przysparzajmy im dodatkowych zmartwień, związanych z poczuciem winy, że nas opuszczają. Pozwólmy im odejść, ułatwmy im to naszą dojrzałą postawą. Nie zatrzymujmy ich, bo jest to dla nich zawsze niekorzystne. Każda sytuacja straty, każde rozstanie daje nowe możliwości (zarówno rodzicom, jak dzieciom) zastanowienia się nad swoim życiem, nad sobą, zadania sobie pytań, kim byliśmy, kim jesteśmy w tej nowej sytuacji, kim chcielibyśmy być. Dzięki odpowiedziom na te pytania możemy stać się bardziej niezależni, autentyczni, możemy zacząć szukać możliwości odbudowania nadwątlonych więzi z innymi ważnymi ludźmi w naszym życiu (np. współmałżonkiem, rodzicami, czy przyjaciółmi), możemy też szukać sposobności zajęcia się tym, co zawsze nas poruszało, a nigdy na to nie mieliśmy czasu, albo znaleźć takie zajęcie, które stanie się naszą pasją. I tak proces opuszczania domu rodzinnego przez dorastające dzieci, jak każdy trudny i bolesny okres, jest również wyzwaniem i szansą na głęboką refleksję nad sobą samym i swoim życiem, nad wszystkimi brakami i niedoskonałościami tego życia. Stwarza szansę na bardziej satysfakcjonującą przyszłość.

Grażyna Sobiczewska

terapeuta rodzinnym i małżeński.

Obecnie jest zaangażowana w Program Pomocy Rodzinie przy Family Counseling & Rehabilitation Center.

Tel.: 800 652 0005

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor