----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

09 maja 2007

Udostępnij znajomym:

Stanowią żywy, barwny element wielu miast świata. Spotykamy ich także w Chicago. Na stacjach kolejki metra, w parkach, na trotuarach śródmieścia. Muzycy uliczni. Grają na saksofonach, gitarach, skrzypcach, afrykańskich bębenkach. Bluesa, ognistą salsę, utwory muzyki klasycznej. Nieraz ktoś przystanie, wrzuci do futerału po instrumencie lub do kapelusza dolara lub dwa. Niekiedy wokół gromadzi się tłum gapiów, czy prawdziwych słuchaczy.

A co by było, gdyby na tym skwerku czy w tym przejściu podziemnym pojawił się słynny wirtuoz? Czy byśmy go rozpoznali? Czy piękno samej muzyki zdołałoby wyrwać nas ze zwykłej rutyny. Czy te same utwory - wykonane przez tych samych muzyków - które magnetyzują nas w salach koncertowych, są w stanie choćby na chwilę zatrzymać uwagę w ulicznej scenerii, w niewłaściwym może czasie?

Kilka miesięcy temu z inicjatywy pisma "Washington Post" został przeprowadzony ciekawy eksperyment. Wziął w nim udział jeden z najsłynniejszych współczesnych muzyków świata - skrzypek Joshua Bell.

W piątkowy poranek, punktualnie o godz. 7:41 rano, kiedy ludzie spieszyli do pracy, pojawił się przy wyjściu ze stacji metra. W dżinsach, podkoszulku z długimi rękawami i w czapce baseballówce, nie odróżniał się od innych muzyków ulicznych. Wziął do rąk swoje skrzypce, jeden z najświetniejszych w świecie egzemplarzy tego instrumentu, do futerału wrzucił kilka dolarów i drobne - pieniądze na wabika.

Przez następne 41 minut grał arcydzieła muzyki klasycznej.

W tym czasie przeszło obok niego 1097 osób.

I co się zdarzyło?

Siedem osób zatrzymało się, żeby posłuchać koncertu skrzypka. Dwadzieścia siedem wrzuciło do futerału datki na łączną kwotę $32 plus drobne. Ani przez chwilę nie było tłumu.

Trzy dni wcześniej Bell wystąpił w Bostońskiej Filharmonii, gdzie na koncert bilet - nawet na poślednie miejsca - kosztował około 100 dolarów.

Nie wiadomo, czy którakolwiek z osób, które się zatrzymały, rozpoznała fenomenalnego muzyka. To zresztą nie było istotne. Celem eksperymentu było zbadanie gustów, priorytetów, mechanizmów percepcji.

Czy jednak można było oczekiwać innej reakcji? Najcudowniejsza nawet muzyka świata nie jest chyba w stanie zatrzymać pędzącego do pracy tłumu. Nie zatrzymałyby go też arcydzieła sztuki, no może szokujący performance.

Ale co by było, gdyby eksperyment odbywał się w bardziej komfortowych warunkach, podczas weekendu, gdzieś na placu przed popularnym magazynem?

oprac. dp

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor