Szykuje się kolejna opłata w Chicago. Tym razem dotknie ona prawie wszystkich, którzy robią zakupy, niezależnie od kupowanych produktów.
Zaczęło się od pomysłu dwóch radnych, w tej chwili na ten temat dyskutują już wszyscy. Wszystko w imię ochrony środowiska, choć niektórzy zaczynają podejrzewać, iż jest to kolejny sposób na podreperowanie miejskiego budżetu. Nie ulega wątpliwości, że ponad 100 miliardów plastikowych siatek zużywanych każdego roku w Stanach Zjednoczonych ma wielki wpływ na środowisko naturalne. Część z nich zamiast na wysypiska trafia do lasów i oceanów. Oblicza się, że są one przyczyna śmierci ponad miliona ptaków i 100 tysięcy morskich zwierząt rocznie. Poza tym do ich wyprodukowania potrzeba tysięcy baryłek ropy naftowej. Chicagowscy radni wzorem San Francisco chcieli wprowadzić całkowity zakaz ich używania. Pomysł ten upadł, a w jego miejsce pojawił się następny. Sklepy, które mają więcej, niż pięć punktów sprzedaży, z których powierzchnia każdego przekracza 5 tysięcy stóp, zobowiązane byłyby do wprowadzenia recyclingu. W widocznym miejscu pojawić się miałyby specjalne pojemniki na zużyte siatki, a na każdej z nich napis: Użyj ponownie, lub oddaj do przetworzenia. Każdego roku sklepy musiałyby składać szczegółowy raport na temat liczby i wagi odzyskanych siatek. Za niepodporządkowanie się przepisom groziłyby dotkliwe kary. Ten pomysł też znajduje wielu przeciwników. Główne dlatego, że dotyczy jedynie części sklepów i wymaga od nich dodatkowych inwestycji. Pojawił się więc trzeci. Do każdej siatki, jaką konsument wynosi ze sklepu doliczana będzie cena 10 centów. W ten sposób znajdą się pieniądze na ochronę środowiska. Ze wszystkich wymienionych pomysłów ten trzeci wydaje się być najliczniej w radzie miasta popierany. Pomysł płacenia za siatki na zakupy nie jest nowy. Rozwiązanie to stosuje większość detalistów na całym świecie. Tam jednak mówi się otwarcie, że jest to cena produktu, a tym samym zysk producenta i sklepu, w którym jest on używana. W Chicago usprawiedliwia się to ochroną środowiska, choć i tak wszyscy wiedzą, że tylko drobne sumy z całej operacji trafią na ten cel - tak właśnie brzmi argument przeciwników zmiany.