Kobieta zwolniona została tymczasowo z ośrodka dla imigrantów w powiecie Mc Henry. Na wolności czekać będzie na decyzję Kongresu w swojej sprawie. Każdego dnia musi jednak meldować się u władz federalnych.
O przypadku 43-letniej Coriny Turcinovic pisaliśmy przed tygodniem. Przypomnijmy, że jest ona obywatelką francuską, która przyjechała do USA, by opiekować się sparaliżowanym w wypadku samochodowym mężem. Obydwoje utrzymywali się z pieniędzy przyznanych przez sąd w ramach odszkodowania za błąd medyczny podczas leczenia oraz z jej własnych oszczędności. Przez cały czas kobieta przebywała tu legalnie jako jedyna opiekunka sparaliżowanego męża. On sam starał się w tym czasie o uregulowanie swego pobytu. Ze względu na paraliż całego ciała nie mógł osobiście stawić się w urzędzie imigracyjnym. Władze wiedziały o tym i były przygotowane na taką ewentualność. Jednak ze względu na błąd urzędnika petycja Mario Turcinovica została odrzucona. Zanim udało się sprawę wznowić mężczyzna w 2004 roku zmarł. Corinie nie przysługiwał więc po jego śmierci stały pobyt. Zaczęły się problemy. Pod koniec grudnia 2007 roku została ona aresztowana i zamknięta w centrum imigracyjnym na przedmieściach Chicago.
W styczniu miała być deportowana. Sprawą zainteresował się demokrata, Dan Lipiński. Poprosił Kongres o uczynienie w tej sytuacji wyjątku i zezwolenie na pozostanie kobiety w USA.
Od początku nie było najmniejszych szans, by obydwie izby parlamentu podjęły decyzję na czas. Deportacja była niemal nieuchronna. We wtorek jednak została ona zwolniona z imigracyjnego aresztu i otrzymała pozwolenie na zamieszkanie w swoim domu. Na wolności oczekiwać będzie na decyzję władz w swojej sprawie. Już samo zezwolenie na opuszczenie ośrodka w Mc Henry jest dobrym dla niej znakiem. Podobnie zgoda na wstrzymanie się z deportacją do czasu podjęcia decyzji w Waszyngtonie. Reprezentujący ją prawnik przyznaje, ze podobne przypadki w ostatnich latach nie zdarzają się często. jest on dobrej myśli.
Władze imigracyjne tylko pod naciskiem członków Judiciary Committee zgodziły się na chwilowe wstrzymanie procesu deportacyjnego. Przypominają jednak, że od momentu śmierci męża w 2004 roku kobieta przebywała w USA nielegalnie. Zgodnie z prawem powinna była opuścić już dawno kraj. Przypomniano również, że obowiązkiem władz imigracyjnych jest egzekwowanie obowiązujących przepisów niezależnie od tego, czy poddana deportacji osoba jest w stanie naświetlić swą sytuacje w krajowych mediach, czy nie.