----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

28 lutego 2008

Udostępnij znajomym:

Dzięki wysiłkom antyimigracyjnych fanatyków i lobbystów prywatnego więziennictwa rośnie gwałtownie liczba osób czekających na załatwienie swojej sprawy azylowej za drutami kolczastymi, w więziennych celach. Takie internowanie może trwać wiele miesięcy. Rodziny pozostają w tym samym więzieniu, choć w osobnych celach. Kilkumiesięczne niemowlęta budzone są waleniem w drzwi o 5:30 rano. Zdarzają się gwałty i pobicia przez strażników. Na skargi jest jedna odpowiedź - „jeśli coś ci się nie podoba, wracaj do swego kraju" - pisze Margaret Talbot w ostatnim New Yorkerze. Oto fragmenty tego bulwersującego artykułu.

Latem 1995 roku Irańczyk o nazwisku Majid Yourdkhani pożyczył koledze fotokopię „Szatańskich wersetów" Salmona Rushdiego, jednej z najsurowiej zakazanych książek w krajach muzułmańskich. Agenci rządowi aresztowali kolegę i dotarli do niewielkiej drukarni Majida w Teheranie. Udało mu się przejść przez zieloną granicę do Turcji, skąd poleciał do Kanady. Przez wiele miesięcy jego żona, Masomeh, która pozostała w Iranie, odbierała nocne telefony z pogróżkami od tajnej policji. Ale i jej udało się zbiec i w kilka miesięcy później małżonkowie spotkali się w Toronto.

Mieszkali tam przez następne 10 lat. Majid pracował w pizzerii, Masomed w kawiarence. Lubiła kolorowe stroje i kosmetyki, zakazane przez islamską rewolucję. Myśleli, że niespokojne lata mają za sobą. Ich syn, Kevin, urodził się w 1997 roku w Toronto, miał więc obywatelstwo kanadyjskie. I nagle, w grudniu 2005 roku, państwo Yourdkhanis dowiedzieli się, że odmówiono im azylu politycznego. Majid, Masomeh i Kevin zostali deportowani do Iranu.

Masomeh spędziła po powrocie miesiąc w więzieniu. Jej mąż - sześć miesięcy, w ciągu których był bity i torturowany. Po wyjściu z więzienia rodzina zapłaciła przemytnikowi 20 tys. dolarów za fałszywe dokumenty i zorganizowanie ciągu skomplikowanych przelotów z powrotem do Kanady.

Szczęście opuściło ich podczas ostatniego odcinka podróży. Jeden z pasażerów ich lotu z Georgetown w Guyanie do Toronto zmarł na zawał i samolot lądował niespodziewanie w Puerto Rico. Amerykańskie służby imigracyjne stwierdziły, że państwo Yourdkhanis mają fałszywe papiery. Na nic zdały się ich prośby, aby pozwolili im jechać dalej do Kanady. Jeśli chcą azylu, usłyszeli, muszą starać się o niego w USA. Złożyli wniosek azylowy i pięć dni później stali się częścią jednego z najdziwniejszych amerykańskich eksperymentów w dziedzinie polityki imigracyjnej - trafili za druty byłego więzienia w prawie bezludnej części Teksasu - T. Don Hutto Residential Center.

 

Więzienny biznes

Hutto jest jednym z dwóch amerykańskich aresztów imigracyjnych dla rodzin - i jedynym zarządzanym przez prywatną firmę więzienną. Więzienia imigrantów to najszybciej rozwijająca się forma pozbawiania wolności w tym kraju, a dzięki wsparciu administracji Busha, staje się zyskownym biznesem. W końcu roku 2006 ok. 14 tys. osób było więzionych przez władze federalne za naruszenie przepisów imigracyjnych w najrozmaitszych placówkach - w celach wynajętych w miejskich i powiatowych więzieniach i siedmiu osobnych więzieniach obsługiwanych przez prywatne firmy. Liczba ta wzrosła o 79% w porównaniu z rokiem poprzednim, w dużej mierze dzięki staraniom Michaela Chertoffa, sekretarza Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, który zarządza więziennictwem służb imigracyjnych i celnych. W 2005 roku Chertoff zapowiedział odejście od „chwytania i wypuszczania" - wieloletniej praktyki, która pozwalała osobom schwytanym bez legalnych papierów pozostać na wolności w czasie oczekiwania na stawienie się w sądzie. Tacy imigranci nie byli w żaden sposób nadzorowani, nic więc dziwnego, że niewielu stawiało się w sądzie.

Korporacje zaczęły interesować się więziennictwem w latach 80-tych, na fali przekonania, że firmy prywatne potrafią robić wszystko bez wyjątku lepiej i wydajniej niż rządowa biurokracja. Największa z takich firm, Corrections Corporation of America, C.C.A., powstała w roku 1983. Ale kiepskie zarządzanie i szereg głośnych skandali - ucieczki z więzień zarządzanych przez firmę i rosnąca przemoc w wielu z nich, ostudziły początkowy entuzjazm. Nie udała się próba przejęcia całego systemu więzień Tennessee, gdzie firma ma siedzibę. W końcu roku 2000 akcje C.C.A. osiągnęły najniższe notowania w dziejach. Fortuna zaczęła się jednak odwracać po 11 września, kiedy rosnąca liczba aresztowanych imigrantów zapełniła puste więzienia firmy.

 

Razem - ale za kratami

Był z nimi tylko jeden kłopot - wśród aresztowanych przybyszy były setki dzieci. Zwykle wysyłane były do przytułków, co pozwalało im chodzić do szkoły, podczas gdy rodzice pozostawali za kratami. Nikomu jednak nie wydawało się to słuszną polityką - ani służbom imigracyjnym, ani rzecznikom praw imigrantów, ani Kongresowi. Raport Komitetu Budżetowego Izby Reprezentantów z roku 2005 wspominał o „dzieciach zatrzymanych przez DHS, w tym kilkumiesięcznych niemowlętach, oddzielanych od rodziców i umieszczanych w schroniskach". Ten sam raport stwierdzał, że dzieci nie powinny być powierzane opiece władz, chyba że zagraża im niebezpieczeństwo.  „DHS powinien uwalniać rodziny, albo stosować alternatywy wobec więzienia ich". Raport zalecał nowy program, zwany ISAP (Program Intensywnego Nadzoru i Meldowania się), w którym osoby oczekujące na rozstrzygnięcie spraw azylowych mogłyby pozostać na wolności pod warunkiem noszenia elektronicznej bransolety i regularnego zgłaszania się do urzędnika nadzorującego ich sprawę. Program pilotowy w dwunastu miastach wykazał, że 90% tak potraktowanych imigrantów stawia się w terminie do sądu. Służby imigracyjne mogły, zgodnie z sugestią Kongresu, postawić na objęcie rodzin imigrantów, szczególnie azylantów, takimi programami. Zwyciężyła jednak koncepcja zamykania rodzin w Hutto, więzieniu prowadzonym przez C.C.A. Rodziny mogą pozostać razem - w celach, za drutem kolczastym.

Kiedy państwo Yourdkhanis trafili do Hutto zima przed rokiem, więzienie było otwarte przez dziewięć miesięcy, ale prawie nikt w USA o nim nie słyszał. Hutto znajduje się w Taylor, 40 mil na północny wschód od Austin. Miasteczko ma 17 tys. mieszkańców, mnóstwo zamkniętych na głucho sklepów i warsztatów. Hutto jest największym pracodawcą w okolicy. Więzienie ma ponad 500 łóżek. Liczba zatrzymanych zmienia się, ale średnio wynosi ok. 400 osób, z czego połowę stanowią dzieci. Wiele pochodzi z Ameryki Łacińskiej (z wyjątkiem Meksyku - złapani nielegalni Meksykanie są automatycznie odstawiani na granicę). Niemało jest tu rodzin, które złożyły wnioski azylowe - z Iraku, Somalii, Iranu czy Rumunii. Jak państwo Yourdkhanis, często mają za sobą historię prześladowań w swoim kraju. Wielu pokonało już pierwszą przeszkodę - przesłuchanie, w którym udowodnili uzasadnione obawy przed powrotem do rodzinnego kraju. Nikt nie miał za sobą przeszłości kryminalnej.

 

Betonowy świat

Kiedy państwo Yourdkhanis przybyli do Hutto, ujrzeli betonowy kompleks pomalowany na biało, że szparami zamiast okien, z podwójnym płotem zwieńczonym drutem kolczastym. Betonowe boisko otaczały potężne reflektory. Zostali rozmieszczeni w celach z piętrowymi łóżkami przykrytymi cienkimi materacami, z metalowym zlewem i odsłoniętą toaletą. Zwykle matki były umieszczone w celi z najmniejszymi dziećmi, ojcowie - w osobnej, starsze dzieci - w kolejnej. Żonie i mężowi nie było wolno było odwiedzać się wzajemnie w celach. Masomeh wspomina: „Przez trzy dni Majid miał gorączkę, a ja nie mogłam pójść i zapytać, jak się czuje. W celi były metalowe drzwi, okna o szerokości 5 cm i nagie ściany. Drzwi pozostawały otwarte w ciągu dnia, ale nocą uruchamiane były laserowe wykrywacze ruchu. Jeśli dziecko budziło się w środku nocy i próbowało pójść do rodziców, wyła syrena alarmowa.

Strażnicy w Hutto siedem razy dziennie prowadzili odliczanie. Wówczas wszyscy musieli pozostać w celach, nawet kilkuletnie dzieciaki. Oznaczało to 12 godzin na dobę w małej komórce. Pozostały czas zatrzymani mogli spędzać w więziennym hallu, z dwiema kanapami i telewizorem. W marcu zeszłego roku pewien adwokat imigracyjny zeznając przed sądem federalnym w Austin na temat warunków w Hutto opisał scenę, kiedy pięcioletnia córka klientki prosiła o pozwolenie na pójście do toalety podczas odliczania. Spotkała się z odmową sześć czy siedem razy. Po piętnastu minutach nie wytrzymała.

Krewni odwiedzający więzienie mogą zobaczyć się z zatrzymanymi wyłącznie przez szybę z pleksiglasu. Zresztą, niewiele dociera na to odludzie, a poza tym wielu zatrzymanych też nie chce być oglądanych w takich warunkach.

Jeżeli zatrzymany ma adwokata, wolno mu spotkać się bez oddzielającej szyby. Ale dzieci muszą pozostać w tym samym pokoju - więzienie to nie jest przystosowane do pozostawienia dzieci bez nadzoru. W rezultacie dzieci muszą słuchać opowieści o torturach, gwałtach, przemocy.

Dzieci regularnie budzone są w nocy światłem zapalanym w celach przez strażników. Pobudka dla wszystkich jest o 5:30. Dzieciom nie wolno mieć pluszowych zwierząt, kredek, ołówków ani długopisów w celach. Nie wolno im zabierać ze sobą obrazków, które namalują we wspólnym pomieszczeniu i wieszać ich na ścianie w celi. W pierwszym okresie Hutto jako aresztu imigracyjnego, dzieciom oferowano godzinę szkoły dziennie. Wszyscy zatrzymani, również nieletni, przebierani byli w niebieskie lub zielone stroje więzienne. W listopadzie 2006 roku nawet niektórzy strażnicy z Hutto byli tak sfrustrowani brakiem podstawowych rzeczy dla dzieci, że poprosili o zbiórkę grup związanych z kościołami w Austin.

Pracownicy więzienia, przebrani w policyjne mundury, byli w większości zupełnymi nowicjuszami, bez żadnego wykształcenia. Jeśli mieli jakieś doświadczenie, to w więziennictwie, nie opiece nad dziećmi. Wielu zatrzymanych zeznawało, że za najmniejsze naruszenie reguł strażnicy straszyli ich zakazem widzenia dzieci. Kevin Yourdkhanis opisał jeden taki przypadek: „Byłem w łóżku i podszedł do mnie tata, aby poprawić mi pościel. Kiedy strażnik zobaczył go w mojej celi, powiedział, że jeśli jeszcze raz tu przyjdzie, wyśle go do osobnego więzienia, a mnie odda do sierocińca i nigdy się nie zobaczymy. Płakałem tak długo, że całkiem opadłem z sił".

Michelle Brane z organizacji pomocy uchodźcom politycznym udało się odwiedzić Hutte w grudnia 2006 roku. „Nieprawdopodobnie przygnębiające miejsce. Dzieci karane za najzwyklejsze zachowania - bieganie, hałasy. Mam dwu- i czteroletnie dziecko w domu i zastanawiałam się, jak możliwe byłoby opanowanie ich, aby uniknąć tu kar. Najbardziej szokujące było to, że nic nie docierało do pracowników. Uważali, że jest tam wspaniale".

Majid Yourdkhanis i jego żona mieli wrażenie, że są wewnątrz czarnej dziury - miejsca, o którym nikt nie wie, z którego się nie wychodzi. Nie było to uczucie całkiem irracjonalne. Prywatne więzienia otacza ścisła tajemnica. Firmy prowadzące je zwolnione są z publicznego nadzoru typowego dla więzień publicznych, zasłaniając się skutecznie „tajemnicą handlową". Łatwiej dostać się do więźnia w celi śmierci niż do Hutto. Wstępu tam odmówiono nawet szefowi komisji ONZ zajmującej się prawami imigrantów, Jorge Bustamante. Evelyn Hernandez, szefowa Hutto, nie odpowiada na żadne wnioski dziennikarzy o dostęp do tej placówki i nie udziela wywiadów. Rzecznik prasowy C.C.A. ma przygotowane krótkie oświadczenie: „C.C.A. zawsze dąży do zapewnienia humanitarnych warunków populacji powierzonej naszej opiece, zgodnie z obowiązującym prawem i oczekiwaniami naszych klientów".

 

Taktyczne ustępstwa

W marcu 2007 roku ACLU (Amerykańska Liga Praw Obywatelskich) wraz ze studentami i profesorami wydziału prawa University of Texas wytoczyła proces przeciwko Michaelowi Chertoffowi, szefowi DHS i przedstawicielom służb imigracyjnych nadzorujących Hutto. Zdaniem powodów, warunki w więzieniu naruszały precedens potwierdzony przez Sąd Najwyższy, nakazujący unikanie więzienia dzieci imigrantów. Zatrudniony przez ACLU psychiatra stwierdził, że „aby stworzyć atmosferę do przyjęcia dla dzieci, warunki i zasady tej placówki musiałyby zmienić się nie do poznania", i że Hutto zagraża na trwałe zdrowiu psychicznemu dzieci. Opisywał m. innymi przypadki, kiedy dzieci jeszcze rok po zwolnieniu bawiły się w więziennych strażników i „aresztowały" swoich rówieśników.

Trzeba dodać, że państwo Yourdkhanis mieli sporo szczęścia. Adwokaci powodów zorientowali się, że kredki i ołówki, które przynosili dzieciom początkowo po to, aby zająć je czymś na czas rozmowy z rodzicami, mogą być potężną bronią polityczną - szczególnie w ręku Kevina, obywatela Kanady więzionego w USA. Pewnego dnia Kevin namalował amerykańską flagę z podpisem „Proszę, pomóżcie nam" oraz obrazy celi i strażników. Kolorowymi kredkami napisał list do premiera Kanady, Stephena Harpera. Zaczynał się od słów: „Szanowny Panie ministrze. Nie chcę siedzieć w więzieniu. Mam dopiero dziewięć lat..." Kiedy list dostał się w ręce kanadyjskich dziennikarzy, premier nie miał wyjścia. Państwo Yourdkhanis wyszli na wolność po sześciu tygodniach w Hutto i został im przyznany azyl humanitarny w Kanadzie.

Innym powiodło się gorzej, w Hutto pozostaje nadal kilkaset dzieci. Średnia długość pobytu wynosi pięć miesięcy, zdarza się jednak, że sięga roku. Ale proces ACLU, który zakończył się ugodą w zamian za obietnice wielu reform, wiele zmienił. Dzieci mają obecnie siedem godzin szkoły dziennie i dostały piżamy. Wolno im nawet mieć trochę zabawek w celi. Toalety są zasłonięte parawanem. Skończono też z bezustannym sprawdzaniem obecności. Zniknął drut kolczasty. Co najbardziej może cenne, wszyscy zatrzymani mają prawo do comiesięcznego przeglądu swojej sprawy przez sąd, w celu ustalenia, czy mogą być wypuszczeni warunkowo lub za kaucją.

Dzieci pozostają jednak nadal za murami więzienia, a firma o znakomitych układach w Partii Republikańskiej aktywnie stara się o przejęciem kolejnych takich zakładów karnych. Nie ma to uzasadnienia finansowego - każdy więzień kosztuje podatnika 62 dolary na dobę, podczas gdy monitorowanie bransoletą - 12. Ale najwyraźniej zaspakaja jakieś atawistyczne potrzeby polityków i pewnych grup społeczeństwa przestraszonego „obcymi".

 

New Yorker: The Lost Children. Margaret Talbot. Tłumaczenie i skróty - Tomasz Popławski

 

 

 

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor