----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

28 lutego 2008

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

Kiedyś Osiołek i Słonik miały dorysowany delikatny uśmiech, który z roku na rok stawał się coraz mniej widoczny, aż w końcu zanikł zupełnie. W tym roku zwierzątka symbolizujące dwie główne partie w USA mają wyraźne, zacięte usta, zmrużone oczy i napięte, gotowe do ataku ciała. Jeszcze jedno... z której strony bym na nie nie spoglądał, to zawsze mam wrażenie, że widzę czający się gdzieś strach.

Wszystkie przemówienia, debaty i oświadczenia, jakie śledziłem w ostatnich tygodniach miały jedna cechę wspólną. Nie wnosiły nic nowego. Trudno mi uwierzyć, by poważni, doświadczeni politycy nie mieli nic ciekawego, czy odkrywczego do powiedzenia. Dochodzę więc do wniosku, że boją się mówić to, co chcieliby. Tegoroczna kampania toczy się w niecodziennej atmosferze. Każde wypowiedziane przez jakiegokolwiek kandydata zdanie grozi posądzeniem o antyfeminizm, rasizm lub brak patriotyzmu. Pomysłów na poprawę ekonomii nie ma, polityka zagraniczna kuleje, USA przez coraz większą liczbę krajów na świecie przestają być postrzegane jako mocarstwo. Amerykanie podróżujący za granicę nigdy w przeszłości nie byli narażeni na tyle uwag, obelg, a nawet niebezpieczeństw. Tegoroczni kandydaci na urząd prezydenta nie mają po prostu pojęcia jakie rozwiązania zaproponować swym wyborcom. W kółko rozmawiają o tym samym. Clinton i Obama przekonują, kto był bardziej przeciwny wojnie w Iraku, kto ma większe doświadczenie, kto jest mniej agresywny w swej kampanii, kto szybciej zreformuje służbę zdrowia, kto wpuścił zdjęcie do internetu, kto jest bardziej elokwentny, kto jest ładniejszy, kto jest mądrzejszy. W tym czasie po drugiej stronie barykady McCain powoli i mozolnie zbiera głosy bazując na czymś zupełnie przeciwnym. Głosi słuszność inwazji, konieczność kontynuowania dotychczasowej polityki zagranicznej i zamiar utrzymania wprowadzanych właśnie mechanizmów ratujących gospodarkę. Nikt nie ma pojęcia, którą wizję wybiorą za kilka miesięcy Amerykanie. Nikt już nawet nie próbuje zgadywać.

Każdy z kandydatów ma swoje mocne i słabe strony. Często jedna cecha łączy w sobie obydwie. Na przykład McCain jest jedynym w gronie kandydatów do Białego Domu weteranem wojennym. To pierwszy taki przypadek w historii Stanów Zjednoczonych. Od samego początku był on jedynym politykiem z wojskową przeszłością. Używa tego argumentu często i wydaje się, że jest on ważny dla sporej grupy wyborców. Nie dla wszystkich jednak. Przynależność do świata militarnego może bowiem świadczyć na jego niekorzyść. Wyborcy chcą jak najszybciej zakończyć sprawę Iraku i pragną gwarancji, że podobny konflikt w najbliższym czasie się nie powtórzy. Niczego nie można oczywiście przewidzieć, ale to w tej chwili chcą usłyszeć.

Największym argumentem Hillary Clinton jest jej doświadczenie. Faktycznie, zebrała go sporo. Najpierw jako żona gubernatora stanu Arkansas, potem jako Pierwsza Dama, teraz jako senator w Kongresie. Zna wszystkich możnych tego świata, uczestniczyła w większości ważnych wydarzeń ostatnich dekad. Nie jest młodym, nieprzewidywalnym  politykiem. W końcu, jeśli otrzymałaby nominację swej partii, byłaby najstarszym demokratą startującym w ostatecznym wyścigu prezydenckim w historii. Jednak nie jest to dla wszystkich jej mocna stroną. Podczas jednej z wcześniejszych debat z sali padło pytanie. Zadała je kobieta: „Mam prawie 40 lat i głosuję od 20-stu. W tym czasie uczestniczyłam we wszystkich wyborach prezydenckich w naszym kraju i nie pamiętam, by w którychkolwiek nie brał udziału ktoś o nazwisku Bush albo Clinton. Jak mam wierzyć w związku z tym w zapowiadane przez Panią zmiany?". Pytanie zagłuszone zostało burzą oklasków. Jedyna odpowiedzią na jaka zdobyła się kandydatka do Białego Domu było zapewnienie, że nie jest Billem i ma własne wizje i plany. No cóż...

Doszliśmy do trzeciego z liczących się kandydatów. Barack Obama. Brak służby wojskowej w życiorysie, raczkowanie w polityce i pierwsze występy na krajowej scenie. Nie jest powiązany jeszcze z wielkimi i możnymi, więc niewielu osobom będzie musiał zwracać długi po ewentualnym zaprzysiężeniu. Nie powtarza tego, co mówił wcześniej, bo do tej pory nie miał jeszcze okazji przedstawić większości swych poglądów. Nie musi tłumaczyć się, jak głosował podczas decydowania o inwazji na Irak, bo nie było go wtedy jeszcze w Waszyngtonie. Jego największymi atutami są więc świeżość i nowość, co może wywołać wśród wyborców nadzieję na zmiany. Z drugiej strony, czy osoba, o której tak mało wiemy i która nie miała jeszcze okazji sprawdzić się w mniej znaczących i odpowiedzialnych sprawach jest gwarantem zmian we właściwą stronę?

Za kilka dni, dokładnie po 4 marca, będziemy być może już wiedzieli, kto po stronie demokratycznej otrzyma nominację. Hillary Clinton dała do zrozumienia, że jeśli przegra w Teksasie i Ohio to wycofa się z wyścigu. Jeśli nie, walka trwać będzie dalej. Dziwna walka, jak na starcie przyszłych prezydentów, bo bardziej przypomina wybory w Cook County. Podobnie jak coraz liczniejsza rzesza wyborców już ze spokojem przyglądam się i przysłuchuję debatom i oświadczeniom. Początkowe emocje wygasły. Tegoroczne wybory mogły, ze względu na niecodziennych kandydatów, być inne. Okazały się takie same. Pełne pustych słów, błota, pomówień, i zdań wyrwanych z kontekstu. Niezależnie od tego, kto ostatecznie je wygra, czy republikanin, czy demokrata, czy słonik, czy osiołek, gdy już opadnie kurz na polu bitwy zaakceptujemy wybór i będziemy trzymali kciuki za pomyślność i mądre rządy. Bo przecież lubimy zwierzęta. Miłego weekendu.

 

 

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor