Ubodzy czują się obecnie trochę biedniejsi. Udział narodowego dochodu przypadający jedynie jednemu procentowi najbogatszych obywateli jest najwyższy od roku 1928. Ale ubóstwo nie jest tematem szeroko dyskutowanym przez obecną administrację, która wywalczyła wprawdzie wolność dla Iraku, ale nie chleb dla południowego Chicago czy Bronxu. Na terenie całego kraju nie wystarcza żywności dla biednych. Wydaje się, że najbardziej brakuje jednak politycznej woli poprawy sytuacji.
Wbrew retoryce rządzących głód utrzymuje się od dawna w Stanach Zjednoczonych. Około 35 milionów ludzi, włączając w to 12.6 milionów dzieci, mieszka w rodzinach, które doświadczają głodu. To jeden na dziesięć domów w Stanach Zjednoczonych.
Przeciętnie 4 procent amerykańskich rodzin jest głodnych. Niektórzy członkowie tych rodzin rezygnują z posiłków albo jedzą za mało, niekiedy obywając się bez jedzenia przez cały dzień. W tych domach mieszka 11.1 milionów, w tym 430 tysięcy dzieci.
Około 7 procent amerykańskich rodzin znajduje się w sytuacji zagrożenia głodem. Zmuszone są do racjonowania żywności albo do korzystania z pomocy banków żywności, ponieważ nie stać ich zaspokojenie potrzeb. Ich liczbę szacuje się aż 24.4 miliony ludzi, w tym 12.2 dzieci.
W coraz większym stopniu głodni zwracają się o pomoc do banków żywnościowych. W roku 2006, ostatnim, za który informacje są dostępne, przeciętnie 38 milionów ludzi kwalifikowało się do programu Food Stamp. Około 65 procent skorzystało z niego, co stanowi 16-procentowy wzrost od roku 2001. W poprzednim roku średnio 26.7 milionów korzystało z kuponów żywnościowych każdego miesiąca, co stanowi około 1 milion dodatkowo w miesiącu w porównaniu z rokiem 2005.
Kościoły i organizacje charytatywne wytężają siły by sprostać rosnącemu zapotrzebowaniu na żywność z ich banków i publicznych jadłodajni, zwłaszcza osób pracujących.
Amerykańska konferencja burmistrzów informuje, że w roku 2006 zapotrzebowanie na pomoc żywnościową wzrosło średnio o 7 procent. Raport donosi również, że 48 procent osób zwracających się o pomoc żywnościową stanowiły rodziny z dziećmi i że 37 procent z nich posiadało pracę. Bezrobocie, wysokie koszty mieszkaniowe, ubóstwo czy brak dochodu, a także wysokie koszty opieki medycznej przyczyniły się prawdopodobnie do wzrostu tej statystyki.
Niemal połowa miast sondowanych w raporcie burmistrzów (45 procent) stwierdziła, że nie są w stanie dostarczyć wystarczającej ilości żywności dla osób potrzebujących. A 63 procent miast poinformowało, że musiały zmniejszyć ilość dostarczanej żywności i liczbę możliwości, kiedy chętni mogą przyjść po posiłek. Średnio w 23 procentach zapotrzebowanie na żywność nie zostało zaspokojone, co stanowi wzrost o 18 procent w porównaniu z latami ubiegłymi.
W kolejce po obiad
O 4.30 po południu około 70 uczniów zjadało smażone kurczaki i frytki w kafeterii Henson Elementary School na South Avers Avenue. Dla niektórych była to przekąska, dla innych - obiad.
Młodzież z North Lawndale na chicagowskim West Side wyczuwa, że brakuje jej rzeczy, które inni uznają za im należne, jak regularne posiłki. Jakkolwiek są bardzo ostrożni w dzieleniu się tym z obcymi.
Po opróżnieniu swoich talerzy uczniowie ustawiają się w długą kolejkę. Są niezwykle spokojni jak na koniec dnia szkolnego. Każdy podchodzący otrzymuje od nauczyciela plastikową torbę z żywnością - do wykorzystania na weekend - rozdawaną przez Nourish for Knowledge, program z ramienia Greater Chicago Food Depository. Organizacja rozprowadza weekendowe przekąski w 28 chicagowskich szkołach publicznych.
Włączając dzień, w którym szkoła Henson będzie zamknięta ze względu na szkolenie, jej uczniowie nie będą mieli zajęć przez trzy dni albo dodatkowych możliwości, które szkoła dostarcza, takich jak śniadanie, lunch i posiłek o 4.30.
Syretta Ashford, która koordynuje program Nourish for Knowledge w Henson, zauważa, że te pakunki z żywnością dużo znaczą w życiu dziecka - głodnego od soboty do niedzieli i będącego w stanie posilić się zdrową żywnością.
"Z tego co dzieci nam mówią, wynika, że żywią się same," - Ashford mówi. "Zbyt często jest to pozbawiona wartości szybka żywność."
Oprócz dostarczania racji weekendowych, Nourish for Knowledge edukuje młodzież na temat zdrowego żywienia. "Nie powinieneś jeść zbyt wielu frytek," - mówi Jasmine Robertson, lat 9, czwartoklasistka. "Są skrobią, która przekształca się w węglowodany, które z kolei stają się niezdrowym cukrem."
Niestety, wiele z tych dzieci nie ma zbyt wiele okazji by zastosować te lekcje w praktyce. Fabryki, które niegdyś mieściły się w pobliskim sąsiedztwie przeniosły się do przedmieść, a mieszkańcy Lawndale musieli uciekać w poszukiwaniu miejsc pracy do odległych miejsc takich jak Schaumburg czy Bollinbrook. Do czasu kiedy wracają w końcu dnia pracy, jest zwykle za późno na przygotowanie posiłku.
"Idziemy zwykle do White Castle, Popeyes albo na chińskie," - mówi Robertson.
Jeden 10-latek donosi, że starsze rodzeństwo jest odpowiedzialne za obiad na rodzinnym stole, ponieważ jego matka pracuje w dwóch miejscach, w tanim sklepie i firmie przewozowej.
"Moja mama przychodzi do domu o 10" - mówi pięcioklasista.
O dziesiątej w nocy, pada pytanie?
"Nie, o 10 rano."
Dyrektor Robert Pales szacuje, że procent jego uczniów, którzy mieszkają z samotnie wychowującymi ich rodzicami "znajduje się w górnej siedemdziesiątce."
Dwadzieścia pięć procent uczniów szkoły Henson cierpi na stamę. Jedna z uczennic dostała ataku, kiedy inni dostawali swój popołudniowy posiłek. Podano jej tlen zanim nie przyjechał ambulans. "Jest astmatyczna" - stwierdza Pales, kiedy sanitariusze przewożą ją do pobliskiego szpitala Mt. Sinai. "Ale tym razem może to być zapalenie płuc."
Nakarmić bliźniego
Każdego weekendu ponad tysiąc osób korzysta z bezpłatnego lunchu przy okrągłych stolikach spożywając posiłek u stóp 12-stopowych witraży i bezcennych duńskich organów. Episkopalny kościół pod wezwaniem Świętych Apostołów w New York City posiada jeden z najbardziej majestatycznych świetlic w mieście. Po tym jak w roku 1990 ten zabytkowy budynek nie został niemal zniszczony w wyniku pożaru, ta episkopalna parafia podjęła decyzję, by nie wymieniać ławek na nowe, tak by nawa mogła stać się miejscem różnorako wykorzystywanym. Są więc tradycyjne msze niedzielne, a także synagoga dla gejów i lesbijek w piątkowe wieczory. A każdego dnia w tygodniu kościół wykorzystywany jest jako jadłodajnia. "Nie ma nic bardziej Biblijnego niż nakarmienie głodnych," - mówi pastor William Greenlaw, rektor kościoła.
Kościół Świętych Apostołów karmi głodnych od 25 już lat, nie opuszczając ani jednego dnia tygodnia, włączając dzień po pożarze, kiedy budynek leżał w ruinach, ciągle żarząc się, a 943 posiłki były podane przy świeczkach. Każdego dnia na Ninth Avenue ustawia się tam rano kolejka; turyści myślą, że w oczekiwaniu na jakiś ekskluzywny happening zanim zauważają ubrania biedaków, stertę toreb plastikowych i niegolone twarze oznaczające bezbłędnie biedę.
"Jest trudno naszemu krajowi przyznać, że mamy do czynienia z głodem," - stwierdza Clyde Kuemmerle, który nadzoruje woluntariuszy w kościele pod wezwaniem Świętych Apostołów. "To utrudnia dyskusję na ten temat i uniemożliwia działanie."
U Świętych Apostołów problem ten jest mierzony pełnymi ustami. Makaron, warzywa strączkowe, chleb, brzoskwinie. Ale w bieżącym roku jubileuszowym półki są mniej zapełnione, a dostawy mniej przewidywalne. Naj- gorszy brak żywności w ostatnich latach ogranicza organizacje charytatywne od Maine do Kalifornii, nawet kiedy liczba potrzebujących wzrasta. Dyrektor City Harvest z New York, Jilly Stephens, oznajmiła swoim podwładnym, że muszą znaleźć dodatkowo milion funtów żywności w ciągu najbliższych miesięcy by wyrównać braki. "Połowa paczek żywności" staje się popularnym stwierdzeniem, jako że obecnie miasto otrzymuje od rządu o połowę mniej żywności w porównaniu z latami ubiegłymi. W Los Angeles 24 miliony funtów żywności w roku 2002 przekształciło się w roku 2006 w 15 milionów; w Oregonie 13 milionów zredukowało się do sześciu. Ta statystyka nie bierze pod uwagę rzeczywistości głodu funkcjonującego wśród powszechnego dostatku.
Istnieje wiele powodów tego stanu rzeczy. Ustawa rolna, która zwiększyłaby pomoc i rozmiar przewidzianej pomocy ugrzęzła w Kongresie, gdzie nikt głodny nigdy nie chodzi. Donacje z programu federalnego, który skupuje nadmiar zboża od farmerów i dostarcza je do banków żywnościowych zmniejszyły się alarmistycznie. Nawet kwestie środowiskowe i oszczędność korporacyjna przyczyniły się do pustych półek: więcej farmerów produkuje etanol, i więcej firm opanowało kontrolę produkcji, redukując te zniekształcone puszki i zniszczone pudełka, które niegdyś były przeznaczane dla potrzebujących.
Zdecydowanie nie zmniejszył się rozmiar ludzkiego żołądka. W porze lunchu u Świętych Apostołów Ernest jest głodny, jego ręce zabandażowane, bo wdał się w bójkę, nawet jakkolwiek nie jest już teraz uzależniony i ma swoje miejsce na Bronxie. Janice jest także głodna, osoba delikatnych manier z misternie plecionym szalikiem, która śpi w pociągu w zimowe noce i chodzi z laską odkąd została potrącona przez samochód. Jest dwóch weteranów, obydwu Marines, z pomarszczonymi twarzami i nieco biegającymi oczami tych, którzy śpią na zewnątrz, co oznacza niemal zawsze bycie na wpół obudzonym, i ta grupa Chinek, które nie mówią po angielsku, i para Muzułmanów, którzy śpią oddzielnie. W większości u Świętych Apostołów są samotni mężczyźni. Niektórzy są chorzy psychicznie, inni - to uzależnieni, a dla zreperowania ich życia potrzebują dużo pomocy. Ale w tej chwili mają nie cierpiący zwłoki problem i natychmiastową odpowiedź: makaron, warzywa strączkowe, chleb i brzoskwinie.
To miejsce jest błogosławieństwem, ale jednocześnie powodem oburzenia. "Nazywamy tych ludzi naszymi gośćmi," - mówi rektor. "Są dziećmi Boga." To prawdziwa mowa Boga. Arena polityczna jest zaprzątana różnorodnością programów dyskusyjnych w ostatnich latach: o tym, czy dzieci mają się modlić w szkołach zamiast tego czy jadły coś przed przyjściem do szkoły, o początkach życia zamiast o końcu biedy, o prywatnym zachowaniu bardziej niż publicznej charytatywności.
Jest cudem to, że tłum przychodzi do Jezusa i jest karmiony poprzez przekształcenie kawałka chleba i ryby w ilość wystarczającą by obsłużyć olbrzymie ilości zebranych. Prawda jest taka, że Ameryka jest tak bogata, że liderzy polityczni mogą rzeczywiście wyprodukować jakiś wariant tego cudu, jeśli tylko mieliby taką wolę. I jeśli, podejrzewam, gdyby wiedzieli, że byłyby w tym głosy wyborców. Dosyć już wyznań o małżeństwach gejów i aborcji. Jeśli wybrani urzędnicy chcą podjąć rozmowę o Bogu w życiu publicznym, niech będą to podstawy: o dobroczynności, miłosierdziu i najmniejszych z naszych braci. Zamiast sztuki pokazu debaty prezydenckiej, kandydaci powinni przyjść do Świętych Apostołów i zrobić to co dobrzy ludzie, ludzie wiary, robią tam każdego dnia - nakarmić głodnych, ukoić zmartwionych, uspokoić uciemiężonych. I pozmywać stoliki po każdym posiłku. A oto modlitwa dla każdego polityka: makaron, warzywa strączkowe, chleb i brzoskwinie. Amen.
Na podst. "Chicago Tribune", "Newsweek" i źródeł internetowych oprac. E.Z.