Obyło się bez większych niespodzianek. Zgodnie z oczekiwaniami burmistrza radni w większości zgodzili się z jego wersją budżetu na przyszły rok. Przeciwników było niewielu. Daley może śmiało zapisać wtorkowe głosowanie na koncie swoich niezliczonych zwycięstw.
W momencie zatwierdzenia przyszłorocznych wpływów i wydatków miasto głębiej sięgnęło do kieszeni każdej osoby, która mieszka, pracuje lub tylko odwiedza Chicago. Wprowadzone zmiany wejdą w życie 1 stycznia 2008 roku.
W tym momencie obowiązywać zaczną wszystkie zaproponowane przez burmistrza i przyjęte przez aldermanów podwyżki, włączając w nie rekordowy, najwyższy w ciągu 18 lat sprawowania władzy przez Richarda Daley, wzrost podatku od nieruchomości. Będziemy też płacić więcej za napoje alkoholowe kupowane w sklepach i zamawiane w restauracjach, czy barach. Ze względu na miejski narzut, o kilka centów wzrośnie cena wody butelkowanej i płynącej do mieszkań siecią miejskich wodociągów. Różnicę na rachunkach zauważą też posiadacze telefonów, gdyż podwaja się opłata serwisowa numeru 911.
Teoretycznie, poza podatkiem od nieruchomości, podwyżki nie będą rażące. Kilka centów na każdym artykule, czy usłudze nie zwróci od razu uwagi większości mieszkańców. Jednak po kilku miesiącach różnice w domowych budżetach zaczną być widoczne. Przeciętna, czteroosobowa rodzina, powinna przygotować się w przyszłym roku na wydanie dodatkowych kilkuset dolarów w postaci wyższych podatków, opłat, dodatków do rachunków i serwisów.
Głosowanie w radzie miasta odbyło się w trzech etapach. Najwięcej kontrowersji wzbudziło podniesienie tzw. property tax. Mimo obniżenia podwyżki w ubiegłym tygodniu o ponad 30 milionów aldermanom wciąż trudno było pogodzić się z wyciągnięciem z portfeli mieszkańców Chicago dodatkowych 86 milionów dolarów. 29-ciu było za, 21 głosowało przeciw. Tym samym największy wzrost podatku od nieruchomości w historii stał się faktem. Z innymi opłatami było już prościej. Zgodziło się na nie aż 40-tu aldermanów przy sprzeciwie 10-ciu. Ostateczne głosowanie dotyczyło całego budżetu, a nie poszczególnych jego części i zakończyło się wynikiem: 37 za - 13 przeciw.
Richard Daley obserwował salę obrad ze spokojem. Od początku wiedział, iż udało mu się przekonać do swego planu wymaganą większość. Drobnymi ustępstwami w ostatnich dniach przeciągnął do obozu popierającego podwyżki kilku niezdecydowanych, którzy tylko przypieczętowali jego zwycięstwo podczas głosowania.
Jeszcze we wtorek rano trwały dyskusje pomiędzy przeciwnikami podniesienia podatku od nieruchomości i podwyżkami innych opłat, a zwolennikami planu burmistrza. Argumenty były różne. Kilku radnych zastanawiało się na przykład, ile butelek wody z pięciocentową marżą należy sprzedać, by spłacić 12 milionowe kary i odszkodowania nałożone na miasto za sterowanie zatrudnianiem w administracji. Jednak z każdą godziną jasne było, iż budżet na przyszły rok zatwierdzony będzie w zaproponowanej postaci.
Po głosowaniu Daley powiedział, iż ma nadzieję, iż w do końca 4-letniej kadencji, która zaczęła się w maju tego roku, nie będzie musiał już więcej podwyższać podatków. Oznacza to, że istnieje spore prawdopodobieństwo, iż dodatkowe pieniądze będą jednak w niedalekiej przyszłości potrzebne.
Kilka ostatnich tygodni poprzedzających sesję, na której zatwierdzono budżet wyglądało podobnie jak w latach ubiegłych. Rozmowy, dyskusje i spory niewiele miały wspólnego z interesem mieszkańców miasta - twierdzą obserwatorzy lokalnej sceny politycznej - więcej natomiast z handlem. Część przeciwnych podwyżkom aldermanów zdecydowało się w ostatniej chwili poprzeć plan w obawie, iż dzielnice, które reprezentują nie otrzymają w przyszłym roku obiecanej pomocy z miejskiej kasy. Niewiele zmieniła podczas głosowania obecność nowych radnych. Jeszcze kilka miesięcy temu, podczas wyborów, reprezentowali oni interesy grup przeciwnych polityce burmistrza i korzystali z ich pomocy finansowe podczas kampanii. Wydaje się, że większość nowicjuszy zapomniała o tym fakcie i przeszła, z nieznanych na razie powodów, do obozu Daley`go.
Mimo, że wielokrotnie pisaliśmy o planowanych podwyżkach, to podsumujmy najważniejsze z nich wiedząc już na pewno, iż zaczną obowiązywać od 1 stycznia.
- Podwyżka podatku od nieruchomości wyniesie 86.5 mln. dolarów. Oznacza to, iż właściciel domu lub mieszkania wartego 250 tys. zapłaci z tego tytułu w przyszłym roku dodatkowo ok. 60 dolarów. Pierwotny plan burmistrza zakładał 108 mln. podwyżki ale został zmniejszony w wyniku protestów mieszkańców i radnych.
- Każdy rachunek telefoniczny obciążony jest opłatą 911. Wzrośnie ona z obecnego dolara i dwudziestu pięciu centów na $2.50. Dzięki temu miasto zarobi w skali roku dodatkowe 48 mln.
- Gdy pierwszy raz usłyszeliśmy o propozycji nałożenia specjalnego podatku na wodę w butelkach wydawało się niemożliwe, by ktokolwiek poważnie potraktował tę propozycję. Teraz wiemy, że wszystko jest możliwe. Z pierwotnych 10 centów opłata spadła do 5-ciu. Do kasy Chicago trafi dzięki temu aż 10 mln. dolarów.
- Ceny doprowadzanie wody do kranów w Chicago, a także odprowadzania ścieków nie podnosiły się od lat. Wiadomo było, że nastąpi to prędzej, czy później. Wybrano przyszły rok. Właściciel każdego mieszkania zapłaci ok. 45 dolarów więcej za te usługi, co w skali rocznej da miastu ponad 64 mln. dolarów.
- Kolejne kilkadziesiąt milionów przyniosą opłaty dokładane do każdej butelki napoju alkoholowego, głównie piwo i wino, a także wyższe ceny mandatów z automatycznych kamer na skrzyżowaniach, wzrost opłat parkingowych, czy podniesienia ceny miejskiego podatku na samochody, czyli tzw. city sticker.
W sumie przyszłoroczny budżet zamknął się sumą 5.9 miliarda dolarów. Tyle właśnie wynieść mają wydatki Chicago. Z tej sumy prawie 80% stanowić będą pensje i świadczenia dla administracji i pracowników miejskich.