Pół człowiek, pół kozioł, czyli słynny Faun wyrzeźbiony w XIX w. przez Paula Gauguina, przez ponad 10 lat przyciągał do Art Institute w Chicago tłumy miłośników sztuki. Kilka dni temu ceramiczna figura okazała się falsyfikatem.
"Coś takiego zdarzyło się w historii tej placówki po raz pierwszy - powiedział rzecznik Art Institute, Erin Hogan - nie mamy więc doświadczenia w takich sprawach". Rzeczywiście, ze strony muzeum, poza oficjalnym komunikatem, nie usłyszeliśmy więcej. Wiadomo, że Instytut Sztuki kupił ją w 1997 roku od prywatnego kolekcjonera z Londynu. Ten z kolei nabył ją 3 lata wcześniej na licytacji w domu aukcyjnym Sotheby"s. Przez te wszystkie lata uważano, iż została ona stworzona przez Gauguina w 1888 r.
W oficjalnych publikacjach i muzealnych przewodnikach można było wyczytać, że "Rzeźba jest prawdopodobnie autoportretem artysty. Często bowiem przedstawiał siebie w sposób satyryczny - z długim spiczastym nosem. Dzieło jest poruszającym wyrazem towarzyszącego Gauguinowi poczucia kryzysu męskości". O ile jest to prawdą w odniesieniu do oryginału, o którym w tej chwili nic nie wiadomo, o tyle na pewno opis ten nie dotyczy rzeźby prezentowanej przez ostatnie 10 lat w Art Institute.
Autorem chicagowskiej podróbki Fauna był brytyjski oszust Shaun Greenhalgh. W ciągu 17 lat stworzył on 120 falsyfikatów, które jego rodzice sprzedawali jako dzieła wybitnych artystów. Ich potencjalną wartość oszacowano na 20 milionów dolarów. Przed miesiącem sąd w Wielkiej Brytanii skazał Greenhalgha na 4 lata i 8 miesięcy więzienia, a jego rodziców na kilkanaście miesięcy nadzoru sądowego. Władze muzeum nie chcą udzielić informacji na temat ceny, jaką placówka zapłaciła w 1997 r. za rzekomą pracę francuskiego artysty.
Wracając do rodziny oszustów, to ich historia wydaje się dla wielu osób fascynująca. Mimo zarobienia kilku milionów dolarów żyli oni w biedniejszej, północnej części Wielkiej Brytanii. Okazuje się, że pieniądze nie były celem przestępczych działań Shauna Greenhalgh`a. Eksperci ze Scotland Yardu uważają, iż największą przyjemność czerpał on z wprowadzania w błąd specjalistów i rzeczoznawców. W jaki sposób więc udawało mu się przez ponad 17 lat wprowadzać do najlepszych muzeów świata własne podróbki? Wybierał dzieła, o których wiadomo było, że kiedyś istniały - najczęściej od lat zaginione - nie udokumentowane na fotografiach mogących posłużyć porównaniom podczas ekspertyzy. Reszta była wynikiem jego umiejętności artystycznych i sprytu handlowego rodziców.
Chicagowski Art Institute prowadzi rozmowy w domem aukcyjnym i poprzednim właścicielem na temat ewentualnego odszkodowania, choć prawdopodobieństwo zwrotu pieniędzy jest nikłe. W tym samym czasie bywalcy muzeum podzielili się na dwie grupy. Część uważa, że zdarzenie jest śmieszne, a sama działalność Brytyjczyka oryginalna. Inni, oburzeni, zapewniają, że w najbliższym czasie nie odwiedzą chicagowskiej placówki. "Przez lata przychodzimy tu podziwiać unikalne dzieła mistrzów, a teraz okazuje się, że jedno z najważniejszych jest podróbką - mówią - co jeszcze okaże się fałszywe?"