----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

06 grudnia 2007

Udostępnij znajomym:

Kilka tygodni temu jeden z przyjaciół pochwalił się, że właśnie rzucił palenie. Licząc pod nosem i zaginając kolejne palce lewej dłoni z dumą zakomunikował o czwartym dniu nikotynowej wstrzemięźliwości. Tego, co nastąpiło później chyba nigdy mi nie wybaczy. Zresztą sam przyznaję się, że pytanie było niewłaściwe.

- Teraz? - zapytałem z niedowierzaniem - Nie mogłeś poczekać do końca roku?

W skrócie nakreśliłem sytuację. W tej chwili podjął bardzo nierówną walkę. Wszyscy wokół palą. Zapach dymu tytoniowego rozchodzi się po zakamarkach barów i restauracji. W kącie lokalu cierpliwie czeka maszyna do sprzedaży papierosów. Bardzo odważna i godna pochwały decyzja, ale chyba nie w porę.

Pytające spojrzenie kazało mi kontynuować rozpoczętą przemowę. Wytłumaczyłem więc, że po 1 stycznia zakaz obejmie wszystkie miejsca publiczne w całym stanie. Palenie tytoniu przejdzie do historii. Badanie własnej wytrzymałości będzie odbywało się grupowo. Gdy zacznie skręcać potrzeba zapalenia wystarczy spojrzeć na innych cierpiących i z radością pomyśleć, że nie jest się osamotnionym. Oczywiście można wyjść na zewnątrz. Gruba kurtka, rękawiczki i wełniany szalik powinny wystarczyć. Ale czy warto dla jednego dymka ubierać się przez 5 minut, a później drugie tyle stać bez ruchu na pustej ulicy? Przecież może być mróz albo będzie padał gęsty śnieg, możemy dostać po nowej kurtce zmarzniętą breją spod kół przejeżdżającego samochodu. Można nabawić się grypy i odmrożeń... Do tego przełom roku to najlepsza okazja do postanowień. Po latach będzie się pamiętać, że ostatni papieros zapalony został 31 grudnia 2006 roku. Kto by pamiętał o, na przykład, 9 listopada...

Pytanie malujące się na twarzy znajomego zamieniło się w powoli w zdumienie, później w zrozumienie, a następnie w radość. Takich argumentów było mu potrzeba. Jego dłoń szybko, zanim zdążyłem wyrazić sprzeciw, sięgnęła po paczkę moich papierosów. Reszta wieczoru potoczyła się już ustalonym torem.

Och... jak się głupio czuję do tej pory. Zacząłem przygotowania do ofensywy, która nastąpi już w połowie grudnia. Przecież pali przeze mnie. Przygotowałem artykuły, zdjęcia i taśmy motywujące. Odnalazłem stare reportaże dotyczące skutków palenia i rozmowy z ofiarami tego nałogu. Mam przygotowanych kilka numerów telefonów do organizacji pomagających w walce z papierosami. Wszystko to otulone kolorowym pudełkiem i czerwoną kokardą wręczę mu jako przedświąteczny prezent. Może się uda.

Przy okazji zastanowiłem się nad nieuchronnością pewnych wydarzeń. Okres narzekania na zmiany prawa chyba wszyscy palacze mają już za sobą. Nic się nie da zrobić i, jak to często powtarzałem, dobrze. Palenie nic nie wnosi dobrego do naszego życia, a odbiera bardzo wiele. Argumenty medyczne są powszechnie znane. Od pewnego czasu dochodzą do tego aspekty finansowe. Przez pięć lat uprawiania tego nałogu puszczamy z dymem duży telewizor plazmowy, profesjonalną kamerę wideo, niezły aparat cyfrowy, przenośny komputer i wakacje w Egipcie. Mniej więcej. Nigdy nie byłem zwolennikiem wprowadzanych od nowego roku zmian, ale chodziło mi raczej o narzucanie innym woli i wchodzenie w indywidualne upodobania. Teraz jednak, z perspektywy czasu myślę, że zrobię sobie kopię wszystkich zgromadzonych materiałów i pierwszy raz w życiu wyrażę na przełomie roku to bardzo popularne, ale w związku z tym mało oryginalne życzenie. Reszta zależała będzie od silnej woli i temperatury na zewnątrz. Może się uda. Wszystkim pozostałym życzę tego samego.

Zgodnie z planem wyraziłem kolejne marzenie. Następne za tydzień. Zanim się jednak pożegnam jeszcze jedna sprawa. W krajach anglojęzycznych św. Mikołaj od pokoleń oznajmiał swoje przybycie donośnym HO.. HO..HO..! Zastrzeżony znak rozpoznawczy, lub ulubiony dźwięk wszystkich wierzących w Mikołaja dzieciaków jak świat długi i szeroki. Okazuje się, że już niedługo sinobrody dziadek może być tego zawołania pozbawiony. W Australii coraz więcej firm wynajmujących w okresie przedświątecznym Mikołaje nakazuje im wołać HA..HA..HA..! Dlaczego? Bo w slangu angielskim fonetyczna wymowa słówka "HO" brzmi tak samo, jak uznawane za niecenzuralne określenie przedstawicielki najstarszego zawodu świata. Poza tym HO HO HO tylko straszy dzieci, a Mikołaj powinien je wprawiać w dobry nastrój. Pomysł ten spodobał się już kilku amerykańskim organizacjom pro rodzinnym. W przyszłym roku wszyscy będziemy wołać HA..HA..HA..! Tylko wcale śmiesznie nie będzie. Miłego weekendu.

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor