"Gdyby prezydent powiatu Cook był biały, to nie miałby żadnych problemów z przegłosowaniem swego budżetu" - powiedział we wtorek największy sprzymierzeniec Todda Strogera, komisarz William Beavers.
W ten właśnie sposób rozpoczęła się wielka kłótnia w radzie naszego powiatu.
Sposób, w jaki poważni na co dzień politycy prowadzą od kilku dni ze sobą rozmowy prawdopodobnie trafi do historii. Określenia: rasista, kłamca, przegrany, czy krętacz padają kilkakrotnie każdego dnia. Głównym ich odbiorcą jest Tony Peraica, uznawany w radzie powiatu za największego krytyka poczynań Strogera. "Peraica nienawidzi każdego, kto jest czarny - kontynuował we wtorek Beavers - nienawidzi wszystkich wybranych na stanowiska czarnych polityków". Pojawiły sie też nawiązania do dzieciństwa i sugestie, że już jako młody chłopak bił swoich czarnych rówieśników we własnej dzielnicy.
Zszokowany, ale spokojny Peraica zapewnił, że krytyka rządów Strogera nie ma nic wspólnego z jego kolorem skóry. Stwierdził, że wszystkie te nieprawdziwe i krzywdzące pomówienia są wynikiem desperacji i bezsilności grupy sprzymierzeńców prezydenta powiatu próbujących wprowadzić 2% podwyżkę podatków od sprzedaży w Cook County. Nawet komisarz John Daley, na co dzień przychylny Strogerowi powiedział, iż Beavers posunął się za daleko. Za niedopuszczalne uznał używanie domniemanego rasizmu jako karty przetargowej w obecnej sytuacji.
Rada wyraźnie podzieliła się. Kilku komisarzy dołożyło do przemówienia własne określenia dotyczące Tony`ego Peraica, pozostali próbowali uspokajać zebranych. Kiedy głosowano nad cięciami finansowymi w departamencie prowadzonym przez Geene`a Moore ponownie do głosu doszedł Beavers. Stwierdził, że Moore jest za głupi, by zrozumieć wprowadzane cięcia i zasugerował, iż to republikańscy komisarze nastraszyli go i zmusili do zgody na nie używając rasowych argumentów. Nikogo chyba nie zdziwił więc fakt, że poświęcone budżetowi rozmowy utknęły po takiej wymianie zdań w martwym punkcie i nie wiadomo jak potoczą się w przyszłości.
Vrdolyak 29
W całej sprawie jedna uwaga wzbudziła większe zainteresowanie i komentowana była poza powiatem. William Beavers porównał obecne problemy Strogera do lat osiemdziesiątych i ówczesnych "Council Wars" w radzie Chicago. Była to otwarta wojna pomię- dzy 29-cioma białymi aldermanami, którym przewodził radny 10-go okręgu Edward Vdorlyak, a pozostałymi 21, sprzyjającymi czarnemu burmistrzowi, Haroldowi Washingtonowi.
Kłótnie i walki w radzie były tak zacięte, iż Chicago zyskało wówczas przydomek "Bejrut nad jeziorem Michigan". Grupa Vdorlyaka obserwowała każdy ruch burmistrza i nawet próbowała pozbawić go w pewnym momencie władzy. Reszta kraju uznała tamte wydarzenia za starcie dwóch grup - białej i czarnej. Jednak aldermani pamiętający tamte czasy komentują te zdarzenia inaczej. Zwracają uwagę, iż po stronie burmistrza stanęło kilku białych radnych, a wielu czarnych spośród 21 oddanych Washingtonowi prowadziło przyjacielskie spotkania z pozostałymi 29-ma. Będąc czarnym aldermanem nie można było wystąpić przeciw burmistrzowi bez utraty stanowiska - wspomina Bernard Stone, dziś 80-cio letni polityk, wciąż reprezentujący 50-ty okręg. To nie była walka rasowa, ale bitwa o wpływy - dodaje. Przypomina on tez sobie, iż w tamtych czasach komisarz Beaver należał do grupy burmistrza. Według Stone`a nie był on jednak zbyt wpływowym aldermanem i raczej trzymał z Vdorlyakiem i jego zwolennikami. Niezaleznie od oceny wydarzeń sprzed lat, większość polityków uznała wtorkowe porównanie kłopotów Strogera z walką w radzie Chicago w latach osiemdziesiątych za nieodpowiednie i niestosowne.