Gdy w pierwszych dniach listopada gubernator przekazał 27 milionów dolarów na pomoc chicagowskiej komunikacji miejskiej zapewniał, że pieniądze te pochodzą z funduszu ustanowionego na ten właśnie cel i żadne inne projekty na tej operacji nie ucierpią. Okazało się, że nie do końca jest to prawdą.
Fundusz taki rzeczywiście istnieje i przekazanie znajdujących się na nim pieniędzy na rzecz CTA było zgodne z prawem. Jednak jeszcze kilka dni przed zapowiedzią pomocy znajdowało się tam zaledwie 4.6 mln. dol. Pozostała suma została po cichu ściągnięta kilka dni wcześniej z innych projektów, głównie konstrukcji budynków, naprawy autostrad i projektów energetycznych. Wielu legislatorów uważa, że w ten sposób cały stan płaci za problemy komunikacji w Chicago. 10 milionów zostało zabranych z funduszu rezerw rozwoju kopalni węglowych i alternatywnych źródeł energii, 7 mln. z konta opłacającego budowę autostrad, a kolejne 5 mln. zabrano z puli przeznaczonej na inne budowy. Nie wiadomo, czy administracja ma zamiar oddać pożyczone pieniądze, a jeśli tak, to w jaki sposób. Według legislatorów źródeł, z których można zabrać kolejne sumy po prostu już nie ma.
Przypomnijmy, że 5 listopada miały nastąpić poważne ograniczenia tras CTA i wzrost ceny biletów. 27 milionów darowane firmie przez gubernatora wystarczy zaledwie do połowy stycznia. Do tego czasu politycy muszą znaleźć inne, stałe źródło finansowania komunikacji miejskiej w Chicago i na przedmieściach, czyli firm CTA, Metra i Pace. Dotychczasowe posiedzenia w Springfield nie przyniosły żadnego rozwiązania. W środę wieczorem głosowano nad możliwością przeznaczenia na ten cel 440 milionów dolarów zbieranych przez stan w postaci podatków na benzynę. Pomysł upadł, gdyż jego pomysłodawcy nie przedstawili alternatywnego źródła zdobycia tej sumy i zapełnienia powstałej w ten sposób w budżecie dziury.