W ubiegłym tygodniu Chicago Public Schools po raz pierwszy wypłaciło swym uczniom ponad 265 tysięcy dol. w formie nagród za dobre oceny. Mimo, że o planowanych nagrodach wiedzieliśmy i informowaliśmy od dawna, dyskusja na ten temat rozgorzała na nowo.
Przez cały mijający tydzień byliśmy świadkami ścierania się poglądów i opinii zwolenników oraz przeciwników pieniężnych nagród w szkołach. W pierwszej grupie znalazł się burmistrz Chicago, który bronił decyzji CPS.
„Wszędzie widzimy biedne dzieci, z których część nie posiada niczego, wiele nie ma nawet rodziców - mówił Daley - Mają szczęście jeśli otrzymają prezent na Boże Narodzenie lub od czasu do czasu ktoś je przytuli. Mają szczęście jeśli posiadają choćby dolara w kieszeni, choćby kilka monet".
Broniąc kontrowersyjnej decyzji o przyznawaniu pieniędzy w zamian za dobre stopnie burmistrz porównał sytuację uczniów z przedmieść oraz uczęszczających do szkół publicznych w Chicago. Zauważył, że nagradzanie za dobre wyniki nie jest nowym pomysłem.
„Na przedmieściach rodzice kupują swemu dziecku nowy samochód, wysyłają na wakacje w ciepłe kraje - przekonywał - w mieście szkoła wynagradza w zastępstwie rodziców".
Nie zgodził się z opinią, że jest to forma łapówki dla ucznia i nie wpływa w pozytywny sposób na motywację u młodych ludzi.
Same oceny najwyższe, czyli „A" w okresie dwóch lat nauki mogą przynieść uczniowi zysk w wysokości $4,000. Otrzymywanie wyłącznie ocen „C" w tym samym okresie to zarobek $1,600. Uczniowie nie otrzymują całej sumy od razu, a jedynie połowę. Reszta jest im przekazywana dopiero po pomyślnym ukończeniu szkoły. Program „Green for Grades" objął na razie 20 szkół publicznych w Chicago. W razie powodzenia będzie rozszerzany na inne placówki.
Celem programu jest zachęcenie młodych ludzi do pokonywania kolejnych klas i kończeni edukacji w przewidzianym terminie. Pomysłodawcą jest profesor ekonomii z Harvard University, który analizuje efekty programu w ramach projektu Harvard"s Education Innovation Laboratory.
