----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

30 grudnia 2008

Udostępnij znajomym:

W obliczu bankructwa Tribune Company i zadłużenia the New York Times"a na konto własnego budynku, przyszłość prasy codziennej staje pod znakiem zapytania. Internetowa konkurencja straszy widmem finansowego kryzysu. Czytelnicy i ogłoszeniodawcy już od dłuższego czasu odchodzą od druku, co w połączeniu z głęboką recesją jest poważnym problemem. Zwolnienia i akwizycje stały się już rutyną w przemyśle prasowym. Zlokalizowany w Miami „Herald" i „Union-Tribune" z San Diego znajdują się na krawędzi przejęcia.

Powód tych wszystkich kłopotów nie jest tajemnicą: wyczerpało się źródło reklamy. W samym trzecim kwartale dochód z reklamy zmniejszył się o 18 procent, czyli niemal dwa miliardy dolarów w porównaniu z rokiem ubiegłym. W większości minionej dekady przedsiębiorstwa prasowe wypracowywały ogromne zyski będąc przedmiotem zazdrości innych dziedzin przemysłu. W obecnym roku były zadowolone, jeśli utrzymały się nad kreską. Wielu tradycyjnych ogłoszeniodawców, jak wielkie sklepy departamentowe, boryka się z problemami, a pęknięcie bańki mieszkaniowej zniszczyło reklamę nieruchomości. Nawet ogłoszenia internetowe, które powinny były uratować biznes, załamały się ostatnio i są nieporównanie mniej lukratywne niż ich drukowane odpowiedniki. Prasowe próby poradzenia sobie z nową sytuacją poprzez obcięcie kosztów nie pomagają: zmniejszenie zespołów dziennikarskich i redukcja przekazu czynią gazety mniej atrakcyjnymi dla czytelników i ogłoszeniodawców. Może nie jest przypadkiem, że te periodyki, które uniknęły największych cięć, jak Wall Street Journal i USA Today, osiągnęły większy sukces w utrzymaniu czytelników.

Czytelnictwo gazet, liczone jako procent populacji, zmniejszało się powoli w ostatnich dekadach; gazety mają teraz około połowę subskrybentów mniej niż cztery dekady temu - ale Internet zmienił ten defekt w katastrofę. Gazety przywołują przykład kolei z początku dwudziestego wieku - niegdyś wielkiego biznesu przyćmionego przez nową technologię. W słynnym artykule z lat 1960. pod tytułem „Marketing Myopia" Theodore Levitt utrzymywał, że koleje były przykładem niezdolności firm do zaadaptowania się do zmieniających się okoliczności. Levitt dowodził, że skoncentrowanie na produkcie zamiast na kliencie doprowadziło do niezrozumienia istoty biznesu. Gdyby szefowie kolei zorientowali się niegdyś, że ich działalność sprowadzała się do usług transportowych, a nie jedynie kolejowych, to przenieśliby się do przemysłu ciężarowego i lotniczego, a nie pozwoliliby innym firmom na opanowanie rynku. W podobny sposób, dowodzą niektórzy, jeśli prasa drukowana zorientowałaby się, że funkcjonuje w dziedzinie informacyjnej, a nie drukarskiej, zaadaptowałaby się szybciej i skuteczniej do warunków internetowych.

Jest w tym dużo prawdy. Lokalne gazety mogłyby być bardziej agresywne w rozszerzaniu swoich wpływów w celu zdominowania internetowego rynku ogłoszeniowego zamiast zezwolenia na uzurpację rynku przez Craigslist. I podczas gdy napływ internetowych informacji utrudnił zbieranie i filtrowanie informacji, to żaden ze znaczących portali, nie wspominając o Google News, nie jest prowadzony przez gazetę. Nawet obecnie periodyki drukowane ujawniają „nie wynalezioną tutaj" świadomość traktując swe witryny jako ogrody strzeżone pozbawione połączeń z innymi źródłami medialnymi. Z perspektywy druku jest to zrozumiałe: dlaczego ogłaszać dobrą pracę dokonaną gdzieś indziej? Ale to podejście, które nie ma uzasadnienia w sieci.

Te błędy były niewątpliwie kosztowne, ale nie wyjaśniają wszystkiego. Ciekawym faktem dotyczącym obecnego kryzysu jest to, że nawet kiedy duże periodyki stały się mniej dochodowe, to zyskały na popularności. Blogosfera, która w większości bazuje na tradycyjnym przekazie dziennikarskim, rozszerzyła zasięg gazet, i jakkolwiek druk jest obecnie przedmiotem znacznie głębszej analizy, to jest to nieco pokątny komplement dla jego kontynuowanego znaczenia. Zwykle, kiedy jakaś dziedzina przemysłu popada w kłopoty o jakich mówił Levitt, to klienci porzucają jego produkty. Ale czytelnicy nie korzystają z Times"a mniej niż dziesięć lat temu. Używają go więcej. Różnica polega na tym, że obecnie nie muszą za to płacić. Prawdziwy problem prasy leży nie w Internecie, ale w nas. Chcemy dostępu do wszystkiego, chcemy tego teraz, i chcemy za darmo. To marzenie konsumenta, ale w końcu zderzy się z rzeczywistością: jeśli zniknie zysk prasowy, zniknie również jej produkt.

Czy oznacza to, że gazety skazane są na zagładę? Niekoniecznie. Istnieje dla nich wiele możliwych scenariuszy rozwoju, począwszy od przekształcenia się w prowadzone przez fundacje organizacje charytatywne, przez oparcie na donacjach czytelników, do starego patrona z głęboką kieszenią. Możliwe jest również, że kilka gazet będzie w stanie zarobić wystarczająco pieniędzy w sieci by wesprzeć działalność tradycyjnej, opartej na ogłoszeniach strategii. Ale nie będzie szokiem, jeśli za jakiś czas w dużych amerykańskich miastach nie będzie lokalnych gazet, a co ważniejsze, jest niemal pewne, że zaobserwujemy ostre zmniejszenie zarówno objętości, jak i ograniczenie różnorodności treści prasy. Od jakiegoś czasu czytelnicy korzystali z obydwu światów: z dobrodziejstw starego, wysoko dochodowego reżimu - intensywnego reportażu, doświadczonych edytorów, i tym podobnych, i jednocześnie niskich kosztów nowego. Ale ta sytuacja nie potrwa długo. Już wkrótce zaczniemy otrzymywać to, za co płacimy i zorientujemy się jak jest to niewiele.

Czy gazety mają przyszłość? Niektóre z amerykańskich gigantów prasowych, włączając The New York Times w ubiegłym tygodniu wyrażały zaniepokojenie możliwością finansowego kryzysu w obliczu internetowej konkurencji. Ale o ile technologia przyczynia się do redukcji czytelników i źródeł reklamy w tradycyjnej, drukowanej prasie, obecnie może przyjść im na pomoc.

Elektroniczne monitory przeglądowe wychodzące właśnie z laboratoriów wkrótce przekształcą się w przenośne, lekkie, elektroniczne czytniki wielkości strony A4. Ostatecznie będą mogły ukazywać pełnokolorową, elektroniczną wersję codziennej gazety, wraz z ruchomą grafiką i przekazem wideo. Ze strony na stronę przesuniesz się dotykając monitor palcem, a nie niezdarnie próbując zapanować nad zwałem druku w zatłoczonej kolejce miejskiej.

Ten elektroniczny monitor produkowany przez brytyjską firmę, Plastic Logic, jest już o krok od elektronicznej gazety: jest wystarczająco inteligentny by ściągać i wyświetlać każdego ranka elektroniczne edycje ulubionego tytułu i wystarczająco wytrzymały by sprostać wszystkim wyzwaniom podróży, nawet jeśli zostanie upuszczony na platformę i podeptany. Produkt pod nazwą eReader, czyli elektroniczny czytnik, ma być wypuszczony na rynek na początku 2010 i kosztować około 300 funtów.

Skąd to całe zamieszanie wokół tego białego gadżetu, gdy inne elektroniczne czytniki rywalizują o uwagę? Produkt Plastic Logic posiada kilka korzyści w porównaniu z konkurencją. Na początek, jego monochromatyczny monitor o wielkości 10.5 cali został inteligentnie wbudowany w plastik, a nie tylko zakryty nietrwałym szkłem. Umożliwia mu to łatwość przystosowania się i mniejszą podatność na rozbicie w porównaniu z modelami takimi jak Sony Reader czy Amazon Kindle. Posiadając pojemność jedynie 12 uncji, przyrząd ten jest również lekki. „Istniejące czytniki, jeśli zostaną upuszczone, rozbiją się z powodu szklanego ekranu. Ale nie w tym przypadku," mówi David Edgar z Plastic Logic. Żywotność baterii, jak w typowych zastosowaniach, wynosi około tygodnia pomiędzy ładowaniami.

Co najważniejsze, monitor jest wystarczająco duży by ukazać na przykład stronę magazynu, a wymaga mniejszego przekształcania niż byłoby to konieczne do zmieszczenia tego samego obrazu w konkurencyjnych czytnikach wielkości książki. Pierwsze pytanie zadawane przez konsumentów, którzy oglądają produkt brzmi: czy mogę zmieścić na tym swoją gazetę? mówi Edgar. Odpowiedź brzmi, że przyrząd może ukazywać jakikolwiek elektroniczny dokument, który może być drukowany. Obejmuje to formaty PDF i elektroniczne książki, wraz z takimi dodatkowymi aplikacjami jak slajdy w PowerPoint.

Firma informuje, że prowadzi rozmowy z wydawnictwami, włączając News International, patronem The Sunday Times, w celu stworzenia elektronicznej edycji ich periodyków, które mogłyby być oglądane przy użyciu przyrządu. Ma nadzieję, że przybierze to formę subskrypcji, włączonej w cenę zakupu. Pomysł polega na tym, że można by automatycznie ściągnąć pliki każdego ranka drogą bezprzewodowego połączenia internetowego. Kiedy weźmiesz przyrząd do ręki, ostatnia edycja będzie już gotowa do odczytania," mówi Edgar.

Pierwszy model Plastic Logic będzie wyposażony w pamięć wielkości 2 GB, wystarczającą dla różnorodnych dokumentów przechowywanych albo w laptopie albo w formie papierowej. Możliwe jest dodawanie prostych not do dokumentu za pomocą ruchów palca na ekranie. Obejmują one podkreślanie albo zakreślanie przedmiotów - czy nawet dodawanie komentarzy przy użyciu wirtualnej klawiatury. Pliki mogą być ściągane albo przesyłane od jednego czytelnika do drugiego za pomocą technologii bezprzewodowej albo Bluetooth. To idealny pomysł na dokonywanie prezentacji bez użycia projektora. Opłacone dokumenty, takie jak gazeta czy elektroniczna książka, będą ograniczane do jednego urządzenia za pomocą cyfrowej technologii ochrony danych osobowych.

Podobnie jak większość produktów konkurencji, Plastic Logic wykorzystuje technologię elektronicznego druku stwarzającą pozór papieru na elektronicznym obrazie, który męczy oczy mniej niż konwencjonalny monitor. Obraz elektronicznego druku potrzebuje prądu tylko wtedy gdy obrazy w nim ukazywane są zmieniane, a baterie starczają na długo. Minusem jest to, że nie jest skuteczny w ukazywaniu animacji, zwłaszcza bardziej wyrafinowanych, które często znajdują zastosowanie w witrynach internetowych. Firma zapowiada, że będzie dysponowała kolorową wersją zdolną do komunikacji i ściągania plików przy użyciu pamięci 3G w ciągu dwóch lat, a także wersji ukazującej wideo w następnych dwóch latach.

Brzmi to jak obietnice, jakie towarzyszyły wynalezieniu technologii elektronicznych książek, stworzonej z myślą o zaoszczędzeniu czytelnikom konieczności zakupu książek papierowych. Pomimo kampanii reklamowej nie zanotowano ożywionej sprzedaży. Jakkolwiek producent niechętnie ujawnia cyfry, to GFK, firma analiz sprzedaży twierdzi, że jest ona sporadyczna. Szacuje, że w Wielkiej Brytanii była niższa niż 50 tysięcy.

Nie osłabiło to entuzjazmu wielkich firm technologicznych. Są one przekonane, że inteligentne monitory, które zużywają mniej energii i są bardziej wytrzymałe, umożliwią przekonanie sceptycznej klienteli.

Jednakże prawdziwą przeszkodą na drodze do rozwoju tych urządzeń może być nie tyle oprzyrządowanie, co przekonanie wystarczającej liczby wydawców by udostępnili materiał w formacie, który może być czytany. Jeśli mamy do czynienia z wystarczającym wyborem materiału, to jest to praktyczna propozycja. Jeśli nie, to dla czytelników tradycyjna gazeta stanowi wciąż łatwiejszą drogę.

Obok ostrzeżeń o kryzysie prasy drukowanej pojawiają się również analizy kwestionujące mity funkcjonujące w powszechnej świadomości społecznej. Niektórzy analitycy podkreślają, że doniesienia o śmierci rasy są poważnie przesadzone. Nieprawdą jest przeświadczenie, że gazety nie przynoszą zysku. Zdaniem analityka prasy, Johna Mortona, przez pierwsze dziewięć miesięcy roku 2008 margines przeciętnego zysku z działalności prasowej wynosił 11 procent. Niektóre gałęzie przemysłu mogą jedynie pomarzyć o takich wynikach. Jakkolwiek słyszymy jedynie o gigantach, takich jak Chicago Tribune czy L.A. Times, to w Stanach Zjednoczonych funkcjonuje około 1400 tytułów prasy codziennej, posiadających nakład 35 tysięcy egzemplarzy. Chociaż mniejsze tytuły nie funkcjonują tak dobrze jak niegdyś, to nadal przynoszą zysk. Margines zysku się kurczy, z 40 procent niegdyś do obecnie 10 czy 20 procent. Ale pojawiają się nowe trendy rozwoju. Mniejsze periodyki działają lepiej niż duże. Prywatne firmy radzą sobie lepiej niż publiczne. Bez wątpienia przyszłość prasy będzie znacznie mniej zyskowna niż w przeszłości. Właściciele gazet muszą sobie po prostu z tym poradzić.

Kolejnym mitem, wartym wnikliwszego zbadania, zdaniem analityków, jest mylne przeświadczenie, że Internet dąży do zniszczenia prasy. W przeciwieństwie do popularnych wyobrażeń witryny zbiorcze jak news.google.com polegają na prasie codziennej i sukces prasy codziennej znajduje się w ich najlepiej pojętym interesie. Wyszukiwarki nie wytwarzają treści, pomagają jedynie w odnalezieniu treści. Jeśli brakuje treści, czy to w prasie czy innych mediach, to niewiele jest do wyszukiwania. Portale wyszukiwawcze wspomagają rozwój prasy codziennej w trzech podstawowych formach: dystrybucji, jako lokalizator poszukiwanych treści, zaangażowania, dostarczając technologii gazetom w celu zdynamizowania ich własnych portali i wiadomości, czego przykładem było wykorzystanie Google map w LA Times do lokalizacji pożarów i wolontariatu, a także w formie publikacji wiadomości wraz z reklamą jako źródła dochodu prasy codziennej.

Trzecim mitem jest przekonanie, że wraz z prasą codzienną ginie również dziennikarstwo. W rzeczywistości wartość informacji w dobie kryzysu ekonomicznego jest nieoceniona, co nie tylko przywołuje wspomnienia wielkich pisarzy i dokumentalistów z czasów wielkiej depresji, ale podkreśla wagę przekazu w obecnej dobie społecznych wyzwań. Czasy wielkich przeobrażeń w przeszłości oznaczały odrodzenie dziennikarstwa, może więc tym razem szkoła przekazu wzniesie się do poziomu niegdysiejszej świetności.

Na podst. materiałów radia publicznego i „Time" oprac. E.Z.

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor