----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

22 stycznia 2009

Udostępnij znajomym:

Jeden z moich przyjaciół wykonuje trudną i niebezpieczną pracę. Jest zawodowym nurkiem i najczęściej zatrudniany jest przez wielkie korporacje zajmujące się wydobyciem ropy naftowej na morzach i oceanach całego świata. Mimo niewątpliwych korzyści tej pracy, jakimi są zarobki znacznie wyższe od średniej krajowej, możliwość poznania odległych krajów i ciekawych ludzi oraz baaaardzo długie wakacje pomiędzy kolejnymi zleceniami, nigdy mu nie jej zazdrościłem. Do wtorku, czyli dnia inauguracji nowego prezydenta.

W tej chwili siedzi on od ponad dwóch tygodni zamknięty w komorze ciśnieniowej i wychodzi z niej na kilkadziesiąt minut dziennie, by na głębokości kilkuset stóp pod wodą wykonać jakąś pracę zamknięty w metalowym skafandrze. Same minusy, prawda? Nieprawda. Komory te bowiem są całkowicie odcięte od świata. Nie ma w nich telewizorów, komputerów, radia i codziennej prasy. Zamknięty w niej człowiek dopiero po wyjściu nadrabia zaległości informacyjne. Jeśli chce oczywiście. Tak więc wspomniany przyjaciel nie jest narażony na nieustanny zalew informacji na temat Baracka Obamy, ubioru jego żony, samopoczucia córek, ciotek, znajomych prezydenckiej pary, czy pierwszego tańca na inauguracyjnym balu. Nie musiał się z pozostałymi obywatelami tego kraju zastanawiać, czy garnitur Obamy uszyty był z włókien kevlarowych używanych w kamizelkach kuloodpornych, czy już jest on najlepszym prezydentem w historii, czy zostanie nim dopiero za tydzień...

Tak, pamiętam jak po listopadowych wyborach apelowałem, by uzbroić się w cierpliwość, pozwolić mu działać, a jego zwolennikom pozwolić się cieszyć. W końcu leży to w naszym interesie, by okazał się dobrym i skutecznym prezydentem.

Nie przewidziałem tylko, że o ile on sam zachowywać się będzie dokładnie tak, jak powinien, to otaczający go ludzie ze słowem „umiar" nigdy nie mieli okazji się zetknąć. Sam straciłem cierpliwość. Bojkotuję telewizję, gazety czytam od końca. Dzięki temu zachowuję resztki rozsądku i przy okazji zacząłem interesować się na nowo wynikami meczów koszykarskich, hokejowych i futbolowych, o których zawsze na ostatniej stronie każdego krajowego dziennika coś można znaleźć. Nic jednak nie trwa wiecznie. Gdy okazało się, że prezydent Obama jest wielkim fanem White Sox również ostatnie strony zmieniły swe oblicze. Później dotarła do nas informacja, iż uwielbia grać w golfa i jest w tym całkiem niezły. Nie ma dokąd uciekać. Można ewentualnie zostać nurkiem zawodowym i zamknąć się w komorze ciśnieniowej na kilka tygodni, lub poddać serii zaległych operacji wymagających kilkudniowego pobytu pod narkozą. Jeśli nie mamy takiej możliwości to musimy cierpliwie słuchać wywiadów z każdym naocznym świadkiem koronacji... przepraszam... inauguracji. Podobno było tam kilka milionów ludzi, więc nie spodziewajmy się, że temat zostanie w najbliższym czasie wyczerpany. Na razie na łamach prasy pojawiły się zdjęcia i komentarze zaledwie dwóch autokarów powracających z Waszyngtonu, a było tam przecież pół miasta.

Na szczęście sam prezydent wydaje się nie ulegać tej gorączce. Niewątpliwie schlebia mu to, ale z drugiej strony sprawia, że czasu na działania ma nieco mniej, niż wcześniej zakładał.

Znamy wyniki badań nad psychologią tłumu. Niezależne wcześniej jednostki w momencie znalezienia się wśród innych bardzo szybko potrafią wyzbyć się swego indywidualizmu. Zaczyna się wzajemne naśladownictwo i wspólne, spontaniczne działanie. Wiemy, że tłum w jednej chwili może ogarnąć euforia. Pamiętajmy też, że bardzo szybko zapał może ostygnąć.

Wiwatujący i cieszący się ludzie mają do tego pełne prawo. Nie zdają sobie jednak sprawy z tego, że spodziewane zmiany, czyli uleczenie gospodarki, wyjście z kryzysu, naprawa rynku nieruchomości, zmniejszenie bezrobocia, czy zakończenie konfliktów wojennych nie nastaną z dnia na dzień. Prezydent w kółko powtarza, że zajmie to kilka lat. Apeluje, prosi i tłumaczy. Mam wrażenie, że nikt go nie słucha. Niedługo dopadnie nas szara rzeczywistość. Rozpalony wizytą w Waszyngtonie, czy bezpośrednią relacją stamtąd ogień powoli wygaśnie. Okaże się, że wciąż trzeba płacić rachunki, wstawać o 6 rano do pracy i zastanawiać się, na czym można by jeszcze zaoszczędzić. Nie chcę czarno wróżyć, ale ci sami ludzie, którzy dziś tracą oddech na samą myśl o nowej ekipie rządzącej mogą bardzo szybko okazać się największymi krytykami jej działań. Powiedzenie o wpadaniu ze skrajności w skrajność najlepiej pasuje. Czasami, gdy brakuje wyobraźni i wiedzy górę biorą emocje. Nigdy nie wiadomo, dokąd nas one zaprowadzą.

Jeśli chodzi o nadzieje i zapowiadane zmiany jestem umiarkowanym optymistą. Wierzę, że prezydent Obama będzie się starał trafić do historii jako jeden z lepszych polityków tego kraju. Trudno jednak już teraz przepowiadać przyszłość widząc osoby zasiadające w jego administracji. Są to niewątpliwie fachowcy, jednak o reformach i nowej erze nie ma co marzyć. W większości są to ludzie bardzo mocno związani z Waszyngtonem. Od lat zasiadający w kolejnych rządach, władzach wszechmogących spółek i fotelach lobbystów. Te same, powtarzające się nazwiska z obydwu partii, te same twarze, te same doktryny.

Na pewno zmiana w Białym Domu wszystkim wyjdzie na dobre. Powiew świeżego powietrza był konieczny nie tylko dla tego kraju, ale całego świata. Musimy jednak pamiętać, że nowy prezydent nie zna odpowiedzi na każde pytanie i nie posiada lekarstwa na wszystkie dolegliwości. Będzie musiał polegać na swych ministrach, doradcach, władzach partii. Ci się nie zmienili. To ludzie, którzy od lat decydują o wszystkim, co dzieje się w tym kraju. W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy nie zmienili się zbytnio, nie zrezygnowali też z własnych planów. Większość obecnych doradców w swych życiorysach ma przygodę z korporacyjną Ameryką. Przy co drugim nazwisku figuruje wszystko mówiący skrót CEO. Zresztą spójrzmy na pierwszy dzień nowej ery. Miał on być podporządkowany ekonomii. Został poświęcony zamknięciu bazy Guantanamo na Kubie. Spełnić jak najwięcej możliwych obietnic, a reszta może zostanie zapomniana. Wiele osób ucieszyła decyzja o zlikwidowaniu bazy, chodzi jednak o to, że nie o to chodzi.

Miłego weekendu.

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor