Obamomania opiera się na nie wypowiedzianej obietnicy przezwyciężenia wstydliwej amerykańskiej historii rasistowskiej, którą prezydentura Obamy stanowi dla jego entuzjastów. Euforyczny taniec wokół Obamy różni się jednak od zauroczeń minionych cyklów wyborczych, ponieważ nie ma odniesienia do tego czego prezydent dotychczas dokonał. W swojej karierze legislacyjnej Obama stworzył zaledwie kilka propozycji regulacyjnych i trudno byłoby znaleźć zwolennika, który mógłby je wymienić. Nigdy od roku 1896, kiedy inny porywający mówca, William Jennings Bryan walczył o Biały Dom, fascynacja kandydatem nie odbiegała tak bardzo od listy jego konkretnych osiągnięć.
Obamomania zawładnęła światem jak miliony na całej kuli ziemskiej świętowały i zarabiały na inauguracji prezydenta Baracka Obamy. W Sudanie pewien fryzjer nazwał swój salon imieniem 44. prezydenta wywieszając jego gigantyczny portret. W Indonezji niejaki Ilham Anas wykorzystując swe długie i wydatne uszy upodobniające go do nowego prezydenta, wystąpił w reklamie filipińskiej kampanii farmaceutycznej ubrany jak Obama podczas wizyty na Filipinach. Miejsce urodzin ojca Obamy, wioska Kogelo w Kenii, stała się bezprecedensową atrakcją turystyczną przeżywając oblężenie około 3000 turystów. Kenijczycy wzięli dzień wolny od pracy by na gigantycznym ekranie oglądać nowego prezydenta podczas zaprzysiężenia. Po czym oddali się tradycyjnym tańcom rodem z Obamowego szczepu Luo, podczas gdy inni powiewali amerykańskimi flagami, a turyści zmieniali plany safari na pobyt w Kogelo. Natomiast w Birmingham czarnoskóry artysta, William Wigan, w hołdzie temu wydarzeniu, stworzył miniaturową rzeźbę nowego prezydenta z rodziną, która mieści się w oku igły.
W dniu 4. listopada ubiegłego roku świat odetchnął. Skończyła się era George"a Busha, a rozpoczęła nowa, Baracka Obamy. Z dużymi nadziejami na przyszłość odwróci on toksyczną spuściznę ostatnich ośmiu lat. Wprowadzi postępowe regulacje społeczne. Zakończy wojny. Będzie rządził krajem odpowiedzialnie i demokratycznie. Pokaże swym zwolennikom, że nie zawierzyli mu na darmo.
„Pogratulujmy sobie, że dożyliśmy tak obiecującego momentu," napisał William Greider z magazynu „Nation". Zwycięstwo Obamy jest „monumentalną odpowiedzią na tragiczną historię - i ostatecznym zwycięstwem nad białą supremacją. Barack Obama już głęboko odmienił kraj. Jak King przed nim, Obama jest wielkim człowiekiem i odważnym nauczycielem."
Kraj już wcześniej Obamę zaakceptował, a jego prezydenturę określił jako „historyczną dla nowego pokolenia, pełną nowych możliwości, ogromnych zmian i postępowych reform, końcem ery Reagowskiej, końcem okupacji Iraku, okresem uprawomocnienia siły roboczej i wyzwania dla naszych regulacji handlowych." Nowym początkiem społecznym.
To „przełomowa prezydentura", zdaniem redaktor magazynu, Katriny Vanden Heuvel. „Nowa era możliwości otworzyła się dzięki zwycięstwu Baracka Obamy. Szacunek jego ekipy dla zwykłej przyzwoitości, godności i mądrości amerykańskiego społeczeństwa znalazł odzwierciedlenie w retoryce jego kampanii. Reprezentuje on historyczną możliwość dla społecznie postępowego programu i jest mandatem dla odważnego działania."
Puszka z wodą sodową
Kiedy prezydent staje się częścią kultury masowej? Kiedy staje się puszką z wodą sodową, pisze James Poniewozik w najnowszej edycji „Time". Podczas sprawozdania z zaprzysiężenia Baracka Obamy, Pepsi pokazała nową kampanię reklamową, która wykorzystuje zamieszanie wokół jego osoby. Wymachując grafiką podobną do Obamowych haseł zmiany i nowym logo zbliżonym do jego -czerwono-biało i niebieskiego O, reklama deklarowała „Yes you can" - rozumiesz? Can, czyli puszka? - i ogłaszała „Każde pokolenie odświeża świat."
Do Pepsi dołączają tacy ogłoszeniodawcy jak Audi („Postęp jest piękny") i Ikea (Przyjmij zmianę"). Próba zarobienia na nadchodzącej zmianie jest starą taktyką, ale te reklamy odzwierciedlają również szczególny nastrój współczesności. Ameryka jest obecnie jakby pewnego rodzaju cząstką, która utrzymuje dwa odmienne ładunki jednocześnie: strach i ekscytację. Podobnie i reklamy zawierają zarówno desperację - ktokolwiek, proszę, kup cokolwiek! - i radosne uczucie, że świadomość kraju charakteryzuje duża zmiana.
Stwierdzenie, że kultura masowa zmienia się wraz z wyborem Baracka Obamy nie oznacza, że to prezydent spowodował tę zmianę. To nieco więcej dla prezydenta niż poratowanie przemysłu samochodowego. Trendy kulturowe mają pewien cykl i niektóre z charakteryzujących erę Busha - show reality, dramaty terrorystyczne czy horrory o psychopatycznych mordercach - może po prostu już się znudziły. Bush nie stworzył ich, ale pomógł nadać i uchwycić ton w kraju po wydarzeniach 9/11: ostrożny, skrajny, bezpośredni.
Nastrój Obamy oddawał inauguracyjny koncert nadany przez HBO „We Are One". Bruce Springsteen rozpoczął widowisko piosenką „The Rising", hymnem na cześć ofiar 9/11. Brzmiało to jakby Ameryka powracała do wczesnych dni po 9/11, do czasu przed upadkiem powszechnego ducha. Koncert ukazał także, że nie można tak po prostu pozbyć się żółci. Zaraz po emisji pojawiła się bowiem kontrowersja, kiedy modlitwa homoseksualnego biskupa episkopalnego, Gene Robinsona została pominięta w przekazie HBO.
Jeśli Obama jest w stanie odmienić ten moment dobrego samopoczucia w prawdopodobne zmiany, to z pewnością może wykorzystać internet. To prawda, że media spolaryzowały politykę. Ale rodzaj mediów społecznych, które Obama wykorzystał w kampanii, jak Facebook, pomaga w rozszerzeniu sfer prywatności i łączy z ludźmi o odmiennych poglądach. Oprócz tego są one popularne wśród młodych ludzi, których zniechęca stary polityczny dualizm.
Czy Obama rzeczywiście może wpływać na zmiany - i gdzie nas one poprowadzą, to już inna historia.
Obamomania
Termin obamomania został stworzony w roku 2007 na określenie niezwykle energicznych i zmotywowanych zwolenników Baracka Obamy. Pojęcie to odwołuje się to „Beatlemanii", która zapanowała na świecie w latach 1960. Wielu fanów Beatlesów wykazywało szaleńcze zachowanie podczas koncertów, kiedy popularność zespołu rosła, a jego albumy dominowały listy przebojów i fale radiowe. Obamomania charakteryzowała się podobnym, niemal szaleńczym poziomem oddania fanów, prowadząc do ogromnego zainteresowania kandydatem.
Jeszcze jako kandydat, Barack Obama posiadał kilka cech znamiennych, które sprowokowały publiczne komentarze na długo zanim oficjalnie rozpoczął wyścig o prezydenturę. Nie bez znaczenia był jego wiek, stosunkowo młody jak na prezydenta. Był wprawdzie postacią nieznaną wkraczając na scenę publiczną z przemową na krajowej konwencji demokratycznej w roku 2004. Ale fakt, że jest Afro-Amerykaninem jest niezmiernie ważny w kraju, który do tej pory wybierał jedynie białych prezydentów.
Fenomen obamomanii powstał oryginalnie wśród młodych Amerykanów, których pociągały u kandydata postrzegane jako postępowe poglądy społeczne, jak również stosunkowa młodość. Obama miał również opinię charyzmatycznego, porywając ludzi podczas zebrań politycznych niezwykle dobrze napisanymi i wygłoszonymi przemówieniami. Obamomania sygnalizowała także przesunięcie w amerykańskiej polityce, a oznaczała także oparcie na różnorodnych mediach w celu rozpowszechnienia informacji o kandydacie.
Fani Omaby zdominowali internet zakładając kilkanaście witryn promujących kandydata i zamieszczając setki obrazów wideo, blogów i komentarzy audiowizualnych dotyczących przyszłego prezydenta. Niektórzy poszli dalej, jak miało to miejsc w przypadku „dziewczyny Obamy", kobiety, która wywołała dużo publicznego zainteresowania nieco seksualnym pokazem wideo o kandydacie zatytułowanym: „I Got a Crush on Obama."
Wcześniejsze komentarze Obamy na temat jego oddolnego wsparcia społecznego bez wątpienia pomogły spopularyzować kampanię wśród zwolenników składających donacje za pośrednictwem internetu, uczęszczających na zebrania, organizujących sesje informacyjne i rozdających ulotki w całym kraju. Fani Obamy wykonywali również plakaty polityczne, rozlepiali je w swoich miastach i wyrażali swe poparcie na falach radiowych i łamach gazet, a także w bardziej tradycyjnych kanałach przekazu.
Trochę historii
By znaleźć epizod podobnego entuzjazmu dla nadchodzącego prezydenta musimy cofnąć się do roku 1829 roku. Odchodzący prezydent, John Quincy Adams, był synem innego prezydenta. Zdobył prezydenturę w sposób, w który jego oponenci uważali za korupcyjny: wybory roku 1824 zostały powierzone decyzji Izby Reprezentantów, która go wybrała. Nowy prezydent, Andrew Jackson, był uosobieniem zmiany na miarę swej epoki. W odróżnieniu od poprzedników nie wywodził się z pokolenia ojców założycieli, nie był z nim spokrewniony, ani nie był członkiem dynastii Virginii. Uosabiał zachodnią przyszłość kraju, tak jak Obama naszą przyszłość wielorasową. Bezprecedensowa liczba Amerykanów przybyła by uczestniczyć w ceremonii zaprzysiężenia. Jego przyjęcie inauguracyjne było tak dobrą zabawą w Białym Domu, że wydostało się spod kontroli i Jackson został zmuszony do nocowania gdzie indziej.
Dlaczego obamomania?
Najbardziej oczywistym wytłumaczeniem fascynacji Obamą jest jego styl oratorski odwołujący się do pokoleniowej jedności i zmiany. Kluczowe w uwodzeniu przez Obamę jest jednak nie to co mówi, ale co przemilcza. Obamamania opiera się na nie wypowiedzianej ofercie - obietnicy przezwyciężenia wstydliwej historii rasowej w Ameryce - którą jego prezydentura stanowi dla jego entuzjastów.
Powab Obamy różni się od zauroczeń minionych cyklów wyborczych, ponieważ nie ma odniesienia do tego co zrobił w przeszłości albo co zrobi w przyszłości. W swojej karierze legislacyjnej Obama stworzył zaledwie kilka konkretnych zmian regulacyjnych i trudno byłoby znaleźć fana, który mógłby je wymienić. Nigdy od roku 1896, kiedy inny porywający mówca, William Jennings Bryan walczył o Biały Dom, fascynacja kandydatem tak bardzo nie odbiegała od listy jego dokonań.
I chociaż Obama czaruje nas odwoływaniem się do jutra, to nie przynosi nowej wizji ideologicznej. W latach 1980. Ronald Reagan wygrał prawybory w oparciu o swój silny, pro-militarny, anty-rządowy konserwatyzm - filozofię, która umarła już nawet w obrębie partii republikańskiej. Podobnie Bill Clinton zatriumfował, ponieważ był pierwszym demokratą od lat 1960., który sformułował zdolny do przetrwania i żywotny, nowy liberalizm - osadzony na latach politycznej chwiejności, szczere rozliczenie się z błędami swojej partii i wczesne rozpoznanie wagi globalizacji.
O ile Clinton przekonał wyborców do swej filozofii przy pomocy grubych, biurokratycznych propozycji, począwszy od AmeriCorps, przez reformę systemu opieki społecznej, do kredytów podatkowych, to zwolennicy Obamy nie śledzą jego specyficznych pomysłów. Nikt nie twierdzi, że program Obamy zawiera radykalne innowacje czy różni się od Hillary Clinton. Przeciwnie ideologia Obamy, do tej pory artykułowana, wydaje się być zbieżna z dominującym liberalizmem, z silnymi akcentami na komunitaryzm. To tradycja, która wywodzi się od Adlai Stevensona i Billa Bradley"a, i ma mniej wspólnego z klasą pracującą partii demokratycznej niż z profesjonalistami klasy wyższej.
Fenomen Obamy opiera się nie na tym, co zrobił, ale kim jest. Jak wyjaśnił John McWhorter, krytyk nauk społecznych: „Tym, czym Obama porusza społeczeństwo jest wyobrażenie, że będzie on symbolem pokonania rasizmu w kraju." Jest wielką nadzieją białych.
Obamomania osadza się na subtelnym podniesieniu kwestii rasy zwłaszcza wobec białych Amerykanów. Obama nawiązuje do niej jedynie pośrednio, retorycznie napomykając o ojcu z Kenii, cytując Kinga, ale nie wspominając o pojednaniu białych z czarnoskórymi. Zamiast tego podkreśla, jak w przemówieniu w Iowa, harmonię pomiędzy czerwonymi i niebieskimi stanami. Nie zarzuca białej Ameryce jej historii niewolnictwa i segregacji. Pozwala białym, by czuli się dobrze na temat własny i kraju. Pozwala im na wyobrażenie, że naród stworzony w oparciu o wolność, ale zbudowany na niewolnictwie, może być odkupiony. Nie zastrasza ani nie gani białych. Nie jawi się im jako niesprawiedliwy czy niecierpliwy, czy jako reprezentant długo ciemiężonej mniejszości lub ktoś kulturalnie inny od nich. Jednocześnie Obama jest „wystarczająco czarny" dla elity swych białych entuzjastów, którzy nigdy nie ośmieliliby się osądzać jego afrykańskiej autentyczności.
Zakładając, że rasizm jest większym demonem w Ameryce niż antykatolicyzm czy antysemityzm, prezydentura Obamy oferuje łatwe odkupienie win przeszłości. Obamomania skłania nas do wierzenia, że jeśli tylko wybierzemy czarnoskórego prezydenta, symbol zmiany i uzdrowienia, to możemy zapomnieć o brzemionach historii - i rozwiązaniu problemów takich jak rosnąca liczba dzieci nie posiadających rodzin, nieprzyzwoicie duża liczba czarnoskórych mężczyzn za kratami więzień, zdegenerowany stan miejskich szkół, gotująca się niechęć białych wobec akcji afirmatywnej, rozziew pomiędzy długością życia białych i czarnych i kaskada pomyłek rządowych, które przekształciły huragan Katrina z niepowodzenia akcji ratowniczej w bezwstydny skandal rasowy.
Fani Obamy nie są gotowi na finałową konfrontację tych zawiłych i trudnych problemów, których rozwiązanie leży nie w tożsamości prezydenta, ale w polityce i regulacjach ustawowych. O ile obamomania inspiruje i rozwesela, to pozwala nam uniknąć najcięższych wyzwań. Przynajmniej na jakiś czas.
Na podst. źródeł internetowych i „Time" oprac. E.Z.