Holy Name Cathedral przy State Street zawsze była istotnym elementem historii miasta. Odwiedził ją papież Jan Paweł II. Śpiewał tu Luciano Pavarotti. Po drugiej stronie ulicy na rozkaz Al Capone zastrzelony został Hymie Weiss, chicagowski gangster. W środę wybuchł tam pożar, który na szczęście nie zniszczył jej całkowicie.
Był to już drugi pożar w historii katedry. Pierwszy raz budynek uległ zniszczeniu w 1871 r. podczas wielkiego pożaru Chicago. Katedrę odbudowano cztery lata później nadając jej nazwę Holy Name. Zbudowana została w stylu gotyckim, a jej wymiary to 233 stopy długości i 126 stóp szerokości. We wnętrzu może pomieścić ponad 2 tysiące wiernych.
Na początku nie miała tak wielkiego znaczenia. Odbudowano ją kosztem zaledwie 25 tysięcy dolarów, co było zaskoczeniem dla większości wiernych. Jednak 20 lat później kościół wyłożył ponad 200 tysięcy na jej upiększenie i powiększenie. Wtedy pojawiły się w niej kosztowne statuetki świętych, drewniane sklepienie i ponad 2 tysiące świateł. Kościół powoli stał się miejscem święceń kardynalskich, pogrzebów kościelnych dostojników i centralnym punktem obchodów najważniejszych dla kościoła świąt.
W 165 letniej historii katedry tragiczne zdarzenia miały miejsce. Za każdym jednak razem budynek przywracany był do świetności.
„Tym razem będzie podobnie - zapewniają władze kościelne. Kardynał Francis George powiedział, że pożar, który wybuchł w środę to tragiczne wydarzenie, ale należy się cieszyć, że zniszczenia nie są większe.
Około godziny 5.30 rano ogień został zauważony przez jednego z pracowników. Natychmiast zawiadomiona została straż pożarna. Przez dwie godziny walczono z żywiołem. Nikt nie został ranny.
Według rzecznika chicagowskiej straży pożarnej nie wiadomo jeszcze, co było przyczyną powstania ognia, choć na razie wszystko wskazuje na wadliwą instalację elektryczną.
Trudno też ocenić straty, ale mogą one być znaczne. Ojciec Jim Lago z Archidiecezji w Chicago powiedział, że do zniszczeń spowodowanych ogniem dodać trzeba te, które powstały w wyniku gaszenia płomieni.
Akcja gaszenia pożaru uznana została za jedną z najlepszych w historii Chicago. Zwykle, gdy w tak wysokim budynku płonie dach, ogień niszczy resztę budynku. W tym przypadku strażacy wykazali się wielką ofiarnością. Niektórzy zdejmowali butle z tlenem, by przecisnąć się przez niewielkie otwory i gasić pożar od wewnątrz. Na wysokości kilkunastu i kilkudziesięciu stóp, bez zabezpieczeń podłączali węże gaśnicze.
„Próba utrzymania węża pod ciśnieniem to jak walka z niedźwiedziem" - powiedział jeden z nich po zakończeniu akcji - Cieszymy się, że udało się uratować budynek".