----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

19 lutego 2009

Udostępnij znajomym:

Religia przestaje być alternatywą wobec medycyny. Badania naukowe potwierdzają, że modlitwa orędownicza za chorych ma moc uzdrawiania, a uczestniczenie w nabożeństwach religijnych przedłuża życie, niweluje stres i pomaga w znoszeniu kryzysów i problemów zdrowotnych. Już sama rozmowa z lekarzem na tematy życia i śmierci zmniejsza poczucie załamania. Amerykański system opieki medycznej nauczył nas, że nie stać nas na grymaszenie co do tego gdzie szukać rozwiązań. Liczy się rezultat, a ten, jakkolwiek pochodziłby ze źródeł czysto religijnych, jest wartością naukowo sprawdzalną.

Coraz więcej naukowych argumentów dowodzi, że wiara może przynieść zdrowie. Wierni uczestniczący w nabożeństwach religijnych mają mniejsze ryzyko śmierci w ciągu najbliższego roku niż ci, którzy nie biorą w nich udziału. Wierzący w dobrego Boga mają lepsze prognozy po zdiagnozowaniu u nich choroby niż ludzie uznający Boga karzącego. Nawet AIDS cofa się przynajmniej trochę pod wpływem dawki wiary. „Nawet uwzględniając funkcję medycyny," mówi Dr. Gail Ironson, profesor psychiatrii i psychologii w Uniwersytecie Miami, który bada HIV i wierzenia religijne, „uduchowienie zapowiada znacznie lepszą kontrolę choroby."

Trudno ukryć zdumienie wobec takich rezultatów badań, ale sceptycy mogą stwierdzić, że nie ma w nich nic nadzwyczajnego. Żyjesz dłużej, jeśli chodzisz do kościoła, bo idziesz tam również na badania na zawartość cholesterolu i korzystasz z odwiedzin pielęgniarki. Twoje obciążenie wirusowe spada, kiedy włączysz uduchowienie w walkę przeciwko HIV, ponieważ twój poziom kortyzolu, hormonu stresu, się obniża.

„Nauka nie zajmuje się nadnaturalnymi wyjaśnieniami," stwierdza Richard Sloan, profesor medycyny behawioralnej w Columbia University Medical Center i autor „Blind Faith: The Unholly Alliance of Religion and Medicine." „Religię i naukę charakteryzują odmienne podejścia." To bezsprzecznie prawdziwe - do pewnego stopnia. Ale jest również prawdą, że nasz mózg i ciało zawierają dużo duchowych powiązań. Nawet jeśli istnieje naukowe wytłumaczenie każdego z nich, to nie oznacza to, że możemy z nich uczynić pożytek. I jeśli jeden z nich może uczynić nas zdrowymi, to czy nie powinniśmy z tego skorzystać? „Dużo materiałów naukowych ukazuje pozytywny wpływ religii na zdrowie," konstatuje dr. Andrew Newberg, profesor radiologii, psychologii i badań religijnych na Uniwersytecie Pensylvanii i współzałożyciel Penn"s Center for Spirituality and the Mind. „Sposób w jaki mózg działa jest tak zgodny z religią i duchowością, że będziemy w nie zaplątani przez długi czas", przewiduje.

Wszystko w twoich rękach

„Zaplątany w mózgu" - to dobre określenie pracy Newberga w ostatnich 15 latach. Jest autorem czterech książek, włączając znajdującą się w druku „How God Changes Your Brain" i badań na temat działania mózgu na ponad 100 osobach, z których wszystkie znajdowały się w różnych stadiach modlitewnych i kontemplatywnych. Z czasem Newberg i jego zespół doszedł do rozpoznania które części mózgu uaktywniają się podczas różnych doświadczeń.

Kiedy oddajemy się modlitwie, przednie płaty przejmują prowadzenie, jako że rządzą skupieniem i koncentracją. Podczas bardzo głębokiej modlitwy płaty ciemieniowe słabną, co pozwala na doznanie rozluźnienia ziemskiego osadzenia. Przednie płaty odgrywają mniejszą rolę, kiedy modlący oddaje się pojedynczej aktywności mówienia językami - co koresponduje z subiektywnym doświadczeniem mówców, że nie kontrolują tego co mówią.

Módl się i medytuj, a niektóre zmiany w mózgu utrwalą się na stałe. Długotrwali medytatorzy, ci z 15-letnim doświadczeniem, wydają się posiadać grubsze płaty przednie niż ci, którzy nie medytują. Osoby określające siebie jako wysoce uduchowione mają tendencję do asymetrii wzgórza mózgowego, co inni ludzie mogą rozwinąć dopiero po ośmiu tygodniach treningu medytacyjnego. Bez względu na to co tłumaczy kształt mózgu, to można to wykorzystać. Lepiej funkcjonujące przednie płaty wspomagają pamięć. W jednym z badań Newberg zbadał mózg ludzi, którzy skarżyli się na kłopoty z pamięcią zanim nie przeszli treningu medytacyjnego, po czym zbadano ich ponownie. W miarę jak płaty powiększyły się, pamięć się poprawiała.

Wiara i zdrowie są od siebie współuzależnione także w inny sposób. Weźmy za przykład post. Jednym z podwalin zarówno tradycyjnych protokołów zdrowotnych jak i tradycyjnych rytuałów religijnych jest post oczyszczający, o którym mówi się, że oczyszcza organizm z toksyn w pierwszej fazie, a następnie z grzechów, a służy także innym pobożnym celom. Żydzi poszczą w Jom Kippur, muzułmanie obchodzą ramadan, katolicy -wielki post, Hindusi wyrzekają się żywności w czasie 18 większych świąt. Jeśli są dobrze przestrzegane, to posty mogą doprowadzić do stanu szczególnej klarowności, a nawet euforii. To z kolei może dać osobom praktykującym błogie poczucie, że bez względu na to czy celem ograniczenia żywności jest zdrowie czy uduchowienie, to cel zostaje osiągnięty. Być może, ale w grę wchodzi także chemiczne kuglarstwo.

Mózg jest organem bardzo wrażliwym na dopływ energii, a jego funkcjonowanie wymaga wielu kalorii. Kiedy dopływ żywności zostaje zatrzymany, nerki wkraczają w fazę przerwy, produkując glukozę i przesyłając ją do całego organizmu - zawsze upewniając się, że mózg otrzyma szczególnie obfite dostawy. Rezerwa nerek trwa jedynie około 24 godzin, po czym komórki zaczynają przełamywać tłuszcz organizmu i proteiny, zasadniczo żyjąc poza ustrojem. Wtedy to zmienia się skład krwi, włączając hormony, neurotransmitery i pochodne produkty metaboliczne. Wystarczy wrzucić tak dużo luźnej chemii do wrażliwego mechanizmu mózgu i prawdopodobnie się załamie. „Bardzo realne zmiany, które występują w organizmie bardzo szybko, mogą tłumaczyć stan jasności podczas postu," twierdzi dr. Catherine Gordon, endokrynolog z Children"s Hospital w Bostonie. „Mózg pozostaje w specyficznym stanie nawet podczas krótkotrwałego postu. Biologicznie to niekorzystne, ale uduchowione poczucie spokoju, jakkolwiek krótkotrwałe, które z tym się wiąże, wzmacnia post i wynagradza doświadczenie.

Jak skuteczna jest modlitwa?

Poważni teologowie wierzą w moc modlitwy orędowniczej w uzdrowieniu chorych, ale i naukowcy poświęcili temu około 6 tysięcy opublikowanych badań od roku 2000. Niektóre z nich były fundowane przez grupy takie jak John Templaton Foundation, której misją jest poszukiwanie związków religii i nauki, ale inne były wyprodukowane przez mniej emocjonalnie umotywowanych dochodzeniowców.

Badanie z roku 1988 przeprowadzone przez kardiologa Randolpha Byrda z San Francisco General Hospital dowiodło, że pacjenci chorzy na serce, za których się modlono, mieli lepsze wyniki leczenia niż ci, za których nikt się nie modlił. Ale szersze badanie Herberta Bensona z Harvard University z roku 2005 zaprzeczyło temu, informując, że komplikacje wystąpiły u 52% pacjentów chorych na serce, za których się modlono, i u 51% pacjentów, którzy nie otrzymali orędownictwa innych. Sloan twierdzi, że nawet próba znalezienia naukowej bazy dla związku pomiędzy modlitwą i uzdrowieniem jest „sprawą głupków", i to z powodów czysto metodologicznych. „Nie sposób wiedzieć jak dużo modlitwy pacjent otrzymuje," stwierdza, „I ponieważ tego nie wiemy, nie można określić dawki."

Taka ścisłość nie zniechęca wierzących - co nie jest zaskoczeniem, biorąc pod uwagę wagę jaka w wierze odgrywa modlitwa. Ale co do jednej rzeczy oba obozy się zgadzają: kiedy planujesz badanie, to ogromne znaczenie ma to czy osoby badane wiedzą, że są przedmiotem modlitwy. Wystarczy jednynie wzmianka o tym, że są oni w grupie modlitewnej czy w grupie kontrolnej, a znany efekt placebo może unicestwić wyniki badań.

Opisany po raz pierwszy w medycznej literaturze w roku 1780. efekt placebo może działać magicznie w przypadku każdego rodzaju schorzeń. Wystarczy dać pacjentowi pigułkę z cukru, ale nazwać to analgetykiem i nie odczuwa on bólu. Pacjenci chorzy na Parkinsona, którzy przeszli pozorną operację chirurgiczną, a którym powiedziano, że wzmocni ona niski poziom dopaminy odpowiedzialny za ich symptomy, w rzeczywistości faktycznie doznali wzrostu poziomu dopaminy. Newberg opisuje pacjenta chorego na raka, którego guzy skurczyły się, kiedy oferowano mu leki eksperymentalne, po czym urosły ponownie, kiedy dowiedział się, że lek był nieskuteczny u innych pacjentów, i skurczyły się ponownie, kiedy lekarz zaordynował sterylną wodę, mówiąc, że była to bardziej potężna dawka leku. Administracja Żywności i Leków ostatecznie określiła, że lek nie był skuteczny, i pacjent zmarł. Wszystko czego potrzeba, by efekt placebo zadziałał, to by jedna część mózgu przejęła dane z zewnątrz i przekazała je innej części kontrolującej poszczególne funkcje organizmu. „Mózg wydaje się być w stanie stosować efekt placebo na różne sposoby," mówi Newberg. Nie ma dowodu naukowego na to, że wstawiennictwo innych cię uzdrowi. Ale prawdopodobnie nie szkodzi, a pomaga, kiedy wie się, że ktoś się za nas modli.

Wiara i długowieczność

Jeśli wiara w leki może być tak potężna, to wiara w Boga i nauki religijne, które dotykają ludzi wierzących w sposób o wiele głębszy niż jedynie farmakologia - powinna byc nawet skuteczniejsza. Jednym ze sposobów sprawdzenia tego jest zbadanie stanu zdrowia ludzi chodzących do kościoła. Demograf społeczny, Robert Hummer z Uniwersytetu Teksasu badał tę populację ludzi od roku 1992 i wyniki jego badań trudno podważyć. Ci, którzy nigdy nie uczęszczali na nabożeństwa religijne mieli podwójne ryzyko śmierci w ciągu następnych ośmiu lat niż ci, którzy uczęszczali raz w tygodniu. Ci, którzy plasują się gdzieś pośrodku pomiędzy uczęszczającymi do kościoła co tydzień a tymi, którzy nie chodzą, mają podobne ryzyko śmiertelności.

Podobna analiza przeprowadzona przez Daniela Hall, księdza episkopalnego i chirurga w University of Pittsburgh Medical Center, dowiodła, że uczęszczanie do kościoła dodaje dwa do trzech dodatkowych lat życia. Dowiódł również, że ćwiczenia dodają trzech do pięciu dodatkowych lat. Więc chodzenie do kościoła i długowieczność wydają się być powiązane.

Badacze nie przetestowali wszystkich zmiennych działających w tym zjawisku, ale Hummer twierdzi, że niektóre czynniki nie stanowią zaskoczenia: „Ludzie zakorzenieni w społecznościach religijnych są bardziej skłonni polegać na sobie wzajemnie w przyjaźni, wsparciu, zawiezieniu do lekarza."

Ale naukowcy dochodzą do wniosku, że te rzeczy nie tłumaczą wszystkiego i że w grę wchodzi konstelacja innych zmiennych, które są trudne do zmierzenia. „Religijne wierzenia nie są po prostu kwestią umysłu, ale angażują również ciało." Twierdzi Ted Kaptchuk, profesor medycyny z Harvard Medical School. „Organy sensoryczne, smaki, zapachy, dźwięki, muzyka, architektura religijnego budynku jest w to włączona." Podobnie jak samo wejście do szpitala eksponuje pacjenta na widoki i zapachy, które, jak się uważa, skłania mózg i ciało do uzdrowienia, podobnie może być z wejściem do miejsca modlitwy.

Neal Krause, socjolog i ekspert zdrowia społecznego z Uniwersytetu Michigan, próbował ogarnąć liczbowo te amorficzne zmienne w badaniu na temat długowieczności na około 1500 ludziach, które prowadził od roku 1997. Skupił się w szczególności na tym w jaki sposób regularni uczestnicy nabożeństw znoszą ekonomiczne kryzysy, jak również stres i problemy zdrowotne. Doszedł do wniosku, że parafianie korzystają ze wsparcia społecznego ze strony kościoła. Ale skonkludował również, że ci, którzy oferowali swą pomoc, mieli się znacznie lepiej niż ci, którzy ją otrzymali. Wywnioskował także, że ludzie, którzy pozostają wdzięczni za to wszystko, co dzieje się w ich życiu dobrze, mają zredukowaną występowalność depresji, która sama w sobie określa stan zdrowia. A w innym studium przygotowywanym właśnie do publikacji doszedł do wniosku, że ludzie, którzy wierzą, że ich życie ma sens, żyją dłużej niż ci, którzy takiej świadomości nie mają."To jedno z istotnych podłoży religii", twierdzi Krause. „Znak na drzwiach głosi: wejdź a znajdziesz sens."

Połączone ręce

O ile kościoły w coraz większym stopniu są skłonne zaakceptować asystę ekspertów zdrowia, to lekarze i szpitale nieco opieszalej zwracają się w poszukiwaniu doradców duchowych. Od dawna w świadomości powszechnej panowała obawa, że pacjenci nie są zainteresowani podejmowaniem tak intymnych pytań, a lekarze nie czuli się dobrze zadając je. Okazuje się to jednak nieprawdą. Kiedy psycholog Jean Kristeller z Indiana State University przeprowadził sondaż onkologów, zorientował się, że duża ich część uważała za stosowne dyskutowanie na tematy duchowe z pacjentami lub kierowanie ich do kogoś innego, jeśli sami nie czuli się na siłach. Pacjenci podkreślali, że bardzo chcieliby przeprowadzić taką rozmowę, ale ich lekarze nigdy jej nie zainicjowali. Obie grupy potrzebowały kogoś, kto przełamie lody. „Im bardziej skoncentrowana na pacjencie jest rozmowa z lekarzem, tym lepszy skutek leczenia," stwierdza Kristller.

To samo dotyczy podejmowania kwestii religijnych przez pacjentów chorych na nowotwory. Ponad 90% pacjentów, których lekarze podjęli rozmowę na tematy religijne nie czuło się dotkniętych, a 75% odnotowało, że było to pomocne. W czasie tak krótkim jak trzy tygodnie pacjenci z drugiej grupy raportowali zmniejszone uczucie depresji, poprawę jakości życia i większe odczucie troski ze strony lekarza.

Lekarze w coraz większym stopniu próbują łączyć opiekę duchową z medyczną. Przykładem może być organizacja kapelanów chrześcijańskich, żydowskich, muzułmańskich i buddyjskich, powiązana z kilkunastoma szpitalami w Nowym Jorku. Grupa oferuje opiekę nad pacjentami jako część ogólnego leczenia. Kapelani, jak lekarze, mają grupę swoich pacjentów, których odwiedzają, spisują ich historię duchową i albo oferują konsultację na własną rękę albo kierują do do innych. Założyciel grupy, prezydent i CEO, Walter Smith, traktuje ją jak produkt opieki zdrowotnej, nie ograniczonej do wierzących. Twierdzi on, że pacjent potrzebuje „osoby, która potrafi w sposób kompetentny dokonać ewaluacji i zaangażować jego duchową stronę w leczenie medyczne. Kiedy ludzie stwierdzają - Nie jestem pewny czy możesz pomóc, bo nie jestem osobą religijną - to kapelan odpowiada - To nie problem. Czy mogę usiąść i zająć cię rozmową?" Pacjenci, którzy udzielają zgody, dyskutują kwestie uznane przez nich za świeckie, które jednak dotyczą tak podstawowych pytań jak życie i śmierć, z powodzeniem więc mogłyby być uznane za duchowe. Kapelani mogą również kierować pacjentów do innych specjalistów opieki medycznej, jak pracownicy socjalni, psychologowie i inni. Sloan, autor „Blind Faith", podsumowuje: „Myślę, że rolą kapelana jest określenie systemu wartości pacjenta i wsparcie go w podjęciu niektórych decyzji."

Coraz mniej osób traktuje religię jako alternatywę wobec medycyny. Czołowymi narzędziami oddziałów przyjęć zawsze będą szyny i szwy, a nie modlitwy, ale dobrze stosowana medycyna wraz z zapobieganiem będzie zawsze najlepszym sposobem na utrzymanie zdrowia. Jednakże jeśli amerykański system opieki medycznej nauczył nas czegokolwiek, to że nie stać nas na grymaszenie co do tego gdzie szukać rozwiązań. Lekarze, pacjenci i pastorzy walczący z chorobami wiedzą już, że pomoc przychodzi w różnorodnych formach. Liczy się rezultat, a nie skąd przychodzi pomoc.

Na podst. „Time" oprac. E.Z.

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor